#IndependentGirlFF
~~~~~~
Wychodząc
z firmy uśmiechnęłam się do siebie. Nie czekała na mnie praca w piekarni, a ja
miałam wolny wieczór. Mogłam zrelaksować się w mieszkaniu, albo połazić po
mieście.
-
Panno Gavi! – za plecami usłyszałam znajomy głos. Po chwili drogę zagrodził mi
sam Justin Bieber. Spojrzałam w bok na uśmiechniętego Jacoba, który starając
się ukryć swój dobry humor, opuścił głowę.
-
Cześć Jacob – zwróciłam się do niego na co jedynie kiwnął głową i wsiadł do
auta. – Nie zwraca się pan do mnie na ty?
– spojrzałam się przedrzeźniająco na Biebera, splatając dłonie na piersi.
-
Jesteśmy na terenie firmy, gdyby ktoś usłyszał nasze spoufalanie się i doniósł samorządowi,
on mógłby uznać, że moja propozycja o pani stanowisku jest jakąś przysługą –
zachichotałam. Śmieszył mnie jego nienaganny sposób wyrażania. Jakby miał co
najmniej z siedemdziesiąt lat.
-
Spoufalamy się? Kto tak mówi? – Justin ściągnął brwi, a po chwili sam się
zaśmiał.
-
Za dużo czasu spędzam z tymi starcami z samorządu – zmierzwił swoje włosy, a ja
mimowolnie oblizałam usta. Na jego twarzy pojawił się chytry uśmieszek, ale
postanowiłam go zignorować. – Nie odpowiedziałaś na mojego maila – powiedział
to tak cicho, że nikt oprócz nas nie mógł tego usłyszeć.
-
Zapomniałam – wzruszyłam ramionami.
-
I?
-
I co?
-
Może teraz dałabyś mi odpowiedź? – przewróciłam oczami. Zauważyłam to, że moje
zachowanie wyraźnie mu się nie podoba, ale zignorowałam to. Nie jest dla mnie
nikim ważnym, więc nie może mi dyktować tego jak się zachowuję.
-
O której godzinie?
-
Dwudziesta? – zadzwonił jego telefon komórkowy, ale kiedy spojrzał na
wyświetlacz odrzucił połączenie.
-
Może być – wzruszyłam ramionami. – Gdzie?
-
Przyjadę po ciebie – nie podniósł na mnie wzroku, tylko szukał czegoś w
komórce.
I kto tutaj się
nieodpowiednio zachowuje.
-
Do środy – powiedział na odchodne i po chwili zniknął w swoim, wielkim, czarnym
aucie.
Rozejrzałam
się dookoła, czy żadne ciekawskie oczy mi się nie przyglądają, ale na szczęście
dookoła mnie nikogo nie było. Zaczęłam kroczyć w kierunku metra, ale wtedy
przypomniałam sobie o Manuelu. Poczułam na plechach ciarki, nie chciałam sama
wracać do mieszkania.
Zastanawiałam
się co robić. Wyciągnęłam telefon i zaczęłam kolejno przeglądać kontakty. Do
wyboru pozostały mi dwa: Justin i Mike. Nie chciałam dzwonić do Biebera, ale on
był z kolei jedyną osobą, która z grubsza wiedziała co się działo. Poza tym
mogłam go poprosić, żeby przysłał Jacoba.
Wtedy
telefon w mojej dłoni zaczął dzwonić. Na wyświetlaczu pojawił się napis Bieber. Odebrałam.
-
Długo masz jeszcze zamiar stać z telefonem w dłoni? – usłyszałam rozbawiony
głos pod drugiej stronie. Zdziwiłam się, przecież Justin odjechał spod firmy.
-
Zastanawiałam się nad czymś – rozglądałam się dookoła.
-
Nad czym?
-
Nie twoja sprawa – warknęłam. Bieber ponownie się zaśmiał. – Dlaczego mnie
śledzisz?
-
Nie śledzę tylko obserwuję – tym razem usłyszałam jego głos obok mnie.
Rozłączyłam się i spojrzałam na niego z zawziętą miną. Splotłam ramiona na
piersi i nerwowo potupywałam nogą. Z jednej strony cieszyłam się, że tutaj był,
a z drugiej miałam go dość. Znowu będzie mi robić wodę z mózgu.
-
Przecież pojechałeś do domu.
-
Ale postanowiłem sprawdzić, czy odważysz się wrócić do mieszkania. Widocznie
nie odważysz się – wzruszył ramionami. – Pojedziesz ze mną, Jacob odstawi mnie
do penthouse, a potem pojedzie z tobą na Bronx – pociągnął mnie za dłoń.
-
Ej! – zaprotestowałam i starałam się wyrwać rękę, ale ścisnął ją jeszcze
mocniej. – A zapytałeś się czy ja tego chcę? – uśmiechnął się.
-
Wolisz jechać sama metrem i zostać zaatakowana przez tego dupka, który wczoraj
prawie cię zgwałcił? – warknął. Skuliłam się w sobie. Na samo wspomnienie, cała
zadrżałam. Pokręciłam przecząco głową. – No właśnie.
Odpuściłam.
Posłusznie zajęłam miejsce obok Biebera. We wstecznym lusterku zauważyłam wzrok
Jacoba, który delikatnie uśmiechnął się do mnie.
-
Cześć Jacob – powiedziałam delikatnie.
-
Możesz jechać – Bieber jak zwykle zaczął rozkazywać. Westchnęłam i oparłam
głowę o zagłówek, jednocześnie zamykając oczy. Chciałam zasnąć, ale nieustanne
klikanie z komórki Justina doprowadzały mnie do szewskiej pasji.
-
Mógłbyś wyłączyć ten cholerny dźwięk? – powiedziałam poirytowana. Szatyn
podniósł na mnie wzrok i zaśmiał się pod nosem.
-
A co jeśli tego nie zrobię? – uniósł do góry drzwi. Moja szczęka mimowolnie się
zacisnęła. Nie miałam w tej chwili zbyt dobrego humoru. Już chciałam na niego
naskoczyć, wyrzucając w jego kierunku wszelkie oszczerstwa jakie wpadłyby mi do
głowy, ale Justin wyraźnie wyłapał mój bojowy nastrój. – Ktoś jest dzisiaj nie
w humorze – uniósł komórkę do góry, pokazując jak wycisza dźwięk klawiszy.
-
Ktoś mnie dzisiaj zdenerwował – odgryzłam się mu. Splotłam ramiona i odwróciłam
głowę, przyglądając się biurowcom. Starałam się nie myśleć o facecie, który
siedział niecałe pół metra obok i do tego wiercił się w fotelu jak pięciolatek.
Westchnęłam i przewróciłam oczami. Starałam się go ignorować, ale do cholery
ile można. – Możesz przestać?
-
Co znowu? – wyrzucił dłonie do góry.
-
Wiercisz się tak jakbyś miał kij w tyłku – warknęłam. Jacob parsknął śmiechem,
a Bieber patrzył się na mnie groźnie. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie co
powiedziałam, ale nie chciałam przepraszać. Już raz mi zarzucił bycie nazbyt
uprzejmą.
-
O co ci dziewczyno chodzi? Wyświadczam ci przysługę, a ty masz jakieś cholerne
humory – pochylił się w moim kierunku. Zacisnęłam wargi, walcząc z jego
wzrokiem, ale po kilku sekundach poniosłam klęskę.
-
Nie prosiłam cię o nic. Niemal wsadziłeś mnie do tego auta siłą – powiedziałam
pod nosem. Nie patrzyłam się na Justina, jednak kątem oka zaobserwowałam jak
jego usta poruszają się szybko, jakby coś do siebie mówił.
-
Jacob zatrzymaj się. Panna Gavi wysiada – wstrzymałam oddech. Jego suchy ton
mnie przeraził. Nie zwrócił się do mnie po imieniu.
Co ja zrobiłam…
Auto
zatrzymało się na poboczu, a ja jak na złość nie mogłam znaleźć klamki u tych
przeklętych drzwi. Kiedy w końcu mi się to udało, szybko wysiadłam i nie
oglądając się, ruszyłam w tą stronę w którą kierowało się auto. Po chwili
wyminęło mnie, a ja miałam ochotę się rozpłakać. Jestem kompletną idiotką. Nie
wiedziałam gdzie jestem i czy gdzieś w pobliżu jest jakaś stacja metra albo
przystanek autobusowy.
Postanowiłam
iść przed siebie. Po drodze na pewno spotkam jakiś przystanek albo stację
metra.
Poczułam
na moich policzkach łzy. Zaczęłam nerwowo szukać w mojej torbie paczki
chusteczek higienicznych, które jak na złość postanowiły przenieść się do
innego wymiaru. Wolno człapałam chodnikiem, starając się nie wpaść na żaden
słup czy tablicę. Zrezygnowana, zaczęłam osuszać oczy dłońmi, ale przez to
obraz zamazywał się jeszcze bardziej. Jedynym plusem tej sytuacji było to, że w
końcu znalazłam przystanek autobusowy i mój transport miał się pojawić tutaj za
kilka minut.
Wysiadając
na Bronxie nadal po moich policzkach płynęły łzy. Opadając z sił, kierowałam
się do swojego bloku. Oczywiście co chwila w moim kierunku pojawiały się dziwne
komentarze, ale po prostu musiałam je ignorować.
-
Hej suko! – na dźwięk tego głosu zamarłam.
Manuel.
Przyspieszyłam
kroku. Już prawie biegłam, ale poczułam silny uścisk na nadgarstku, przez co
zatoczyłam się do tylu i z impetem upadłam na chodnik. Jęknęłam cicho, kiedy mężczyzna
pociągnął mnie w górę i uderzył w twarz przez co ponownie prawie upadłam, ale
powstrzymała mnie jego dłoń, którą zacisnął wokół mojej szczęki.
-
Wiesz, że teraz mógłbym cię zabić suko – potrząsnął mną, a ja jedynie zaczęłam
mocniej płakać. Milion myśli przechodziło mi przez głowę. Myślałam o babci, jak
zareaguje na wieść o mojej śmierci, jak sobie da radę beze mnie. – Twój
wybawiciel chyba cię opuścił, nie płakałaś bez powodu prawda? – znajdował się
kilka centymetrów ode mnie. Zadrżałam, czując alkohol w jego oddechu.
-
Nie znam tego faceta – powiedziałam przez łzy. Zaśmiał się cicho.
-
Czekałem tu na ciebie – kompletnie zignorował moją odpowiedź. Nie był pijany,
mówił wyraźnie, jego postawa nie była chwiejna. – Myślałem o tobie – zaśmiał
się. – Taka dziwka jak ty powinna się cieszyć, że chciałem cię pieprzyć. Nawet
nie wiesz ile to by ci dało.
Ledwo
oddychałam. Jego druga dłoń gładziła mój policzek, który niemiłosiernie piekł z
powodu uderzenie. Zadrżałam, kiedy poślinił swój palec i przejechał po moich
ustach.
-
Mam dla ciebie propozycję – przyparł mnie do ściany. Jego ręka zsunęła się na
moją szyję, przez co nie mogłam złapać oddechu. Starałam się jakoś uspokoić,
żeby móc złapać równy oddech, ale przypływ adrenaliny robił swoje. – Dam ci
tydzień. Jeżeli sama do mnie przyjdziesz i się oddasz, daruję ci twój dług.
Jeżeli tego nie zrobisz chcę u siebie widzieć trzydzieści patyków bo inaczej
cię kurwa zajebię. Rozumiesz? – warknął.
-
Tak – wyjąkałam. Zaśmiał się widząc moje nieudolne próby złapania oddechu.
Rzucił mną o chodnik w taki sposób, że mój prawy policzek spotkał się z
betonem. Mój zdrowy rozsądek podpowiadał mi, żeby wstać, ale nie potrafiłam.
Wiodłam wzrokiem za oddalającą się postacią Manuela, który podśpiewywał coś pod
nosem.
Justin’s
POV
Nerwowo
chodziłem po mieszkaniu. Jestem idiotą. Jak mogłem jej kazać wysiąść. Jeżeli
ten skurwiel znowu ją napadł to własnoręcznie najpierw urwę mu jaja, a potem
przestrzelę łeb.
-
Nic jej nie jest, siadaj – Ryan uniósł szklaneczkę z whisky do góry, nie odwracając
wzroku od plazmy.
-
Spieprzaj – mruknąłem pod nosem i szarpnąłem za końcówki moich włosów.
-
Zaraz kurwa tutaj wydepczesz ścieżkę. Zadzwoń do niej – wzruszył ramionami.
Wyłączył telewizor i odwrócił się w moim kierunku.
-
Popierdoliło cię – usiadłem naprzeciwko niego, opierając ramiona na kolanach i
pochylając do przodu.
-
Cholernie cię na nią wzięło. Przyznaj to. Pierwsza laska, która ci się
sprzeciwia. Ta mała owinęła sobie ciebie wokół palca – zaśmiał się i napił łyka
ciemnego alkoholu. Prychnąłem pod nosem.
-
Po prostu chcę ją mieć.
-
Wmawiaj sobie dalej. Jak tylko ci się odda będziesz chciał więcej – ściągnąłem
brwi.
-
O co ci człowieku chodzi? – powiedziałem wyraźnie każde słowo.
-
Zależy ci na niej – powiedział to tak jakby pytał się mnie, co dzisiaj za
dzień. – O żadną inną laskę się tak nie martwiłeś.
-
Nie martwię się, po prostu trudno byłoby mi ją pieprzyć gdyby była martwa – blondyn
zaśmiał się na moją ironie. Wstałem z kanapy i ponownie zacząłem chodzić w
kółko po mieszkaniu, co chwila sprawdzając telefon.
Gdyby coś jej się stało,
zadzwoniłaby.
-
Nekrofilom to nie przeszkadza – spiorunowałem przyjaciela wzrokiem.
-
Jesteś popieprzony.
Ruszyłem
do mojej sypialni. Szybko przebrałem się w dresy i wróciłem do tego
popieprzonego człowieka, który w przeciągu sekundy, przez swoją głupotę, mógłby
wysadzić cały stan.
-
Zadzwoń do niej – przewrócił oczami. Spojrzałem na zegarek. Zostawiłem ją
jakieś dwie godziny temu, powinna być już w domu.
-
Jacob! – powiedziałem głośno, przywołując swojego ochroniarza. Po chwili
wyszedł ze swojego pokoju, który znajdował się zaraz obok wejścia do
mieszkania.
-
Tak panie Bieber?
-
Jedź pod dom Adeline i obserwuj mieszkanie. Gdyby coś się działo, albo gdzieś
wychodziła od razu mnie informuj – mężczyzna uśmiechnął się delikatnie i
spojrzał w kierunku Ryana.
-
Ale go kurewsko wzięło nie? – blondyn zaśmiał się w kierunku mojego
ochroniarza. Przewróciłem oczami, a po chwili skarciłem samego siebie.
Ta mała za bardzo na mnie
wpływa.
-
Nie oceniam – Jacob wzruszył ramionami i wyszedł z mieszkania. Odwróciłem się w
stronę przyjaciela, który szczerzył się jak niedorobiony.
-
Potwierdził.
-
Spieprzaj, twoja dziewczyna czeka na ciebie – pokręciłem głową. Ryan wychodząc
z mieszkania puścił do mnie oczko. Jedynie westchnąłem widząc jego dziecinne
zachowanie. Kiedy zamknął za sobą drzwi od razu ruszyłem do gabinetu, żeby
zająć się papierami Adeline. Uważnie studiowałem jej zgrabne pismo, notując na
kartce wszelkie uwagi i pytania. Czasami jej pomysły wydawały się tak banalne i
proste, jednocześnie skomplikowane. Miała specyficzny tok rozumowania. Często
odnosiłem wrażenie, że nie analizuje sprawy od strony problemu, tak jak to
robią wszyscy, tylko stara się dopasować firmę pod zaistniały problem co często
jest dużo szybsze i bardziej opłacalne.
Szybko
chwyciłem telefon, kiedy usłyszałem dźwięk wiadomości.
Jacob: Jest
u siebie w mieszkaniu.
Nie
wiem czemu, ale poczułem ulgę. Mimo, że do tej pory miałem siebie za
skończonego idiotę, teraz moja samoocena uległa polepszeniu. Świadomość, że nic
jej nie jest i jest w swoim mieszkaniu, poprawiła mi samopoczucie.
Kilka
minut później dostałem kolejną wiadomość.
Jacob: Ktoś
u niej jest, wydawało mi się, że widzę dwa cienie w oknie.
-
Kurwa mać – warknąłem. Zacisnąłem telefon w dłoni. Szybko oprzytomniałem i
wybrałem numer do Jacoba.
-
Wydawało ci się? – powiedziałem zaraz gdy Jacob podniósł słuchawkę.
-
Nie jestem pewien – usłyszałem jego przyciszony głos. Wyraźnie był na czymś
skupiony. Miałem kurewską nadzieję, że na obserwowaniu mieszkania Adeline.
-
To się kurwa upewnij – zakończyłem połączenie. Nerwowo przygryzałem wargę.
Chciałem do niej zadzwonić, ale co miałbym jej kurwa powiedzieć? Cześć, powiedz czy twój tyłek jest
bezpieczny w mieszkaniu, kto do kurwy nędzy jest z tobą i nadal jestem na
ciebie wkurwiony. To zdecydowanie nie zabrzmiałoby dobrze.
Zacząłem
bawić się długopisem, który trzymałem w dłoni. Chciałem tam jechać i sam
zobaczyć co się dzieje. Poza tym, może ktoś u niej był. Niekoniecznie facet.
Oszukujesz sam siebie.
Wiedziałem
o tym, że mogła kogoś mieć. Była najbardziej kruchą i delikatną dziewczyną jaką
kiedykolwiek poznałem. Widziałem jak faceci w firmie się jej przyglądają i
komentują jej urodę za każdym razem, kiedy obok nich przechodziła.
Z
telefonem w dłoni ruszyłem na moją prywatną siłownię. Musiałem gdzieś się
wyładować i chociaż przez chwilę przestać myśleć o Adeline. Boksowałem w worek,
podnosiłem ciężary i biegałem na bieżni. Energia niemal rozsadzała mnie od
środka. Mimo, że starałem się jak nigdy to i tak nie potrafiłem przestać myśleć
o Adeline. Wyobrażałem sobie to, jak jakiś facet właśnie w tym momencie,
sprawia jej przyjemność. Całuje jej delikatną skórę i może ją dotykać bez
żadnych ograniczeń.
-
Kurwa mać! – zakląłem, jednocześnie uderzając w worek z całej siły. Przetarłem
ręcznikiem spoconą twarz, ciężko oddychając.
Ja:
Wiesz już coś?
Wysłałem
wiadomość do Jacoba. Nerwowo bawiłem się telefonem, kiedy czekałem na
odpowiedź.
Jacob: To
chyba jej szef z kawiarni.
Niemal
syknąłem. Zniszczę tego skurwiela.
Ja: Coś
więcej?
Jacob: Chyba
coś jej jest bo był w aptece.
Zamarłem.
Jeżeli ten sukinsyn, który próbował ją zgwałcić…
Niewiele
myśląc wybiegłem z mieszkania, kierując się do prywatnej windy. Zjechałem do
garażu i wsiadłem za kierownicą mojego auta. Jechałem przez ulice Manhattanu
jak wariat nie troszcząc się o życie innych. Musiałem kurwa sprawdzić co jej
jest.
Dojechałem
na miejsce o połowę czasu szybciej niż zazwyczaj. Od razu podszedł do mnie
Jacob i wsiadł do mojego auta.
-
O co tutaj kurwa chodzi – warknąłem na niego. On dał mi znak dłonią, żebym się
uciszył. Mój własny pracownik mnie kurwa ucisza. – Jeżeli… - przerwał mi ruchem
głowy. Spojrzałem w kierunku, w którym wskazywał i zobaczyłem tego bruneta
wychodzącego z bloku razem z Adeline. Wytężyłem wzrok jak mogłem, ale jej
postać jak kurwa na złość, była w cieniu. Mężczyzna pochylił się i przytulił
ją.
-
Proszę siedzieć – Jacob złapał mnie za przedramię. Widocznie zauważył to, że
chciałem się zerwać i pobiec w ich kierunku. W tym samym momencie facet zbiegł
po schodach, jeszcze machając do Adeline zanim wsiadł do auta. Zaraz po tym gdy
odjechał, blondyna wróciła do bloku, a w jej mieszkaniu po kilku minutach
zapaliło się światło.
-
Muszę tam iść – mruknąłem pod nosem, wyjmując ze schowka telefon.
-
To nie jest najlepszy pomysł – spojrzałem zszokowany na mojego ochroniarza.
-
Co?
-
Nie po tym jak pan kazał wysadzić ją z auta – Jacob patrzył się na mnie intensywnie.
Ogarnęła mnie złość. Byłem palantem, wiedziałem o tym. Nawet mój pracownik o
tym doskonale wiedział. Czułem jak krew zaczyna coraz szybciej krążyć w moich
żyłach, musiałem dać upust gniewu.
-
Masz ją pilnować, a rano zawieść do pracy – dałem mu znak żeby wysiadł z auta.
Bez pożegnania odpaliłem silnik i zacząłem jechać przed siebie. Sam nie
wiedziałem gdzie chcę jechać. Krążyłem bez sensu po mieście, szukając
odpowiedzi na pytania, które teraz kłębiły się w mojej głowie. Nawet nie byłem
świadomy tego, że zaparkowałem pod mieszkaniem Tamary. Sam zdziwiłem się, że
nie pojechałem do Melisy. To u niej przeważnie spędzałem noc, gdy byłem
wkurwiony na cały świat.
Gdy
zdziwiona kobieta otworzyła i drzwi, sam odpowiedziałem sobie na pytanie
dlaczego tutaj się znalazłem.
Była
blondynką.
Adeline’s
POV
Nie
potrafiłam odpowiedzieć sobie na pytanie jak dostałam się do mieszkania. Łzy
zamazywały mi obraz, moja biała bluzka już dawno była cała poplamiona krwią.
Musiałam do kogoś zadzwonić i prosić o pomoc.
Wygrzebałam
telefon z torby. Pierwsza o osoba o której pomyślałam to Justin, ale zaraz
potem przypomniałam sobie jak mnie dzisiaj potraktował. Poza tym i tak wiedział
i widział zbyt dużo.
-
Mike? – zachrypiałam do słuchawki po kilku sygnałach.
-
Adeline? Coś się stało? – po drugiej stronie słyszałam szuranie i przestawianie
przedmiotów. Pewnie sprzątał w kawiarni.
-
Możesz do mnie przyjechać? Potrzebuję pomocy – załkałam.
-
Jasne, zaraz będę. Nie rób nic głupiego, czekaj na mnie w mieszkaniu –
rozłączyłam się. Nie chciałam żeby dłużej słuchał mojego płaczu.
Doczołgałam
się do łazienki, na chwiejnych nogach uniosłam się do lustra i zaniosłam płaczem
widząc swoje odbicie w lustrze. Mój policzek był cały zdarty i siny, oko miałam
napuchnięte, a na szyi były widoczne sine ślady. Starałam się jakoś oczyścić
twarz, ale nie potrafiłam. Trzęsłam się. Ciągle miałam w głowie słowa Manuela.
Skąd miałam wziąć trzydzieści tysięcy w tydzień?
Usłyszałam
głośne pukanie do drzwi. Podeszłam do wizjera i zobaczyłam zdenerwowanego Mike
na klatce schodowej. Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam drzwi.
-
Chryste, Adel… - zobaczyłam przerażenie w jego oczach. Szybko wszedł do
mieszkania i chwycił mnie za ramiona. Dokładnie przyglądał się mojej twarzy. –
Kto ci to zrobił?
-
Napadli mnie – wzruszyłam ramionami, starając się powstrzymać płacz. Kiedy Mike
posadził mnie na kanapie, nie wytrzymałam. Znowu rozpłakałam się jak małe
dziecko.
-
Muszę oczyścić rany – szybkim krokiem poszedł do łazienki. Po chwili wrócił z
miseczką wody i gazami, które pewnie znalazł w szafce. – Gdzie masz apteczkę?
-
Nie mam – opuściłam wzrok i nerwowo bawiłam się palcami. Mike przyglądał się mi
z zatroskaniem.
-
Nic ci nie zrobili? – objął moje dłonie. Dokładnie wiedziałam co miał na myśli.
-
Nic, chcieli pieniędzy, a nie miałam nic przy sobie – westchnęłam. Zabrali mi
torebkę, przeszukali, a kiedy nic nie znaleźli, pobili – kłamałam jak z nut.
Nie mogłam mu powiedzieć o Manuelu bo wtedy chciałaby wiedzieć coś o mojej
przeszłości.
-
Idź weź kąpiel, ja pojadę do apteki i do sklepu. Zaraz wracam – wziął ode mnie
klucze od mieszkania. Byłam mu wdzięczna, bo każdy ruch w tym momencie to dla
mnie prawdziwe wyzwanie. Wychodząc, zakluczył za sobą drzwi, a ja zabrałam z
sypialni jakieś dresy i ruszyłam do łazienki.
Dokładnie
przyjrzałam się swojemu ciału przed lustrem. Na biodrze miałam kilka siniaków i
zadrapań. Na moich dłoniach też widniało kilka drobnych ran. Pod okiem zaczęło
się pojawiać zasinienie i opuchnięcie, a krew na policzku już prawie zaschła.
Westchnęłam
i weszłam do wanny napełnionej ciepłą wodną. Delikatnie myłam swoje poobijane
ciało. Chciałam móc zmyć wszelkie zadrapania i zasinienia, ale to nie było
możliwe. Znowu zaniosłam się płaczem. Wiedziałam o tym, że w najbliższym czasie
będę musiała pójść do Manuela i mu się oddać, przez co najprawdopodobniej
znienawidzę siebie do granic możliwości.
-
Wróciłem! – usłyszałam głos Mike, a zaraz potem trzaśnięcie drzwi.
-
Jestem w łazience! – odkrzyknęłam. Jak najszybciej wyszłam z wanny, osuszyłam
ciało i ubrałam się. Wyszłam z łazienki z mokrymi włosami, przyciskając do
policzka ręcznik, żeby niczego nie zakrwawić.
-
Płakałaś – brunet westchnął, kiedy usiadłam obok niego na kanapie.
-
Nadal jestem w szoku – wzruszyłam ramionami. – I trochę się przestraszyłam –
zagryzłam wargę, kiedy zaczął psikać czymś na mój policzek, przez co moja skóra
niemiłosiernie piekła.
-
Swoją drogą, ktoś tutaj ma niezłą furę – ściągnęłam brwi, patrząc się
niezrozumiale na Mike. – Ktoś zaparkował czarnym audi SQ5 obok – zerwałam się
do okna. Doskonale poznałam to auto. To był Jacob.
-
Cholera – zaklęłam. Z jednej strony ucieszyłam się bo wiedziałam, że kiedy Mike
sobie pójdzie będę bezpieczna, ale z drugiej Bieber pozwalał sobie na zbyt
wiele.
-
Niezła fura, co nie? – Mike widocznie uznał moje przekleństwo jako podziw nad
autem. Nie odpowiedziałam, tylko usiadłam z powrotem na kanapie. Brunet już nic
nie mówił, tylko smarował czymś moją twarz i szyję. Od razu pomyślałam o
Justinie. Jego ruchy były znacznie bardziej delikatne, przemyślane, robił to
tak, jakby miała być to ostatnia rzecz którą zrobi przed śmiercią. – Gotowe –
mężczyzna uśmiechnął się do siebie, kiedy skończył opatrywać mój policzek i
dłonie. – Posiedzieć z tobą? – uśmiechnęłam się delikatnie i pokręciłam głową.
-
Jest późno i chyba wolę zostać sama. Przepraszam – wzruszyłam ramionami.
-
Nic nie szkodzi, daj znać jeśli będziesz czegoś potrzebować – wstał z kanapy,
uśmiechając się delikatnie, a ja zaraz po nim. Ruszył do drzwi i zaczął się
ubierać. Czekałam, aż skończy i odprowadziłam go na sam dół.
-
Teraz dwa auta. – Na początku nie wiedziałam o co chodzi brunetowi, ale zaraz
potem zauważyłam, że za autem Jacoba stoi kolejne.
Bieber.
Stanęłam
w cieniu, tak aby nikt nie mógł mnie zauważyć. Pożegnałam się z mężczyzną, przez
chwilę patrząc na auta. To było zdecydowanie auto Jacoba i Justina.
Szybko
weszłam do bloku, kiedy Mike odjechał. Przyglądałam się temu co działo się na ulicy.
Już miałam wrócić do mieszkania i dać sobie z tym spokój, kiedy Jacob wysiadł z
auta Biebera, które po chwili odjechało.
Zszokowana
patrzyłam na postać Jacoba. Miałam wrażenie, jakby nasze spojrzenia się
spotkały, jednak nie byłam tego pewna ze względu na dzielącą nas odległość, po
czym mężczyzna opuścił głowę i pokręcił nią z dezaprobatą, wsiadając do swojego
samochodu.
Moje
życie jest popieprzone.
~~~~~~
Liczę na Wasze opinie :)
Stworzyłam hasztag na twittera: #IndependentGirlFF byłabym
wdzięczna, gdybyście napisali kilka tweetów dodając ten hasztag. Chciałabym,
żeby to opowiadanie czytało trochę więcej osób, więc jeżeli uważacie, że jest
ciekawe, coś Wam się nie podoba, piszcie to na twitterze.
Możecie też polecić to opowiadanie
Waszym znajomym, będę na prawdę wdzięczna :)
To jak, uda wam się napisać 10
komentarzy?
twitter:
believux
Super rozdział,Justin zawalił I oby sie pogodzili 💓
OdpowiedzUsuńNo Justin szaleje !!! Podoba mi sie taki Justin! Haha chce szybko next : *
OdpowiedzUsuńAch , świetny .... czekam nn
OdpowiedzUsuń