niedziela, 31 stycznia 2016

03. Spotkanie.

Czytasz? Oceń. Będzie mi miło.
~~~~~~
W sobotę obudziłam się z bólem głowy. Przetarłam oczy i spojrzałam na zegarek. Miałam sporo czasu do wyjścia. Jęknęłam na wspomnienie wczorajszych wydarzeń. Musiałam znaleźć dodatkowe trzysta dolarów. Z poprzedniego miesiąca zostało mi pięćdziesiąt, mam dwa tygodnie na wytrzaśnięcie dwustu pięćdziesięciu.
Poszłam do kuchni i wstawiłam wodę na herbatę. Otworzyłam lodówkę i westchnęłam, widząc w niej jedynie dwa jabłka i kilka jogurtów. Wyciągnęłam jeden i razem z trzydniową bułką, zjadłam na śniadanie. Zrobiłam herbatę i usiadłam przed telewizorem, wolno ją popijając.
Myślałam nad tym skąd wytrzasnąć dodatkowe pieniądze. Może poproszę o zaliczkę w piekarni? Moja szefowa była dość miła, jednak, kiedy chodziło o pieniądze, zamieniała się w skąpą ropuchę. Pozostało mi jedynie liczyć na złapanie jakiejś dodatkowej fuchy.
Wyłączyłam telewizor i umyłam kubek. Wykonałam wszystkie poranne czynności, nastawiłam pranie i zaczęłam ubierać się do pracy. Włosy związałam w wysokiego kucyka, nie martwiłam się makijażem. Ubrałam ciemne jeansy i białą podkoszulkę z krótkim rękawem. Wyjrzałam za okno. Było ponuro i padał deszcz, typowa październikowa pogoda. Założyłam na siebie szarą bluzę i czarny płaszcz, po czym wyszłam z mieszkania.
Ruszyłam na przystanek autobusowy bo znajdował się zaraz obok mojego miejsca pracy i było to dla mnie o wiele bardziej komfortowe niż przejażdżka metrem. Nie czekałam długo, kupiłam u kierowcy bilet i zajęłam miejsce obok okna. Po około dwudziestu minutach byłam na miejscu. Nie było jeszcze ósmej, a Mike kręcił się już w kawiarni. Lubiłam tutaj pracować. To był jego interes, a ja pomagałam mu w soboty i niedziele. Z tego co wiem to od poniedziałku do piątku pomaga mu inna dziewczyna.
- Cześć Mike – uśmiechnęłam się, kiedy weszłam do kawiarni.
- Cześć – wyjrzał zza lady, kiedy ja kierowałam się na zaplecze. Zostawiłam tam płaszcz i torbę, a na siebie zarzuciłam firmowy fartuszek.
- Masz – nie zdążyłam dobrze podejść do lady, a Mike postawił przede mną kanapkę.
- Co to?
- Wczoraj wymyśliłem, jak ci posmakuje to dodam do karty – uśmiechnął się dumny z siebie. Usiadłam przy stoliku i zaczęłam jeść. Zaśmiałam się widząc wzrok Mike’a.
- Jesteś jak moja babcia.
- Co?
- Patrzysz się na mnie tak, jakbyś chciał mnie zabić gdybym tego nie zjadła – mężczyzna wzruszył ramionami.
- Bo tak będzie – puścił mi oczko i poszedł czyścić ekspres do kawy. – Jak skończysz to powiedz mi co sądzisz – nie odpowiedziałam, tylko wróciłam do jedzenia kanapki.
- Już – podeszłam do Mike’a, a on spojrzał na mnie wyczekująco.
- I co? – zaśmiałam się. Niesamowicie poważnie podchodził do swoich kanapek, sałatek, kaw czy innych produktów spożywczych.
- Jest pyszna – uśmiechnął się szeroko i zabrał ode mnie talerzyk.
- Pozmywam za ciebie z tej radości – pocałował mnie w policzek i zniknął na zapleczu.
Zaczęłam ścierać stoliki. Było kilka minut po ósmej, więc pierwsi klienci powinni się pojawiać. O tej godzinie przeważnie wpadali tutaj bogaci mieszkańcy Manhattanu, którzy wracali z porannego treningu, albo śpieszyli się na spotkania biznesowe. Kiedy skończyłam ustawiać krzesła pojawili się pierwsi klienci. Wydałam kilka kaw, kanapek i butelkowanej wody.
- Del muszę cię zostawić samą, są jakieś problemy z produktami i muszę jechać to załatwić. W razie problemów dzwoń. – Nie przestraszyłam się tego, że musiałam zostać sama. Już kilka razy tak było i nic złego się nie stało.
- Jasne, nie martw się, poradzę sobie – pomachałam Mike’owi przez szybę, kiedy wsiadał do swojego auta zaparkowanego tuż obok. Była dziesiąta, więc nie było dużego ruchu. Dwójka staruszków siedziała w kącie, a ja mogłam spokojnie układać świeże kanapki w przeszklonej lodówce. Wyszłam na chwilę na zaplecze, żeby przynieść świeże sałatki zrobione przez Mike’a, kiedy usłyszałam zniecierpliwiony głos klienta z sali.
- Jest tutaj ktoś? – niemal warknięcie. Szybko wróciłam za ladę, żeby zobaczyć komu się tak śpieszy.
O cholera.
Przede mną stał Justin Bieber we własnej osobie. Był w zwykłej szarej podkoszulce, ciemnej bluzie i dresach, a jego mokre włosy opadały na czoło.
- Pan Bieber – przywitałam go uprzejmie. – Przepraszam, byłam na zapleczu.
- Pracujesz tu? – Zwrócił się do mnie na „ty”. Jak go znam, za chwilę przyjmie oficjalną wersję.
- Tak – zagryzłam wargę, a on odchrząknął. – Co podać?
- Coś na śniadanie i kawę – odwrócił się i usiadł do stolika.
Coś na śniadanie i kawę?!
Chciałam uciec z krzykiem. Co miałam zrobić? Dać mu zwykłą kanapkę i czarną kawę? Może pije z mlekiem? KURWA MAĆ.
Nerwowo chodziłam w tą i z powrotem miotając się od ekspresu do lodówki w której trzymaliśmy kanapki. Zobaczyłam jak Bieber wstaje i podchodzi do lady, a moje serce przyspieszyło z nerwów.
- Może w czymś pomóc? – spojrzałam na niego przerażona. Zaśmiał się, a ja poczułam na moich policzkach rumieniec.
- Ja… - zaczęłam się jąkać.
- Kanapkę z kurczakiem i caffe americano – przerwał mi, a ja poczułam ulgę. Spojrzałam na niego z wdzięcznością i zaczęłam przygotowywać kawę. Chwyciłam kanapkę z lodówki i zaniosłam do stolika Biebera.
- Proszę – postawiłam kawę i kanapkę przed moim szefem, a on wskazał krzesełko przed nim.
- Usiądź – zszokowana spojrzałam na niego.
- Jestem w pracy, mam dużo do...
- Nikogo tutaj nie ma oprócz mnie i tej dwójki w rogu – wskazał głową na staruszków. Westchnęłam i usiadłam przed mężczyzną, który wziął pierwszy kęs kanapki.
- Przeglądałaś już papiery które ci dałem? – speszona pokręciłam głową, a on spojrzał na mnie zszokowany.
- Nie miałam czasu.
- Jak to? – ponownie westchnęłam. Jego pytanie były męczące. Był moim szefem i nie miał prawa zadawać pytań wkraczających w moją sferę osobistą.
- Pracuję – wzruszyłam ramionami.
- Myślałem, że zależy pani na tej posadzie. – A nie mówiłam? Znowu wszedł w oficjalny ton.
- Bo zależy – wymamrotałam pod nosem.
- To dlaczego nie…
- Bo nie miałam czasu! – uderzyłam dłonią w stolik i pochyliłam się nad nim. – Jeżeli to pana interesuje to mam na utrzymaniu siebie i babcię, a trzysta dolarów miesięcznie ze stażu nie wystarczy mi na opłacenie rachunków, kredytu i domu starców babci – wycedziłam przez zęby. Poczułam łzy na policzkach, cały stres spowodowany przez Manuela zszedł ze mnie w najgorszym momencie.
Co ja zrobiłam?
Nakrzyczałam na mojego szefa, od którego zależy moja przyszłość.
Zakryłam usta dłońmi i spojrzałam na jego wyraz twarzy. Patrzył się na mnie uważnie.
- Ja… Przepraszam – powiedziałam przez łzy. – Nie chciałam, po prostu… Proszę mnie nie wyrzucać – szatyn uśmiechnął się.
- Dlaczego miałbym cię wyrzucić? – tym razem to on pochylił się nad stolikiem. – Już drugi raz mnie o to prosisz – uśmiechnął się.
- Przecież…
-Nie ważne – wzruszył ramionami. Wyciągnął portfel i położył dwustudolarowy banknot na stoliku. – Reszty nie trzeba. Do zobaczenia w poniedziałek.
Wiodłam za nim wzrokiem w szoku. Przed chwilą nawrzeszczałam na niego, a on tak po prostu wychodzi?
Spojrzałam na nietkniętą kawę i raz ugryzioną kanapkę. Zostawił mi sto dziewięćdziesiąt cztery dolary napiwku.
Co tutaj się właściwie stało?

Justin’s POV
A więc mała ma w sobie pazur. Przez moment bałem się, że jest po prostu jedną wielką ciapą, która przeprasza za to, że oddychając zabiera innym ludziom tlen.
Wsiadłem do swojego czarnego audi i jechałem w stronę apartamentu. Od wczoraj rano, kiedy spotkałem ją przy recepcji chodzi mi po głowie. Wyobrażam sobie jak jej długie włosy wplątują się w moje palce, kiedy brałbym ją od tyłu. Jeszcze ta jej warga. Przysięgam, że jeżeli kolejny raz ją przy mnie przygryzie to rzucę się na nią jak cholerne zwierzę.
Moje przemyślenia przerwał dzwonek telefonu. Spojrzałem na wyświetlacz. Ryan.
- Czekam na ciebie od trzydziestu minut – warknął do słuchawki. Zaśmiałem się. – To nie jest śmieszne Bieber. Mam już dość twoich humorków.
- Zatrzymała mnie ta mała – powiedziałem, a po drugiej stronie nastała cisza.
- No chyba jej nie pieprzyłeś – Ryan bawił mnie. Co prawda pieprzyłem dużo lasek, czasami po trzech minutach rozmowy, ale nie pieprzyłem jeszcze małej Adeline.
- Spotkałem ją w kawiarni – przewróciłem oczami, a po drugiej stronie usłyszałem westchnięcie.
- Co jej mówiłeś?
- Zapytałem czy przeglądała papiery które jej dałem – mimo, że nie siedział obok mnie wzruszyłem ramionami.
- I co?
- I nawrzeszczała na mnie – zaśmiałem się pod nosem.
- Co? Czy ta mała, nieśmiała blondynka o której mi wczoraj opowiadałeś, nawrzeszczała na Justina Biebera swojego szefa? – przewróciłem oczami. Z Ryana był prawdziwy cep.
- No chyba słyszysz. Kończę, porozmawiamy u mnie w apartamencie.
- Ale… - nie zdążyłem go wysłuchać bo zakończyłem połączenie.
Im dłużej myślę o tej małej, tym bardziej chcę ją mieć.
Zaśmiałem się, bo byłem w pełni świadomy tego, że właśnie pokrzyżowałem Ryanowi plany. Mieliśmy się spotkać na drugim końcu miasta, żeby dokończyć wczorajszą rozmowę (swoją drogą bardzo zaciekawił się moim życiem prywatnym, kiedy wczoraj na treningu powiedziałem mu o tej małej Adeline), a ja jasno dałem mu do zrozumienia, że czekam na niego w moim apartamencie. Nie miałem ochoty pokonywać korków w mieście bo przez tą małą straciłem trzydzieści minut, które mogłem poświęcić na dotarcie do celu.
Zaparkowałem w podziemnym garażu i ruszyłem do prywatnej windy. Wpisałem kod, a ruchome drzwi otworzyły się po kilku sekundach. Wsiadłem i wjechałem na ostatnie piętro gdzie znajdował się mój apartament, a właściwie penthouse. Podszedłem do barku i nalałem do szklanki whisky, którą wypiłem jednym tchem. Wyjąłem z lodówki przygotowaną wcześniej sałatkę i zjadłem kilka łyżek.
Mogłem zabrać ze sobą tą jebaną kanapkę.
Rozsiadłem się na kanapie i włączyłem kanał sportowy. Akurat leciał mecz hokeja z zeszłego tygodnia, a to był jeden z moich ulubionych rodzajów sportów. Zakląłem kiedy jeden z zawodników popełnił podstawowy błąd, przez co drużyna straciła punkt. W tym samym momencie zadzwonił telefon.
- Halo? – odebrałem nie przestając oglądać meczu.
- Pan Butler do pana.
Tak jak myślałem.
- Wpuść go – odpowiedziałem do recepcjonisty na dole i odłożyłem słuchawkę. Odpowiadało mi wygodne życie, nie musiałem być dla nikogo sztucznie uprzejmy bo i tak każdy musiał mnie szanować. Na palcach mogłem policzyć tych „odważnych” którzy odważyli się mi przeciwstawić, a kilka dni później słuch o ich biznesach zniknął.
- Bieber jesteś chamem – zaśmiałem się i odwróciłem do przyjaciela, który wszedł do mojego mieszkania. Chwycił szklankę z barku i nalał whisky, a następnie usiadł obok mnie, przybijając mi piątkę.
- Sam chciałeś się spotkać, a poza tym średnio miałem ochotę pchać się do centrum i stać w godzinnym korku. Gdybym nie spotkał tej małej to pewnie bym przyjechał – wzruszyłem ramionami, a zaraz potem razem z Ryanem zaklęliśmy bo nasza drużyna straciła punkt. – Prowadzisz? – wskazałem głową na szklankę z alkoholem w dłoni mojego przyjaciela.
- Pieprzyć to – jednym tchem wypił ciemną ciecz. Zaśmiałem się na obojętność przyjaciela.
- Nie mówiłbyś tak, gdyby na twoim koncie nie było kilka milionów – prychnąłem.
- Ale jest i nie zmierzam tego zmieniać – przeciągnął się i ziewnął. – Lepiej mi powiedz jak wpadłeś na twoją blondynę.
Moja blondyna.
- Poznałeś Melisę? – spojrzałem znacząco na przyjaciela, a on pokręcił głową. Średnio podobał mu się mój styl życia bo sam tkwił w „szczęśliwym” związku od trzech lat. – A więc wracałem od niej rano, a dla własnej pewności zaparkowałem auto znacznie dalej od jej mieszkania. Kiedy już do niego wracałem, zobaczyłem ją w tej kawiarni i po prostu tam wszedłem.
- I czemu na ciebie nawrzeszczała?
- Nie wiem – powiedziałem szczerze. – Zapytałem ją czy przeglądała te papiery, a ona powiedziała, że nie. Zadałem jej kilka pytań, a ona zrobiła mi kazanie o tym, że pensja ze stażu nie wystarczy jej na utrzymanie jej i babci, a potem się rozpłakała.
Bawiło mnie to, chociaż chyba nie powinno. Dziewczyna się porządnie przestraszyła i mnie samego zastanawiał fakt dlaczego sam się nie wkurwiłem. Normalnie naskoczył bym na taką osobę, a ja nie zrobiłem kurwa nic.
- Co zrobiłeś? – miałem wrażenie, że Ryanowi zaraz wypadną oczy ze zdziwienia. Byłem aż tak straszny i nieobliczalny?
Zaśmiałem się w sobie.
Raczej tak.
- Nic, zostawiłem jej kasę i po prostu wyszedłem.
- Stary będą z tego dzieci – poklepał mnie po ramieniu, a ja prychnąłem.
- No chyba cię pojebało.

Adeline’s POV
Kiedy ostatni klienci wyszli z kawiarni, zmieniłam napis na drzwiach na „zamknięte” i zaczęłam sprzątać stoliki. Chciałam jutro dłużej pospać, więc musiałam zrobić to wszystko dzisiaj po pracy.
- Del, cholera, przepraszam że tak długo, ale te chuje są nieobliczalni – Mike wszedł wściekły i rzucił telefon na stolik. – Chcieli mi wcisnąć, że zalegam z czynszem! – wyrzucił ręce w górę, a ja zaśmiałam się do siebie. Zawsze wracał w takim humorze.
- Ale wszystko wyjaśniłeś? – przerwałam na chwilę zmywanie podłogi, żeby spojrzeć na mężczyznę. On tylko kiwnął głową i podszedł do mnie.
- Daj mi to, ja to dokończę – jedną dłoń położył na moich plecach, a drugą chwycił mop. Uśmiechnęłam się i wydostałam z jego uścisku. Usiadłam na ladzie i przyglądałam pracującemu brunetowi. Myślałam, czy nie poprosić go o te dwieście pięćdziesiąt dolarów. Przecież nie mogłam przyjąć tak absurdalnie wysokiego napiwku od mojego szefa.
- Może chcesz kawę, autobus masz dopiero za trzydzieści minut – uśmiechnęłam się i pokiwałam głową na znak, że się zgadzam. Gdyby nie praca w kawiarni, chyba już dawno umarłabym z głodu. – Z mlekiem?
- Tak, poproszę – wzięłam od Mike’a kawę w kubku i zaczęłam wolno ją popijać. Była już dwudziesta, a ja musiałam spędzić kilka godzin nad papierami. – Um Mike? Mogłabym jutro wyskoczyć na godzinę do biblioteki? – potrzebowałam kilku książek, chciałam się upewnić, że nic w prawie handlowym się nie zmieniło od czasu kiedy się go uczyłam.
- Jasne – stanął naprzeciwko mnie z kanapką w ręku.
- Jeszcze jedno – zagryzłam wargę. – Mogłabym pożyczyć od ciebie dwieście pięćdziesiąt dolarów? Miałam w tym miesiącu sporo wydatków, a muszę opłacić dom starców babci – skłamałam. Bo co właściwie miałam mu powiedzieć? „Hej słuchaj, daj mi kasę bo inaczej Manuel mnie zabije”?
- Pod jednym warunkiem – uśmiechnął się tajemniczo.
- Jakim?
- Umówisz się ze mną – zachłysnęłam się kawą.
Ja i Mike?
Traktowałam go jak przyjaciela, nie pracowałam tu długo, a poza tym jak mogłam się komuś spodobać? Może mój wygląd byłby do zniesienia, gdybym zaczęła poświęcać sobie więcej czasu. Poza tym nie byłam stworzona do związku. Po tym co stało się kilka lat temu, nie byłam warta nikogo.
Nerwowo zagryzłam wargę i spojrzałam na mężczyznę, który przyglądał mi się uważnie.
- Mike… Ja nie wiem czy to jest dobry pomysł.
- Dlaczego? – Czy dzisiaj wszyscy mieli dzień zadawania głupkowatych pytań.
- Lubię cię, ale chyba nie mam czasu na związek. Naprawdę mi przykro – westchnęłam. Obserwowałam mężczyznę, który uśmiechnął się uprzejmie. Odwrócił się i wyciągnął z portfela trzysta dolarów.
- Uznajmy to za premię – spojrzałam na niego zszokowana.
- Ja nie mogę…
- Możesz. Wiem, że nie powodzi ci się za dobrze, a powiedzmy, że ja akurat mam nadmiar gotówki. Bierz i nie marudź – rzuciłam się mu na szyję.
- Dziękuję i przepraszam. – Sama byłam zszokowana moją śmiałością w stosunku do Mike’a. Rzadko to mi się zdarza.
- Jeszcze się ze mną umówisz – puścił do mnie oczko. – Weź sobie kanapkę i leć na autobus bo się spóźnisz.
- Dziękuję i do jutra – pomachałam do chłopaka, wychodząc z kawiarni. Zawiał zimny, wrześniowy wiatr. Otuliłam się szczelniej płaszczem, kiedy stałam na przystanku i przebierałam nogami bo robiło się coraz chłodniej. Autobus spóźniał się już dwadzieścia minut, a nie było sensu iść na metro, bo najbliższy pociąg na mój przystanek odjeżdżał za półtorej godziny.
Mogłam zamieszkać na pustyni.
Postanowiłam, że przy najbliższej okazji kupię sobie jakąś ciepłą kurtkę. W końcu mój budżet posiadał dodatkowe pięćdziesiąt dolarów z zeszłego miesiąca.
- No w końcu – mruknęłam, kiedy zobaczyłam autobus. Jak najszybciej wsiadłam i liczyłam kolejne przystanki, co miało mi dać wrażenie szybszej podróży. Tak jak się spodziewałam po drodze do mojego mieszkania zaczepiło mnie kilku „szemranych typków”, ale chyba już się do tego przyzwyczaiłam.
Na głównych ulicach Bronx’u trudno było spotkać kryminalistów. Oni przebywali w wąskich i ślepych uliczkach. Chyba trzeba było mieć wielkiego pecha, żeby natknąć się na kogoś takiego na przystanku autobusowym czy metrze.
Zaraz po wejściu do mieszkania zamknęłam drzwi na zamki (tak, miałam ich kilka) i szybko przebrałam się w moje ciepłe dresy. Mimo to, nadal było mi zimno.
Cholerne ogrzewanie.
Zabrałam wszystkie papiery i poszłam do swojej sypialni gdzie wygodnie rozłożyłam się na łóżku. Zaczęłam uważnie czytać wszystkie dokumenty i nie dowierzałam własnym oczom. Przecież w nich znajdowały się wszystkie informacje o firmie. Mogłabym zrujnować Solneber Company bez większego wysiłku.
Nie wiedziałam czy Bieber był taki głupi, czy po prostu mi ufał.
Posegregowałam arkusze od tych najmniej do najbardziej rozbudowanych. Na osobnej kupce ułożyłam wszelkie załączniki i odniesienia. Wzięłam plik kartek i zaczęłam robić notatki. Nie miałam komputera, więc Bieber musiał znieść moje odręczne pismo.
Po kilku godzinach uporałam się zaledwie z dwoma arkuszami, a zostało mi jeszcze jakieś dwadzieścia.
Nie wyrobię się.
Opcja wolne w piekarni i przymieranie z głodu była coraz bardziej kusząca.
Zegarek wskazywał drugą w nocy. Schowałam papiery i ruszyłam pod prysznic. Kiedy kładłam się spać pozostały mi jakieś pięć godzin snu.
W niedzielę obudziłam się z okropnym katarem. Wczorajsze marznięcie na przystanku dawało o sobie znać. Poirytowana swoim stanem zdrowia ruszyłam do łazienki aby przygotować się do pracy. Bez śniadania, siedziałam w autobusie i przyglądałam się widokom za oknem. Była dziewiąta rano w niedzielę, a Nowy Jork tętnił życiem. Mimo, iż pogoda nie była zbyt dobra, to ludzie spacerowali po ulicach miasta.
Mike mało ze mną rozmawiał w czasie pracy. Może moja wczorajsza odmowa go uraziła? Nie wydawał się smutny, mogłabym nawet powiedzieć, że nie przejął się zbytnio. W czasie pracy skoczyłam do biblioteki. Dzięki temu, że miałam tam znajomą wpuściła mnie w niedzielę i pozwoliła zabrać kilka książek.
Około dwudziestej stałam na przystanku i czekałam na autobus. Znowu się spóźniał, a jak na złość zaczął padać deszcz. Schowałam się pod prowizorycznym daszkiem i z utęsknieniem patrzyłam na ludzi w autach. Miałam prawo jazdy, ale już od dobrych pięciu lat nie siedziałam za kierownicą.
Na przystanku zatrzymało się czarne, sportowe audi. Zdziwiłam się tym bardziej, gdy szyba od strony pasażera zaczęła się otwierać. Schyliłam się, żeby zobaczyć kto tam siedzi i o mało nie przewróciłam się z wrażenia.
- Może cię podwiozę? – Bieber pochylił się do okna. Jedną rękę trzymał na kierownicy, a drugą na skrzyni biegów.
- Zaraz pewnie przyjedzie mój autobus – odkrzyknęłam z nadzieją, że mój szef odjedzie.
- Mijałem jakiś zepsuty dwie przecznice stąd, chyba nie chcesz czekać do rana – warknął. W mojej głowie pojawiła się burza myśli. Raczej nie powinien mi nic zrobić.
Raczej.
- Nie będę tutaj czekać do jutra – był wyraźnie zniecierpliwiony. Jak najszybciej wsiadłam do auta i zatrzasnęłam za sobą drzwi. – Trzeba było tak od razu – mruknął, kiedy włączył się ruchu. Nie odpowiedziałam nic tylko kichnęłam.
- Przepraszam. – To było dziwne, ale fakt, że mogłam mieć katar przy tak przystojnym mężczyźnie mnie krępował.
- Przepraszasz za wszystko? – na chwilę oderwał wzrok od jezdni i spojrzał się na mnie. Poczułam jak na moich policzkach pojawiają się wielkie rumieńce.
- Ja…
- W schowku są chusteczki – przerwał mi. Nawet nie zdążyłam zareagować bo sam otworzył schowek i położył na moich kolanach paczkę chusteczek. Nie odpowiedziałam nic dla swojego własnego bezpieczeństwa.
Jeszcze powie, że dziękuję za wszystko.
- Podaj mi swój adres.
- Co? – zaskoczyło mnie jego pytanie.
- Chyba odwożę cię do domu. – Dałam sobie w myślach policzek za swoją głupotę. Podałam mu dokładny adres, na co zagwizdał pod nosem. – Mieszkasz na Bronx’e?
Znowu nie odpowiedziałam. Wtuliłam się w podgrzewane siedzenie i tak postanowiłam przetrwać całą podróż do domu. Chyba lepszym rozwiązaniem byłaby dla mnie podróż metrem z możliwością zagrożenia życia, niż przejażdżka z moim nadzwyczaj dziwnym i śmiałym szefem.
~~~~~~
Przepraszam, że rozdział o tak później porze, ale dochodzę do siebie po studniówce.
Dziękuję za wszystkie wejścia i komentarze.
twitter: @believux

3 komentarze:

  1. Awww sie rozkręca akcyjka! RAYAN KUMpel Bibsa! Huhj bd ciekawego rozmowy :3
    Justina intryguje nasza mała blondyneczka😂❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Super. Chcę więcej Adeline I Jusa :-*

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja myślałam, że Adeline będzie mieć taki sukowaty charakter i nikt nie będzie wstanie jej podskoczyć, a ona jest uległa i najchętniej chyba by przepraszała za wszystko możliwe. No szkoda, bo widziałam tutaj niezłą burzę między Adeline a Justinem, ale cóż, ja tu tylko czytam, nie ustalam fabułę. :)
    Idę nadrabiać dalej. x

    OdpowiedzUsuń