Czytasz? Oceń. Będzie mi miło.
~~~~~~
W
sobotę obudziłam się z bólem głowy. Przetarłam oczy i spojrzałam na zegarek.
Miałam sporo czasu do wyjścia. Jęknęłam na wspomnienie wczorajszych wydarzeń.
Musiałam znaleźć dodatkowe trzysta dolarów. Z poprzedniego miesiąca zostało mi
pięćdziesiąt, mam dwa tygodnie na wytrzaśnięcie dwustu pięćdziesięciu.
Poszłam
do kuchni i wstawiłam wodę na herbatę. Otworzyłam lodówkę i westchnęłam, widząc
w niej jedynie dwa jabłka i kilka jogurtów. Wyciągnęłam jeden i razem z
trzydniową bułką, zjadłam na śniadanie. Zrobiłam herbatę i usiadłam przed
telewizorem, wolno ją popijając.
Myślałam
nad tym skąd wytrzasnąć dodatkowe pieniądze. Może poproszę o zaliczkę w
piekarni? Moja szefowa była dość miła, jednak, kiedy chodziło o pieniądze, zamieniała
się w skąpą ropuchę. Pozostało mi jedynie liczyć na złapanie jakiejś dodatkowej
fuchy.
Wyłączyłam
telewizor i umyłam kubek. Wykonałam wszystkie poranne czynności, nastawiłam
pranie i zaczęłam ubierać się do pracy. Włosy związałam w wysokiego kucyka, nie
martwiłam się makijażem. Ubrałam ciemne jeansy i białą podkoszulkę z krótkim
rękawem. Wyjrzałam za okno. Było ponuro i padał deszcz, typowa październikowa
pogoda. Założyłam na siebie szarą bluzę i czarny płaszcz, po czym wyszłam z
mieszkania.
Ruszyłam
na przystanek autobusowy bo znajdował się zaraz obok mojego miejsca pracy i
było to dla mnie o wiele bardziej komfortowe niż przejażdżka metrem. Nie czekałam
długo, kupiłam u kierowcy bilet i zajęłam miejsce obok okna. Po około
dwudziestu minutach byłam na miejscu. Nie było jeszcze ósmej, a Mike kręcił się
już w kawiarni. Lubiłam tutaj pracować. To był jego interes, a ja pomagałam mu
w soboty i niedziele. Z tego co wiem to od poniedziałku do piątku pomaga mu
inna dziewczyna.
-
Cześć Mike – uśmiechnęłam się, kiedy weszłam do kawiarni.
-
Cześć – wyjrzał zza lady, kiedy ja kierowałam się na zaplecze. Zostawiłam tam
płaszcz i torbę, a na siebie zarzuciłam firmowy fartuszek.
-
Masz – nie zdążyłam dobrze podejść do lady, a Mike postawił przede mną kanapkę.
-
Co to?
-
Wczoraj wymyśliłem, jak ci posmakuje to dodam do karty – uśmiechnął się dumny z
siebie. Usiadłam przy stoliku i zaczęłam jeść. Zaśmiałam się widząc wzrok
Mike’a.
-
Jesteś jak moja babcia.
-
Co?
-
Patrzysz się na mnie tak, jakbyś chciał mnie zabić gdybym tego nie zjadła –
mężczyzna wzruszył ramionami.
-
Bo tak będzie – puścił mi oczko i poszedł czyścić ekspres do kawy. – Jak
skończysz to powiedz mi co sądzisz – nie odpowiedziałam, tylko wróciłam do
jedzenia kanapki.
-
Już – podeszłam do Mike’a, a on spojrzał na mnie wyczekująco.
-
I co? – zaśmiałam się. Niesamowicie poważnie podchodził do swoich kanapek,
sałatek, kaw czy innych produktów spożywczych.
-
Jest pyszna – uśmiechnął się szeroko i zabrał ode mnie talerzyk.
-
Pozmywam za ciebie z tej radości – pocałował mnie w policzek i zniknął na
zapleczu.
Zaczęłam
ścierać stoliki. Było kilka minut po ósmej, więc pierwsi klienci powinni się
pojawiać. O tej godzinie przeważnie wpadali tutaj bogaci mieszkańcy Manhattanu,
którzy wracali z porannego treningu, albo śpieszyli się na spotkania biznesowe.
Kiedy skończyłam ustawiać krzesła pojawili się pierwsi klienci. Wydałam kilka
kaw, kanapek i butelkowanej wody.
-
Del muszę cię zostawić samą, są jakieś problemy z produktami i muszę jechać to
załatwić. W razie problemów dzwoń. – Nie przestraszyłam się tego, że musiałam
zostać sama. Już kilka razy tak było i nic złego się nie stało.
-
Jasne, nie martw się, poradzę sobie – pomachałam Mike’owi przez szybę, kiedy
wsiadał do swojego auta zaparkowanego tuż obok. Była dziesiąta, więc nie było
dużego ruchu. Dwójka staruszków siedziała w kącie, a ja mogłam spokojnie
układać świeże kanapki w przeszklonej lodówce. Wyszłam na chwilę na zaplecze,
żeby przynieść świeże sałatki zrobione przez Mike’a, kiedy usłyszałam
zniecierpliwiony głos klienta z sali.
-
Jest tutaj ktoś? – niemal warknięcie. Szybko wróciłam za ladę, żeby zobaczyć
komu się tak śpieszy.
O cholera.
Przede
mną stał Justin Bieber we własnej osobie. Był w zwykłej szarej podkoszulce,
ciemnej bluzie i dresach, a jego mokre włosy opadały na czoło.
-
Pan Bieber – przywitałam go uprzejmie. – Przepraszam, byłam na zapleczu.
-
Pracujesz tu? – Zwrócił się do mnie na „ty”. Jak go znam, za chwilę przyjmie
oficjalną wersję.
-
Tak – zagryzłam wargę, a on odchrząknął. – Co podać?
-
Coś na śniadanie i kawę – odwrócił się i usiadł do stolika.
Coś na śniadanie i kawę?!
Chciałam
uciec z krzykiem. Co miałam zrobić? Dać mu zwykłą kanapkę i czarną kawę? Może
pije z mlekiem? KURWA MAĆ.
Nerwowo
chodziłam w tą i z powrotem miotając się od ekspresu do lodówki w której
trzymaliśmy kanapki. Zobaczyłam jak Bieber wstaje i podchodzi do lady, a moje
serce przyspieszyło z nerwów.
-
Może w czymś pomóc? – spojrzałam na niego przerażona. Zaśmiał się, a ja
poczułam na moich policzkach rumieniec.
-
Ja… - zaczęłam się jąkać.
-
Kanapkę z kurczakiem i caffe americano – przerwał mi, a ja poczułam ulgę.
Spojrzałam na niego z wdzięcznością i zaczęłam przygotowywać kawę. Chwyciłam
kanapkę z lodówki i zaniosłam do stolika Biebera.
-
Proszę – postawiłam kawę i kanapkę przed moim szefem, a on wskazał krzesełko
przed nim.
-
Usiądź – zszokowana spojrzałam na niego.
-
Jestem w pracy, mam dużo do...
-
Nikogo tutaj nie ma oprócz mnie i tej dwójki w rogu – wskazał głową na
staruszków. Westchnęłam i usiadłam przed mężczyzną, który wziął pierwszy kęs
kanapki.
-
Przeglądałaś już papiery które ci dałem? – speszona pokręciłam głową, a on
spojrzał na mnie zszokowany.
-
Nie miałam czasu.
-
Jak to? – ponownie westchnęłam. Jego pytanie były męczące. Był moim szefem i
nie miał prawa zadawać pytań wkraczających w moją sferę osobistą.
-
Pracuję – wzruszyłam ramionami.
-
Myślałem, że zależy pani na tej posadzie. – A nie mówiłam? Znowu wszedł w
oficjalny ton.
-
Bo zależy – wymamrotałam pod nosem.
-
To dlaczego nie…
-
Bo nie miałam czasu! – uderzyłam dłonią w stolik i pochyliłam się nad nim. –
Jeżeli to pana interesuje to mam na utrzymaniu siebie i babcię, a trzysta
dolarów miesięcznie ze stażu nie wystarczy mi na opłacenie rachunków, kredytu i
domu starców babci – wycedziłam przez zęby. Poczułam łzy na policzkach, cały
stres spowodowany przez Manuela zszedł ze mnie w najgorszym momencie.
Co ja zrobiłam?
Nakrzyczałam
na mojego szefa, od którego zależy moja przyszłość.
Zakryłam
usta dłońmi i spojrzałam na jego wyraz twarzy. Patrzył się na mnie uważnie.
-
Ja… Przepraszam – powiedziałam przez łzy. – Nie chciałam, po prostu… Proszę
mnie nie wyrzucać – szatyn uśmiechnął się.
-
Dlaczego miałbym cię wyrzucić? – tym razem to on pochylił się nad stolikiem. –
Już drugi raz mnie o to prosisz – uśmiechnął się.
-
Przecież…
-Nie
ważne – wzruszył ramionami. Wyciągnął portfel i położył dwustudolarowy banknot
na stoliku. – Reszty nie trzeba. Do zobaczenia w poniedziałek.
Wiodłam
za nim wzrokiem w szoku. Przed chwilą nawrzeszczałam na niego, a on tak po
prostu wychodzi?
Spojrzałam
na nietkniętą kawę i raz ugryzioną kanapkę. Zostawił mi sto dziewięćdziesiąt
cztery dolary napiwku.
Co
tutaj się właściwie stało?
Justin’s
POV
A
więc mała ma w sobie pazur. Przez moment bałem się, że jest po prostu jedną
wielką ciapą, która przeprasza za to, że oddychając zabiera innym ludziom tlen.
Wsiadłem
do swojego czarnego audi i jechałem w stronę apartamentu. Od wczoraj rano,
kiedy spotkałem ją przy recepcji chodzi mi po głowie. Wyobrażam sobie jak jej
długie włosy wplątują się w moje palce, kiedy brałbym ją od tyłu. Jeszcze ta
jej warga. Przysięgam, że jeżeli kolejny raz ją przy mnie przygryzie to rzucę
się na nią jak cholerne zwierzę.
Moje
przemyślenia przerwał dzwonek telefonu. Spojrzałem na wyświetlacz. Ryan.
-
Czekam na ciebie od trzydziestu minut – warknął do słuchawki. Zaśmiałem się. –
To nie jest śmieszne Bieber. Mam już dość twoich humorków.
-
Zatrzymała mnie ta mała – powiedziałem, a po drugiej stronie nastała cisza.
-
No chyba jej nie pieprzyłeś – Ryan bawił mnie. Co prawda pieprzyłem dużo lasek,
czasami po trzech minutach rozmowy, ale nie pieprzyłem jeszcze małej Adeline.
-
Spotkałem ją w kawiarni – przewróciłem oczami, a po drugiej stronie usłyszałem
westchnięcie.
-
Co jej mówiłeś?
-
Zapytałem czy przeglądała papiery które jej dałem – mimo, że nie siedział obok
mnie wzruszyłem ramionami.
-
I co?
-
I nawrzeszczała na mnie – zaśmiałem się pod nosem.
-
Co? Czy ta mała, nieśmiała blondynka o której mi wczoraj opowiadałeś,
nawrzeszczała na Justina Biebera swojego szefa? – przewróciłem oczami. Z Ryana
był prawdziwy cep.
-
No chyba słyszysz. Kończę, porozmawiamy u mnie w apartamencie.
-
Ale… - nie zdążyłem go wysłuchać bo zakończyłem połączenie.
Im
dłużej myślę o tej małej, tym bardziej chcę ją mieć.
Zaśmiałem
się, bo byłem w pełni świadomy tego, że właśnie pokrzyżowałem Ryanowi plany.
Mieliśmy się spotkać na drugim końcu miasta, żeby dokończyć wczorajszą rozmowę
(swoją drogą bardzo zaciekawił się moim życiem prywatnym, kiedy wczoraj na
treningu powiedziałem mu o tej małej Adeline), a ja jasno dałem mu do
zrozumienia, że czekam na niego w moim apartamencie. Nie miałem ochoty
pokonywać korków w mieście bo przez tą małą straciłem trzydzieści minut, które
mogłem poświęcić na dotarcie do celu.
Zaparkowałem
w podziemnym garażu i ruszyłem do prywatnej windy. Wpisałem kod, a ruchome
drzwi otworzyły się po kilku sekundach. Wsiadłem i wjechałem na ostatnie piętro
gdzie znajdował się mój apartament, a właściwie penthouse. Podszedłem do barku
i nalałem do szklanki whisky, którą wypiłem jednym tchem. Wyjąłem z lodówki
przygotowaną wcześniej sałatkę i zjadłem kilka łyżek.
Mogłem zabrać ze sobą tą
jebaną kanapkę.
Rozsiadłem
się na kanapie i włączyłem kanał sportowy. Akurat leciał mecz hokeja z zeszłego
tygodnia, a to był jeden z moich ulubionych rodzajów sportów. Zakląłem kiedy
jeden z zawodników popełnił podstawowy błąd, przez co drużyna straciła punkt. W
tym samym momencie zadzwonił telefon.
-
Halo? – odebrałem nie przestając oglądać meczu.
-
Pan Butler do pana.
Tak jak myślałem.
-
Wpuść go – odpowiedziałem do recepcjonisty na dole i odłożyłem słuchawkę.
Odpowiadało mi wygodne życie, nie musiałem być dla nikogo sztucznie uprzejmy bo
i tak każdy musiał mnie szanować. Na palcach mogłem policzyć tych „odważnych”
którzy odważyli się mi przeciwstawić, a kilka dni później słuch o ich biznesach
zniknął.
-
Bieber jesteś chamem – zaśmiałem się i odwróciłem do przyjaciela, który wszedł
do mojego mieszkania. Chwycił szklankę z barku i nalał whisky, a następnie
usiadł obok mnie, przybijając mi piątkę.
-
Sam chciałeś się spotkać, a poza tym średnio miałem ochotę pchać się do centrum
i stać w godzinnym korku. Gdybym nie spotkał tej małej to pewnie bym przyjechał
– wzruszyłem ramionami, a zaraz potem razem z Ryanem zaklęliśmy bo nasza
drużyna straciła punkt. – Prowadzisz? – wskazałem głową na szklankę z alkoholem
w dłoni mojego przyjaciela.
-
Pieprzyć to – jednym tchem wypił ciemną ciecz. Zaśmiałem się na obojętność
przyjaciela.
-
Nie mówiłbyś tak, gdyby na twoim koncie nie było kilka milionów – prychnąłem.
-
Ale jest i nie zmierzam tego zmieniać – przeciągnął się i ziewnął. – Lepiej mi
powiedz jak wpadłeś na twoją blondynę.
Moja blondyna.
-
Poznałeś Melisę? – spojrzałem znacząco na przyjaciela, a on pokręcił głową.
Średnio podobał mu się mój styl życia bo sam tkwił w „szczęśliwym” związku od
trzech lat. – A więc wracałem od niej rano, a dla własnej pewności zaparkowałem
auto znacznie dalej od jej mieszkania. Kiedy już do niego wracałem, zobaczyłem
ją w tej kawiarni i po prostu tam wszedłem.
-
I czemu na ciebie nawrzeszczała?
-
Nie wiem – powiedziałem szczerze. – Zapytałem ją czy przeglądała te papiery, a
ona powiedziała, że nie. Zadałem jej kilka pytań, a ona zrobiła mi kazanie o
tym, że pensja ze stażu nie wystarczy jej na utrzymanie jej i babci, a potem
się rozpłakała.
Bawiło
mnie to, chociaż chyba nie powinno. Dziewczyna się porządnie przestraszyła i
mnie samego zastanawiał fakt dlaczego sam się nie wkurwiłem. Normalnie
naskoczył bym na taką osobę, a ja nie zrobiłem kurwa nic.
-
Co zrobiłeś? – miałem wrażenie, że Ryanowi zaraz wypadną oczy ze zdziwienia.
Byłem aż tak straszny i nieobliczalny?
Zaśmiałem
się w sobie.
Raczej tak.
-
Nic, zostawiłem jej kasę i po prostu wyszedłem.
-
Stary będą z tego dzieci – poklepał mnie po ramieniu, a ja prychnąłem.
-
No chyba cię pojebało.
Adeline’s
POV
Kiedy
ostatni klienci wyszli z kawiarni, zmieniłam napis na drzwiach na „zamknięte” i
zaczęłam sprzątać stoliki. Chciałam jutro dłużej pospać, więc musiałam zrobić
to wszystko dzisiaj po pracy.
-
Del, cholera, przepraszam że tak długo, ale te chuje są nieobliczalni – Mike
wszedł wściekły i rzucił telefon na stolik. – Chcieli mi wcisnąć, że zalegam z czynszem!
– wyrzucił ręce w górę, a ja zaśmiałam się do siebie. Zawsze wracał w takim
humorze.
-
Ale wszystko wyjaśniłeś? – przerwałam na chwilę zmywanie podłogi, żeby spojrzeć
na mężczyznę. On tylko kiwnął głową i podszedł do mnie.
-
Daj mi to, ja to dokończę – jedną dłoń położył na moich plecach, a drugą
chwycił mop. Uśmiechnęłam się i wydostałam z jego uścisku. Usiadłam na ladzie i
przyglądałam pracującemu brunetowi. Myślałam, czy nie poprosić go o te dwieście
pięćdziesiąt dolarów. Przecież nie mogłam przyjąć tak absurdalnie wysokiego
napiwku od mojego szefa.
-
Może chcesz kawę, autobus masz dopiero za trzydzieści minut – uśmiechnęłam się
i pokiwałam głową na znak, że się zgadzam. Gdyby nie praca w kawiarni, chyba
już dawno umarłabym z głodu. – Z mlekiem?
-
Tak, poproszę – wzięłam od Mike’a kawę w kubku i zaczęłam wolno ją popijać.
Była już dwudziesta, a ja musiałam spędzić kilka godzin nad papierami. – Um
Mike? Mogłabym jutro wyskoczyć na godzinę do biblioteki? – potrzebowałam kilku
książek, chciałam się upewnić, że nic w prawie handlowym się nie zmieniło od
czasu kiedy się go uczyłam.
-
Jasne – stanął naprzeciwko mnie z kanapką w ręku.
-
Jeszcze jedno – zagryzłam wargę. – Mogłabym pożyczyć od ciebie dwieście
pięćdziesiąt dolarów? Miałam w tym miesiącu sporo wydatków, a muszę opłacić dom
starców babci – skłamałam. Bo co właściwie miałam mu powiedzieć? „Hej słuchaj,
daj mi kasę bo inaczej Manuel mnie zabije”?
-
Pod jednym warunkiem – uśmiechnął się tajemniczo.
-
Jakim?
-
Umówisz się ze mną – zachłysnęłam się kawą.
Ja i Mike?
Traktowałam
go jak przyjaciela, nie pracowałam tu długo, a poza tym jak mogłam się komuś
spodobać? Może mój wygląd byłby do zniesienia, gdybym zaczęła poświęcać sobie
więcej czasu. Poza tym nie byłam stworzona do związku. Po tym co stało się
kilka lat temu, nie byłam warta nikogo.
Nerwowo
zagryzłam wargę i spojrzałam na mężczyznę, który przyglądał mi się uważnie.
-
Mike… Ja nie wiem czy to jest dobry pomysł.
-
Dlaczego? – Czy dzisiaj wszyscy mieli dzień zadawania głupkowatych pytań.
-
Lubię cię, ale chyba nie mam czasu na związek. Naprawdę mi przykro –
westchnęłam. Obserwowałam mężczyznę, który uśmiechnął się uprzejmie. Odwrócił
się i wyciągnął z portfela trzysta dolarów.
-
Uznajmy to za premię – spojrzałam na niego zszokowana.
-
Ja nie mogę…
-
Możesz. Wiem, że nie powodzi ci się za dobrze, a powiedzmy, że ja akurat mam
nadmiar gotówki. Bierz i nie marudź – rzuciłam się mu na szyję.
-
Dziękuję i przepraszam. – Sama byłam zszokowana moją śmiałością w stosunku do
Mike’a. Rzadko to mi się zdarza.
-
Jeszcze się ze mną umówisz – puścił do mnie oczko. – Weź sobie kanapkę i leć na
autobus bo się spóźnisz.
-
Dziękuję i do jutra – pomachałam do chłopaka, wychodząc z kawiarni. Zawiał
zimny, wrześniowy wiatr. Otuliłam się szczelniej płaszczem, kiedy stałam na
przystanku i przebierałam nogami bo robiło się coraz chłodniej. Autobus
spóźniał się już dwadzieścia minut, a nie było sensu iść na metro, bo
najbliższy pociąg na mój przystanek odjeżdżał za półtorej godziny.
Mogłam zamieszkać na pustyni.
Postanowiłam,
że przy najbliższej okazji kupię sobie jakąś ciepłą kurtkę. W końcu mój budżet
posiadał dodatkowe pięćdziesiąt dolarów z zeszłego miesiąca.
-
No w końcu – mruknęłam, kiedy zobaczyłam autobus. Jak najszybciej wsiadłam i
liczyłam kolejne przystanki, co miało mi dać wrażenie szybszej podróży. Tak jak
się spodziewałam po drodze do mojego mieszkania zaczepiło mnie kilku
„szemranych typków”, ale chyba już się do tego przyzwyczaiłam.
Na
głównych ulicach Bronx’u trudno było spotkać kryminalistów. Oni przebywali w
wąskich i ślepych uliczkach. Chyba trzeba było mieć wielkiego pecha, żeby
natknąć się na kogoś takiego na przystanku autobusowym czy metrze.
Zaraz
po wejściu do mieszkania zamknęłam drzwi na zamki (tak, miałam ich kilka) i
szybko przebrałam się w moje ciepłe dresy. Mimo to, nadal było mi zimno.
Cholerne ogrzewanie.
Zabrałam
wszystkie papiery i poszłam do swojej sypialni gdzie wygodnie rozłożyłam się na
łóżku. Zaczęłam uważnie czytać wszystkie dokumenty i nie dowierzałam własnym
oczom. Przecież w nich znajdowały się wszystkie informacje o firmie. Mogłabym
zrujnować Solneber Company bez większego wysiłku.
Nie
wiedziałam czy Bieber był taki głupi, czy po prostu mi ufał.
Posegregowałam
arkusze od tych najmniej do najbardziej rozbudowanych. Na osobnej kupce ułożyłam
wszelkie załączniki i odniesienia. Wzięłam plik kartek i zaczęłam robić
notatki. Nie miałam komputera, więc Bieber musiał znieść moje odręczne pismo.
Po
kilku godzinach uporałam się zaledwie z dwoma arkuszami, a zostało mi jeszcze
jakieś dwadzieścia.
Nie wyrobię się.
Opcja
wolne w piekarni i przymieranie z głodu była
coraz bardziej kusząca.
Zegarek
wskazywał drugą w nocy. Schowałam papiery i ruszyłam pod prysznic. Kiedy
kładłam się spać pozostały mi jakieś pięć godzin snu.
W
niedzielę obudziłam się z okropnym katarem. Wczorajsze marznięcie na przystanku
dawało o sobie znać. Poirytowana swoim stanem zdrowia ruszyłam do łazienki aby
przygotować się do pracy. Bez śniadania, siedziałam w autobusie i przyglądałam
się widokom za oknem. Była dziewiąta rano w niedzielę, a Nowy Jork tętnił
życiem. Mimo, iż pogoda nie była zbyt dobra, to ludzie spacerowali po ulicach
miasta.
Mike
mało ze mną rozmawiał w czasie pracy. Może moja wczorajsza odmowa go uraziła?
Nie wydawał się smutny, mogłabym nawet powiedzieć, że nie przejął się zbytnio.
W czasie pracy skoczyłam do biblioteki. Dzięki temu, że miałam tam znajomą
wpuściła mnie w niedzielę i pozwoliła zabrać kilka książek.
Około
dwudziestej stałam na przystanku i czekałam na autobus. Znowu się spóźniał, a
jak na złość zaczął padać deszcz. Schowałam się pod prowizorycznym daszkiem i z
utęsknieniem patrzyłam na ludzi w autach. Miałam prawo jazdy, ale już od
dobrych pięciu lat nie siedziałam za kierownicą.
Na
przystanku zatrzymało się czarne, sportowe audi. Zdziwiłam się tym bardziej,
gdy szyba od strony pasażera zaczęła się otwierać. Schyliłam się, żeby zobaczyć
kto tam siedzi i o mało nie przewróciłam się z wrażenia.
-
Może cię podwiozę? – Bieber pochylił się do okna. Jedną rękę trzymał na
kierownicy, a drugą na skrzyni biegów.
-
Zaraz pewnie przyjedzie mój autobus – odkrzyknęłam z nadzieją, że mój szef
odjedzie.
-
Mijałem jakiś zepsuty dwie przecznice stąd, chyba nie chcesz czekać do rana –
warknął. W mojej głowie pojawiła się burza myśli. Raczej nie powinien mi nic
zrobić.
Raczej.
-
Nie będę tutaj czekać do jutra – był wyraźnie zniecierpliwiony. Jak najszybciej
wsiadłam do auta i zatrzasnęłam za sobą drzwi. – Trzeba było tak od razu –
mruknął, kiedy włączył się ruchu. Nie odpowiedziałam nic tylko kichnęłam.
-
Przepraszam. – To było dziwne, ale fakt, że mogłam mieć katar przy tak
przystojnym mężczyźnie mnie krępował.
-
Przepraszasz za wszystko? – na chwilę oderwał wzrok od jezdni i spojrzał się na
mnie. Poczułam jak na moich policzkach pojawiają się wielkie rumieńce.
-
Ja…
-
W schowku są chusteczki – przerwał mi. Nawet nie zdążyłam zareagować bo sam
otworzył schowek i położył na moich kolanach paczkę chusteczek. Nie
odpowiedziałam nic dla swojego własnego bezpieczeństwa.
Jeszcze powie, że
dziękuję za wszystko.
-
Podaj mi swój adres.
-
Co? – zaskoczyło mnie jego pytanie.
-
Chyba odwożę cię do domu. – Dałam sobie w myślach policzek za swoją głupotę.
Podałam mu dokładny adres, na co zagwizdał pod nosem. – Mieszkasz na Bronx’e?
Znowu
nie odpowiedziałam. Wtuliłam się w podgrzewane siedzenie i tak postanowiłam
przetrwać całą podróż do domu. Chyba lepszym rozwiązaniem byłaby dla mnie
podróż metrem z możliwością zagrożenia życia, niż przejażdżka z moim nadzwyczaj
dziwnym i śmiałym szefem.
~~~~~~
Przepraszam, że rozdział o tak później porze, ale dochodzę do siebie po studniówce.
Dziękuję za wszystkie wejścia i komentarze.
twitter: @believux
Awww sie rozkręca akcyjka! RAYAN KUMpel Bibsa! Huhj bd ciekawego rozmowy :3
OdpowiedzUsuńJustina intryguje nasza mała blondyneczka😂❤
Super. Chcę więcej Adeline I Jusa :-*
OdpowiedzUsuńA ja myślałam, że Adeline będzie mieć taki sukowaty charakter i nikt nie będzie wstanie jej podskoczyć, a ona jest uległa i najchętniej chyba by przepraszała za wszystko możliwe. No szkoda, bo widziałam tutaj niezłą burzę między Adeline a Justinem, ale cóż, ja tu tylko czytam, nie ustalam fabułę. :)
OdpowiedzUsuńIdę nadrabiać dalej. x