środa, 7 czerwca 2017

35. Decyzja.

Miałam wrażenie, że czas przyspieszył kilkukrotnie. Nim się obejrzałam pozostało jedynie kilka dni do naszego przyjęcia zaręczynowego, poród Emmy miał odbyć się na dniach, a ja niemal zapomniałam o mojej tajemnicy. Wszystko układało się tak jak chciałam, Justin był spełnieniem moich marzeń i nie potrzebowałam nikogo więcej do szczęścia.
- Dzień dobry. – Mężczyzna objął mnie ramieniem i pocałował w szyję. – Jak się spało?
- Cudownie. – Uśmiechnęłam się gdy obróciłam się do Justina przodem.
- Musimy jechać do hotelu i… - zerknął na zegarek za moimi plecami – już jesteśmy spóźnieni.
- Ta kobieta kiedyś nas zabije – jęknęłam, kiedy w mojej głowie pojawił się obraz rozwścieczonej organizatorki naszym spóźnieniem.
Szybko założyliśmy wygodne stroje i ruszyliśmy do hotelu. Justin zaparkował niemal pod samym wejściem, przez co szybko znaleźliśmy się w środku. Wysoka kobieta czekała na nas przy wejściu i od razu zmierzyła mnie pogardliwym spojrzeniem.
- Czekałam na was – rzuciła, idąc w kierunku dużej sali. Spojrzeliśmy się na siebie z Justinem na co on tylko wzruszył ramionami i objął mnie w talii. – Tak jak sobie życzyliście stoliki będą ustawione na bokach, a pośrodku pozostawione będzie miejsce do tańca. Zespół potwierdził swoje przybycie, a kucharz zaakceptował menu. Zastanowiliście się co do kolorów?
- Pozostajemy przy bieli, różu i srebrze – powiedziałam jak najuprzejmiej. Kobieta zanotowała coś w swoim notesie i przeprosiła nas na moment. Spojrzałam na szatyna, który mocno mnie do siebie przytulił. Zaśmiałam się gdy czule mnie pocałował.
- Tęskniłem za tobą – wymruczał.
Przez ostatnie dwa tygodnie ciągle się mijaliśmy. Oboje mieliśmy wielkie zamieszanie w pracy, Justinowi wypadła delegacja, a ja miałam wrażenie, że im więcej pracowałam tym więcej miałam do zrobienia. Nasze kontakty polegały na krótkich telefonach, ten całus to była nasza pierwsza chwila czułości od kilkunastu dni. Zagryzłam wargi gdy do mojej głowy wpadł dosyć szalony pomysł.
- Uprawiałeś kiedyś seks w aucie? – Spojrzałam na mężczyznę wymownie. Odchrząknął nerwowo i wzrokiem odszukał naszą organizatorkę. Oznajmił jej, że coś ważnego wypadło mu w firmie i natychmiast musimy wyjść. Pociągnął mnie za rękę, a ja starałam się jak najbardziej spowolnić jego krok. Zaśmiałam się gdy rzucił mi pośpieszające spojrzenie. Spod hotelu odjechał niemal z piskiem opon. Nerwowo przebierał nogami gdy musiał zatrzymać auto na czerwonym świetle.
- Czy przez te szyby widać co dzieje się wewnątrz auta? – Odgarnęłam włosy na jedno ramie. Widziałam jak Bieber nerwowo przełyka ślinę, gdy ruszył autem.
- Jedyne co można zobaczyć to swoje własne odbicie z zewnątrz. – Niemal podskoczył gdy odpięłam swój pas i położyłam dłoń na jego kroczu delikatnie je ugniatając. Jego penis był miękki, ale w mojej głowie miałam plan jak szybko to zmienić. – Cholera, co ty… - powiedział zdziwiony, gdy odpięłam guzik od jego spodni i rozpięłam rozporek. Wsunęłam dłoń w jego bokserki i chwyciłam jego męskość.
- Musisz się skupić na drodze. – Spojrzałam wymownie na szatyna, który zaciskał dłonie na kierownicy. Pochyliłam się i wzięłam do ust jego penisa. Mruknęłam zadowolona gdy czułam jak staje się coraz twardszy. Ssałam go jak najbardziej mogłam, podniecenie zaczęło działać również na mnie bo czułam wilgoć między moimi nogami. Zaciskałam swoje uda, co sprawiało mi przyjemność. Justin wplótł dłoń w moje włosy nadając mi rytm. Niemal połknęłam jego penisa co wywoływało u mnie odruchy wymiotne, jednak całkowicie się mu poddawałam. Skręcił gwałtownie, ale mimo tego, że na moment straciłam równowagę, nadal sprawiałam mu przyjemność.
- Adeline – warknął gdy zatrzymał auto i wyłączył silnik. – Kurwa mać. – Chwycił moją twarz, zmuszając żebym się wyprostowała i na niego spojrzała. – To było cholernie nieodpowiedzialne – dyszał. Zagryzłam skruszona wargę, a on przyciągnął mnie do siebie i zaczął namiętnie całować. Nie mogłam złapać oddechu gdy posadził mnie na swoich kolanach. Podwinął moją sukienkę do pasa i gwałtownie wsunął się we mnie, nawet nie ściągając ze mnie majtek. Trzymał mocno moje biodra, nadając mi rytm. Szarpałam go za włosy, głośno jęczałam, a Justin sprzedawał mi coraz mocniejsze klapsy. Podniecenie przejęło nad nami kontrolę i nie mogliśmy już tego zatrzymać. Mój orgazm był tak intensywny, że na moment straciłam kontakt z otaczającym mnie światem. Oparłam głowę o ramię mężczyzny i głęboko oddychałam. Szatyn kolistymi ruchami masował moje pośladki co chwila delikatnie je szczypiąc.
- Kocham cię – mruknęłam. Uniosłam głowę i spojrzałam na Justina. – Tęskniłam za tobą. – Pocałowałam go. Znowu zaczęliśmy się namiętnie całować, a ja sugestywnie poruszałam biodrami.
- Chodźmy do biura.
- Do biura?
- Jest sobota, nikogo nie ma w budynku. Poza tym musisz dostać karę. – Zaśmiał się. Przewróciłam oczami, przesiadając się na miejsce pasażera. Wysiadłam z auta i poczekałam chwilę na Justina, który od razu gdy do mnie dołączył położył dłoń na moim tyłku. Weszliśmy do windy, a szatyn nacisnął na guzik z ostatnim piętrem. Nim drzwi się zamknęły, wspięłam się na palce, objęłam szyję szatyna i zaczęłam go całować. Przycisnął mnie do ściany, a ja czułam na brzuchu jego twardniejącą męskość. Głośno sapałam gdy podwinął moją krótką sukienkę i gładził moje uda. Cieszyliśmy się sobą na każdy możliwy sposób. Długa rozłąka wyraźnie podkręciła nasze libido przez co nawet nie myśleliśmy o tym żeby przestać.
Winda się zatrzymała, a my niechętnie przerwaliśmy pocałunek. Szatyn spojrzał na mnie z uśmiechem i nonszalancko otarł kąciki ust. Nie mogłam złapać oddechu i zebrać myśli pod jego natarczywym wzrokiem. Nim opuściliśmy niewielkie pomieszczenie, Justin pocałował mnie ponownie. Jego pocałunek był krótki i czuły. Zaraz potem chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę swojego gabinetu. Zatrzymał się przed wejściem i pogładził po skroniach. Przebierałam niecierpliwie nogami, irytując się jego nagłą zmianą nastroju.
Akurat teraz postanowił zastanowić się nad swoim życiem.       
Odwrócił się do mnie przodem i położył dłonie na mojej talii. Lustrował moją twarz, po chwili westchnął i zawrócił do windy. Patrzyłam się na jego postać będąc zupełnie w szoku gdy przytrzymał dla mnie drzwi windy.
- Wracamy do domu – powiedział głośno.
Zmroził mnie jego chłodny i poważny ton głosu. Nie odezwałam się do niego słowem, aż nie dotarliśmy do auta. Chwilę bawił się kluczykami, które mi po chwili podał.
- Ty prowadzisz.
- Ja? – Spojrzałam na niego zaskoczona. – Justin co się… - Chciałam dotknąć jego policzka, ale dał krok do tyłu odtrącając moją rękę. Niemal przestałam oddychać gdy mocno zacisnął szczękę.
- Po prostu zawieź nas do domu. – Szybko usiadł na miejscu pasażera. Wzięłam kilka uspokajających oddechów i zasiadłam za kierownicą. Odpaliłam silnik i wyjechałam na ulicę miasta. Kątem oka zerkałam na Justina, który nerwowo podrygiwał nogą i natrętnie wyginał palce we wszystkie strony. Odetchnęłam z ulgą gdy dojechałam na miejsce bo przez całą drogę byłam bardziej skupiona na szatynie niż na tym co się działo przed autem.
Miałam mętlik w głowie. Pierwszy raz Justin tak szybko zmienił nastrój, odrzucił mnie, po raz pierwszy.
Ukradkiem wytarłam mokre policzki gdy szłam za szatynem w stronę windy. Nie wiedziałam co się przed chwilą stało, byłam kompletnie zagubiona. Bałam się spojrzeć na mojego narzeczonego, bałam się jego wzroku.
W mieszkaniu Justin od razu powędrował do barku. Nalał do szklaneczki sporą ilość brandy i wypił ją haustem. Stałam sparaliżowana obok kanapy przyglądając się poczynaniom szatyna. Drugi raz napełnił szklaneczkę i w końcu spojrzał na mnie po dłuższej chwili. Oblizał dolną wargę i westchnął głośno.
- To dla twojego dobra – powiedział i wziął kolejny łyk alkoholu. Nie odezwałam się nawet słowem tylko patrzyłam na niego niezrozumiałym wzrokiem. – Po prostu… - westchnął. – Wyobrażałem sobie jak cię krzywdzę, sprawiam ci ból, ciągnę za włosy. Kurwa już w aucie chciałem żebyś dławiła się moim kutasem – warknął. – Nie chcę cię skrzywdzić Adeline.
- A co jeśli to mi się spodoba? – Wypaliłam bez zastanowienia. Nim uświadomiłam sobie co powiedziałam, szatyna niemal wmurowało w ziemię. Przestraszyłam się własnych myśli, ale zdawałam sobie też sprawę, że Justin potrzebuje takiego seksu. Musi dominować, dowodzić kobietą, robić to co on chce.
- Nie spodoba.
- Zmieniłam się Justin – powiedziałam pewnie. Podeszłam do niego i napiłam się alkoholu z jego szklanki, którą odstawiłam. Zaczęłam rozpinać guziki jego koszuli, mocno trzymając materiał, żeby nie pozwolić mu się oddalić. – Chcę ci sprawić przyjemność – szepnęłam wprost do jego ust. Oddech mężczyzny przyspieszył gdy gładziłam jego klatkę piersiową. Niepewnie ściągnął ze mnie sukienkę i bieliznę, przez co stałam przed nim zupełnie naga. – Chcę cię błagać o litość Justin. – Te słowa obudziły w nim demona. Chwycił mnie mocno w pasie i zaniósł do sypialni gdzie rzucił na łóżko. Sam też się szybko rozebrał i przywarł do moich ust. Gryzł moje wargi przez co szybko stały się obolałe. Jego ruchy były szybkie i zdecydowane, a w oczach czaił się istny obłęd. Krzyknęłam gdy niespodziewanie przerzucił mnie na brzuch i wszedł we mnie mocno. Jedną ręką trzymał mnie za biodro, a wokół drugiej owinął moje włosy mocno za nie szarpiąc. Głośno jęczałam co powodowało, że poruszał się we mnie coraz szybciej i składał mocne klapsy na pośladkach. Nie panowałam nad swoim ciałem. Cała drżałam i ku mojemu zdziwieniu błagałam o więcej. Justin wychodził naprzeciw moim oczekiwaniom przez co klapsy były coraz mocniejsze, a penis Justina penetrował moje wnętrze coraz głębiej. Nie osiągnęłam orgazmu, ale mimo to poczułam niesamowitą satysfakcję gdy nasienie szatyna wytrysnęło na mój brzuch.
Leżałam na łóżku w zupełnym szoku. Justin usiadł obok i spojrzał na mnie niepewnie. Nie potrafiłam wydobyć z siebie żadnych słów, po prostu szybko zeskoczyłam z łóżka i pognałam do łazienki zmyć z siebie spermę. Włączyłam natrysk i oparłam się o zimną ścianę, zamykając oczy. Ku mojemu zdziwieniu, zorientowałam się, że podczas tego stosunku, mimo zadawanego mi bólu, odniosłam przyjemność. Oczywiście nie oznaczało to, że ten rodzaj seksu stanie się moim ulubionym, jednak nie miałam nic przeciwko, gdyby nasze spotkania przybrały taką formę.
 Justina nie było w sypialni. Zaniepokojona szybko zbiegłam po schodach na dół. Weszłam do jego gabinetu, siłowni, zastanawiając się gdzie mógł się podziać. Zagryzłam zdenerwowana wargę, uświadamiając sobie, że mógł wziąć moją reakcję zupełnie na opak. Uciekałam od niego, schowałam się w łazience, jednak chyba dopiero w tamtej chwili opadł szok po tym jak reagowało moje ciało po tak brutalnym traktowaniu mnie w łóżku.
Westchnęłam z ulgą gdy zastałam szatyna na tarasie. Między palcami trzymał wypalonego do połowy papierosa, a w popielniczce znajdowały się dwa wypalone.
Niepewnie podeszłam do niego i delikatnie pocałowałam w policzek. Intuicyjnie objął mnie ramieniem. Zgasił papierosa i uważnie mi się przyglądał, gdy wspięłam się na palce. Delikatnie pocałowałam go w usta, gładząc jego policzek. Oparłam głowę na klatce piersiowej szatyna i przysłuchiwałam się jego szybko bijącemu sercu.
- Byłam w szoku. – Dopiero po dłuższej chwili się odezwałam. – Dlatego uciekłam do łazienki. – Spojrzałam na Justina, który bacznie mi się przyglądał. – To było dla mnie coś zupełnie nowego i myślę, że możemy zarezerwować ten rodzaj seksu na specjalne okazje. – Wzruszyłam ramionami, a szatyn zachichotał.
- Dlaczego na specjalne okazje?
- Bo od klapsów bolą mnie pośladki – powiedziałam przez śmiech w którym zawtórował mi Justin.
Gdy przestaliśmy się śmiać, mój narzeczony głośno westchnął i zaciągnął mnie do salonu. Usiadłam obok Justina, przerzucając nogi przez jego kolana. Gładził moją odsłoniętą skórę przez krótkie spodenki.
- Przestraszyłem się, że to było dla ciebie za dużo – westchnął. – Chciałem za tobą wejść, ale chciałem żebyś to sobie przemyślała sama. – Usiadłam na kolana Justina i objęłam ramionami jego szyję. Zaczęłam go całować, a on szybko odwzajemniał pocałunki. – Za trzy miesiące zostaniesz moją żoną – powiedział w moje usta. – Będziesz już oficjalnie moja. – Uśmiechnął się szeroko, a ja szybko zaraziłam się jego radością. Oparłam głowę na jego ramieniu i wdychałam delikatną woń świeżo umytego ciała. Dzień naszego ślubu zbliżał się nieubłagalnie szybko, przygotowania ruszyły pełną parą, a ja nadal nie wierzyłam, że wyjdę za mąż za mężczyznę, którego kocham.
- Zrobię coś na obiad. – Leniwie wstałam z kolan Justina. Gdy byłam w kuchni, szatyn stanął przede mną trącając swoim nosem o mój.
- Może coś zamówimy? Albo zjemy na mieście? Nie spędzaliśmy ze sobą czasu od prawie dwóch tygodni.
- Wycieczka? – powiedziałam radośnie, a mojemu głosowi zawtórował dzwonek telefonu Justina z salonu. Mruknął niezadowolony, gdy opuścił kuchnię żeby odebrać telefon, a ja w tym czasie zaczęłam buszować w lodówce, żeby coś przekąsić.
- Emma urodziła. – Justin niemal wbiegł do kuchni, a ja patrzyłam na niego w szoku. – Ryan dzwonił, że wszystko zaczęło się wczoraj wieczorem, ale dopiero teraz wszystko się uspokoiło i możemy ich odwiedzić.
- No jasne! – pisnęłam podekscytowana i szybko pobiegłam do sypialni żeby się przebrać. Szatyn dorównywał mi kroku i oboje weszliśmy do garderoby. Założyłam jeansy przed kostkę i luźną koszulę we wzory. Wybrałam wygodne trampki, a włosy zostawiłam rozpuszczone. Justin ubrał czarne jeansy, szarą podkoszulkę i podobnie do mnie wybrał trampki. W drodze do szpitala kupiliśmy wielki bukiet kwiatów dla Emmy i kilka drobiazgów dla dziecka. Oboje z Justinem byliśmy podekscytowani przyjściem na świat potomka Ryana bo mieliśmy zostać jego rodzicami chrzestnymi.
Uśmiechnęłam się szeroko, gdy wchodząc do sali Emma siedziała na łóżku obejmując malutką kuleczkę. Ryan siedział obok na fotelu i przyglądał się im intensywnie. Dopiero po chwili podszedł do nas.
- Gratulacje. – Mocno go uściskałam i szybko podeszłam do Emmy. W czasie gdy blondyn razem z Justinem wymieniali się głupimi zaczepkami, ja po raz pierwszy w życiu zobaczyłam tak malutkiego człowieka. Może to dziwne, ale nigdy nie trzymałam dziecka na rękach, a najmłodsze dzieci jakie widziałam to te prowadzone w wózkach przez matki na ulicy. – Jest śliczny. – Spojrzałam na Emmę, która przyglądała się swojemu synowi. – Serdecznie ci gratuluję. – Uśmiechnęłam się do niej, a ta odwzajemniła uśmiech.
- Jako matka chrzestna powinnaś potrzymać Colina na rękach. – Nim zdążyłam zaprzeczyć, już siedziałam w fotelu trzymając w ramionach to malutkie stworzenie. Byłam przerażona, kompletnie nie wiedziałam co zrobić i jak się zachować. Wpatrywałam się w tę malutką buzię, szukając jakichkolwiek oznak niezadowolenia, ale mały jedynie wykrzywił swoje usta w coś na rodzaj uśmiechu. Otworzył oczy i uważnie się mi przyglądał. Zachichotałam gdy szeroko ziewnął wyciągając rączki nad głowę.
- Cześć. – Chwyciłam jego małą rączkę, a on zacisnął dłoń na moim palcu. Pogładziłam go po policzku, a on przechylił główkę w stronę mojej dłoni. W pomieszczeniu panowała cisza, kiedy mały Colin wolno zasypiał w moich ramionach, aż w końcu całkowicie odpłynął.
- Chyba cię polubił. – Usłyszałam głos Emmy, który przypomniał mi o obecności innych osób. Uśmiechnęłam się uprzejmie i odłożyłam małego do kołyski. Ostatni raz spojrzałam na noworodka i odwróciłam się w stronę Justina, który opuścił wzrok gdy nasze spojrzenia się spotkały.
- Chyba powinniśmy się już zbierać.
- Jesteście na pewno zmęczeni. – Justin pożegnał się najpierw z Emmą, później z Ryanem, a przed samym wyjściem pogładził malutką rączkę Colina. Uśmiechnęłam się, gdy zobaczyłam kontrast między jego dłonią, a dłonią noworodka. Gdy pożegnałam się ze świeżo upieczonymi rodzicami, razem z Justinem opuściłam klinikę i wsiadłam do auta.
- Czemu mi się tak przyglądasz? – Zaśmiałam się, gdy Justin przez dłuższą chwilę nie odpalał auta tylko lustrował moją twarz.
- Po prostu, kiedy trzymałaś na rękach Colina, pomyślałem, że taka osoba jak ty nie może być złą matką. Masz o sobie bardzo krytyczne zdanie… - Westchnęłam na jego słowa.
- Pierwszy raz w życiu miałam na rękach tak malutką osobę i to było coś niesamowitego – powiedziałam, szeroko się uśmiechając.
- Widziałem to, patrzyłaś w małego jak w obrazek.
Nie odpowiedziałam nic. Gdy wróciliśmy do domu, oboje skierowaliśmy się do kuchni. Justin postawił na blacie, kupione po drodze, chińskie jedzenie. Na dworze było już zupełnie ciemno, a ja ziewnęłam, czując zmęczenie dzisiejszym dniem. Oboje z szatynem ruszyliśmy do sypialni. Założyłam koszulę nocną i ruszyłam do łazienki aby zażyć tabletkę antykoncepcyjną. Spojrzałam na nierozpoczęte pudełeczko, dzisiaj powinnam wziąć pierwszą tabletkę.
Dziecko z Justinem to twoje marzenie.
Będziesz tego żałować.
Nie jesteś go warta.
Nie będziesz dobrą matką.
Pragniesz dziecka.
Będziesz się starać, żeby być cudowną matką.
Chwyciłam pudełeczko i usiadłam razem z nim przed Justinem na łóżku.
- Co się stało? – Szatyn spojrzał niepewnie na pudełeczko tabletek.
- Wczoraj skończył mi się okres, dzisiaj powinnam zacząć nowe opakowanie, ale…
- Ale?
- Chcę mieć dziecko – powiedziałam pewnie. Szatyn spojrzał na mnie zszokowany. Otwierał i zamykał usta, nie wiedząc co powiedzieć. – Wiem, że pragniesz dziecka. To nie jest tak, że podejmuję decyzję pod wpływem chwili. Chcę mieć z tobą dzieci i dzisiaj tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że z tobą dam radę. – Zagryzłam zdenerwowana wargi. Szatyn patrzył na mnie wielkimi oczami i nie był w stanie wykrztusić nawet słowa. – Powiedz coś. – Mój ton głosu stał się płaczliwy. Czułam jak wiele sprzecznych emocji gromadzi się w moim ciele. Justin wziął pudełeczko tabletek i przyglądał mu się przez chwilę.
- Jesteś tego pewna? – Spojrzał na mnie niepewnie. – Po prostu chcę wiedzieć, że nie robisz tego tylko i wyłącznie ze względu na mnie.
- Robię to bo cię kocham i chcę mieć z tobą dzieci. Robię to tylko i wyłącznie dlatego, że jesteś tutaj i wiem, że będziesz mnie wspierać. – Nachyliłam się i pocałowałam Justina. Mężczyzna uśmiechnął się przez pocałunek i przyciągnął mnie do siebie, przez co leżałam na jego torsie.
- Powinnaś zrobić badania. – Przewróciłam oczami, a on skarcił mnie wzrokiem. – Chcę dla ciebie i naszego dziecka jak najlepiej.
- Nie jestem w ciąży.
- Ale będziesz – powiedział pewnie.
- Obiecaj mi, że nie staniesz się tym przewrażliwionym tatuśkiem. – Oczami wyobraźni widziałam jak Justin negocjuje ze mną to czy mogę samodzielnie podnieść kubek z herbatą czy nie.

- Oświadczam ci, że będę przewrażliwionym tatuśkiem bo cię kocham. – Zaśmiałam się, a szatyn pocałował mnie czule. – I zrobię wszystko, żebyś była szczęśliwa.  

2 komentarze:

  1. AAaaa no w końcu! chyba zacznę czytać to od nowa bo już się pogubiłam :) ale rozdział świetny mam nadzieję że następny już za chwilę

    OdpowiedzUsuń