Cholera, cholera,
cholera!!!
Chodziłam
zdenerwowana po mieszkaniu. Dzisiaj miałam spotkać się z Bieberem, żeby omówić
dokumenty, a ja kompletnie zapomniałam wysłać mu adresu domu starców mojej
babci, skąd miał mnie odebrać. Nie miałam komputera, a na dodatek była
niedziela, więc wszystkie kafejki były zamknięte. Mój telefon pochodził z ery
kiedy smartfony nawet nie śniły się filozofom, więc z nie było opcji, żebym
wysłała z niego wiadomość.
Nerwowo
przeszukiwałam moje kontakty, musiałam kogoś poprosić o przysługę. Jedyne osoby
którym mogłam zaufać to Olaf i Mike. Bałam się, że Olaf, przez swój długi
język, wypapla komuś o moim spotkaniu z szefem, więc pozostał mi tylko Mike.
Jeszcze pomyśli, że chcę
się do niego zbliżyć.
Odrzuciłam
swoje myśli. Wczoraj jasno dałam mu do zrozumienia, że między nami nic nie może
się „urodzić”, poza tym nie tylko między nami. Między mną, a każdym inny człowiekiem
żyjącym na tej planecie.
Wybrałam
jego kontakt i odczekałam kilka sygnałów, zanim odebrał.
-
Cześć Del – usłyszałam jego wesoły głos po drugiej stronie. Wczoraj
powiedziałam mu o wszystkim, pomijając kilka wątków z Justinem w roli głównej,
jednak o mojej sytuacji ze stażem wiedział wszystko.
-
Mam do ciebie malutką prośbę – mimo iż mnie nie widział, zmarszczyłam nos i
pokazałam dłonią jak malutka jest ta
sprawa.
-
Słucham.
-
Mógłbyś wysłać wiadomość do pana Biebera? – dokładnie zaakcentowałam słowo
„pan”. Nie chciałam w nim wzbudzać żadnych podejrzeń. – Wczoraj ci mówiłam o
tym, że dzisiaj mam się z nim spotkać i ma mnie odebrać od babci, bo będzie
wracać ze spotkania. Miałam mu wysłać maila z adresem i godziną, ale w ogóle o
tym zapomniałam.
-
Nadal wydaje mi się to dziwne, że odbierze cię z domu starców – przybrał
markotny ton głosu. Przewróciłam oczami i w duchu przeklinałam brak komputera i
ogólnego dostępu do internetu.
-
Mike… Nie przesadzaj. Po prostu jest miły.
-
Dobra, prześlij mi hasło do swojej poczty, adres tego twojego szefa i treść
wiadomości, a ja zaraz to wyślę – powiedział tak szybko, że ledwo go
zrozumiałam. Wyraźnie był zazdrosny.
-
Dziękuję, jesteś najlepszy – niemal skoczyłam z radości. – Zaraz ci wszystko
wyślę. Do zobaczenia.
-
Do zobaczenia.
Zakończyłam
rozmowę i jak najszybciej wystukałam wszystko co było mu potrzebne. Chciałam
się spotkać z Bieberem o piątej trzydzieści po południu, a wcześniej spędzić
kilka godzin z babcią i kupić jej jakiś prezent. To nie miało być nic dużego,
tylko coś bardziej przydatnego. Jakiś ciepły sweter, albo nowy czajniczek do
zaparzania kawy. Należała jej się jakaś niewielka część z powodu nagłego
napływu gotówki na moje konto.
Szybko
umyłam się w mojej poszarzałej wannie i wysuszyłam włosy. Nie nakładałam
żadnego makijażu. Co z tego, że miałam się spotkać z moim szefem, to nie było
żadne oficjalne spotkanie.
Założyłam
świeżą bieliznę i w międzyczasie nastawiłam pranie, kiedy wrócę do domu
wszystko będzie suche i czyste. Założyłam te same spodnie co wczoraj, a do tego
czarną bluzę przez głowę. Włosy związałam w koczka i ruszyłam do centrum
handlowego po prezent dla babci.
Na
dworze było chłodno. Mój wysłużony płaszcz nie ochraniał mnie za dobrze przed
ostrym i zimnym wiatrem. Zacisnęłam kołnierz pod szyją i przyspieszyłam kroku
aby jak najszybciej znaleźć się na stacji metra. Odetchnęłam, kiedy podziemne
mury chroniły mnie przed chłodem. Mimo iż była to niedziela, godziny poranne to
i tak kręciło się tutaj kilku podejrzanych typków.
Takie uroku Bronxu.
Wchodząc
do centrum handlowego westchnęłam na widok tych wszystkich pięknych wystaw.
Zaczęłam zwiedzać kolejne sklepy szukając czegoś odpowiedniego dla babci. Po
dwóch godzinach wyszłam z dwoma książkami z antykwariatu, błękitnym, zapinanym
sweterkiem w delikatne wzory i zestawem do szydełkowania. Trafiłam na przeceny,
więc nie wydałam więcej niż trzydzieści dolarów.
Zadowolona
z zakupów ruszyłam na pieszo do domu starców. Od centrum handlowego to jakieś
piętnaści minut pieszo, więc uznałam, że taki spacer dobrze mi zrobi.
Mike: Odpisał,
że mu pasuje.
Odczytałam
wiadomość na telefonie. Mike’owi chodziło o wiadomość od Biebera, więc nie
odpisywałam mu nic. Nie zadał żadnego konkretnego pytania, tylko suchą
wiadomość, a tracenie pieniędzy na głupie ok
nie miało dla mnie sensu.
-
Dzień dobry – przywitałam się z dojrzałą, czarnoskórą kobietą, która siedziała
przy biurku, zaraz obok wejścia w domu starców.
-
Twoja babcia strasznie za tobą tęskniła – puściła do mnie oczko. Kojarzyła mnie
pewnie dlatego, że jadaczka mojej ukochanej babuni nigdy się nie zamyka.
Zaśmiałam
się i ruszyłam dobrze znanym mi korytarzem. Zapukałam w jasne drzwi, a kiedy
usłyszałam głośne „proszę” weszłam do środka.
Babcia
siedziała tyłem do drzwi i wyglądała przez okno. Uśmiechnęłam się na widok Mary
opartej o parapet. To było zdecydowanie jedno z jej najbardziej lubianych
zajęć.
-
Cześć babciu – mimowolnie się zaśmiałam. Staruszka energicznie się obróciła i
niemal do mnie podbiegła. Objęła moją twarz dłońmi i ucałowała oba policzki
przynajmniej po trzy razy. Mocno się do niej przytuliłam i pocałowałam w czoło.
-
Dziecinko nie widziałam cię wieki – powiedziała, kiedy w końcu mnie puściła.
Złapała mnie za rękę i posadziła na fotelu obok stolika. Od razu zaczęła
przygotowywać dla mnie jakiś poczęstunek i herbatę, nawet nie pytając o zdanie.
Po
chwili przede mną stał talerzyk z rogalikiem przekrojonym na pół i posmarowanym
truskawkowym dżemem oraz kilka ciasteczek. Babcia usiadła po drugiej stronie ze
swoją herbatą i ponagliła mnie ruchem dłoni abym zaczęła jeść.
-
Mam dla ciebie prezent – ugryzłam dla własnego bezpieczeństwa rogalik.
Ta kobieta ma potrzebę
nakarmienia całego świata.
-
Dla mnie? – spojrzała na mnie zaskoczona. Pokiwałam energicznie głową i
położyłam przed nią papierową torbę. – Nie mogę tego przyjąć – powiedziała
stanowczo. – Oszczędzasz na samej sobie.
-
Dostałam wynagrodzenie za ostatnio rozwiązaną sprawę. Bez problemu opłaciłam
wszystkie rachunki, nawet pozwoliłam sobie na wolne w przyszłym tygodniu –
uśmiechnęłam się delikatnie i posunęłam torbę w kierunku babci. – Otwórz –
staruszka spojrzała się na mnie zmieszana.
-
Otworzę jak to wszystko zjesz.
Jak
najszybciej zjadłam rogala i ciasteczka popijając to wszystko malinową herbatą.
Poparzyłam swój język, ale naprawdę nie mogłam się doczekać reakcji babci. Mary
patrzyła się na mnie z satysfakcją i co chwila zerkała na papierową torbę.
Widziałam podekscytowanie w jej oczach.
-
No już, otwieraj – ponagliłam ją. Wstała i niemal z namaszczeniem zaczęła
wyciągać kolejne rzeczy. Najpierw dokładnie obejrzała książki, potem zestaw do
szydełkowania, a na końcu sweter, który szybko na siebie zarzuciła.
-
Będzie idealny na wiosnę do kościoła – klasnęła w dłonie na co zachichotałam.
Podeszłam do niej i przytuliłam się do jej pleców.
-
Kocham cię babciu, wiesz?
-
Ja ciebie też słonko. Cudowny prezent, nawet nie wiesz jak się cieszę –
chwyciła moje dłonie i pocałowała w kostki. Delikatnie chwyciła książki i
postawiła na niewielkiej biblioteczce obok harlequinów. Zestaw do
szydełkowania, położyła na idealnie zaścielanym łóżku, a sweter powiesiła w
szafie.
-
Kupiłaś coś dla siebie? – zmrużyła oczy.
-
Tak babciu, nie martw się – kobieta pogroziła mi palcem, a ja pokręciłam głową.
– Jesteś niemożliwa – usiadłam w swoim fotelu.
-
To ty jesteś niemożliwa, może w końcu zaczniesz jeść? – uniosła brwi do góry.
-
Przecież jem – wzruszyłam ramionami. – Babciu nie martw się o mnie. Byłaś u
lekarza? Jak tam twój pan spod czwórki?
Udało
mi się zmienić temat. Mary totalnie pochłonęło opowiadanie o jej życiu. Tak jak
się spodziewałam, zaprzyjaźniła się ze swoim adoratorem i zdała mi dokładną
relację z niedzielnego kazania. Co więcej, pojawił się nowy pastor, który był
niezwykle młody i przystojny. Zaśmiałam się, kiedy babcia zaproponowała mi
spotkanie z nim (jak wiecie pastor może zakładać rodzinę – dopisek od autora).
Mogłam dać sobie uciąć rękę, że już z nim o mnie rozmawiała.
Za
każdym razem, kiedy się z nią widziałam, zachwycała mnie jej prostota
postrzegania świata. Zazdrościłam jej i miałam nadzieję, że w końcu też zaznam
tego uczucia.
-
Babciu dzisiaj przyjedzie po mnie mój szef – czekając na jej reakcję, niemal
nie oddychałam. Ona uśmiechnęła się niczym Gremlin, a ja chyba wolałam nie
wiedzieć co właśnie narodziło się w jej głowie.
-
Twój szef? A po co? – chwyciła mnie za dłonie i przybrała wyraz twarzy dziecka,
który błaga swojego rodzica o to, aby mógł wcześniej rozpakować swoje prezent
bożonarodzeniowe.
-
Musimy omówić kilka spraw, które dla niego opracowałam. Trochę mu się śpieszy i
zaproponował, że po mnie przyjedzie, żeby nie tracić czasu – wzruszyłam
ramionami. – To nic takiego.
Mary
przybrała tym razem tajemniczy wyraz twarzy i dokładnie mi się przyjrzała.
-
I ty zamierzasz tak iść? – wskazała na mój strój. – Jakieś stare spodnie,
znoszona bluza, dziecko mogłaś się ubrać bardziej elegancko! – uniosła wzrok do
nieba.
-
To tylko nieformalne spotkanie, poza tym nie mam zbyt dużego wyboru, a dzisiaj
zrobiłam pranie – przewróciłam oczami. Babcia podeszła do szafy i wyciągnęła
malutkie zawiniątko.
-
Masz, miał być prezent na święta, ale teraz bardziej ci się przyda – wręczyła
mi malutki pakunek.
-
Co to jest? – zdziwiłam się. Zaczęłam badać strukturę przedmiotu. Był miękki, a
szary papier szeleścił w moich palcach.
-
Otwórz – kobieta złożyła dłonie i przyłożyła do ust zniecierpliwiona. Wolno
rozwiązałam prezent.
-
Babciu… - sapnęłam widząc co jest w środku.
-
Podoba ci się? – spojrzała na mnie z nadzieją.
-
Jest śliczna – mocno ją przytuliłam. Zaczęłam przyglądać się granatowej
sukience, którą trzymałam w dłoniach. Miała rękaw za łokieć i prosty krój. Była
dosyć luźna, w talii miała ściągacz. Jej materiał delikatnie połyskiwał, to
było coś idealnego na dzisiejsze spotkanie.
-
Idź ją załóż, a ja pójdę do sklepu na dole kupić ci rajstopy – wyszła z pokoju,
a ja ruszyłam do łazienki. Szybko się przebrałam i złożyłam moje spodnie i
bluzę w kostkę. Usłyszałam, że babcia już wróciła, więc bez skrępowania, na
boso wyszłam z łazienki i stanęłam jak wryta.
-
A oto i ona – Mary zadowolona wymachiwała paczuszką z rajstopami, kiedy obok
niej stał sam Justin Bieber. Zobaczyłam na jego twarzy rozbawienie, a moja
twarz pokryła się rumieńcem.
Czemu związałam te
cholerne włosy.
-
Kochanie, załóż rajstopy bo się przeziębisz – babcia bez skrępowania wręczyła
mi paczuszkę, a moje policzki płonęły. Opuściłam głowę starając się zakryć moje
zażenowanie. – Spotkałam pana Biebera na dole, usłyszałam jak o ciebie pyta,
więc go zaprosiłam. Pomyślałam, że długo ci zejdzie, więc zaproponowałam mu herbatę.
Nie chciałam żeby długo czekał.
-
Super babciu – jak najszybciej starałam ukryć się w łazience. Usiadłam na
toalecie i głęboko oddychałam. Musiałam się uspokoić.
Schowałam
twarz w dłoniach i skupiłam się na swoim oddechu. Ta cała sytuacja chyba właśnie
wskoczyła na podium najbardziej żenujących zdarzeń mojego życia. Mój szef wysłuchał przed chwilą kazania
mojej babci, na temat moich rajstop.
Szkoda, że Mary nie powiedziała mu jaki mam kolor majtek czy rozmiar stanika.
Jak
najszybciej założyłam te nieszczęsne rajstopy i zaczęłam przyglądać się sobie w
lustrze. Moje policzki nadal były zaróżowione, ale mieściły się w granicach
normy. Postanowiłam jednak rozpuścić włosy dla własnego bezpieczeństwa.
Założyłam botki które stały w kącie i już prawie byłam gotowa do wyjścia, i
zmierzenia się z babcią oraz moim szefem.
Prawie robi wielką
różnicę.
Delikatnie
przekręciłam gałkę i dałam pierwszy krok. Babcia od razu na mnie spojrzała i
energicznie wstała z fotela.
-
No w końcu! – wyrzuciła dłonie w górę. – Siedziałaś tam całe wieki – spojrzałam
na Biebera, który rozsiadł się w fotelu i delikatnie się uśmiechał. Oczywiście
stał przed nim kubek z gorącą herbatą i talerzyk z ciasteczkami.
-
Nic się nie stało, bardzo przyjemnie mi się z panią rozmawiało – zwrócił się do
mojej babci. Tym razem to ja się zaśmiałam.
Na pewno bardzo
przyjemnie.
-
Mogę zadać panu pytanie? – jęknęłam. Znałam staruszkę i wiedziałam, że właśnie
włączył się jej zmysł tropiciela.
-
Oczywiście – szatyn pochylił się do przodu i oparł głowę na splecionych
dłoniach.
-
Ma pan żonę?
-
Babciu… - skarciłam ją jak małe dziecko, na co Bieber się zaśmiał.
-
No co? – oburzyła się.
-
Nie, nie mam – szatyn postanowił przerwać naszą sprzeczkę. Wstał z fotela i
chwycił mój płaszcz, który wisiał na oparciu krzesła. – Na nas już czas. Bardzo
mi przykro, że nie skosztowałem pani ciasteczek – zwrócił się do mojej babci,
delikatnie kłaniając się w jej kierunku.
-
Nic nie szkodzi – zagruchała. Popchnęła mnie w jego kierunku, na co fuknęłam.
Rzuciłam kobiecie groźne spojrzenie. Bieber wyciągnął dłoń, dając mi znak abym
szła pierwsza, po czym pomógł mi założyć płaszcz. – Bawcie się dobrze – babcia
cała podekscytowana odprowadziła nas do drzwi.
-
Idziemy pracować – podeszłam jeszcze na chwilę do kobiety, przewracając oczami
na jej słowa. Mocno ją przytuliłam i pocałowałam w policzek. – Kocham cię
babciu – spojrzałam w jej bladoniebieskie tęczówki.
-
Ja ciebie też – uśmiechnęła się. – Idź już, bo pan Justin na ciebie czeka.
-
Do widzenia – Bieber delikatnie się do niej uśmiechnął i pozwolił mi pójść
przodem.
-
Do widzenia – usłyszałam za plecami głos staruszki, na co jedynie uśmiechnęłam
się pod nosem.
Kierowałam
się do wyjścia nie zwracając uwagi czy mężczyzna idzie za mną. Kiedy znalazłam
się na zewnątrz budynku poczułam jego dłoń oplatającą moje przedramię.
-
Moje auto stoi gdzie indziej – pociągnął mnie w drugą stronę. Zaczęłam za nim
iść. Zatrzymaliśmy się przed ogromnym, czarnym audi. Ostatnio miał inne auto.
Otworzył
przede mną drzwi od strony pasażera. Wygodnie usiadłam i przez krótką chwilę,
kiedy okrążał pojazd, mogłam mu się przyjrzeć. Miał na sobie ciemne jeansy,
błękitną koszulę i skórzaną kurtkę. Oczywiście guziki pod szyją miał rozpięte,
jak zawsze.
Kiedy
wsiadł do auta, poczułam zapach jego perfum. Nie były zbyt mocne, można było
się zaciągać tym zapachem.
Między
nami zapanowała cisza, która wyraźnie mnie krępowała. Chciałam włączyć radio,
ale bałam się w tym aucie czegokolwiek dotknąć bo pewnie wysadziłabym jakiś
wieżowiec albo coś w tym stylu. Postanowiłam dzielnie znieść tą podróż
ograniczając swoje ruchy do minimum.
-
Pani babcia to niesamowita osoba – Justin postanowił przerwać ciszę, którą
nawet zaczynałam lubić.
-
Ja… Przepraszam za moją babcię – mężczyzna zaśmiał się i spojrzał na mnie przez
ułamek sekundy, kiedy zagryzłam wargę. – Jest wścibska i ma niewyparzony język.
-
Nic nie szkodzi. Słuchałem o pani rajstopach przez całą drogę. Nawet pomogłem
wybrać kolor – spojrzałam na niego zszokowana. On wybuchnął śmiechem, a ja
chyba w tej chwili byłam cała czerwona. – Żartuję – odetchnęłam. Gdyby tak
było, czego mogłam się spodziewać po mojej babci, chyba już nigdy nie
spojrzałabym Bieberowi w oczy.
-
Po prostu moja babcia jest…
-
Beztroska? – dokończył za mnie. Nasze spojrzenia spotkały się na parę sekund, a
ja kiwnęłam delikatnie głową.
-
Dokładnie – opuściłam wzrok. Do końca drogi, żadne z nas się nie odezwało.
Tylko tym razem cisza była przyjemna.
Zatrzymaliśmy
się obok niewielkiej restauracji. Nie czekałam na to, aż Bieber otworzy mi
drzwi i sama wysiadłam z auta. Zanim dałam pierwszy krok, mężczyzna stał obok
mnie i położył dłoń na mojej talii, delikatnie prowadząc mnie do wejścia.
-
Pani płaszcz? – chłopak około dwudziestki podszedł do mnie i pomógł mi ściągnąć
moje okrycie. Następnie chwycił kurtkę od Justina i zniknął gdzieś za drzwiami.
-
Panie Bieber, stolik już czeka – tym razem starszy mężczyzna podszedł do nas i
zaprowadził nas do dwuosobowego stolika. Pomógł mi usiąść, a następnie
przyniósł karty dań. – Wrócę odebrać zamówienie.
Justin
poczekał, aż mężczyzna się oddali i spojrzał na mnie wyczekująco.
-
Na co masz ochotę? – przejechałam wzrokiem po karcie i starałam się nie wydać z
siebie żadnego żenującego dźwięku na widok cen.
-
Nie jestem głodna – wzruszyłam ramionami.
-
W takim razie zamówię za ciebie – odłożył kartę i dał znak kelnerowi. Ten po
chwili stanął przy stoliku z malutkim notesikiem. – Poproszę danie polecane
przez kucharza, a na deser tort czekoladowy z waniliami dla mnie i dla tej
pani. Do tego wino, to co zawsze – mężczyzna delikatnie się ukłonił i odszedł
od stolika. Byłam przerażona tym ile będę musiała zapłacić. – Coś się stało? –
Bieber oparł się o stolik.
-
Nic… Po prostu… - zaczęłam się jąkać.
-
Ja stawiam – uśmiechnął się delikatnie, a ja prawie zleciałam z krzesełka.
-
Pan nie może, przecież…
-
To ja panią tutaj zaprosiłem, nie będę narażać pani na niepotrzebne wydatki –
ponownie mi przerwał. Chciałam już coś powiedzieć, ale przyszedł kelner z
butelką wina, prezentując ją szatynowi. Ten kiwnął głową, a po chwili mój
kieliszek był pełny. – Proszę się nie krępować – chwyciłam kieliszek i upiłam
niewielki łyk. Nie byłam wielką fanką win, ale to przypadło mi do gustu.
-
Pyszne – zauważyłam na twarzy Justina zadowolenie.
-
Najpierw zjemy posiłek, a potem zadam pani kilka pytań.
Nie
chciałam wchodzić z nim w niepotrzebne konwersacje. Uniosłam kieliszek i
przyglądałam się ludziom wokół nas, wolno popijając wino. Unikałam wzroku
Justina, co było trudne bo cały czas, natrętnie mi się przyglądał.
-
Państwa danie – przede mną stał talerz z czymś białym, z czymś zielonym i z
mięsem. Moja niewiedza mnie rozbawiła, ale starałam się nie dać po sobie tego
poznać. – Smacznego.
-
Dziękuję – równocześnie odpowiedziałam z szatynem, przez co spojrzeliśmy się na
siebie. Odchrząknęłam i chwyciłam sztućce. Ukroiłam pierwszy kęs mięsa i niemal
jęknęłam z rozkoszy, kiedy znalazł się w moich ustach. Dopiero teraz poczułam
jak głodna byłam.
Szybko
skończyliśmy posiłek, a po chwili przede mną stał cudowny deser, który smakował
jak niebo.
-
Mam nadzieję, że pani smakowało – szatyn spojrzał na mnie z nadzieją, kiedy
wycierał usta chusteczką.
-
Było pyszne – uśmiechnęłam się znad kieliszka. – Jak pan ocenia moją pracę?
Justin
uśmiechnął się delikatnie jednym kącikiem ust.
Kpi ze mnie.
Już
niemal wstałam i wybiegłam z restauracji nie chcąc słuchać jego kpin jaka
jestem beznadziejna.
-
Naprawdę masa świetnej roboty.
Odetchnęłam
z ulgą. Włożyłam w te projekty masę pracy i miałam nadzieję, że zostanie
doceniona.
Mężczyzna
wyjął z wewnętrznej kieszeni kurtki, kilka kartek, które położył na stole
przede mną.
-
Tutaj zanotowałem pytania – chwyciłam je i uważnie czytałam każdą kolejną
linijkę, jednocześnie układając w głowie, odpowiedzi na pytania. – Zdążyłem
przejrzeć tylko połowę materiałów. Na spotkaniu z zarządem wybiorę kilka
najlepszych i je przedstawię.
Nic
nie odpowiedziałam tylko kiwnęłam głową na znak, że zrozumiałam.
Przez
następne godziny omawialiśmy każde z jego pytań bardzo szczegółowo. Przez ten
czas w ogóle zapomniałam o tym jak bardzo jest przystojny, nawet nie zwracałam
uwagi na jego dotyk. Za każdym razem gdy podawałam mu kartki, jego palce
muskały moją dłoń.
Nie oszukuj się, prawie
umarłaś na zawał.
Poczułam
zmęczenie. Wtedy odruchowo spojrzałam na zegarek, który wskazywał kilka minut
po dziesiątej. Ogarnęła mnie panika. W ogóle zapomniałam o Manuelu, który za
minutę spóźnienia mógł zabić.
-
Muszę już jechać – nerwowo zaczęłam zbierać papiery, które obiecałam przejrzeć.
Szatyn wstał razem ze mną od stolika i bez proszenia o rachunek położył na
stoliku kilka banknotów. Niemal wybiegł za mną i przed lokalem złapał za rękę,
powstrzymując przed biegiem na przystanek. Zdenerwowałam się bo za kilka minut
miałam ostatni autobus, dojazd metrem zająłby mi jakieś czterdzieści minut, a
to zdecydowanie za dużo.
-
Co się stało? – ściągnął brwi i uważnie mi się przyglądał. Westchnęłam i
potrząsnęłam głową.
-
Nic, po prostu muszę wracać – chciałam się wyrwać, ale Bieber był ode mnie
zdecydowanie silniejszy.
Niech go szlak!
-
Dlaczego?
-
Nie pana sprawa, po prostu muszę – warknęłam. Nie przejmowałam się w tej chwili
swoim słownictwem, bo miałam ważniejsze sprawy.
-
Odwiozę cię… panią – szybko się poprawił, jednocześnie ciągnąc w stronę swojego
auta. Chciałam mu odmówić, ale żeby zdążyć na autobus, musiałabym zafundować
sobie bieg na przystanek, a zwyczajnie nie miałam ochoty.
W
czasie jazdy co chwila nerwowo zerkałam na zegarek. Musiałam tam być za
dwadzieścia minut, a pozostało nam przynajmniej dziesięć minut jazdy. Zagryzłam
wargę i udawałam, że coś czytam w papierach, które dostałam, aby uniknąć
niekomfortowych pytań.
-
Jesteśmy na miejscu – spojrzałam na mój blok przez szybę auta.
-
Dziękuję – nerwowo się uśmiechnęłam i nie czekając na odpowiedź wyszłam z auta.
Pobiegłam do bloku i czekałam, aż auto Biebera odjedzie. Odczekałam kilka
sekund i szybkim krokiem ruszyłam w stronę bardzo dobrze znanego mi zaułka.
Szybkim krokiem pokonywałam kolejne przecznice, aż w końcu znalazłam się na
miejscu.
-
Kogo my tutaj mamy? – obróciłam się, widząc wyłaniającą się z ciemności postać.
Wstrzymałam oddech, kiedy Manuel w towarzystwie kilku swoich napakowanych kolegów podszedł do mnie. Wyciągnęłam
przed siebie drżącą rękę z dwoma tysiącami dolarów, które wyciągnęłam wcześniej
z bankomatu. – Moja kochana Adel…
Wzdrygnęłam
się, kiedy położył swoją wielką łapę na moim policzku. Drugą chwycił pieniądze
i podał je jednemu z tych kolesi.
-
Przelicz – warknął do niego, a ten posłusznie zaczął liczyć pieniądze. Nadal mi
się przyglądał i co chwila oblizywał usta. – Jesteś jednym z niewielu moich
dłużników do których osobiście przychodzę po pieniądze.
-
Dwa patyki – przełknęłam ślinę, gdy mężczyzna zbliżył moją twarz do swojej na
jakieś dwadzieścia centymetrów.
-
Skąd masz tyle kasy? – powiedział wprost do mojego ucha, kładąc swoją dłoń na
moim tyłku. Zaczęłam się trząść i nie mogłam nic powiedzieć, dopóki go nie
ścisnął. – Gadaj – warknął.
-
Dostałam premię – załkałam. – Puść mnie.
Nie
wyrywałam się. Wiedziałam, że to jedynie pogorszyłoby sytuację, jedyne co mi
pozostało to błaganie.
Usłyszałam
za sobą chichoty tamtych kolesi.
-
Ostatnio przyszedłem po pieniądze, należy mi się nagroda.
Niemal
dyszał. Przycisnął mnie do swojego krocza, a ja poczułam jego twardego penisa
na moim brzuchu. Po policzkach toczyły mi się łzy. Nie mogłam opanować mojego
drżącego ciała, chciałam uciekać, ale strach mnie sparaliżował.
Zebrałam
ostatnie pokłady odwagi i z całej siły wbiłam mężczyźnie paznokcie w szyję.
Warknął i odrzucił mnie do tyłu. Zdążyłam dać jedynie dwa kroki, a Manuel już
chwycił mnie za nadgarstek, obracając w swoją stronę. Z całej siły wymierzył mi
cios w policzek, na co jedynie cicho zaskomlałam, upadając na ziemię. Pochylił
się obok mnie.
-
Gdybyś była grzeczna byłbym delikatny – pociągnął mnie do góry i przyparł do
ściany – ale teraz masz przejebane.
Rozejrzałam
się dookoła. Jego kolegów dawno już tutaj nie było. Widocznie nie chcieli być
świadkami mojego gwałtu.
Rozdarł
moją sukienkę od pasa w górę i zaczął lizać mój dekolt. Poddałam się, nie
miałam wyjścia. Widocznie gwałt był kolejną traumą, którą musiałam dopisać do
swojego życiorysu.
Pisnęłam
kiedy nad głową usłyszałam strzał.
-
Puść ją kurwa, albo zaraz rozpierdolę twój łeb – Manuel spojrzał się
zdezorientowany w stronę postaci, która strzelała. – Masz ją kurwa puścić –
zadrżałam, kiedy usłyszałam kolejny strzał. Manuel bez swoich kolegów stał się
zupełnie bezbronny.
-
Masz dzisiaj szczęście dziwko – warknął do mojego ucha i szybkim krokiem ruszył
w głąb uliczki.
Upadłam
na ziemię i zaniosłam się płaczem. Nie wiedziałam co się dzieje dookoła mnie,
cały świat się zamazywał, a ja zapominałam jak się oddycha.
-
Adeline, chodź, zabiorę cię do domu – spojrzałam na postać przede mną i kolejny
raz zaparło mi dech.
-
Justin?
~~~~~~
Przepraszam za opóźnienie, postaram się, żeby takich
sytuacji było jak najmniej.
Oceniajcie, komentujcie.
twitter:
@believux
Justin bohater!! O jeju jeju: 3
OdpowiedzUsuńAwww. Super . Czekam na next :-*
OdpowiedzUsuńno to sie porobiło. Justin teraz nie da jej spokoju i będzie musiała mu wszystko wytłumaczyć. Czekam z niecierpliwościa na kolejny rozdział...
OdpowiedzUsuńJezu no nową sukienkę dostała i juz popsuta:/ !!! Ahh Justin musiał ją śledzić pewnie domyślił się ze coś jest nie tak , to dobrze bo inaczej ten pieprzony Manuel by ją zgwałcił i nie byłoby za fajnie :/ czekam niecierpliwie na kolejny! ! Xoxo
OdpowiedzUsuńDobrze, że Justin ją uratował. Nasz bohater. Kiedy kolejny, bo widziałam, że jeden usunełaś. Czekammmm
OdpowiedzUsuń