poniedziałek, 22 lutego 2016

06. Prezent

Cholera, cholera, cholera!!!
Chodziłam zdenerwowana po mieszkaniu. Dzisiaj miałam spotkać się z Bieberem, żeby omówić dokumenty, a ja kompletnie zapomniałam wysłać mu adresu domu starców mojej babci, skąd miał mnie odebrać. Nie miałam komputera, a na dodatek była niedziela, więc wszystkie kafejki były zamknięte. Mój telefon pochodził z ery kiedy smartfony nawet nie śniły się filozofom, więc z nie było opcji, żebym wysłała z niego wiadomość.
Nerwowo przeszukiwałam moje kontakty, musiałam kogoś poprosić o przysługę. Jedyne osoby którym mogłam zaufać to Olaf i Mike. Bałam się, że Olaf, przez swój długi język, wypapla komuś o moim spotkaniu z szefem, więc pozostał mi tylko Mike.
Jeszcze pomyśli, że chcę się do niego zbliżyć.
Odrzuciłam swoje myśli. Wczoraj jasno dałam mu do zrozumienia, że między nami nic nie może się „urodzić”, poza tym nie tylko między nami. Między mną, a każdym inny człowiekiem żyjącym na tej planecie.
Wybrałam jego kontakt i odczekałam kilka sygnałów, zanim odebrał.
- Cześć Del – usłyszałam jego wesoły głos po drugiej stronie. Wczoraj powiedziałam mu o wszystkim, pomijając kilka wątków z Justinem w roli głównej, jednak o mojej sytuacji ze stażem wiedział wszystko.
- Mam do ciebie malutką prośbę – mimo iż mnie nie widział, zmarszczyłam nos i pokazałam dłonią jak malutka jest ta sprawa.
- Słucham.
- Mógłbyś wysłać wiadomość do pana Biebera? – dokładnie zaakcentowałam słowo „pan”. Nie chciałam w nim wzbudzać żadnych podejrzeń. – Wczoraj ci mówiłam o tym, że dzisiaj mam się z nim spotkać i ma mnie odebrać od babci, bo będzie wracać ze spotkania. Miałam mu wysłać maila z adresem i godziną, ale w ogóle o tym zapomniałam.
- Nadal wydaje mi się to dziwne, że odbierze cię z domu starców – przybrał markotny ton głosu. Przewróciłam oczami i w duchu przeklinałam brak komputera i ogólnego dostępu do internetu.
- Mike… Nie przesadzaj. Po prostu jest miły.
- Dobra, prześlij mi hasło do swojej poczty, adres tego twojego szefa i treść wiadomości, a ja zaraz to wyślę – powiedział tak szybko, że ledwo go zrozumiałam. Wyraźnie był zazdrosny.
- Dziękuję, jesteś najlepszy – niemal skoczyłam z radości. – Zaraz ci wszystko wyślę. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
Zakończyłam rozmowę i jak najszybciej wystukałam wszystko co było mu potrzebne. Chciałam się spotkać z Bieberem o piątej trzydzieści po południu, a wcześniej spędzić kilka godzin z babcią i kupić jej jakiś prezent. To nie miało być nic dużego, tylko coś bardziej przydatnego. Jakiś ciepły sweter, albo nowy czajniczek do zaparzania kawy. Należała jej się jakaś niewielka część z powodu nagłego napływu gotówki na moje konto.
Szybko umyłam się w mojej poszarzałej wannie i wysuszyłam włosy. Nie nakładałam żadnego makijażu. Co z tego, że miałam się spotkać z moim szefem, to nie było żadne oficjalne spotkanie.
Założyłam świeżą bieliznę i w międzyczasie nastawiłam pranie, kiedy wrócę do domu wszystko będzie suche i czyste. Założyłam te same spodnie co wczoraj, a do tego czarną bluzę przez głowę. Włosy związałam w koczka i ruszyłam do centrum handlowego po prezent dla babci.
Na dworze było chłodno. Mój wysłużony płaszcz nie ochraniał mnie za dobrze przed ostrym i zimnym wiatrem. Zacisnęłam kołnierz pod szyją i przyspieszyłam kroku aby jak najszybciej znaleźć się na stacji metra. Odetchnęłam, kiedy podziemne mury chroniły mnie przed chłodem. Mimo iż była to niedziela, godziny poranne to i tak kręciło się tutaj kilku podejrzanych typków.
Takie uroku Bronxu.
Wchodząc do centrum handlowego westchnęłam na widok tych wszystkich pięknych wystaw. Zaczęłam zwiedzać kolejne sklepy szukając czegoś odpowiedniego dla babci. Po dwóch godzinach wyszłam z dwoma książkami z antykwariatu, błękitnym, zapinanym sweterkiem w delikatne wzory i zestawem do szydełkowania. Trafiłam na przeceny, więc nie wydałam więcej niż trzydzieści dolarów.
Zadowolona z zakupów ruszyłam na pieszo do domu starców. Od centrum handlowego to jakieś piętnaści minut pieszo, więc uznałam, że taki spacer dobrze mi zrobi.

Mike: Odpisał, że mu pasuje.

Odczytałam wiadomość na telefonie. Mike’owi chodziło o wiadomość od Biebera, więc nie odpisywałam mu nic. Nie zadał żadnego konkretnego pytania, tylko suchą wiadomość, a tracenie pieniędzy na głupie ok nie miało dla mnie sensu.
- Dzień dobry – przywitałam się z dojrzałą, czarnoskórą kobietą, która siedziała przy biurku, zaraz obok wejścia w domu starców.
- Twoja babcia strasznie za tobą tęskniła – puściła do mnie oczko. Kojarzyła mnie pewnie dlatego, że jadaczka mojej ukochanej babuni nigdy się nie zamyka.
Zaśmiałam się i ruszyłam dobrze znanym mi korytarzem. Zapukałam w jasne drzwi, a kiedy usłyszałam głośne „proszę” weszłam do środka.
Babcia siedziała tyłem do drzwi i wyglądała przez okno. Uśmiechnęłam się na widok Mary opartej o parapet. To było zdecydowanie jedno z jej najbardziej lubianych zajęć.
- Cześć babciu – mimowolnie się zaśmiałam. Staruszka energicznie się obróciła i niemal do mnie podbiegła. Objęła moją twarz dłońmi i ucałowała oba policzki przynajmniej po trzy razy. Mocno się do niej przytuliłam i pocałowałam w czoło.
- Dziecinko nie widziałam cię wieki – powiedziała, kiedy w końcu mnie puściła. Złapała mnie za rękę i posadziła na fotelu obok stolika. Od razu zaczęła przygotowywać dla mnie jakiś poczęstunek i herbatę, nawet nie pytając o zdanie.
Po chwili przede mną stał talerzyk z rogalikiem przekrojonym na pół i posmarowanym truskawkowym dżemem oraz kilka ciasteczek. Babcia usiadła po drugiej stronie ze swoją herbatą i ponagliła mnie ruchem dłoni abym zaczęła jeść.
- Mam dla ciebie prezent – ugryzłam dla własnego bezpieczeństwa rogalik.
Ta kobieta ma potrzebę nakarmienia całego świata.
- Dla mnie? – spojrzała na mnie zaskoczona. Pokiwałam energicznie głową i położyłam przed nią papierową torbę. – Nie mogę tego przyjąć – powiedziała stanowczo. – Oszczędzasz na samej sobie.
- Dostałam wynagrodzenie za ostatnio rozwiązaną sprawę. Bez problemu opłaciłam wszystkie rachunki, nawet pozwoliłam sobie na wolne w przyszłym tygodniu – uśmiechnęłam się delikatnie i posunęłam torbę w kierunku babci. – Otwórz – staruszka spojrzała się na mnie zmieszana.
- Otworzę jak to wszystko zjesz.
Jak najszybciej zjadłam rogala i ciasteczka popijając to wszystko malinową herbatą. Poparzyłam swój język, ale naprawdę nie mogłam się doczekać reakcji babci. Mary patrzyła się na mnie z satysfakcją i co chwila zerkała na papierową torbę. Widziałam podekscytowanie w jej oczach.
- No już, otwieraj – ponagliłam ją. Wstała i niemal z namaszczeniem zaczęła wyciągać kolejne rzeczy. Najpierw dokładnie obejrzała książki, potem zestaw do szydełkowania, a na końcu sweter, który szybko na siebie zarzuciła.
- Będzie idealny na wiosnę do kościoła – klasnęła w dłonie na co zachichotałam. Podeszłam do niej i przytuliłam się do jej pleców.
- Kocham cię babciu, wiesz?
- Ja ciebie też słonko. Cudowny prezent, nawet nie wiesz jak się cieszę – chwyciła moje dłonie i pocałowała w kostki. Delikatnie chwyciła książki i postawiła na niewielkiej biblioteczce obok harlequinów. Zestaw do szydełkowania, położyła na idealnie zaścielanym łóżku, a sweter powiesiła w szafie.
- Kupiłaś coś dla siebie? – zmrużyła oczy.
- Tak babciu, nie martw się – kobieta pogroziła mi palcem, a ja pokręciłam głową. – Jesteś niemożliwa – usiadłam w swoim fotelu.
- To ty jesteś niemożliwa, może w końcu zaczniesz jeść? – uniosła brwi do góry.
- Przecież jem – wzruszyłam ramionami. – Babciu nie martw się o mnie. Byłaś u lekarza? Jak tam twój pan spod czwórki?
Udało mi się zmienić temat. Mary totalnie pochłonęło opowiadanie o jej życiu. Tak jak się spodziewałam, zaprzyjaźniła się ze swoim adoratorem i zdała mi dokładną relację z niedzielnego kazania. Co więcej, pojawił się nowy pastor, który był niezwykle młody i przystojny. Zaśmiałam się, kiedy babcia zaproponowała mi spotkanie z nim (jak wiecie pastor może zakładać rodzinę – dopisek od autora). Mogłam dać sobie uciąć rękę, że już z nim o mnie rozmawiała.
Za każdym razem, kiedy się z nią widziałam, zachwycała mnie jej prostota postrzegania świata. Zazdrościłam jej i miałam nadzieję, że w końcu też zaznam tego uczucia.
- Babciu dzisiaj przyjedzie po mnie mój szef – czekając na jej reakcję, niemal nie oddychałam. Ona uśmiechnęła się niczym Gremlin, a ja chyba wolałam nie wiedzieć co właśnie narodziło się w jej głowie.
- Twój szef? A po co? – chwyciła mnie za dłonie i przybrała wyraz twarzy dziecka, który błaga swojego rodzica o to, aby mógł wcześniej rozpakować swoje prezent bożonarodzeniowe.
- Musimy omówić kilka spraw, które dla niego opracowałam. Trochę mu się śpieszy i zaproponował, że po mnie przyjedzie, żeby nie tracić czasu – wzruszyłam ramionami. – To nic takiego.
Mary przybrała tym razem tajemniczy wyraz twarzy i dokładnie mi się przyjrzała.
- I ty zamierzasz tak iść? – wskazała na mój strój. – Jakieś stare spodnie, znoszona bluza, dziecko mogłaś się ubrać bardziej elegancko! – uniosła wzrok do nieba.
- To tylko nieformalne spotkanie, poza tym nie mam zbyt dużego wyboru, a dzisiaj zrobiłam pranie – przewróciłam oczami. Babcia podeszła do szafy i wyciągnęła malutkie zawiniątko.
- Masz, miał być prezent na święta, ale teraz bardziej ci się przyda – wręczyła mi malutki pakunek.
- Co to jest? – zdziwiłam się. Zaczęłam badać strukturę przedmiotu. Był miękki, a szary papier szeleścił w moich palcach.
- Otwórz – kobieta złożyła dłonie i przyłożyła do ust zniecierpliwiona. Wolno rozwiązałam prezent.
- Babciu… - sapnęłam widząc co jest w środku.
- Podoba ci się? – spojrzała na mnie z nadzieją.
- Jest śliczna – mocno ją przytuliłam. Zaczęłam przyglądać się granatowej sukience, którą trzymałam w dłoniach. Miała rękaw za łokieć i prosty krój. Była dosyć luźna, w talii miała ściągacz. Jej materiał delikatnie połyskiwał, to było coś idealnego na dzisiejsze spotkanie.
- Idź ją załóż, a ja pójdę do sklepu na dole kupić ci rajstopy – wyszła z pokoju, a ja ruszyłam do łazienki. Szybko się przebrałam i złożyłam moje spodnie i bluzę w kostkę. Usłyszałam, że babcia już wróciła, więc bez skrępowania, na boso wyszłam z łazienki i stanęłam jak wryta.
- A oto i ona – Mary zadowolona wymachiwała paczuszką z rajstopami, kiedy obok niej stał sam Justin Bieber. Zobaczyłam na jego twarzy rozbawienie, a moja twarz pokryła się rumieńcem.
Czemu związałam te cholerne włosy.
- Kochanie, załóż rajstopy bo się przeziębisz – babcia bez skrępowania wręczyła mi paczuszkę, a moje policzki płonęły. Opuściłam głowę starając się zakryć moje zażenowanie. – Spotkałam pana Biebera na dole, usłyszałam jak o ciebie pyta, więc go zaprosiłam. Pomyślałam, że długo ci zejdzie, więc zaproponowałam mu herbatę. Nie chciałam żeby długo czekał.
- Super babciu – jak najszybciej starałam ukryć się w łazience. Usiadłam na toalecie i głęboko oddychałam. Musiałam się uspokoić.
Schowałam twarz w dłoniach i skupiłam się na swoim oddechu. Ta cała sytuacja chyba właśnie wskoczyła na podium najbardziej żenujących zdarzeń mojego życia. Mój szef wysłuchał przed chwilą kazania mojej babci, na temat moich rajstop. Szkoda, że Mary nie powiedziała mu jaki mam kolor majtek czy rozmiar stanika.
Jak najszybciej założyłam te nieszczęsne rajstopy i zaczęłam przyglądać się sobie w lustrze. Moje policzki nadal były zaróżowione, ale mieściły się w granicach normy. Postanowiłam jednak rozpuścić włosy dla własnego bezpieczeństwa. Założyłam botki które stały w kącie i już prawie byłam gotowa do wyjścia, i zmierzenia się z babcią oraz moim szefem.
Prawie robi wielką różnicę.
Delikatnie przekręciłam gałkę i dałam pierwszy krok. Babcia od razu na mnie spojrzała i energicznie wstała z fotela.
- No w końcu! – wyrzuciła dłonie w górę. – Siedziałaś tam całe wieki – spojrzałam na Biebera, który rozsiadł się w fotelu i delikatnie się uśmiechał. Oczywiście stał przed nim kubek z gorącą herbatą i talerzyk z ciasteczkami.
- Nic się nie stało, bardzo przyjemnie mi się z panią rozmawiało – zwrócił się do mojej babci. Tym razem to ja się zaśmiałam.
Na pewno bardzo przyjemnie.
- Mogę zadać panu pytanie? – jęknęłam. Znałam staruszkę i wiedziałam, że właśnie włączył się jej zmysł tropiciela.
- Oczywiście – szatyn pochylił się do przodu i oparł głowę na splecionych dłoniach.
- Ma pan żonę?
- Babciu… - skarciłam ją jak małe dziecko, na co Bieber się zaśmiał.
- No co? – oburzyła się.
- Nie, nie mam – szatyn postanowił przerwać naszą sprzeczkę. Wstał z fotela i chwycił mój płaszcz, który wisiał na oparciu krzesła. – Na nas już czas. Bardzo mi przykro, że nie skosztowałem pani ciasteczek – zwrócił się do mojej babci, delikatnie kłaniając się w jej kierunku.
- Nic nie szkodzi – zagruchała. Popchnęła mnie w jego kierunku, na co fuknęłam. Rzuciłam kobiecie groźne spojrzenie. Bieber wyciągnął dłoń, dając mi znak abym szła pierwsza, po czym pomógł mi założyć płaszcz. – Bawcie się dobrze – babcia cała podekscytowana odprowadziła nas do drzwi.
- Idziemy pracować – podeszłam jeszcze na chwilę do kobiety, przewracając oczami na jej słowa. Mocno ją przytuliłam i pocałowałam w policzek. – Kocham cię babciu – spojrzałam w jej bladoniebieskie tęczówki.
- Ja ciebie też – uśmiechnęła się. – Idź już, bo pan Justin na ciebie czeka.
- Do widzenia – Bieber delikatnie się do niej uśmiechnął i pozwolił mi pójść przodem.
- Do widzenia – usłyszałam za plecami głos staruszki, na co jedynie uśmiechnęłam się pod nosem.
Kierowałam się do wyjścia nie zwracając uwagi czy mężczyzna idzie za mną. Kiedy znalazłam się na zewnątrz budynku poczułam jego dłoń oplatającą moje przedramię.
- Moje auto stoi gdzie indziej – pociągnął mnie w drugą stronę. Zaczęłam za nim iść. Zatrzymaliśmy się przed ogromnym, czarnym audi. Ostatnio miał inne auto.
Otworzył przede mną drzwi od strony pasażera. Wygodnie usiadłam i przez krótką chwilę, kiedy okrążał pojazd, mogłam mu się przyjrzeć. Miał na sobie ciemne jeansy, błękitną koszulę i skórzaną kurtkę. Oczywiście guziki pod szyją miał rozpięte, jak zawsze.
Kiedy wsiadł do auta, poczułam zapach jego perfum. Nie były zbyt mocne, można było się zaciągać tym zapachem.
Między nami zapanowała cisza, która wyraźnie mnie krępowała. Chciałam włączyć radio, ale bałam się w tym aucie czegokolwiek dotknąć bo pewnie wysadziłabym jakiś wieżowiec albo coś w tym stylu. Postanowiłam dzielnie znieść tą podróż ograniczając swoje ruchy do minimum.
- Pani babcia to niesamowita osoba – Justin postanowił przerwać ciszę, którą nawet zaczynałam lubić.
- Ja… Przepraszam za moją babcię – mężczyzna zaśmiał się i spojrzał na mnie przez ułamek sekundy, kiedy zagryzłam wargę. – Jest wścibska i ma niewyparzony język.
- Nic nie szkodzi. Słuchałem o pani rajstopach przez całą drogę. Nawet pomogłem wybrać kolor – spojrzałam na niego zszokowana. On wybuchnął śmiechem, a ja chyba w tej chwili byłam cała czerwona. – Żartuję – odetchnęłam. Gdyby tak było, czego mogłam się spodziewać po mojej babci, chyba już nigdy nie spojrzałabym Bieberowi w oczy.
- Po prostu moja babcia jest…
- Beztroska? – dokończył za mnie. Nasze spojrzenia spotkały się na parę sekund, a ja kiwnęłam delikatnie głową.
- Dokładnie – opuściłam wzrok. Do końca drogi, żadne z nas się nie odezwało. Tylko tym razem cisza była przyjemna.
Zatrzymaliśmy się obok niewielkiej restauracji. Nie czekałam na to, aż Bieber otworzy mi drzwi i sama wysiadłam z auta. Zanim dałam pierwszy krok, mężczyzna stał obok mnie i położył dłoń na mojej talii, delikatnie prowadząc mnie do wejścia.
- Pani płaszcz? – chłopak około dwudziestki podszedł do mnie i pomógł mi ściągnąć moje okrycie. Następnie chwycił kurtkę od Justina i zniknął gdzieś za drzwiami.
- Panie Bieber, stolik już czeka – tym razem starszy mężczyzna podszedł do nas i zaprowadził nas do dwuosobowego stolika. Pomógł mi usiąść, a następnie przyniósł karty dań. – Wrócę odebrać zamówienie.
Justin poczekał, aż mężczyzna się oddali i spojrzał na mnie wyczekująco.
- Na co masz ochotę? – przejechałam wzrokiem po karcie i starałam się nie wydać z siebie żadnego żenującego dźwięku na widok cen.
- Nie jestem głodna – wzruszyłam ramionami.
- W takim razie zamówię za ciebie – odłożył kartę i dał znak kelnerowi. Ten po chwili stanął przy stoliku z malutkim notesikiem. – Poproszę danie polecane przez kucharza, a na deser tort czekoladowy z waniliami dla mnie i dla tej pani. Do tego wino, to co zawsze – mężczyzna delikatnie się ukłonił i odszedł od stolika. Byłam przerażona tym ile będę musiała zapłacić. – Coś się stało? – Bieber oparł się o stolik.
- Nic… Po prostu… - zaczęłam się jąkać.
- Ja stawiam – uśmiechnął się delikatnie, a ja prawie zleciałam z krzesełka.
- Pan nie może, przecież…
- To ja panią tutaj zaprosiłem, nie będę narażać pani na niepotrzebne wydatki – ponownie mi przerwał. Chciałam już coś powiedzieć, ale przyszedł kelner z butelką wina, prezentując ją szatynowi. Ten kiwnął głową, a po chwili mój kieliszek był pełny. – Proszę się nie krępować – chwyciłam kieliszek i upiłam niewielki łyk. Nie byłam wielką fanką win, ale to przypadło mi do gustu.
- Pyszne – zauważyłam na twarzy Justina zadowolenie.
- Najpierw zjemy posiłek, a potem zadam pani kilka pytań.
Nie chciałam wchodzić z nim w niepotrzebne konwersacje. Uniosłam kieliszek i przyglądałam się ludziom wokół nas, wolno popijając wino. Unikałam wzroku Justina, co było trudne bo cały czas, natrętnie mi się przyglądał.
- Państwa danie – przede mną stał talerz z czymś białym, z czymś zielonym i z mięsem. Moja niewiedza mnie rozbawiła, ale starałam się nie dać po sobie tego poznać. – Smacznego.
- Dziękuję – równocześnie odpowiedziałam z szatynem, przez co spojrzeliśmy się na siebie. Odchrząknęłam i chwyciłam sztućce. Ukroiłam pierwszy kęs mięsa i niemal jęknęłam z rozkoszy, kiedy znalazł się w moich ustach. Dopiero teraz poczułam jak głodna byłam.
Szybko skończyliśmy posiłek, a po chwili przede mną stał cudowny deser, który smakował jak niebo.
- Mam nadzieję, że pani smakowało – szatyn spojrzał na mnie z nadzieją, kiedy wycierał usta chusteczką.
- Było pyszne – uśmiechnęłam się znad kieliszka. – Jak pan ocenia moją pracę?
Justin uśmiechnął się delikatnie jednym kącikiem ust.
Kpi ze mnie.
Już niemal wstałam i wybiegłam z restauracji nie chcąc słuchać jego kpin jaka jestem beznadziejna.
- Naprawdę masa świetnej roboty.
Odetchnęłam z ulgą. Włożyłam w te projekty masę pracy i miałam nadzieję, że zostanie doceniona.
Mężczyzna wyjął z wewnętrznej kieszeni kurtki, kilka kartek, które położył na stole przede mną.
- Tutaj zanotowałem pytania – chwyciłam je i uważnie czytałam każdą kolejną linijkę, jednocześnie układając w głowie, odpowiedzi na pytania. – Zdążyłem przejrzeć tylko połowę materiałów. Na spotkaniu z zarządem wybiorę kilka najlepszych i je przedstawię.
Nic nie odpowiedziałam tylko kiwnęłam głową na znak, że zrozumiałam.
Przez następne godziny omawialiśmy każde z jego pytań bardzo szczegółowo. Przez ten czas w ogóle zapomniałam o tym jak bardzo jest przystojny, nawet nie zwracałam uwagi na jego dotyk. Za każdym razem gdy podawałam mu kartki, jego palce muskały moją dłoń.
Nie oszukuj się, prawie umarłaś na zawał.
Poczułam zmęczenie. Wtedy odruchowo spojrzałam na zegarek, który wskazywał kilka minut po dziesiątej. Ogarnęła mnie panika. W ogóle zapomniałam o Manuelu, który za minutę spóźnienia mógł zabić.
- Muszę już jechać – nerwowo zaczęłam zbierać papiery, które obiecałam przejrzeć. Szatyn wstał razem ze mną od stolika i bez proszenia o rachunek położył na stoliku kilka banknotów. Niemal wybiegł za mną i przed lokalem złapał za rękę, powstrzymując przed biegiem na przystanek. Zdenerwowałam się bo za kilka minut miałam ostatni autobus, dojazd metrem zająłby mi jakieś czterdzieści minut, a to zdecydowanie za dużo.
- Co się stało? – ściągnął brwi i uważnie mi się przyglądał. Westchnęłam i potrząsnęłam głową.
- Nic, po prostu muszę wracać – chciałam się wyrwać, ale Bieber był ode mnie zdecydowanie silniejszy.
Niech go szlak!
- Dlaczego?
- Nie pana sprawa, po prostu muszę – warknęłam. Nie przejmowałam się w tej chwili swoim słownictwem, bo miałam ważniejsze sprawy.
- Odwiozę cię… panią – szybko się poprawił, jednocześnie ciągnąc w stronę swojego auta. Chciałam mu odmówić, ale żeby zdążyć na autobus, musiałabym zafundować sobie bieg na przystanek, a zwyczajnie nie miałam ochoty.
W czasie jazdy co chwila nerwowo zerkałam na zegarek. Musiałam tam być za dwadzieścia minut, a pozostało nam przynajmniej dziesięć minut jazdy. Zagryzłam wargę i udawałam, że coś czytam w papierach, które dostałam, aby uniknąć niekomfortowych pytań.
- Jesteśmy na miejscu – spojrzałam na mój blok przez szybę auta.
- Dziękuję – nerwowo się uśmiechnęłam i nie czekając na odpowiedź wyszłam z auta. Pobiegłam do bloku i czekałam, aż auto Biebera odjedzie. Odczekałam kilka sekund i szybkim krokiem ruszyłam w stronę bardzo dobrze znanego mi zaułka. Szybkim krokiem pokonywałam kolejne przecznice, aż w końcu znalazłam się na miejscu.
- Kogo my tutaj mamy? – obróciłam się, widząc wyłaniającą się z ciemności postać. Wstrzymałam oddech, kiedy Manuel w towarzystwie kilku swoich napakowanych kolegów podszedł do mnie. Wyciągnęłam przed siebie drżącą rękę z dwoma tysiącami dolarów, które wyciągnęłam wcześniej z bankomatu. – Moja kochana Adel…
Wzdrygnęłam się, kiedy położył swoją wielką łapę na moim policzku. Drugą chwycił pieniądze i podał je jednemu z tych kolesi.
- Przelicz – warknął do niego, a ten posłusznie zaczął liczyć pieniądze. Nadal mi się przyglądał i co chwila oblizywał usta. – Jesteś jednym z niewielu moich dłużników do których osobiście przychodzę po pieniądze.
- Dwa patyki – przełknęłam ślinę, gdy mężczyzna zbliżył moją twarz do swojej na jakieś dwadzieścia centymetrów.
- Skąd masz tyle kasy? – powiedział wprost do mojego ucha, kładąc swoją dłoń na moim tyłku. Zaczęłam się trząść i nie mogłam nic powiedzieć, dopóki go nie ścisnął. – Gadaj – warknął.
- Dostałam premię – załkałam. – Puść mnie.
Nie wyrywałam się. Wiedziałam, że to jedynie pogorszyłoby sytuację, jedyne co mi pozostało to błaganie.
Usłyszałam za sobą chichoty tamtych kolesi.
- Ostatnio przyszedłem po pieniądze, należy mi się nagroda.
Niemal dyszał. Przycisnął mnie do swojego krocza, a ja poczułam jego twardego penisa na moim brzuchu. Po policzkach toczyły mi się łzy. Nie mogłam opanować mojego drżącego ciała, chciałam uciekać, ale strach mnie sparaliżował.
Zebrałam ostatnie pokłady odwagi i z całej siły wbiłam mężczyźnie paznokcie w szyję. Warknął i odrzucił mnie do tyłu. Zdążyłam dać jedynie dwa kroki, a Manuel już chwycił mnie za nadgarstek, obracając w swoją stronę. Z całej siły wymierzył mi cios w policzek, na co jedynie cicho zaskomlałam, upadając na ziemię. Pochylił się obok mnie.
- Gdybyś była grzeczna byłbym delikatny – pociągnął mnie do góry i przyparł do ściany – ale teraz masz przejebane.
Rozejrzałam się dookoła. Jego kolegów dawno już tutaj nie było. Widocznie nie chcieli być świadkami mojego gwałtu.
Rozdarł moją sukienkę od pasa w górę i zaczął lizać mój dekolt. Poddałam się, nie miałam wyjścia. Widocznie gwałt był kolejną traumą, którą musiałam dopisać do swojego życiorysu.
Pisnęłam kiedy nad głową usłyszałam strzał.
- Puść ją kurwa, albo zaraz rozpierdolę twój łeb – Manuel spojrzał się zdezorientowany w stronę postaci, która strzelała. – Masz ją kurwa puścić – zadrżałam, kiedy usłyszałam kolejny strzał. Manuel bez swoich kolegów stał się zupełnie bezbronny.
- Masz dzisiaj szczęście dziwko – warknął do mojego ucha i szybkim krokiem ruszył w głąb uliczki.
Upadłam na ziemię i zaniosłam się płaczem. Nie wiedziałam co się dzieje dookoła mnie, cały świat się zamazywał, a ja zapominałam jak się oddycha.
- Adeline, chodź, zabiorę cię do domu – spojrzałam na postać przede mną i kolejny raz zaparło mi dech.
- Justin?

~~~~~~
Przepraszam za opóźnienie, postaram się, żeby takich sytuacji było jak najmniej.
Oceniajcie, komentujcie.

twitter: @believux

5 komentarzy:

  1. Justin bohater!! O jeju jeju: 3

    OdpowiedzUsuń
  2. Awww. Super . Czekam na next :-*

    OdpowiedzUsuń
  3. no to sie porobiło. Justin teraz nie da jej spokoju i będzie musiała mu wszystko wytłumaczyć. Czekam z niecierpliwościa na kolejny rozdział...

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezu no nową sukienkę dostała i juz popsuta:/ !!! Ahh Justin musiał ją śledzić pewnie domyślił się ze coś jest nie tak , to dobrze bo inaczej ten pieprzony Manuel by ją zgwałcił i nie byłoby za fajnie :/ czekam niecierpliwie na kolejny! ! Xoxo

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobrze, że Justin ją uratował. Nasz bohater. Kiedy kolejny, bo widziałam, że jeden usunełaś. Czekammmm

    OdpowiedzUsuń