niedziela, 6 marca 2016

08. Podwózka.

#IndependentGirlFF
~~~~~~
Wychodząc z firmy uśmiechnęłam się do siebie. Nie czekała na mnie praca w piekarni, a ja miałam wolny wieczór. Mogłam zrelaksować się w mieszkaniu, albo połazić po mieście.
- Panno Gavi! – za plecami usłyszałam znajomy głos. Po chwili drogę zagrodził mi sam Justin Bieber. Spojrzałam w bok na uśmiechniętego Jacoba, który starając się ukryć swój dobry humor, opuścił głowę.
- Cześć Jacob – zwróciłam się do niego na co jedynie kiwnął głową i wsiadł do auta. – Nie zwraca się pan do mnie na ty? – spojrzałam się przedrzeźniająco na Biebera, splatając dłonie na piersi.
- Jesteśmy na terenie firmy, gdyby ktoś usłyszał nasze spoufalanie się i doniósł samorządowi, on mógłby uznać, że moja propozycja o pani stanowisku jest jakąś przysługą – zachichotałam. Śmieszył mnie jego nienaganny sposób wyrażania. Jakby miał co najmniej z siedemdziesiąt lat.
- Spoufalamy się? Kto tak mówi? – Justin ściągnął brwi, a po chwili sam się zaśmiał.
- Za dużo czasu spędzam z tymi starcami z samorządu – zmierzwił swoje włosy, a ja mimowolnie oblizałam usta. Na jego twarzy pojawił się chytry uśmieszek, ale postanowiłam go zignorować. – Nie odpowiedziałaś na mojego maila – powiedział to tak cicho, że nikt oprócz nas nie mógł tego usłyszeć.
- Zapomniałam – wzruszyłam ramionami.
- I?
- I co?
- Może teraz dałabyś mi odpowiedź? – przewróciłam oczami. Zauważyłam to, że moje zachowanie wyraźnie mu się nie podoba, ale zignorowałam to. Nie jest dla mnie nikim ważnym, więc nie może mi dyktować tego jak się zachowuję.
- O której godzinie?
- Dwudziesta? – zadzwonił jego telefon komórkowy, ale kiedy spojrzał na wyświetlacz odrzucił połączenie.
- Może być – wzruszyłam ramionami. – Gdzie?
- Przyjadę po ciebie – nie podniósł na mnie wzroku, tylko szukał czegoś w komórce.
I kto tutaj się nieodpowiednio zachowuje.
- Do środy – powiedział na odchodne i po chwili zniknął w swoim, wielkim, czarnym aucie.
Rozejrzałam się dookoła, czy żadne ciekawskie oczy mi się nie przyglądają, ale na szczęście dookoła mnie nikogo nie było. Zaczęłam kroczyć w kierunku metra, ale wtedy przypomniałam sobie o Manuelu. Poczułam na plechach ciarki, nie chciałam sama wracać do mieszkania.
Zastanawiałam się co robić. Wyciągnęłam telefon i zaczęłam kolejno przeglądać kontakty. Do wyboru pozostały mi dwa: Justin i Mike. Nie chciałam dzwonić do Biebera, ale on był z kolei jedyną osobą, która z grubsza wiedziała co się działo. Poza tym mogłam go poprosić, żeby przysłał Jacoba.
Wtedy telefon w mojej dłoni zaczął dzwonić. Na wyświetlaczu pojawił się napis Bieber. Odebrałam.
- Długo masz jeszcze zamiar stać z telefonem w dłoni? – usłyszałam rozbawiony głos pod drugiej stronie. Zdziwiłam się, przecież Justin odjechał spod firmy.
- Zastanawiałam się nad czymś – rozglądałam się dookoła.
- Nad czym?
- Nie twoja sprawa – warknęłam. Bieber ponownie się zaśmiał. – Dlaczego mnie śledzisz?
- Nie śledzę tylko obserwuję – tym razem usłyszałam jego głos obok mnie. Rozłączyłam się i spojrzałam na niego z zawziętą miną. Splotłam ramiona na piersi i nerwowo potupywałam nogą. Z jednej strony cieszyłam się, że tutaj był, a z drugiej miałam go dość. Znowu będzie mi robić wodę z mózgu.
- Przecież pojechałeś do domu.
- Ale postanowiłem sprawdzić, czy odważysz się wrócić do mieszkania. Widocznie nie odważysz się – wzruszył ramionami. – Pojedziesz ze mną, Jacob odstawi mnie do penthouse, a potem pojedzie z tobą na Bronx – pociągnął mnie za dłoń.
- Ej! – zaprotestowałam i starałam się wyrwać rękę, ale ścisnął ją jeszcze mocniej. – A zapytałeś się czy ja tego chcę? – uśmiechnął się.
- Wolisz jechać sama metrem i zostać zaatakowana przez tego dupka, który wczoraj prawie cię zgwałcił? – warknął. Skuliłam się w sobie. Na samo wspomnienie, cała zadrżałam. Pokręciłam przecząco głową. – No właśnie.
Odpuściłam. Posłusznie zajęłam miejsce obok Biebera. We wstecznym lusterku zauważyłam wzrok Jacoba, który delikatnie uśmiechnął się do mnie.
- Cześć Jacob – powiedziałam delikatnie.
- Możesz jechać – Bieber jak zwykle zaczął rozkazywać. Westchnęłam i oparłam głowę o zagłówek, jednocześnie zamykając oczy. Chciałam zasnąć, ale nieustanne klikanie z komórki Justina doprowadzały mnie do szewskiej pasji.
- Mógłbyś wyłączyć ten cholerny dźwięk? – powiedziałam poirytowana. Szatyn podniósł na mnie wzrok i zaśmiał się pod nosem.
- A co jeśli tego nie zrobię? – uniósł do góry drzwi. Moja szczęka mimowolnie się zacisnęła. Nie miałam w tej chwili zbyt dobrego humoru. Już chciałam na niego naskoczyć, wyrzucając w jego kierunku wszelkie oszczerstwa jakie wpadłyby mi do głowy, ale Justin wyraźnie wyłapał mój bojowy nastrój. – Ktoś jest dzisiaj nie w humorze – uniósł komórkę do góry, pokazując jak wycisza dźwięk klawiszy.
- Ktoś mnie dzisiaj zdenerwował – odgryzłam się mu. Splotłam ramiona i odwróciłam głowę, przyglądając się biurowcom. Starałam się nie myśleć o facecie, który siedział niecałe pół metra obok i do tego wiercił się w fotelu jak pięciolatek. Westchnęłam i przewróciłam oczami. Starałam się go ignorować, ale do cholery ile można. – Możesz przestać?
- Co znowu? – wyrzucił dłonie do góry.
- Wiercisz się tak jakbyś miał kij w tyłku – warknęłam. Jacob parsknął śmiechem, a Bieber patrzył się na mnie groźnie. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie co powiedziałam, ale nie chciałam przepraszać. Już raz mi zarzucił bycie nazbyt uprzejmą.
- O co ci dziewczyno chodzi? Wyświadczam ci przysługę, a ty masz jakieś cholerne humory – pochylił się w moim kierunku. Zacisnęłam wargi, walcząc z jego wzrokiem, ale po kilku sekundach poniosłam klęskę.
- Nie prosiłam cię o nic. Niemal wsadziłeś mnie do tego auta siłą – powiedziałam pod nosem. Nie patrzyłam się na Justina, jednak kątem oka zaobserwowałam jak jego usta poruszają się szybko, jakby coś do siebie mówił.
- Jacob zatrzymaj się. Panna Gavi wysiada – wstrzymałam oddech. Jego suchy ton mnie przeraził. Nie zwrócił się do mnie po imieniu.
Co ja zrobiłam…
Auto zatrzymało się na poboczu, a ja jak na złość nie mogłam znaleźć klamki u tych przeklętych drzwi. Kiedy w końcu mi się to udało, szybko wysiadłam i nie oglądając się, ruszyłam w tą stronę w którą kierowało się auto. Po chwili wyminęło mnie, a ja miałam ochotę się rozpłakać. Jestem kompletną idiotką. Nie wiedziałam gdzie jestem i czy gdzieś w pobliżu jest jakaś stacja metra albo przystanek autobusowy.
Postanowiłam iść przed siebie. Po drodze na pewno spotkam jakiś przystanek albo stację metra.
Poczułam na moich policzkach łzy. Zaczęłam nerwowo szukać w mojej torbie paczki chusteczek higienicznych, które jak na złość postanowiły przenieść się do innego wymiaru. Wolno człapałam chodnikiem, starając się nie wpaść na żaden słup czy tablicę. Zrezygnowana, zaczęłam osuszać oczy dłońmi, ale przez to obraz zamazywał się jeszcze bardziej. Jedynym plusem tej sytuacji było to, że w końcu znalazłam przystanek autobusowy i mój transport miał się pojawić tutaj za kilka minut.
Wysiadając na Bronxie nadal po moich policzkach płynęły łzy. Opadając z sił, kierowałam się do swojego bloku. Oczywiście co chwila w moim kierunku pojawiały się dziwne komentarze, ale po prostu musiałam je ignorować.
- Hej suko! – na dźwięk tego głosu zamarłam.
Manuel.
Przyspieszyłam kroku. Już prawie biegłam, ale poczułam silny uścisk na nadgarstku, przez co zatoczyłam się do tylu i z impetem upadłam na chodnik. Jęknęłam cicho, kiedy mężczyzna pociągnął mnie w górę i uderzył w twarz przez co ponownie prawie upadłam, ale powstrzymała mnie jego dłoń, którą zacisnął wokół mojej szczęki.
- Wiesz, że teraz mógłbym cię zabić suko – potrząsnął mną, a ja jedynie zaczęłam mocniej płakać. Milion myśli przechodziło mi przez głowę. Myślałam o babci, jak zareaguje na wieść o mojej śmierci, jak sobie da radę beze mnie. – Twój wybawiciel chyba cię opuścił, nie płakałaś bez powodu prawda? – znajdował się kilka centymetrów ode mnie. Zadrżałam, czując alkohol w jego oddechu.
- Nie znam tego faceta – powiedziałam przez łzy. Zaśmiał się cicho.
- Czekałem tu na ciebie – kompletnie zignorował moją odpowiedź. Nie był pijany, mówił wyraźnie, jego postawa nie była chwiejna. – Myślałem o tobie – zaśmiał się. – Taka dziwka jak ty powinna się cieszyć, że chciałem cię pieprzyć. Nawet nie wiesz ile to by ci dało.
Ledwo oddychałam. Jego druga dłoń gładziła mój policzek, który niemiłosiernie piekł z powodu uderzenie. Zadrżałam, kiedy poślinił swój palec i przejechał po moich ustach.
- Mam dla ciebie propozycję – przyparł mnie do ściany. Jego ręka zsunęła się na moją szyję, przez co nie mogłam złapać oddechu. Starałam się jakoś uspokoić, żeby móc złapać równy oddech, ale przypływ adrenaliny robił swoje. – Dam ci tydzień. Jeżeli sama do mnie przyjdziesz i się oddasz, daruję ci twój dług. Jeżeli tego nie zrobisz chcę u siebie widzieć trzydzieści patyków bo inaczej cię kurwa zajebię. Rozumiesz? – warknął.
- Tak – wyjąkałam. Zaśmiał się widząc moje nieudolne próby złapania oddechu. Rzucił mną o chodnik w taki sposób, że mój prawy policzek spotkał się z betonem. Mój zdrowy rozsądek podpowiadał mi, żeby wstać, ale nie potrafiłam. Wiodłam wzrokiem za oddalającą się postacią Manuela, który podśpiewywał coś pod nosem.

Justin’s POV
Nerwowo chodziłem po mieszkaniu. Jestem idiotą. Jak mogłem jej kazać wysiąść. Jeżeli ten skurwiel znowu ją napadł to własnoręcznie najpierw urwę mu jaja, a potem przestrzelę łeb.
- Nic jej nie jest, siadaj – Ryan uniósł szklaneczkę z whisky do góry, nie odwracając wzroku od plazmy.
- Spieprzaj – mruknąłem pod nosem i szarpnąłem za końcówki moich włosów.
- Zaraz kurwa tutaj wydepczesz ścieżkę. Zadzwoń do niej – wzruszył ramionami. Wyłączył telewizor i odwrócił się w moim kierunku.
- Popierdoliło cię – usiadłem naprzeciwko niego, opierając ramiona na kolanach i pochylając do przodu.
- Cholernie cię na nią wzięło. Przyznaj to. Pierwsza laska, która ci się sprzeciwia. Ta mała owinęła sobie ciebie wokół palca – zaśmiał się i napił łyka ciemnego alkoholu. Prychnąłem pod nosem.
- Po prostu chcę ją mieć.
- Wmawiaj sobie dalej. Jak tylko ci się odda będziesz chciał więcej – ściągnąłem brwi.
- O co ci człowieku chodzi? – powiedziałem wyraźnie każde słowo.
- Zależy ci na niej – powiedział to tak jakby pytał się mnie, co dzisiaj za dzień. – O żadną inną laskę się tak nie martwiłeś.
- Nie martwię się, po prostu trudno byłoby mi ją pieprzyć gdyby była martwa – blondyn zaśmiał się na moją ironie. Wstałem z kanapy i ponownie zacząłem chodzić w kółko po mieszkaniu, co chwila sprawdzając telefon.
Gdyby coś jej się stało, zadzwoniłaby.
- Nekrofilom to nie przeszkadza – spiorunowałem przyjaciela wzrokiem.
- Jesteś popieprzony.
Ruszyłem do mojej sypialni. Szybko przebrałem się w dresy i wróciłem do tego popieprzonego człowieka, który w przeciągu sekundy, przez swoją głupotę, mógłby wysadzić cały stan.
- Zadzwoń do niej – przewrócił oczami. Spojrzałem na zegarek. Zostawiłem ją jakieś dwie godziny temu, powinna być już w domu.
- Jacob! – powiedziałem głośno, przywołując swojego ochroniarza. Po chwili wyszedł ze swojego pokoju, który znajdował się zaraz obok wejścia do mieszkania.
- Tak panie Bieber?
- Jedź pod dom Adeline i obserwuj mieszkanie. Gdyby coś się działo, albo gdzieś wychodziła od razu mnie informuj – mężczyzna uśmiechnął się delikatnie i spojrzał w kierunku Ryana.
- Ale go kurewsko wzięło nie? – blondyn zaśmiał się w kierunku mojego ochroniarza. Przewróciłem oczami, a po chwili skarciłem samego siebie.
Ta mała za bardzo na mnie wpływa.
- Nie oceniam – Jacob wzruszył ramionami i wyszedł z mieszkania. Odwróciłem się w stronę przyjaciela, który szczerzył się jak niedorobiony.
- Potwierdził.
- Spieprzaj, twoja dziewczyna czeka na ciebie – pokręciłem głową. Ryan wychodząc z mieszkania puścił do mnie oczko. Jedynie westchnąłem widząc jego dziecinne zachowanie. Kiedy zamknął za sobą drzwi od razu ruszyłem do gabinetu, żeby zająć się papierami Adeline. Uważnie studiowałem jej zgrabne pismo, notując na kartce wszelkie uwagi i pytania. Czasami jej pomysły wydawały się tak banalne i proste, jednocześnie skomplikowane. Miała specyficzny tok rozumowania. Często odnosiłem wrażenie, że nie analizuje sprawy od strony problemu, tak jak to robią wszyscy, tylko stara się dopasować firmę pod zaistniały problem co często jest dużo szybsze i bardziej opłacalne.
Szybko chwyciłem telefon, kiedy usłyszałem dźwięk wiadomości.
Jacob: Jest u siebie w mieszkaniu.
Nie wiem czemu, ale poczułem ulgę. Mimo, że do tej pory miałem siebie za skończonego idiotę, teraz moja samoocena uległa polepszeniu. Świadomość, że nic jej nie jest i jest w swoim mieszkaniu, poprawiła mi samopoczucie.
Kilka minut później dostałem kolejną wiadomość.
Jacob: Ktoś u niej jest, wydawało mi się, że widzę dwa cienie w oknie.
- Kurwa mać – warknąłem. Zacisnąłem telefon w dłoni. Szybko oprzytomniałem i wybrałem numer do Jacoba.
- Wydawało ci się? – powiedziałem zaraz gdy Jacob podniósł słuchawkę.
- Nie jestem pewien – usłyszałem jego przyciszony głos. Wyraźnie był na czymś skupiony. Miałem kurewską nadzieję, że na obserwowaniu mieszkania Adeline.
- To się kurwa upewnij – zakończyłem połączenie. Nerwowo przygryzałem wargę. Chciałem do niej zadzwonić, ale co miałbym jej kurwa powiedzieć? Cześć, powiedz czy twój tyłek jest bezpieczny w mieszkaniu, kto do kurwy nędzy jest z tobą i nadal jestem na ciebie wkurwiony. To zdecydowanie nie zabrzmiałoby dobrze.
Zacząłem bawić się długopisem, który trzymałem w dłoni. Chciałem tam jechać i sam zobaczyć co się dzieje. Poza tym, może ktoś u niej był. Niekoniecznie facet.
Oszukujesz sam siebie.
Wiedziałem o tym, że mogła kogoś mieć. Była najbardziej kruchą i delikatną dziewczyną jaką kiedykolwiek poznałem. Widziałem jak faceci w firmie się jej przyglądają i komentują jej urodę za każdym razem, kiedy obok nich przechodziła.
Z telefonem w dłoni ruszyłem na moją prywatną siłownię. Musiałem gdzieś się wyładować i chociaż przez chwilę przestać myśleć o Adeline. Boksowałem w worek, podnosiłem ciężary i biegałem na bieżni. Energia niemal rozsadzała mnie od środka. Mimo, że starałem się jak nigdy to i tak nie potrafiłem przestać myśleć o Adeline. Wyobrażałem sobie to, jak jakiś facet właśnie w tym momencie, sprawia jej przyjemność. Całuje jej delikatną skórę i może ją dotykać bez żadnych ograniczeń.
- Kurwa mać! – zakląłem, jednocześnie uderzając w worek z całej siły. Przetarłem ręcznikiem spoconą twarz, ciężko oddychając.
Ja: Wiesz już coś?
Wysłałem wiadomość do Jacoba. Nerwowo bawiłem się telefonem, kiedy czekałem na odpowiedź.
Jacob: To chyba jej szef z kawiarni.
Niemal syknąłem. Zniszczę tego skurwiela.
Ja: Coś więcej?
Jacob: Chyba coś jej jest bo był w aptece.
Zamarłem. Jeżeli ten sukinsyn, który próbował ją zgwałcić…
Niewiele myśląc wybiegłem z mieszkania, kierując się do prywatnej windy. Zjechałem do garażu i wsiadłem za kierownicą mojego auta. Jechałem przez ulice Manhattanu jak wariat nie troszcząc się o życie innych. Musiałem kurwa sprawdzić co jej jest.
Dojechałem na miejsce o połowę czasu szybciej niż zazwyczaj. Od razu podszedł do mnie Jacob i wsiadł do mojego auta.
- O co tutaj kurwa chodzi – warknąłem na niego. On dał mi znak dłonią, żebym się uciszył. Mój własny pracownik mnie kurwa ucisza. – Jeżeli… - przerwał mi ruchem głowy. Spojrzałem w kierunku, w którym wskazywał i zobaczyłem tego bruneta wychodzącego z bloku razem z Adeline. Wytężyłem wzrok jak mogłem, ale jej postać jak kurwa na złość, była w cieniu. Mężczyzna pochylił się i przytulił ją.
- Proszę siedzieć – Jacob złapał mnie za przedramię. Widocznie zauważył to, że chciałem się zerwać i pobiec w ich kierunku. W tym samym momencie facet zbiegł po schodach, jeszcze machając do Adeline zanim wsiadł do auta. Zaraz po tym gdy odjechał, blondyna wróciła do bloku, a w jej mieszkaniu po kilku minutach zapaliło się światło.
- Muszę tam iść – mruknąłem pod nosem, wyjmując ze schowka telefon.
- To nie jest najlepszy pomysł – spojrzałem zszokowany na mojego ochroniarza.
- Co?
- Nie po tym jak pan kazał wysadzić ją z auta – Jacob patrzył się na mnie intensywnie. Ogarnęła mnie złość. Byłem palantem, wiedziałem o tym. Nawet mój pracownik o tym doskonale wiedział. Czułem jak krew zaczyna coraz szybciej krążyć w moich żyłach, musiałem dać upust gniewu.
- Masz ją pilnować, a rano zawieść do pracy – dałem mu znak żeby wysiadł z auta. Bez pożegnania odpaliłem silnik i zacząłem jechać przed siebie. Sam nie wiedziałem gdzie chcę jechać. Krążyłem bez sensu po mieście, szukając odpowiedzi na pytania, które teraz kłębiły się w mojej głowie. Nawet nie byłem świadomy tego, że zaparkowałem pod mieszkaniem Tamary. Sam zdziwiłem się, że nie pojechałem do Melisy. To u niej przeważnie spędzałem noc, gdy byłem wkurwiony na cały świat.
Gdy zdziwiona kobieta otworzyła i drzwi, sam odpowiedziałem sobie na pytanie dlaczego tutaj się znalazłem.
Była blondynką.

Adeline’s POV
Nie potrafiłam odpowiedzieć sobie na pytanie jak dostałam się do mieszkania. Łzy zamazywały mi obraz, moja biała bluzka już dawno była cała poplamiona krwią. Musiałam do kogoś zadzwonić i prosić o pomoc.
Wygrzebałam telefon z torby. Pierwsza o osoba o której pomyślałam to Justin, ale zaraz potem przypomniałam sobie jak mnie dzisiaj potraktował. Poza tym i tak wiedział i widział zbyt dużo.
- Mike? – zachrypiałam do słuchawki po kilku sygnałach.
- Adeline? Coś się stało? – po drugiej stronie słyszałam szuranie i przestawianie przedmiotów. Pewnie sprzątał w kawiarni.
- Możesz do mnie przyjechać? Potrzebuję pomocy – załkałam.
- Jasne, zaraz będę. Nie rób nic głupiego, czekaj na mnie w mieszkaniu – rozłączyłam się. Nie chciałam żeby dłużej słuchał mojego płaczu.
Doczołgałam się do łazienki, na chwiejnych nogach uniosłam się do lustra i zaniosłam płaczem widząc swoje odbicie w lustrze. Mój policzek był cały zdarty i siny, oko miałam napuchnięte, a na szyi były widoczne sine ślady. Starałam się jakoś oczyścić twarz, ale nie potrafiłam. Trzęsłam się. Ciągle miałam w głowie słowa Manuela. Skąd miałam wziąć trzydzieści tysięcy w tydzień?
Usłyszałam głośne pukanie do drzwi. Podeszłam do wizjera i zobaczyłam zdenerwowanego Mike na klatce schodowej. Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam drzwi.
- Chryste, Adel… - zobaczyłam przerażenie w jego oczach. Szybko wszedł do mieszkania i chwycił mnie za ramiona. Dokładnie przyglądał się mojej twarzy. – Kto ci to zrobił?
- Napadli mnie – wzruszyłam ramionami, starając się powstrzymać płacz. Kiedy Mike posadził mnie na kanapie, nie wytrzymałam. Znowu rozpłakałam się jak małe dziecko.
- Muszę oczyścić rany – szybkim krokiem poszedł do łazienki. Po chwili wrócił z miseczką wody i gazami, które pewnie znalazł w szafce. – Gdzie masz apteczkę?
- Nie mam – opuściłam wzrok i nerwowo bawiłam się palcami. Mike przyglądał się mi z zatroskaniem.
- Nic ci nie zrobili? – objął moje dłonie. Dokładnie wiedziałam co miał na myśli.
- Nic, chcieli pieniędzy, a nie miałam nic przy sobie – westchnęłam. Zabrali mi torebkę, przeszukali, a kiedy nic nie znaleźli, pobili – kłamałam jak z nut. Nie mogłam mu powiedzieć o Manuelu bo wtedy chciałaby wiedzieć coś o mojej przeszłości.
- Idź weź kąpiel, ja pojadę do apteki i do sklepu. Zaraz wracam – wziął ode mnie klucze od mieszkania. Byłam mu wdzięczna, bo każdy ruch w tym momencie to dla mnie prawdziwe wyzwanie. Wychodząc, zakluczył za sobą drzwi, a ja zabrałam z sypialni jakieś dresy i ruszyłam do łazienki.
Dokładnie przyjrzałam się swojemu ciału przed lustrem. Na biodrze miałam kilka siniaków i zadrapań. Na moich dłoniach też widniało kilka drobnych ran. Pod okiem zaczęło się pojawiać zasinienie i opuchnięcie, a krew na policzku już prawie zaschła.
Westchnęłam i weszłam do wanny napełnionej ciepłą wodną. Delikatnie myłam swoje poobijane ciało. Chciałam móc zmyć wszelkie zadrapania i zasinienia, ale to nie było możliwe. Znowu zaniosłam się płaczem. Wiedziałam o tym, że w najbliższym czasie będę musiała pójść do Manuela i mu się oddać, przez co najprawdopodobniej znienawidzę siebie do granic możliwości.
- Wróciłem! – usłyszałam głos Mike, a zaraz potem trzaśnięcie drzwi.
- Jestem w łazience! – odkrzyknęłam. Jak najszybciej wyszłam z wanny, osuszyłam ciało i ubrałam się. Wyszłam z łazienki z mokrymi włosami, przyciskając do policzka ręcznik, żeby niczego nie zakrwawić.
- Płakałaś – brunet westchnął, kiedy usiadłam obok niego na kanapie.
- Nadal jestem w szoku – wzruszyłam ramionami. – I trochę się przestraszyłam – zagryzłam wargę, kiedy zaczął psikać czymś na mój policzek, przez co moja skóra niemiłosiernie piekła.
- Swoją drogą, ktoś tutaj ma niezłą furę – ściągnęłam brwi, patrząc się niezrozumiale na Mike. – Ktoś zaparkował czarnym audi SQ5 obok – zerwałam się do okna. Doskonale poznałam to auto. To był Jacob.
- Cholera – zaklęłam. Z jednej strony ucieszyłam się bo wiedziałam, że kiedy Mike sobie pójdzie będę bezpieczna, ale z drugiej Bieber pozwalał sobie na zbyt wiele.
- Niezła fura, co nie? – Mike widocznie uznał moje przekleństwo jako podziw nad autem. Nie odpowiedziałam, tylko usiadłam z powrotem na kanapie. Brunet już nic nie mówił, tylko smarował czymś moją twarz i szyję. Od razu pomyślałam o Justinie. Jego ruchy były znacznie bardziej delikatne, przemyślane, robił to tak, jakby miała być to ostatnia rzecz którą zrobi przed śmiercią. – Gotowe – mężczyzna uśmiechnął się do siebie, kiedy skończył opatrywać mój policzek i dłonie. – Posiedzieć z tobą? – uśmiechnęłam się delikatnie i pokręciłam głową.
- Jest późno i chyba wolę zostać sama. Przepraszam – wzruszyłam ramionami.
- Nic nie szkodzi, daj znać jeśli będziesz czegoś potrzebować – wstał z kanapy, uśmiechając się delikatnie, a ja zaraz po nim. Ruszył do drzwi i zaczął się ubierać. Czekałam, aż skończy i odprowadziłam go na sam dół.
- Teraz dwa auta. – Na początku nie wiedziałam o co chodzi brunetowi, ale zaraz potem zauważyłam, że za autem Jacoba stoi kolejne.
Bieber.
Stanęłam w cieniu, tak aby nikt nie mógł mnie zauważyć. Pożegnałam się z mężczyzną, przez chwilę patrząc na auta. To było zdecydowanie auto Jacoba i Justina.
Szybko weszłam do bloku, kiedy Mike odjechał. Przyglądałam się temu co działo się na ulicy. Już miałam wrócić do mieszkania i dać sobie z tym spokój, kiedy Jacob wysiadł z auta Biebera, które po chwili odjechało.
Zszokowana patrzyłam na postać Jacoba. Miałam wrażenie, jakby nasze spojrzenia się spotkały, jednak nie byłam tego pewna ze względu na dzielącą nas odległość, po czym mężczyzna opuścił głowę i pokręcił nią z dezaprobatą, wsiadając do swojego samochodu.
Moje życie jest popieprzone.

~~~~~~
Liczę na Wasze opinie :)
Stworzyłam hasztag na twittera: #IndependentGirlFF byłabym wdzięczna, gdybyście napisali kilka tweetów dodając ten hasztag. Chciałabym, żeby to opowiadanie czytało trochę więcej osób, więc jeżeli uważacie, że jest ciekawe, coś Wam się nie podoba, piszcie to na twitterze.
Możecie też polecić to opowiadanie Waszym znajomym, będę na prawdę wdzięczna :)
To jak, uda wam się napisać 10 komentarzy?
twitter: believux

3 komentarze:

  1. Super rozdział,Justin zawalił I oby sie pogodzili 💓

    OdpowiedzUsuń
  2. No Justin szaleje !!! Podoba mi sie taki Justin! Haha chce szybko next : *

    OdpowiedzUsuń