piątek, 17 marca 2017

34. Kłopoty.

Sobotni poranek nie należał do najprzyjemniejszych. Musiałam zerwać się z łóżka przed siódmą rano, a fakt, że do drugiej w nocy siedziałam razem z Justinem na lotnisku, czekając na to aż poprawią się warunki pogodowe, nie polepszał mojego samopoczucia. Mieszkanie było puste, Helen razem z Jacobem wrócili na weekend do swoich domów i rodziny, a ja zostałam pozostawiona sama sobie. Z jednej strony podobała mi się moja samotność bo mogłam przemyśleć wszystko na spokojnie od początku do końca, nie będąc rozpraszana przez Justina.
Już przecież wszystko ustaliłaś.
Takie miałam założenie, jednak przez cały czas coś mi mówiło, że nic nie będzie się toczyło po mojej myśli.
To byłoby takie typowe.
Westchnęłam, kiedy stałam w samej bieliźnie w garderobie. Nie wiedziałam co na siebie założyć, nigdy wcześniej nie miałam takiego rodzaju spotkania, więc obowiązujący mnie na nim styl był mi nieznany. W końcu wybrałam granatowe spodnie cygaretki i obcisłą, czerwoną, koronkową bluzkę z długim rękawem. Do wszystkiego dobrałam beżowe szpilki i złoty zegarek, który zapięłam na nadgarstku. Delikatny makijaż i rozpuszczone włosy idealnie dopełniły mój strój.
Przybycie organizatorki przyjęć oznajmił recepcjonista telefonem. Po chwili otworzyłam drzwi wysokiej kobiecie o kruczoczarnych włosach i krwistoczerwonych ustach. Ubrana była w płaszcz niemal do samej ziemi, spod którego mogłam dostrzec elegancką, granatową sukienkę.
Uśmiechnęłam się do niej przyjaźnie i zaprosiłam gestem dłoni do środka. Zmierzyła mnie od góry do dołu i pewnie przeszła przez próg, podając mi po drodze swój płaszcz. Zaskoczona jej odwagą i poczuciem wyższości, obserwowałam jak bez mojej zgody wygodnie rozsiada się na kanapie i zaczyna coś pisać na swoim tablecie. Odwiesiłam nakrycie do garderoby i usiadłam naprzeciwko kobiety.
- Justin nie będzie nam mógł dzisiaj towarzyszyć – powiedziałam uprzejmie. Dostrzegłam zawód w oczach kobiety, a jedyne na co miałam ochotę to rzucić się na nią z pazurami i wbić je w tętnice, wrzeszcząc przy tym, że Justin należy tylko do mnie. Podburzał mnie fakt, że była niezwykle piękną i pewną siebie kobietą.
- Zastanawialiście się nad miejscem i datą przyjęcia? – Odłożyła urządzenie na bok, splatając dłonie na złączonych ze sobą kolanach.
- Myśleliśmy o początku kwietnia. Firma Justina otwiera hotel, więc chcielibyśmy tam urządzić przyjęcie i jednocześnie połączyć je z promocją tego miejsca.
- Na ile osób ma być przyjęcie? – Ponowie chwyciła urządzenie i zaczęła coś zapisywać.
- Około dwustu osób.
Nadal nie mogłam pojąć liczby naszych gości. Kiedy Justin i jego sekretarka podawali mi kolejne nazwiska, które skrzętnie notowałam na kartce, włosy jeżyły mi się na karku. Większości nigdy nie widziałam na oczy, a niektóre nazwiska widziałam po raz pierwszy w życiu.
Taka cena związku z prezesem wszechświata.
Zaczynałam wszystko odczuwać na własnej skórze. Coraz częściej zauważałam fotoreporterów, śledzących mnie podczas zwykłego spaceru po mieście czy na zakupach. Ludzie ciekawili się kim jest partnerka Justina Biebera, największego inwestora w Nowym Jorku i niemal całych Stanach. Dlatego też skrzętnie ukrywaliśmy informacje o naszych zaręczynach bo burza medialna towarzyszyłaby nam do samego przyjęcia, a żadne z nas nie chciało się użerać z biegającymi za nami fotoreporterami.
Przez resztę spotkania omawiałam z kobietą szczegóły przyjęcia. Kolejne spotkanie miało odbyć się gdy będzie można wejść do hotelu i zacząć planować rozmieszczenie stołów, miejsca do tańczenia i dla orkiestry. Było grubo po trzeciej gdy ponownie zostałam sama w mieszkaniu. Byłam strasznie głodna, a nie miałam ochoty na przygotowywanie sobie żadnego posiłku.
- Masz ochotę na obiad? – powiedziałam do słuchawki telefonu, gdy Mike odebrał po kilku sygnałach. Usłyszałam cichy chichot przyjaciela i stukanie sztućcami.
- Właśnie go zjadłem. – Byłam pewna, że miał pełne usta. – Jestem w kawiarni, jeśli chcesz to przyjdź.
Szybko potwierdziłam swoje przybycie i jak najszybciej opuściłam mieszkanie. Już po około pół godzinie przekroczyłam próg kawiarni, ubrana w płaszcz i gruby szalik. Bez pytania weszłam na zaplecze, gdzie przed laptopem siedział pochylony brunet i rytmicznie uderzał palcami w klawiaturę.
- Dawno mnie tutaj nie było – westchnęłam, rozglądając się dookoła. Mimo, że kawiarnia wiązała się z dość nieciekawym czasem mojego życia to lubiłam to miejsce. Ciemne meble, jasne kolory, siedziska obok okien, masa poduszek i pyszne jedzenie, tworzyło swój klimat, przez co zaglądałam tu z przyjemnością.
- Co chcesz do jedzenia? Mam makaron z serem. – Poruszał zabawnie brwiami, a ja dałam mu znak ręką, żeby podał mi porcję. Już po kilku chwilach stała przede mną porcja jedzenia, a ja jęknęłam gdy mogłam w końcu coś zjeść. – Ostatnio przejawiasz zadziwiającą chęć spotykania się ze mną.
- Nie przesadzaj. – Zmarszczyłam nos. – Nie widujemy się częściej niż zwykle.
- Widziałaś mnie wczoraj.
- Ale to inna sytuacja – westchnęłam, przywołując na myśl nasze wczorajsze spotkanie. Mike ucieszył się na wieść o zaręczynach, ale nasz lunch miał tak samo swoją gorszą stronę. Jemu też nie udało się skontaktować z Olafem. Co najdziwniejsze w tym wszystkim, od kilku dni miał wyłączony telefon. – Próbowałeś się z nim skontaktować?
- Nie odbierał. Dalej nie ma sygnału i włącza się poczta głosowa. Nieźle urządził Biebera, co?
- Mam wyrzuty sumienia przez niego – jęknęłam.
- Dlaczego? – Przyjaciel usiadł naprzeciwko mnie, stawiając kawę pół na pół z mlekiem.
- To ja go poleciłam Justinowi, a teraz zrezygnował. Mam wrażenie, że to moja wina.
- Myślę, że mam pomysł jak pozbyć się wyrzutów sumienia – zaśmiał się, a ja zmrużyłam oczy, wiedząc, że ten uśmiech nie wróży niczego dobrego. – Pójdziemy dzisiaj do klubu. – Klasnął radośnie w ręce.
- Nigdzie nie idę – odpowiedziałam od razu. Oparłam się o krzesło i splotłam ramiona na klatce piersiowej. – Jacob wyjechał do domu na weekend, a Justin jest w Azji. Zabije mnie jeśli się dowie, że poszłam tam sama.
- Nie będziesz sama. – Przewrócił teatralne oczami. – Każda laska skorzystałaby z takiej okazji, a ty będziesz siedzieć przykładnie w domu jakbyś już była jego żoną. Poza tym nie musi nic wiedzieć o naszym wypadzie.
- Mike. – Pochyliłam się do przodu, chwytając jego dłonie. – Chcę ci przypomnieć, że nie za każdą laską latają fotoreporterzy, którzy czekają na jej wpadkę.
- Adeline… Przecież to tylko wypad do klubu. Nie wejdą za tobą do środka. – Wstawił dolną wargę, robiąc minę szczeniaka. Westchnęłam i niemal czułam jak moje wewnętrzne blokady pękają pod jego spojrzeniem. Cholera, chciałam się zabawić.
- Dobra. – Wystawiłam palec w ostrzegającym geście. – Ale to ty będziesz się tłumaczył Justinowi.
- Oczywiście królewno.
***
Przyglądałam się sobie w lustrze, które zajmowało niemal całą ścianę w garderobie. Musiałam przyznać, że wyglądałam fenomenalnie w ciemnozielonej sukience z weluru, która opinała moje biodra. Srebrne szpilki i duży naszyjnik cudownie współgrały z kreacją. Włosy żyły swoim życiem, a na makijaż składała się brązowa szminka i delikatnie podkreślone oczy.
Zaczęłam się denerwować całym tym wyjściem. Wszystko potęgował fakt, że przed chwilą rozmawiałam z Justinem i nic mu nie powiedziałam o moich planach. Zdawałam sobie sprawę, że będę mieć istne piekło na ziemi, jeżeli jakiekolwiek zdjęcie ze mną w roli głównej z dzisiejszego wieczoru trafi do prasy.
Raz się żyje.
Kiedy Mike zadzwonił na mój telefon, że czeka na dole, jak najszybciej opuściłam mieszkanie. Uśmiechnęłam się bo wieczory zaczynały być coraz cieplejsze i temperatura nie spadała grubo poniżej zera.
- Taksówka czeka. – Chwycił mnie za rękę, ciągnąc w stronę pobliskiego auta, które zaparkowało na chodniku. Kilku przechodniów rzucało w stronę kierowcy oskarżycielskie spojrzenie, ale ten jakby nie zdawał sobie z tego sprawy i ignorował cały świat dookoła siebie. – Możemy jechać. – Brunet poinstruował mężczyznę, który zabrał nas do jednego z modniejszych klubów w Nowym Jorku. No cóż, myślałam, że trafimy do miejsca gdzie nie potrzeba zaproszeń. Zdziwiłam się jeszcze bardziej, gdy zaparkowaliśmy na tyłach budynku.
- Co my tutaj robimy? – Dygotałam z zimna, gdy Mike zaczął walić w ciężkie, metalowe drzwi. Rozglądałam się niepewnie dookoła, wypatrując podejrzanych osób.
Spokojnie, mieszkałaś na Bronx.
Ale wtedy nie miałam na sobie dziesięciocentymetrowych szpilek.
- Dzięki temu nikt cię nie rozpozna na wejściu, a my zaoszczędzimy na wejściówkach. – Po chwili otworzył nam barczysty, łysy mężczyzna, a Mike uśmiechnął się do niego promieniście. Wręczył mu banknot dwustudolarowy i zaczął prowadzić mnie w stronę szatni. No cóż, wejściówki wyniosłyby nas o wiele mniej niż dwieście dolarów. Spojrzałam z lękiem na parkiet gdzie tłoczyła się masa osób. Ręka Mike’a oplotła mnie w talii i pociągnęła w stronę baru gdzie wypiliśmy po trzy szoty.
- To chyba nie był najlepszy pomysł – wykrzyczałam do ucha bruneta, a ten się tylko roześmiał i pociągnął w stronę parkietu. Alkohol zaczął wolno tłoczyć się do moich żył, a moje ruchy były coraz bardziej odważne. Głośno śpiewałam teksty piosenek, które znałam z radia. Jednak wersje puszczane z klubowych głośników miały w sobie więcej energii, przez co szybko zapomniałam o przyjacielu i dałam się porwać falującym wokół mnie ciałom.
Zachciało mi się pić, więc zaczęłam szukać bruneta, który oczywiście gdzieś zginął. Poszłam samotnie do baru i zamówiłam sok pomarańczowy, a barman nie słuchając moich pleceń nalał mi do niego wódki, przez co płaciło się za niego jak za złoto. Nie chcąc kolejny raz przekrzykiwać się z osobami wokół mnie, zaczęłam pić ciecz. Gdy już prawie kończyłam sok z wkładką, obok mnie zmaterializował się mężczyzna, który najpierw zlustrował mnie bezwstydnie od góry do dołu, a później bez większych ceregieli wepchnął niebieskiego drinka w dłoń.
- Nie prosiłam o drinka. – Odstawiłam szklankę z alkoholem na blat i rozpaczliwie szukałam wzrokiem Mike. Chciałam odejść, ale facet złapał mnie za dłoń i przyciągnął do siebie, przez co wylądowałam na jego klatce piersiowej.
- Chciałem być tylko miły. – Jak najszybciej uwolniłam się z jego objęć, obrzucając karcącym spojrzeniem.
- Coś ci nie wyszło – warknęłam. – Nie szukam nikogo do towarzystwa.
- A nie wyglądasz. – Przekrzywił głowę w jedną stronę i przyglądał mi się z uśmieszkiem.
- Nie mam czasu. – Jak najszybciej wmieszałam się w tłum i w końcu odnalazłam przyjaciela. Z zamkniętymi oczami wymachiwał rękami jakby dostał jakiegoś ataku. Szarpnęłam go za białą koszulę, zwracając na siebie uwagę.
- Miałeś mnie pilnować! – krzyknęłam z wyrzutem, a ten się tylko zaśmiał i spojrzał na mnie przekrwionymi oczami. – Boże, ty jesteś spalony – jęknęłam. Ten wieczór nie wyglądał tak jak sobie wyobrażałam. Mogłam się spodziewać, że Mike’a poniesie nastrój i coś odwali, a ja później będę lizać rany. Do tego nie miałam przy sobie pieniędzy, żeby wrócić taksówką do domu, a mój krok był chwiejny od nadmiaru alkoholu.
- Jest cudownie! – Brunet uwiesił się mi na szyi, a ja warknęłam zdenerwowana. Zaciągnęłam go niezdarnie do loży i rzuciłam na kanapę, nie zwracając uwagi na ludzi tam siedzących. Zaczęłam grzebać po kieszeniach bruneta, mając nadzieję, że znajdę tam chociaż dolara, ale jedyne co znalazłam to telefon komórkowy. Po portfelu nie było nawet śladu.
- Okradli cię! – krzyknęłam przerażona. – Mike, patrz na mnie. – Klepałam go po policzkach, żeby nawiązać z nim jakikolwiek kontakt. – Miałeś tam jakieś karty kredytowe? Czy tylko gotówkę? – Gdy w końcu wybełkotał coś na kształt gotówkę odetchnęłam z ulgą i zastanawiałam się co robić. Żaden taksówkarz nie zgodzi się zawieść dwójki imprezowiczów bez pokazania na samym początku kursu pieniędzy. Nerwowo bawiłam się telefonem, zastanawiając się co powinnam zrobić. Justin na pewno będzie wiedział co zrobić, ale nie chciałam mu się narażać. Cholera.
Zaciągnęłam Mike do szatni, gdzie było o wiele ciszej i wybrałam numer do narzeczonego. Jak się spodziewałam, odebrał po kilku sygnałach.
- Mike mam spotkanie – mruknął cicho do słuchawki, a ja niemal drżałam z przerażenia.
- Mam mały problem. – Zagryzłam nerwowo wargę. – Tak jakby jestem w klubie.
- Adeline? Tak jakby? Co ty mówisz? – Coś za nim trzasnęło, a on mówił dużo głośniej, więc musiał być sam. – Chyba sobie żartujesz.
- Justin, przepraszam, ale okradli Mike’a, jest spalony i nie kontaktuje, a ja nie mam przy sobie pieniędzy. – Mówiłam z taką prędkością, że nie zdziwiłabym się gdyby mnie nie zrozumiał. Zadrżałam, gdy słyszałam jego głęboki oddech.
- Kurwa Adeline, zachowałaś się jak idiotka. Dobrze wiesz jak się to może skończyć – warknął. Czułam jak moje oczy wypełniają się łzami. Cudownie, lepiej być nie mogło.
- Prze…
- Prześlij mi adres klubu i zaraz przyjedzie po was taksówka. – Przerwał mi. – Jutro wieczorem będę w domu. – Nie zdążyłam nic powiedzieć bo zakończył połączenie. Walcząc z napływającymi łzami, uderzałam w ekran, wpisując nazwę klubu. Szybko pozbierałam naszą dwójkę do kupy i wyszłam przed klub. Mike niemal zasypiał na stojąco, a ja drżałam z zimna. Założyłam kaptur na głowę, dzięki czemu nikt nie mógł zobaczyć mojej twarzy. Gdy taksówka zatrzymała się kilka metrów dalej, niemal do niej podbiegłam, ciągnąc za sobą przyjaciela. Upewniłam się, że to taksówka zamówiona przez Justina, podałam adres Mike’a, a później swój. Dziękowałam w myślach Bogu, że klucze od mieszkania, przyjaciel trzymał w kurtce, a nie w portfelu, który mu z resztą ukradli. Odprowadziłam go pod same drzwi i po upewnieniu się, że zakluczył za sobą zamek, wróciłam do taksówki.
Zaraz po wejściu do mieszkania, chwyciłam za komórkę na której nie było żadnych wiadomości, chociaż w głębi duszy liczyłam na chociaż jedną od Justina.
Ja: Jestem już w mieszkaniu.
Ja: Przepraszam.
Obracałam telefon nerwowo w dłoni, ale gdy po długich minutach nie otrzymałam żadnej wiadomości zwrotnej od szatyna, postanowiłam pójść pod prysznic. Sama nawarzyłam sobie piwa, na swoje własne życzenie. Samotny wypad do klubu z Mike był najgorszym pomysłem stulecia. Czułam wyrzuty sumienia, dziękowałam swojemu rozsądkowi, że nie wypiłam na tyle dużo, żeby jutro obudzić się z kacem.
Gdy wróciłam do łóżka, była prawie czwarta rano. Zerknęłam ostatni raz na telefon, ale nie znalazłam tam, żadnej wiadomości od Justina. Miałam ochotę płakać nad swoją głupotą. Postanowiłam zadzwonić do szatyna, ale gdy ten odrzucił trzecie z kolei połączenie, zasnęłam z telefonem przy uchu.
Obudziło mnie szuranie w sypialni. Gdy otworzyłam oczy, zobaczyłam Emmę, która krzątała się po pokoju, zbierając moje porozrzucane ubrania. Wczoraj byłam tak zmęczona, że nawet nie byłam świadoma, że nie rzucam ich na fotel.
- Emma? – mruknęłam rozespana, a ta podniosła na mnie wzrok. Zaniosła ubrania do łazienki, a kiedy wróciła usiadła na łóżku. – Co ty tutaj robisz? – Usiadłam na łóżku obok niej. Ta westchnęła, śmiejąc się pod nosem.
- Justin dzwonił do Ryana i postanowiłam sprawdzić jak się czujesz po imprezie. – Jęknęłam na jej słowa. Zaczęło do mnie docierać jak w wielkich jestem tarapatach.
- Jest wściekły?
- Troszeczkę. – Wzruszyła ramionami. – Mówił, że będzie dzisiaj po południu.
- Cholera – mruknęłam, wychodząc z łóżka. – Dziękuję, że tutaj ogarnęłaś. – Powiedziałam chwilę przed tym nim zniknęłam w garderobie. – Wezmę prysznic i za chwilę wracam.
Jak najszybciej się odświeżyłam i ubrałam coś luźniejszego. Nałożyłam lekki makijaż, żeby zakryć zmęczenie, które można było poznać po mojej cerze. Emma czekała na mnie w kuchni, smażąc jajecznicę.
- Smacznego. – Uśmiechnęła się, kiedy podała mi pełny talerz. – Jak się czujesz? – Usiadła obok mnie z taką samą porcją jedzenia. Ciążowy brzuch znacznie ograniczał jej sprawne poruszanie, więc chwila minęła nim wdrapała się na wysoki stołek barowy.
- Dobrze – powiedziałam, między kęsami. – Bardziej się boję powrotu Justina.
- Przejdzie mu – oznajmiła, jednocześnie wymachując widelcem. – Udobruchasz go w ciągu kilku godzin. – Wzruszyła ramionami. – Korzystaj póki nie staniesz się piłką jak ja. – Zaśmiałam się na jej słowa. Miała rację, powinnam korzystać z życia, ale musiałam też myśleć. Nie mogłam zachowywać się jak nastolatka i biegać po imprezach, upijać się do nieprzytomności, a potem umierać na kacu moralnym. Ludzie zaczynali mnie kojarzyć z Justinem, pisały o nas różne kolorowe pisemka, przez co stałam się jego wizytówką i na równi z nim musiałam dbać o jego reputację jak i o reputację firmy. Fakt, że narzeczona prezesa imprezuje gdy ten jest w delegacji, nie zbyt dobrze wpłynęłoby na jego wizerunek.
Całe przedpołudnie spędziłam razem z Emmą i byłam jej strasznie wdzięczna za towarzystwo. Dzięki temu godziny mijały mi coraz szybciej, a ja nie byłam tak zestresowana zbliżającym się spotkaniem z Justinem. Układałam sobie w głowie kolejne scenariusze, jednak doświadczenie życiowe wyraźnie mówiło, że nie skorzystam z żadnego. Szukałam w głowie pomysłu na to jak szybko złagodzić gniew Justina. Postanowiłam przygotować lasagne, żeby zająć czymś myśli. Gdy wstawiałam naczynie żaroodporne do rozgrzanego piekarnika, usłyszałam trzask drzwi i szybkie kroki. Niemal przestałam oddychać, gdy stanął tuż za mną, a ja czułam jego szybki oddech na karku.
- Przepraszam – wyjąkałam po kilku chwilach. W przypływie odwagi, odwróciłam się do niego przodem. Westchnęłam cicho gdy zobaczyłam jego mleczne tęczówki, które zmierzyły mnie od góry do dołu. – Ja… To był chory pomysł. Nie wiem co mi odbiło. – Zagryzłam wargę, zdenerwowana.
- Ja też nie wiem co ci strzeliło do głowy – warknął. – Wiesz po ile chodziły twoje zdjęcia z tym facetem, któremu wpadłaś w objęcia?
KURWA MAĆ!!!
Poczułam jak łzy napływają mi do oczu. Cholera, to nie miało tak wyglądać.
- Po prawie dwa miliony. – Sam odpowiedział na swoje pytanie, uśmiechając się ironicznie. – Albo te na których ciągnęłaś za sobą zjaranego Mike? – Opuściłam wzrok i pokręciłam przecząco głową. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię, spieprzyłam na całej linii. Ufał mi, wierzył, że kiedy zostanę sama na weekend nie zrobię nic głupiego, a ja odwalam coś takiego przy pierwszej lepszej okazji. – Milion. Gratulacje Adeline. Nie dość, że stałem się przez ciebie biedniejszy o prawie trzy miliony to zafundowałaś moim ludziom od PR prawie dwunastogodzinny maraton negocjacji z wydawnictwami.
Niemal jęknęłam, kiedy powiedział mi jakie musiał ponieść skutki mojej głupoty. Skąd ludzie mieli moje zdjęcia? Nie widziałam żeby ktoś mnie obserwował, więc skąd? Do tego wszystkiego dochodził fakt, że oczywiście ktoś musiał cyknąć zdjęcie, kiedy tamten dupek się mnie uczepił.
Po kilku dłuższych chwilach, szatyn odpuścił sobie wywiercanie wzrokiem dziury w mojej głowie i wyszedł z kuchni. Wypuściłam z płuc zaległe powietrze, gdy trzasnął drzwiami od gabinetu. Musiał ochłonąć, ja z resztą też. Jego obecność i zarzuty zaskoczyły mnie na tyle, że w mojej głowie panował chaos. Siedziałam w kuchni, czekając na lasagne i zastanawiając się co powinnam powiedzieć Justinowi.
Zapukałam do drzwi gabinetu, niosąc ze sobą porcję jedzenia. Gdy usłyszałam pozwolenie, weszłam do środka. Szatyn siedział przy biurku, pisząc coś na laptopie. Nerwowo przygryzałam wnętrze policzka, gdy stawiałam kolejne kroki. Nie wiem dlaczego, ale starałam się zrobić jak najmniej hałasu. Jakby nie chcąc zwrócić na siebie uwagi mężczyzny. Gdy chciałam postawić talerzyk ten wyślizgnął mi się z rąk i upadł na papiery brudząc wszystko dookoła. Wstrzymałam oddech i czułam jak oczy zachodzą mi łzami. Czułam wyrzuty sumienia, do tego wszystkiego byłam powodem przez który kilkanaście osób zarwało noc, a Justin stracił przeze mnie pieniądze.
Szatyn przeklął pod nosem, a ja nie potrafiłam już dłużej opanować łez. Opadłam na fotel obok mnie i zaczęłam płakać. Skryłam twarz w dłoniach nie chcąc patrzeć na mężczyznę. Usłyszałam jak głośno wzdycha, a po chwili chwycił moje nadgarstki i odsunął ręce od twarzy.
- Przepraszam – powiedziałam cicho gdy się uspokoiłam. Nie miałam zielonego pojęcia, dlaczego tak emocjonalnie zareagowałam. – Ja tam nawet nie chciałam iść. Tamten facet się mnie uczepił, a kiedy chciałam odejść, przyciągnął mnie do siebie. – Mówiłam szybko i nie zdziwiłabym się gdyby Justin mnie nie zrozumiał. Uciszył mnie gestem ręki, uśmiechając się delikatnie.
- Po prostu nigdy więcej tego nie rób – westchnął. Patrzyłam na niego w szoku, nie będąc do końca pewna jego słów. Niepewnie się w niego wtuliłam, a on objął mnie mocno. – Za karę będziesz musiała wydrukować mi wszystkie dokumenty, które zabrudziłaś. – Wskazał na biurko, a ja się zaśmiałam. Objął dłonią mój policzek i pocałował mnie czule. Mruknęłam zadowolona, kiedy ten szybko się ode mnie odsunął i ruszył w stronę drzwi. – Sprzątanie bałaganu też wchodzi w zakres kary. – Wskazał dłonią na biurko i szybko zniknął za drzwiami.

Poszło lepiej niż myślałam.

5 komentarzy:

  1. Łohoho :D tego się nie spodziewałam o.O dzieje się, dzieje :D zdecydowanie czekam na następny rozdział. Mam nadzieje, że pojawi się na prawdę szybko :) <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdziały pojawią się dopiero w drugiej połowie maja, będą jednak pojawiać się dużo częściej

      Usuń
    2. Maj się zaraz kończy a Ciebie nadal nie ma... :/

      Usuń
  2. Super piszesz :D Czekam niecierpliwie :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Już nie mogę się doczekać... kiedy będziesz?

    OdpowiedzUsuń