niedziela, 14 lutego 2016

05. Supeł.

Mój cały tydzień minął mi niesamowicie szybko. Każdy dzień wyglądał niemal tak samo. Budziłam się, szłam do Solneber, potem na kilka godzin do piekarni, wracałam do domu i uzupełniałam papiery. Jedynie wczoraj musiałam odpuścić sobie pracę w piekarni i spędzić popołudnie w bibliotece bo chciałam upewnić się co do kilku rzeczy przed oddaniem papierów Bieberowi. I tak, zarwałam całą nockę, bo sprawdzenie i doprowadzenie tego wszystkiego do końca, nie było łatwe.
Ostatni raz, widziałam mojego szefa w poniedziałek, kiedy odwiódł mnie od odejścia ze stażu. Byłam mu za to wdzięczna, teraz istnieje duże prawdopodobieństwo, że dostanę prestiżowe stanowisko w tej firmie i to w krótszym czasie, niż przewidywany okres stażu.
Umówiłam się z Mike’em, moim szefem z kawiarni w której pracuję w weekendy. Sam wcześniej zaproponował mi randkę, a ja odmówiłam, jednak nasze sobotnie spotkanie nią nie będzie. Muszę się komuś wygadać, a miałam tylko trzy opcje: babcia, Olaf i Mike. Babcia odpadła, bo nie chciałam jej robić nadziei. Gdyby zarząd się nie zgodził na zatrudnienie mnie jako doradcy handlowego, mogłaby się załamać, a już dość przeze mnie wycierpiała. Nie mogłam porozmawiać z Olafem, bo on najprawdopodobniej wypaplałby wszystko Georgii na którymś z ich wspólnie spędzanych lunchy, a ona powiedziałaby wszystko Scarlett, a kolejnym punktem w tym łańcuchu jest cała firma. Więc pozostał mi jedynie Mike.
Podeszłam do lusterka w łazience i przyjrzałam się swojej twarzy. Miałam okropne worki pod oczami, a nie posiadałam nic, czym mogłabym je zakryć. Przyłożyłam do oczu zimne puszki z lodówki, co średnio mi pomogło.
Trudno, dam radę. Nie pierwszy raz wyglądam okropnie.
Ubrałam się w czarne, eleganckie spodnie przed kostkę i zwykłą białą koszulę. Do pracy chodziłam na przemian w tych spodniach lub spódniczce, nie miałam nic więcej z oficjalnych rzeczy.
Rozpuściłam włosy bo może one będą odwracały uwagę od moich podkrążonych oczu. Otworzyłam lodówkę i wyciągnęłam mój stały zestaw śniadaniowy: jabłko i jogurt. Włożyłam wszystkie papiery do torby, ubrałam buty, płaszcz i ruszyłam na stację metra.
Po trzydziestu minutach siedziałam już przy swoim biurku w firmie i jadłam jabłko, przeglądając jednocześnie pocztę.

Od: Justin Bieber, prezes Solneber Company
Do: Adeline Gavi
Temat: Gabinet.

Widziałem gdy wchodzi pani do firmy. Bardzo proszę przyjść do mojego gabinetu. Czekam.

Prawie zakrztusiłam się jabłkiem. Do ósmej pozostało jakieś dwadzieścia minut. Szybko ruszyłam do windy i wjechałam na ostatnie piętro. Za wysokim pulpitem nie było brunetki, która zawsze uprzedzała Biebera o przyjściu gości, więc nie musiałam marnować czasu, aż łaskawie raczy mnie zapowiedzieć.
Zapukałam i weszłam do środka biura szefa. Bieber siedział przy biurku i pisał coś na laptopie. Kiedy weszłam, podniósł na chwilę wzrok, a po chwili go opuścił.
Co za bezczelność.
- Chciał pan, żebym przyszła – nie odpowiedział nic, tylko wskazał głową na fotel w którym ostatnio siedziałam. Zajęłam miejsce na przeciwko niego i czekałam aż się odezwie.
- Ma pani ze sobą wszystkie dokumenty? – zamknął laptopa i skupił na mnie swoją uwagę. Cała się spięłam, chyba wolałam, kiedy patrzył się w monitor.
- Zostały w moim biurku na dole, nie zabrałam ich ze sobą bo byliśmy umówieni na spotkanie w czasie lunchu – szatyn spojrzał się na chwilę w bok. Zobaczyłam jak nerwowo zaciska szczękę przez co jego żuchwa była bardzo mocno zarysowana. Poczułam jak robi mi się gorąco, to było niesamowicie seksowne. Do tego jeszcze jego elegancki, trzyczęściowy, granatowy garnitur i biała koszula rozpięta pod szyją.
- Tak, rozumiem. Przyniesie mi je pani w czasie lunchu. Poprosiłem panią, żeby pani tutaj przyszła z zupełnie innego powodu – tym razem to ja zacisnęłam szczękę. Kompletnie nie wiedziałam, co temu facetowi może chodzić po głowie. Chyba na ostatnim spotkaniu wyjaśniliśmy sobie, że zwracanie się do siebie (a raczej Justina do mnie) po imieniu, podwózki, są po prostu niestosowne.
- Z jakiego powodu?
- Chciałbym się z panią jutro spotkać popołudniu. Dzisiaj będę mieć dużo czasu na przejrzenie papierów, więc pewnie będę mieć jakieś pytania – nerwowo przełknęłam ślinę. Nie wiedziałam co powiedzieć.
- Nie mogę – wydusiłam.
- Dlaczego? – zobaczyłam w jego oczach zawziętość. Chyba to nie miało być spotkanie biznesowe.
- Jestem już umówiona z moim przyjacielem – wzruszyłam ramionami.
- Przyjacielem? – warknął. Przestraszyłam się go.
- Moim szefem z kawiarni w której pracuję.
- A niedziela? – pochylił się do przodu. Cholera, to nie jest dobry pomysł.
- Chciałam odwiedzić babcię, nie widziałam się z nią przez cały tydzień – wtopiłam się w fotel. Nie chciałam się z nim widzieć, nie mogłam. On był zbyt… wybuchowy? Zmienny? Wzbudzał we mnie zbyt wiele uczuć, a to nie było dla mnie dobre. Wokół mnie powinni znajdować się w miarę stabilni ludzie.
- Mogę po panią przyjechać do domu starców w którym przebywa pani babcia. Zależy mi na tym spotkaniu, ponieważ chciałbym jak najdokładniej wszystko przedstawić na zebraniu samorządu w piątek – zagryzłam wargę. Zobaczyłam, że Bieber się znowu spina i automatycznie ją puściłam.
- Dobrze, niech będzie niedziela. Adres i godzinę wyślę panu mailem – Bieber się uśmiechnął. Miałam wrażenie, że chciał coś powiedzieć. Jego mina mówiła „nie pożałujesz”.
Wstałam i jak najszybciej podeszłam do drzwi. Mężczyzna jednak zagrodził mi przejście. Zmrużył oczy i uważnie mi się przyglądał.
- Źle pani spała? – zaśmiałam się. To są chyba jakieś żarty.
- W ogóle nie spałam – mruknęłam i zaczęłam nerwowo przekładać ciężar ciała z nogi na nogę.
- Dlaczego?  
Co. On. Ma. Dzisiaj. Do. Cholery. Z. Tymi. Pytaniami.
- Sprawdzałam papiery, które dostałam od pana. Mogę już wyjść? – uśmiechnął się i otworzył przede mną drzwi gabinetu.
- Do lunchu – nie odpowiedziałam, tylko wyszłam.
Pragnęłam jak najszybciej znaleźć się przy moim biurku. Nie chciałam znowu być pod ostrzałem wścibskich par oczu, kiedy znowu nie przyszłabym na czas.
- Cześć Adel – Ana przywitała się ze mną wrednym tonem głosu. Nie odpowiedziałam jej, od ostatniego zdarzenia starałam się spędzić z nią jak najmniej czasu.
Upewniłam się, że w mojej torbie znajdują się wszystkie papiery i włączyłam komputer. Na poczcie znajdywały się już wskazówki od szefowej co do zadań na dzisiejszy dzień. Mimo, iż do rozpoczęcia dnia pracy zostało kilka minut, zaczęłam uzupełniać dokumenty. Miałam nadzieję, że szybko skończę wszystko i uda mi się wyjść przed czasem. Byłam wykończona. Jedyne o czym marzyłam to sen.

Od: Justin Bieber, prezes Solneber Company
Do: Adeline Gavi
Temat: Papiery.
Proszę przynieść wypełnione papiery do mojego gabinetu.

Było kilka minut przed dwunastą. Przetarłam oczy i wstała od biurka z torbą na ramieniu. Żaden ze stażystów nie zwrócił na mnie większej uwagi, widocznie wszyscy się przyzwyczaili do tego, że po prostu co chwila gdzieś znikam.
- Adeline! Zaczekaj! – usłyszałam za plecami kobiecy głos. Odwróciłam się i zobaczyłam szefową, która idzie w moim kierunku. – Jesteś chora? – powiedziała uprzejmie. Pokręciłam głową i zaśmiałam się.
- Po prostu w tym tygodniu mało spałam, dzisiaj w ogóle bo siedziałam nad papierami, które dostałam od pana Biebera – wzruszyłam ramionami.
- Mówiłam mu, że to za dużo – powiedziała do siebie pod nosem. Zdziwiło mnie to, że zwraca się do niego po imieniu. Może on i ona… Ona jest atrakcyjna i na pewno doświadczona, więc raczej każdy facet by na nią poleciał. – Chciałam ci tylko przekazać kilka zadań, ale teraz jedyne co mi pozostało to wysłać cię do domu, żebyś wypoczęła. Odwaliłaś kupę świetnej roboty, więc należy ci się odpoczynek.
- Ja…
- Kiedy wrócisz od Justina, zbieraj się do domu i wyśpij się dziewczyno. W poniedziałek widzę cię jak nowo narodzoną – nie dała mi dojść do słowa i odeszła. Byłam wdzięczna tej kobiecie. Nie rozumiałam dlaczego ludzie jej tak nie lubili.
Kiedy tym razem przechodziłam obok pulpitu sekretarki Biebera, brunetka siedziała na swoim miejscu i tak jak zawsze pisała coś na komputerze. Podeszłam do niej i poprosiłam aby zapowiedziała moje przyjście szefowi. Po chwili byłam już w gabinecie Justina.
- Zaraz mam spotkanie – Bieber stał przed lustrem i mocował się z krawatem. Widocznie nie lubił ich za bardzo, bo to był pierwszy raz, kiedy miał go na sobie, odkąd go znałam.
Zaśmiałam się, kiedy zdenerwowany, po raz kolejny rozwiązał supeł.
- Umie pani wiązać to ustrojstwo? – spojrzał na mnie z nadzieją. – Nie chcę fatygować sekretarki – usprawiedliwił się.
Podeszłam do niego i wzięłam kawałek materiału z jego dłoni. Ułożyłam go za kołnierzykiem i zgrabnie manewrując jego końcami, zawiązałam zgrabny supeł. Po moim ciele przeszły ciarki, kiedy poczułam jego oddech na moim policzku. Jak najszybciej poprawiłam jego kołnierzyk i odsunęłam się prawie wpadając na lustro.
- Gotowe – powiedziałam zakłopotana. Opuściłam głowę w dół i patrzyłam się w czubki swoich butów. Nawet nie zorientowałam się kiedy ułożył swoją dłoń pod moją brodą i zmusił mnie abym na niego spojrzała.
- Dziękuję – delikatnie kiwnął głową, wypowiadając każdą sylabę wolno i dokładnie. Wstrzymałam oddech, kiedy poczułam jak moje policzki oblewają się rumieńcem i jak najszybciej wyswobodziłam się z jego dotyku, wracając na swoje poprzednie miejsce. – Przyniosła pani dla mnie papiery? – usiadł po drugiej stronie biurka niczym nie wzruszony. Tak jakby przed chwilą ze mną nie flirtował.
Wyciągnęłam z torby kilkanaście plików papieru i podałam go mężczyźnie. Zaczął je przeglądać i spojrzał na mnie zdziwiony.
- Rękopis?
- Nie mam komputera – wzruszyłam ramionami. Bieber nic nie odpowiedział, tylko dalej przeglądał kartki.
- Panie Bieber, auto na pana czeka – w gabinecie pojawiła się sekretarka i po chwili zniknęła. Szatyn wstał, a ja zaraz po nim.
- Teraz wybiera się pani do mieszkania? – zatrzymał się na chwilę przy drzwiach.
- Skąd pan o tym wie?
- Sam kazałem Jessice wysłać cię do domu – przewróciłam oczami. Pominęłam już fakt, że ponownie zaczął się do mnie zwracać po imieniu, oraz to, że również zwraca się tak do mojej szefowej (co daje jeszcze większe prawdopodobieństwo, że on i ona ze sobą sypiają), ale jakim cholera prawem, może zarządzać moimi godzinami pracy.
- Myślę, że nie powinien pan tego robić – splotłam ramiona na piersiach, a on uniósł brwi zdziwiony.
- Jaki jest tego powód? – pochylił się w moim kierunku.
- Nie powinien pan ingerować w mój czas pracy.
- Jesteś zmęczona, prawie zasypiasz na stojąco. Wykonałaś masę pracy w tym tygodniu, a nie chcę, żeby jeden z najlepszych pracowników tej firmy padł z przemęczenia – zaśmiał się. – Dlatego w tej kwestii nie przyjmuję sprzeciwu. Na pani konto wpłynęło wynagrodzenie za wykonaną pracę, dlatego spokojnie może pani sobie odpuścić pracę poza firmą do końca przyszłego tygodnia.
Zamurowało mnie. Otworzył przede mną drzwi, a ja zszokowana po prostu wyszłam. Szłam za wysoką posturą mężczyzny, aż do samej windy.
- Za co wynagrodzenie? – w końcu udało mi się wydusić. Cholera, ten facet sobie ze mną pogrywał.
- Uznałem z Jessicą, że za rozwiązanie poprzedniej sprawy należy się pani odpowiednie wynagrodzenie, plus premia za rozwiązanie spraw, które dostarczyła mi pani przed chwilą.
Znowu mnie zszokował. Ten facet grał mi jak tylko mu się podobało, a ja coraz chętniej tańczyłam.
Czułam się niezręcznie. Stałam z nim w zamkniętej przestrzeni windy, moje myśli krążyły wokół niego jak oszalałe, a jego dłoń muskała moją co chwilę. Te kilkadziesiąt sekund w windzie płynęły mi jak godziny. Kiedy w końcu z niej wyszłam, poczułam, że w końcu mogę oddychać pełną piersią.
- Do zobaczenia – Bieber zwrócił się do mnie, kiedy ruszył w stronę wyjścia. Poszłam po płaszcz i po wyjściu z firmy jak najszybciej udałam się do bankomatu. Prawie zemdlałam, widząc, że moje konto wzbogaciło się prawie o sześć tysięcy. Dzięki temu zastrzykowi pieniędzy mogłam uregulować chociaż po części kilka spraw, które ciągle siedziały z tyłu mojej głowy.
Wyciągnęłam mój przestarzały telefon komórkowy i zadzwoniłam do piekarni, powiedzieć, że jestem chora i do końca przyszłego tygodnia nie pojawię się w pracy. Następnie zadzwoniłam do Mike’a i poinformowałam go, że na jutro i niedzielę musi znaleźć zastępstwo bo mam do załatwienia kilka spraw. Upewniłam go jeszcze, że nasze jutrzejsze spotkanie jest aktualne i po rozłączeniu się, ruszyłam do domu.
Pierwsze co zrobiłam po wejściu do mieszkania to założenie moich piżam. Położyłam się w łóżku i zmęczona całym tygodniem po prostu zasnęłam.
Obudziłam się dopiero następnego dnia około dziewiątej rano. Przeciągnęłam się leniwie w łóżku i przez chwilę poleżakowałam. Już nie pamiętam, kiedy mogłam sobie na to pozwolić.
Przygotowałam dla siebie śniadanie i usiadłam z ciepłą herbatą przed niewielkim telewizorem w salonie. Ogrzewanie nadal nie działało, a zima była coraz bliżej. Jednak postanowiłam z tym zaczekać.
Ciągle liczysz na to, że cię przyjmą.
To było moim marzeniem. To pozwoliłoby mi rozwiązać prawie wszystkie moje problemy.
Spojrzałam na swoją komórkę. Może powinnam zadzwonić do Manuela i nadpłacić dług? Bałam się, że weźmie tą jedną ratę jako moją lepszą sytuację finansową i będzie żądać ode mnie większej spłaty.
Biłam się ze swoimi myślami kręcąc telefonem między palcami. W końcu odważyłam się i wybrałam numer Manuela. Odebrał po kilku sygnałach.
- Manuel – usłyszałam jego warknięcie w słuchawce.
- Tutaj Adeline – zaczęłam delikatnie. Nerwowo bawiłam się koszulką, którą miałam na sobie, chodząc w tą i z powrotem po pokoju.
- Czego? – wzdrygnęłam się. Poczułam jak moje serce przyspiesza z powodu przypływu adrenaliny. Mimo, że rozmawiałam z nim jedynie przez telefon, wzbudzał we mnie lęk i chęć ucieczki.
- Chciałabym dać ci nadpłatę. Udało mi się zdobyć trochę gotówki i pomyślałam o tobie – zagryzłam wargę, kiedy usłyszałam po drugiej stronie ciszę.
- W niedzielę o jedenastej wieczorem masz być w moim zaułku. Jeśli cię tam nie będzie i mnie wystawisz, nie chcesz wiedzieć co się z tobą stanie – zakończył połączenie. Odetchnęłam z ulgą.
Nerwowo przeczesałam palcami moje długie włosy i postanowiłam wziąć długą kąpiel. Chciałam jak najszybciej pozbyć się Manuela z mojego życia, ale nie mogłam. On wracał jak bumerang, za każdym razem, kiedy o nim zapomniałam, on pojawiał się w moich drzwiach z przyklejonym uśmieszkiem do swojej twarzy.
Rozmyślałam o tym co w ostatnim czasie dzieje się moim życiu. I jak wielki neon w mojej głowie, zaświecił się napis JUSTIN BIEBER. On… On po prostu się pojawił i zamieszał. Już kiedy go poznałam, spowodował mętlik w mojej głowie. Każdy jego ruch czy słowo, zwracało na niego moją uwagę. Przyciągał mnie do siebie, ale ja nie mogłam. Nie mogłam sobie na niego pozwolić. Był jak huragan.
„Twoim sukcesem będzie unikanie zmiennych ludzi. Wiesz co mam na myśli Adeline? Będziesz funkcjonować tak jak powinnaś, dopóki ktoś taki nie pojawi się w twoim życiu i nie namiesza. Jeśli kogoś takiego spotkasz to oddal się od tej osoby, bo nawet się nie zorientujesz, a znowu się popsujesz.”
Westchnęłam. Taką osobą był Justin. On wchodził, robił wokół siebie bałagan i zamęt, a potem jakby nigdy nic wychodził. Nie mogłam się od niego zupełnie uwolnić. Był moim szefem i w pewien sposób do niego należałam.
Telefon na pralce zawibrował. Chwyciłam go i odczytałam wiadomość.
Mike: Dzisiaj o szóstej wieczorem?
Ja: A gdzie się spotkamy?
Mike: „La coffee”? Ostatnio mówiłaś, że chcesz tam pójść :)
Ja: Jasne :)
Wyszłam z wanny i spojrzałam na zegarek. Była już druga po południu. Postanowiłam przygotować dla siebie jakiś obiad i pozwolić w tym czasie wyschnąć moim włosom. Znalazłam w mojej zamrażarce kawałek filetu z kurczaka i przygotowałam go z makaronem.
Nim się obejrzałam była prawie piąta, a ja musiałam się w końcu zacząć szykować. Założyłam moje czarne jeansy, białą koszulkę i szary, długi sweter, który kupiłam wczoraj w drodze z firmy. Należała mi się mała nagroda za ciężką pracę, biorąc pod uwagę, że cały tydzień nie miałam chwili dla siebie.
Włosy tylko dokładnie wyszczotkowałam, a na rzęsy nałożyłam trochę tuszu. Ubrałam swój płaszcz i buty, i byłam gotowa do wyjścia na przystanek. Było już ciemno, więc Bronx dla samotnej dziewczyny o tej godzinie, nie był zbyt przyjemny. Czekając na autobus, nerwowo obracałam się za każdym razem, gdy usłyszałam jakieś kroki albo śmiech. Kiedy przyjechał mój transport, jak najszybciej zajęłam miejsce w rogu i cierpliwie odliczałam kolejne przystanki. Kiedy wjechałam do Manhattanu odetchnęłam z ulgą. Po kilkunastu minutach wysiadłam niemal pod samą kawiarnią.
Mike czekał już na mnie w środku. Gdy mnie zobaczył, uśmiechnął się i pomachał w moim kierunku. Powiesiłam swój płacz na wieszaku zaraz przy wejściu i usiadłam przy blondynie.
- Cześć – uśmiechnęłam się delikatnie na przywitanie.
- Zdziwiłaś mnie Adeline – opuściłam wzrok pod przenikającym spojrzeniem mężczyzny.
- Po prostu muszę się przed kimś wygadać – wzruszyłam ramionami. – A ty jesteś jedynym i najbardziej odpowiednim kandydatem.
- Ja?
- Tak ty – wystawiłam mu język. W tym samym momencie do mojego stolika przyszła młoda kelnerka i postawiła przede mną kawę.
- Zamówiłem dla ciebie – Mike usprawiedliwił się po moim zdziwionym spojrzeniu.
- Mike… Nie bierz tego za randkę – poczułam wewnętrzną potrzebę sprostowania tego wszystkiego.
- Rozumiem cię Del – objął moją dłoń. Chciałam się uwolnić z tego uścisku, ale on mocno mnie trzymał i głupio było mi wyrywać dłonie. – Po prostu ja poczekam.
Kurwa.
- Mike, to nie tak. Ja cię lubię, nawet bardzo, ale ja nie chcę być w związku. Nie jestem taka super, jak mogę ci się wydawać. Mam wiele za sobą i wiele przed sobą i to nie jest nic dobrego – zaśmiałam się nerwowo. – Lepiej będzie dla ciebie jeśli sobie mnie odpuścisz. Zaufaj mi Mike.
Poczułam jak mój żołądek skręca się w supełek i robi podwójne salto. Nie pierwszy raz odrzucam czyjeś zaloty, ale pierwszy raz robię to w taki sposób i z takich powodów.
- Ja… Nie wiem co powiedzieć – Mike spojrzał się na mnie zszokowany.
- Wiem, dlatego lepiej będzie jeżeli nadal pozostaniemy tylko przyjaciółmi.
- A jeżeli nie będę tego chciał? – westchnęłam. Patrzył na mnie z zawziętością.
- Nie chcę ci robić problemów.
- A jeżeli obiecam ci, że na ciebie poczekam?
- To nic nie zmieni – westchnęłam. – Mike, mnie się już nie da zmienić – powiedziałam jak najbardziej łagodnie. Nie chciałam go zranić, chociaż był wymarzonym materiałem na chłopaka, albo i nawet osobę z którą mogłabym spędzić resztę życia, ale był zbyt dobry. Zasługiwał na kogoś, kto nie jest mną.
- To ty to powiedziałaś – zaśmiał się. – Ja nie odpuszczę Del, zależy mi na tobie. – Zabrał swoje dłonie, a mi ulżyło. Oboje wyprostowaliśmy się w fotelach, w których siedzieliśmy. – Miałaś mi coś opowiedzieć – spojrzał na mnie wyczekująco.
Po prostu zaczęliśmy rozmawiać jak przyjaciele. Opowiedziałam mu o moich sprawach w firmie, a on był pod wielkim wrażeniem. Zażartował nawet, że musi zacząć szukać zastępstwa na moje miejsce. Obiecałam mu, że będę u niego pracować dopóki kogoś nie znajdzie, bo nie chcę, żeby przeze mnie miał problemy.
Właśnie tego potrzebowałam, kilku chwil odpoczynku z kimś, z kim mogę porozmawiać o codziennym życiu. Bo od zawsze dobrzy ludzie, byli najlepszą terapią. Po tym spotkaniu poczułam się na chwilę wolna od problemów i lekka. Nic mnie nie przytłaczało, ani nie więziło. Żadne zbędne myśli o Bieberze, Manuelu czy innych problemach nie pałętały się po mojej głowie. Właśnie wtedy od bardzo dawna byłam tylko tu i teraz.
~~~~~~
Rozdział poprawiony.
P.S. Pojawiły się pewne spekulacje na temat pracy Adeline. W tygodniu, poza pracą w Solneber Company, pracuje na pół etatu w piekarni, a w weekendy w kawiarni gdzie jej szefem jest Mike.
twitter: @believux

2 komentarze:

  1. Ochhh mam ochotę czytać i czytać twoje ff i jeszcze mam czas bo jestem chora :/ ale poprawiła mi humor i zapomniałam o cholernym bólu gardła :)

    OdpowiedzUsuń