Proszę, zostawcie po sobie jakikolwiek ślad. Dziękuję.
~~~~~~~~
Zakręciło
mi się jej w głowie. Zastanawiałam się ile ten facet może mieć lat.
Trzydzieści? Wydawało mi się wręcz niemożliwe aby w tak młodym wieku zostać
jednym z najbogatszych ludzi w kraju. Myślałam, jedynie o tym, że tylko mi
mogła się przydarzyć tak chora sytuacja.
-
Miło panią widzieć, panno Gavi – jego głos wyrwał mnie z rozmyślań. Jednak
powiedział to bardziej do siebie niż do mnie. Kompletnie nie wiedziałam co
odpowiedzieć. Przebywanie w tak niewielkiej odległości od mężczyzny,
zdecydowanie mi nie służyło. Definitywnie robił mi wodę z mózgu. Byłam pewna,
że gdyby ktoś mi powiedział, że Ziemia jest płaska, a Słońce krąży wokół niej,
to pewnie bym mu uwierzyła.
-
Dzień dobry – była to jedyna rzecz jaką mogłam wypowiedzieć w tej chwili. Jego
postura, zapach, a nawet garnitur, rozpraszały mnie.
Bieber
z szelmowskim uśmiechem cofnął się o dwa kroki. Ponownie tego dnia zmierzył
mnie wzrokiem i podszedł do biurka. Chciałam się ruszyć, gdzieś usiąść, schować
się za kanapą albo rzucić przez okno, ale moje stopy były jak odlane z ołowiu.
Uznałam, że zgrabne splecenie dłoni i wyprostowana postura, sprawią wrażenie
opanowanej.
Był
przystojny, a nawet bardzo. Z jego sylwetki emanowała pewność siebie i władza,
budził ogromny respekt wśród swoich podwładnych. I jak na ironię byłam jednym z
nich. Szary, dwuczęściowy garnitur i biała koszula idealnie do siebie pasowały.
Nie miał na sobie krawatu, jedynie rozpięty górny guzik koszuli. W jej mankiety
miał wpięte spinki, a na nadgarstku zapięty był zegarek na skórzanym pasku.
-
Może pani usiądzie? – wskazał dłonią na kanapę po lewej stronie. Moje nogi
niemal same zaprowadziły mnie do sofy. Dość niezgrabnie usiadłam na niej, przez
co mężczyzna uśmiechnął się delikatnie. – Mam kilka pytań – mruknął pod nosem
i skupił na mnie swój wzrok.
-
Słucham – poczułam jak gula podchodzi mi do gardła. Nie chciałam się znowu tłumaczyć
z tego, co napisałam jakieś dwie godziny temu.
-
Przeglądałem pani dokumentację i jest w nich luka. Od czasu ukończenia studiów,
aż do teraz. Co pani robiła w tym czasie?
Zagryzłam
wargę. Zauważyłam, że ciało szatyna wyprostowało się i dał duży krok do przodu,
a następnie dwa małe do tyłu. W mojej głowie pojawiła się burza, ale starałam
się nie zwracać uwagi na jego dziwne zachowanie.
-
Opiekowałam się moją babcią i pracowałam dorywczo – wzruszyłam ramionami.
Starałam się wyglądać na jak najbardziej opanowaną. Nie chciałam pokazać, że
jestem zdenerwowana jego pytaniem.
-
Nie brała udziału pani w żadnych kursach ani nie pracowała w innej firmie? –
westchnęłam. Te wszystkie pytania zaczynały mnie męczyć. Zebrałam wszystkie
siły i wstałam z kanapy. Poczułam się pewniej. Mężczyzna zmarszczył brwi, ale
ciągle mi się przyglądał tak samo intensywnie jak na początku.
-
Bardzo przepraszam, ale nie. Jedyne co robiłam to czytanie książek na ten
temat. Jest mi bardzo przykro, że moja szefowa oraz pan wątpią w moje
możliwości tylko dlatego bo jestem stażystką. Nie brałam udziału w żadnych
kursach, bo mnie po prostu na to nie stać – mój głos był miły i uprzejmy, a ton
niemal zniżył się do szeptu. Zestresowałam się. Ponownie usiadłam na kanapie i
byłam niemal pewna, że mężczyzna wziął mnie za wariatkę, którą po części się
uważałam.
No może była wariatka.
-
Ja również jestem pani szefem – odgryzł się.
-
Słuszna uwaga – zdziwiła mnie odpowiedź szefa. Przyczepił się najmniej
istotnego szczegółu mojej wypowiedzi.
-
Proszę mi wybaczyć, ale ciężko mi zrozumieć jak tak niedoświadczona osoba, może
napisać coś takiego – wycofał się, a ja nerwowo bawiłam się palcami. Czułam,
jak żołądek podchodzi mi do gardła i jedyne na co miałam ochotę to zniknąć.
-
Zawsze byłam w tym dość dobra – podniosłam wzrok na szefa i spotkałam jego
spojrzenie.
Po
mojej wypowiedzi na stała cisza. Nie mogłam opuścić wzroku. Zahipnotyzował
mnie.
-
Ja po prostu zastanawiam się co z tobą zrobić… Adeline.
Czy to niestosowne, kiedy
szef mówi ci po imieniu?
-
Czy wyrzuca mnie pan ze stażu? – prawie zachłysnęłam się powietrzem. Po moich
plecach przeszły ciarki, kiedy pomyślałam o tym co może się stać, kiedy stracę
możliwość zatrudnienia w firmie.
-
Miałbym wyrzucić kogoś, kto właśnie rozwiązał jeden z największych problemów
firmy? – mężczyzna prychnął. Jego ton mnie uraził.
-
Przepraszam.
Mimo,
że nie należały mu się przeprosiny, to dla własnego bezpieczeństwa
przeprosiłam. Na jego twarzy pojawiło się coś na rodzaj uśmiechu.
-
Nie masz za co przepraszać.
-
Ja…
-
Chyba wiem jak rozwiązać twoją sprawę – przerwał moje tłumaczenia. Miałam
wrażenie, że zrobił to tak jakby karcił swoją pięcioletnią córkę.
Może ma
dzieci? I żonę? Super dom z ogrodem i psem.
Właśnie o takim życiu
marzyłaś.
Szybko
otrząsnęłam się ze swoich myśli i zagryzłam wargi. Zawsze robiłam to, kiedy
czułam, że to co dzieje się dookoła mnie, nijak ma się do planu, który ułożyłam
sobie w głowie.
-
Co ma pan na myśli? – zaczęłam nerwowo pocierać swoje kolano.
-
Dostanie pani kilka problematycznych spraw – podszedł energicznym krokiem do
komputera i zaczął czegoś na nim szukać. – Zobaczymy jak pani sobie z nimi
poradzi. Oczywiście, część z nich jest już rozwiązana.
Kiedy
skończył mówić, drukarka ustawiona na osobnym stoliku, zaczęła pracować.
Podszedł do niej i wyciągał kolejne kartki. Po kilkudziesięciu sekundach,
spakował je do teczki i podszedł z nią do mnie.
Wstałam
aby być na linii jego wzroku, jednak nic to nie dało. Nadal musiałam zadzierać
delikatnie głowę, bo sięgałam mu co najwyżej do nosa, nawet w butach na
obcasie.
-
Ma pani na to czas do piątku. Proszę pojawić się osobiście z uzupełnionymi
dokumentami w moim gabinecie w czasie lunchu. Wtedy przyjrzę się im osobiście i
rozwiążę pani sprawę – wyciągnęłam dłoń po teczkę, jednak kiedy miałam ją w
palcach on nadal jej nie puścił. – Będę na ciebie czekał Adeline.
Na
moment zapomniałam jak się nazywam. Nie byłam pewna, czy zwrócił się do mnie,
jednak chyba byłam jedyną Adeline w tym pomieszczeniu. Wpatrywał się we mnie, a
jedyne o czym mogłam w tym momencie myśleć to to, że jego oczy mają kolor
roztopionej czekolady z odrobiną mleka.
Nie
byłam pewna czy mam coś zrobić, albo powiedzieć. Nie byłam pewna czy jeszcze
pamiętam jak się oddycha, a co dopiero mówi.
-
Może już pani iść panno Gavi.
Zupełnie
mnie zdezorientował. Raz mówił do mnie po imieniu, a raz oficjalnie. Raz
przybierał ton typowego szefa, a raz mówił tak seksownie, że nie wiedziałam jak
się oddycha. Nie miałam zielonego pojęcia czego ten człowiek ode mnie oczekuje
i nie byłam pewna czy chcę to wiedzieć.
-
Oczywiście – nerwowo potrząsnęłam jego wyciągniętą dłoń i zapragnęłam jak
najszybciej wydostać się z gabinetu.
Wyminęłam
go i ruszyłam do drzwi. Kiedy moja dłoń spoczywała na klamce, usłyszałam jego
głos.
-
Wszystko co zapisane w tych papierach jest tajne, tak samo jak sytuacje w tym
gabinecie. Liczę na pani poufność.
-
Oczywiście – tylko na tyle było mnie stać, bo niemal wybiegłam przez drzwi.
W
tym momencie byłam pewna tylko tego, że mój świat właśnie został obrócony o sto
osiemdziesiąt stopni. Nie wiedziałam co się właściwie przed chwilą wydarzyło,
jednak miałam cichą nadzieję, że za tydzień to się powtórzy.
Uspokój się dziewczyno, o
czym w ogóle myślisz?!
Wzięłam
kilka uspokajających wdechów i ruszyłam do swojego biura. Chciałam się
przyjrzeć papierom, które dostałam, bo zostało jeszcze ponad pół godziny
przerwy obiadowej. W tej chwili nawet nie pomyślałam o jedzeniu, bo dobrze
wiedziałam o tym, że muszę poświęcić tym sprawom jak najwięcej czasu.
Sprawy
były skomplikowane znacznie bardziej niż mogłam sobie to wyobrazić. Do każdej z
nich były linki do odniesień, poufnych informacji i innych bardzo ważnych
firmowych rzeczy. Wiedziałam o tym, że Bieber dużo ryzykował podając mi takie
informacje. Byłam pewna, że wiele firm byłoby w stanie zapłacić mi grube
pieniądze za te informacje. Dzięki nim mogliby bez problemu doprowadzić
Solneber do bankructwa, żeby odkupić udziały i cały majątek za grosze.
Nerwowo
gryzłam końcówkę ołówka, starając się robić jakieś notatki. Nie szło mi to zbyt
dobrze, bo przed oczami ciągle miałam idealnie skrojony garnitur mojego szefa.
Ogarnij się.
Westchnęłam
i rozejrzałam się po biurze. Zastanawiałam się czy nie wziąć urlopu na tydzień
w piekarni, w której pracuje wieczorami i poświęcić czas na zajęcie się
papierami, jednak doskonale wiedziałam, że to nie możliwe. Miałam do opłacenia
rachunki, czynsz, dom opieki swojej babci, leki i raty pożyczki, a w pracy na
pół etatu przysługiwał mi jedynie darmowy urlop. Potrzebowałam pieniędzy, a nie
mogłam liczyć na nikogo więcej oprócz siebie samej.
-
Hej kochana, byłaś już na obiedzie? – Olaf usiadł przy biurku obok i uśmiechnął
się do mnie. Polubiłam go, nawiązałam z nim pewną nić porozumienia.
-
Tak, przed chwilą wróciłam – skłamałam. Nie chciałam mu się spowiadać ze swojej
diety. Nie lubiłam, gdy ludzie komentowali to jak mało jem, albo jak ciągle
chudnę, nie znając mojej obecnej sytuacji.
-
Szefowa cię chwaliła – nie wiedziałam, gdzie się schować. Czułam jak moje policzki
robią się czerwone.
-
Serio? Nic takiego nie zrobiłam – błądziłam wzrokiem po całym pomieszczeniu.
Uśmiechnęłam się grzecznie i opuściłam głowę.
-
Powiedziała, że rozwiązałaś jakiś duży problem. Gdybyś zobaczyła minę Any… Ha!
O mało co nie puściła pary z uszów jak to usłyszała – zaśmiałam się. Poczułam
jak miłe ciepło rozpływa się po moim ciele.
-
Może to ona następnym razem będzie najlepsza – wzruszyłam ramionami. W duszy
liczyłam, że jednak tak nie będzie.
-
Żartujesz? Szefowa jej nie cierpi. Podobno przyszła do niej zaraz po szkoleniu
z propozycją przynoszenia jej lunchu, ale ta ją wyśmiała. Z resztą, widziałaś
jak na nią spojrzała zaraz gdy weszła.
Kolejna
rzecz która połączyła mnie i Olafa: nienawiść do Any.
-
Powinniśmy jej nadać jakiś przydomek.
-
Jaki? – Olaf podłapał mój pomysł.
-
Nie wiem – wzruszyłam ramionami. – Może włażąca
Ana?
-
Włażąca Ana? Chyba żartujesz –
mężczyzna zaśmiał się. – To na poziome przedszkola. Może Dupana?
-
Genialnie –klasnęłam w dłonie i zachichotałam cicho. Ponownie zaczęłam
przeglądać swoje papiery, gdy Ana razem z Benem weszli do pomieszczenia.
-
Dupana – Olaf zaszeptał do mojego ucha na co uśmiechnęłam się. Cieszyłam się,
że znalazłam tu kogoś takiego jak Olaf.
Kolejne
godziny pracy mijały dość szybko. Widziałam to, że pani Smith bacznie się mi
przygląda. Nim się obejrzałam była siedemnasta, a ja wychodziłam z teczką w
ręce.
-
Adeline idziesz ze mną, Scarlett i Olafem na drinka? Uczcimy pierwszy dzień
stażu – Georgia uśmiechnęła się z nadzieją do mnie, ale ja tylko zaprzeczyłam
ruchem głowy.
-
Przepraszam was, ale mam chorą babcię i muszę się nią opiekować –
przepraszająco spojrzałam na trójkę znajomych. Olaf podszedł do mnie i mocno
uściskał.
-
Przekaż to babci, na pewno wyzdrowieje – zaśmiałam się.
-
Na pewno.
-
Szkoda, że nie możesz z nami pójść – Scarlett odwróciła się z całą resztą i
ruszyli w stronę centrum Manhattanu.
-
Do zobaczenia Adeline! – cała trójka się ze mną pożegnała, machając. Odmachałam
im i uśmiechając się, zaczęłam iść w stronę stacji metra, która znajdowała się
jakieś pięćset metrów od biurowca.
Już
miałam stawiać kolejne kroki, kiedy się z kimś zderzyłam i upadłam na tyłek.
-
Powinna pani bardziej uważać – chwyciłam wyciągniętą dłoń i spojrzałam na jej
właściciela. Zaklęłam w myślach.
-
Pan Bieber – uśmiechnęłam się uprzejmie. Stał przede mną i uważnie mi się
przyglądał. Nie miałam ochoty dłużej stać w bezruchu. Krępował mnie jego wzrok.
– Przepraszam, ale śpieszę się na stację metra. Za chwilę ucieknie mi pociąg –
starałam się go wyminąć, ale on zagrodził mi drogę. Wyglądał jakby sam ze sobą
walczył. Co chwila otwierał usta, a potem je zamykał.
-
Proszę na siebie uważać i na nikogo nie wpadać – obdarował mnie uprzejmym
uśmiechem. Ostatni raz spojrzał mi w oczy i tym razem to on mnie wyminął i wsiadł
do podstawionego auta. Westchnęłam i szybkim krokiem ruszyłam na stację metra.
Zdążyłam
w ostatniej chwili. Drzwi niemal zatrzasnęły mi torbę, kiedy wbiegłam do
pociągu. Nerwowo spoglądałam na zegarek, nie chciałam się spóźnić do pracy w
piekarni bo wtedy musiałabym zostać po godzinach, a chciałam jeszcze tego
samego dnia odwiedzić moją babcię.
Biegiem
pokonałam kolejne skrzyżowania, aż w końcu znalazłam się w piekarni. Na
zapleczu szybko przebrałam się w swój strój i zaczęłam pracę.
***
Było
już po dwudziestej trzeciej, kiedy weszłam do domu starców. Pielęgniarki zawsze
przymykały oko na moje późne godziny odwiedzin babci, bo staruszka już kilka
razy zrobiła im awanturę o to, że jej wnuczka może ją odwiedzać kiedy chce.
-
Cześć babciu – podeszłam do kobiety po siedemdziesiątce i pocałowałam ją w
policzek.
-
Marnie dziecko wyglądasz – Mary nie przejmowała się przywitaniem. Od razu
pokazała pogardę temu, że nie ważę jakieś dwadzieścia kilo więcej. – Za dużo
pracujesz.
-
Babciu… Dobrze wiesz jak to wygląda. Ledwo wystarcza mi na życie, nie mogę
sobie odpuścić żadnego etatu – przewróciłam oczami. Nerwowo bawiłam się
skrawkiem swojej białej koszuli. Babcia nie miała całkowitej wiedzy o moich
problemach finansowych. Nie chciałam tym zamartwiać staruszki bo jej stan
zdrowia, w tym momencie, nie był zbyt dobry.
Kobieta
krzątała się po swoim niewielkim pokoju i wzdychała, mówiąc coś do siebie pod
nosem. Przygotowała herbatę, kilka kanapek, a na talerzyk wyłożyła ciasteczka.
Postawiła to wszystko przede mną i usiadła po drugiej stronie stolika.
-
Jedz. Pewnie nic dzisiaj nie jadłaś. – Uśmiechnęłam się widząc jej
zniecierpliwioną minę. Chwyciłam kanapkę i wzięłam pierwszego kęsa.
Mary
była niesamowicie charyzmatyczną osobą, czymś zupełnie przeciwnym do mnie.
Swoje siwe włosy zawsze związywała w ciasnego koka na karku. Miała ciepły i
wyrozumiały uśmiech, który uspokajał mnie od dziecka. Jej cierpliwość i
wyrozumiałość czyniły cuda. Wiele razy mówiła o tym, że jest mi wdzięczna za
wszystko co dla niej robię, jednak zarzucała sobie to, że nikłam w oczach. Sama
nie byłam zadowolona ze swojej wagi i wystających kości, ale musiałam wytrzymać
te trzy miesiące. Babcia często mówiła o tym, że jest na siebie zła, że jej
stan zdrowia jest taki, a nie inny i potrzebuje stałej opieki, której nie mogę
jej zapewnić.
Kobieta
bacznie mi się przyglądała. Śledziła każdy mój kęs. Westchnęła i zacisnęła
usta. Skrzywiła się, a w mojej głowie od razu zaświeciła się czerwona lampka.
-
Babciu, co się dzieje? – Byłam przewrażliwiona na punkcie zdrowia babci. Każde
jej westchnięcie, zająknięcie czy kichnięcie przyprawiało mnie o gęsią skórkę.
Nie mogłam stracić mojej ukochanej babuni.
-
Nic złotko, martwię się o ciebie – powiedziała i od razu spojrzała na mnie
groźnie, kiedy przestałam jeść. Zaśmiałam się i wróciłam do jedzenia kanapki.
-
Już niedługo. Wystarczy, że dostanę pracę w tej firmie i wszystko się poukłada
– pod czujnym wzorkiem babci, wzięłam kolejny kęs mimo, że ostatniego nie
dokończyłam jeść. Nie chciałam jej rozgniewać albo zirytować.
-
A jeżeli się nie uda? – westchnęłam. Trudno mi było założyć wersję babci. Praca
w tej firmie to jednocześnie spełnienie moich marzeń, ale i dobre zarobki co
pozwoliłoby mi rozwiązać przynajmniej część problemów.
-
Mam nadzieję, że się uda. Bo jeżeli nic z tego nie wyjdzie, to nadal będę żyć
tak jak do tej pory.
-
Niedługo rozpłyniesz się w powietrzu. Nie da się tego jakoś przyspieszyć? –
Sposób w jaki babcia postrzegała świat, rozśmieszył mnie. Wszystko było dla
niej proste. Marzyłam o tym aby mój świat wyglądał tak jak wyobrażała sobie go
babcia.
-
Niestety babciu, ale nie.
-
Czyli kiedy to wszystko się rozwiąże? – podstawiła mi pod nos ciasteczka i
przysunęła kubek z herbatą, na co przewróciłam oczami, bo nawet dobrze nie
skończyłam jeść kanapki.
-
Dokładnie za trzy miesiące.
Rozmawiałyśmy
przez następne trzydzieści minut o minionych dniach. Mary opowiadała o tym jak
pewien pan spod czwórki zaczepia ją każdego dnia, kiedy chodzi na bingo, a na
każdym śniadaniu zajmuje miejsce obok. Mówiła to z takim przejęciem, jakby
facet ją molestował, ale nie wyśmiałam babci. Rozumiałam, że dzieli nas
przepaść pokoleń i takie zachowanie pięćdziesiąt lat temu, było równoznaczne z
molestowaniem.
-
Babciu w tym tygodniu cię nie odwiedzę. Na piątek muszę rozwiązać kilka spraw,
a to zajmie mi trochę czasu – staruszka uśmiechnęła się smutno. Nie
powiedziałam babci, że może dzięki temu zostanę szybciej przyjęta do pracy, nie
chciałam jej robić głupich nadziei. Zdawałam sobie sprawę z tego, że nerwy
staruszki są dość słabe, a każdy skok ciśnienia mógłby jej zaszkodzić. Poza
tym, nie mogłam jej sprawić zawodu. Znacznie prościej będzie jej się
wytłumaczyć jeżeli nie otrzymam tego stażu, jeżeli nie powiem o tym co zdarzyło
się dzisiaj w firmie.
-
A przyjdziesz w sobotę?
-
Jasne babciu, w sobotę będę na pewno – spojrzałam na zegarek. Było przed
pierwszą i zdałam sobie sprawę jak bardzo jestem zmęczona. – Jest późno, idź
spać – podeszłam do Mery i mocno ją przytuliłam.
-
Tylko nie zapomnij jeść – zaśmiałam się i pocałowałam babcię w czubek głowy.
-
A ty nie daj się temu frajerowi spod czwórki – staruszka machnęła ręką.
-
Niech spada na drzewo.
-
Tak trzymaj babciu – podeszłam do drzwi i jeszcze na moment odwróciłam się w
stronę babci.
-
Do zobaczenia.
-
Kocham cię kruszynko, uważaj na siebie – uśmiechnęłam się i wyszłam z
pomieszczenia. Jak najciszej pokonałam drogę do wyjścia z domu starców. Ulice
Nowego Jorku tętniły życiem, mimo iż była pierwsza w nocy.
Stacja
metra była niemal pusta. Kilku bezdomnych podpierało mury. Niespokojnie przenosiłam
ciężar ciała z nogi na nogę, czekając na pociąg. Nie lubiłam powrotów do domu o
tak później porze. Byłam wyczulona na każdy dźwięk czy spojrzenie, napotkanych
osób. W tym momencie, marzyłam jedynie o tym, aby znaleźć się w swoim
mieszkaniu i z ulgą przekręcić zamek w drzwiach.
Kiedy
pociąg podjechał jak najszybciej wsiadłam do środka i zajęłam miejsce w kącie.
W wagonie jechało kilka pijanych nastolatek, które wysiadły na kolejnym
przystanku. Liczyłam kolejne przystanki i nerwowo sprawdzałam godzinę. Zawsze
wydawało mi się, że w takich chwilach czas i środki transportu zwalniają.
Na
mojej stacji oczywiście kręciło się kilka podejrzanych osób. Starałam się nie
rzucać w oczy, jednak i tak w moim kierunku poleciało kilka kiepskich
komentarzy. Były one głównie od czarnoskórych lub latynosów, to ich było
najwięcej w tej dzielnicy. Takie osoby jak ja to tutaj rzadkość. Nie miałam
raczej żadnych znajomych. Jedynie czarnoskóra staruszka z piętra wyżej, która
od czasu do czasu zatrzymywała mnie na klatce schodowej i opowiadała co dzieje
się u sąsiadów.
Z
ulgą przekręciłam zamek w drzwiach i rozejrzałam się po mieszkaniu. Wyglądało
dokładnie tak samo, kiedy wychodziłam rano.
Było
niewielkie. Jedynie łazienka, kuchnia połączona z pokojem i moja sypialnia w
której mieściło się dwuosobowe łóżko, szafa i komoda.
Ściągnęłam
swój płaszcz i zawiesiłam w szafie. Poczułam chłód mieszkania. Ogrzewanie w
pokoju już dawno się zepsuło, a ja nie miałam pieniędzy, żeby je naprawić.
Otworzyłam
drzwi do łazienki i pokoju, aby dostało się tutaj trochę więcej ciepła.
Wyciągnęłam z torby papiery i położyłam na biurku.
Wezmę się za nie jutro.
Poszłam
do sypialni i zabrałam stare dresy i podkoszulkę w której spałam. Wzięłam
szybki prysznic, wyszczotkowałam zęby, a mokre włosy związałam na czubku głowy.
Zegarek wskazywał drugą w nocy, a ja o siódmej musiałam wstać, żeby zdążyć do
pracy.
Już
miałam wchodzić do sypialni, kiedy ktoś zaczął walić w drzwi. Przestraszyłam
się i pisnęłam. W tej dzielnicy można było spodziewać się wszystkiego.
-
Otwieraj to kurwa! Chyba o czymś zapomniałaś! – rozpoznałam ten głos. To był
Manuel, któremu jestem winna pieniądze za przysługę, którą wyświadczył mi pół roku
temu.
Jak
najszybciej podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Łysy mężczyzna uśmiechnął się
szeroko, ukazując złotego zęba.
-
Chyba o czymś złotko zapomniałaś – nie pytając się wszedł do środka i usiadł na
kanapie. Zdenerwowana chwyciłam swoją torbę i wyciągnęłam przygotowane trzysta
dolarów.
-
Przepraszam cię, zupełnie zapomniałam – drżącą ręką podałam mu pieniądze, a on
chwycił je i przeliczył.
-
Może chciałaś zapomnieć? – energicznie wstał i chwycił mnie mocno za szczękę.
-
Nie, Manuel, przecież wiesz – starałam się mówić jak najspokojniej, jednak
nawet oddychanie przychodziło mi z trudem. – To pierwszy raz, nigdy więcej.
Puścił
moją twarz i zaśmiał się gardłowo.
-
To pierwszy raz, nigdy więcej – powtórzył, naśladując mój głos. Roztarłam
obolałą twarz i spojrzałam na niego przepraszająco. Nie chciałam z nim
zadzierać. – I co ja mam z tobą zrobić piękna?
-
To nigdy się nie powtórzy – wymamrotałam zdenerwowana. Mocno objął moje gardło
i przyparł do ściany. Poczułam łzy na moich policzkach, zaczęłam panikować. –
Proszę… - wymamrotałam.
-
I masz kurwa o co prosić. Następna rata za dwa tygodnie i nie obchodzi mnie
skąd kurwa weźmiesz te jebane pieniądze – powiedział przez zaciśnięte zęby.
Jego twarz znajdowała się centymetry od mojej. Czułam zapach tytoniu i piwa. –
Zrozumiałaś?! – potrząsnął mną tak, że uderzyłam głową o ścianę.
-
Tak – puścił mnie, a ja zsunęłam się na podłogę. Kaszlałam przez przyduszanie.
Spojrzałam na uśmiechniętego mężczyznę, który wychodził z mieszkania.
-
Zamknij za mną drzwi, ta okolica jest dość niebezpieczna – zakpił i trzasnął
drzwiami, a ja zaniosłam się płaczem.
~~~~~~~~~~
Dziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem!
Nawet nie wiecie jak strasznie nie mogłam się doczekać dzisiejszej publikacji :)
W kolejnym rozdziale będzie więcej Justina!
Komentujcie, bardzo sobie cenię Wasze opinie, które motywują.
twitter: @believux
Super ❤
OdpowiedzUsuńWoah, przyznam, że akurat tego rozdziału nie przeczytałam do końca, gdy mi je podesłałaś i w prawdzie... Jestem w szoku końcówką. Coraz bardziej zaczyna mi się podobać akcja tutaj. Więcej zagadek i tajemnic, hmhmhmhm. Adeline coś przeskrobała? Robi się coraz ciekawiej! Czekam na kolejny, kochanie!
OdpowiedzUsuńPs. pamiętaj o tych przecinkach. [*]
Huhu jest akcyjka❤
OdpowiedzUsuńJest Nowy rozdział świetny czekam na nexta xoxo
OdpowiedzUsuń