#IndependentGirlFF
~~~~~~~~
Miałam wrażenie, że siedzę na istnej
huśtawce uczuć. Bałam się. Przez moment poczułam się tak jak wtedy.
Niestabilna. Nie chciałam znowu stracić kontroli nad sobą i swoimi uczuciami.
Postanowiłam zająć czymś głowę.
Omiotłam moje mieszkanie wzrokiem i byłam pewna, że spędzam w nim moje ostatnie
dni. Musiałam zacząć czegoś szukać. Była trzecia po południu, więc na spokojnie
mogłam pochodzić po kilku agencjach zajmujących się pośredniczeniem w wynajmie
mieszkania.
Ponownie tego dnia przechadzałam się
ulicami miasta. Odwiedzałam kolejne agencje wypytując się o szczegóły. Chciałam
znowu wrócić na Manhattan, ale liczyłam się z tym, że wynajem mieszkania tutaj
będzie mnie sporo kosztować. Jednak moja nowa posada w firmie, daje mi spore
możliwości finansowe, tym bardziej, że nie muszę się martwić okresem próbnym. Po
kilku godzinach znalazłam odpowiadającą mi agencję. Umówiłam się z agentem na
jutro, aby pokazał mi kilka mieszkań. Zaznaczyłam, że zależy mi na czasie,
liczyłam na to, że jutro znajdę coś odpowiedniego dla mnie. Nie byłam
wymagająca, a chciałam jak najszybciej opuścić moją ruderę. Jeśli wszystko
poszłoby po mojej myśli, może nawet do końca tego tygodnia udałoby mi się
przeprowadzić. Biorąc pod uwagę fakt, że pracę zaczynam od poniedziałku, byłoby
to dla mnie wygodne bo mogłabym się całkowicie poświęcić przeprowadzce. Na
koncie nadal miałam jakieś półtora tysiąca dolarów, a już zapłaciłam zaliczkę agencji.
- Już niedługo – zaczęłam mruczeć pod
nosem, kiedy weszłam do mieszkania. Byłam zmęczona po całodniowej wycieczce.
Zmyłam makijaż, założyłam ciepłe dresy i zaczęłam przygotowywać kolację. Kiedy
już miałam zamknąć się w mojej ciepłej sypialni, usłyszałam pukanie do drzwi.
Spojrzałam przez wizjer i w ogóle się nie zdziwiłam, że przede mną stoi Bieber.
Z westchnięciem przekręciłam zamek i otworzyłam drzwi.
- Mogę wejść? – spojrzał na mnie z nadzieję.
- Wejdź – mruknęłam i przekręciłam za
nim zamki w drzwiach aby nikt nieproszony nie wszedł w czasie naszej rozmowy.
- Adeline, ja…
- Nie musisz przepraszać – wzruszyłam
ramionami. – Przyzwyczaiłam się, że najpierw mnie całujesz, a potem zachowujesz
się tak jakby nic się nie stało. Do takich rzeczy naprawdę można przywyknąć
Justin – powiedziałam z przekąsem.
- Chciałem przeprosić – spojrzał na
mnie z nadzieją. – Nie wiem dlaczego wtedy uderzyłem Mike. Zobaczyłem cię, że
nie kontaktujesz i zrzuciłem na niego swoją złość. Zarzuciłem mu, że cię nie
pilnował i go uderzyłem – uniósł i opuścił ramiona przy wdechu. – Przykro mi.
- To dobrze – kiwnęłam głową. – Ale
to nie mnie powinieneś przepraszać.
- Przeprosiłem go – powiedział, a na
jego twarz wkradł się uśmieszek.
- Co się stało? – zdziwiłam się jego
zachowaniem.
- Poszedłem do jego kawiarni i
zastałem go z tym stażystą.
- Z Olafem? – zaśmiałam się. Swoją
drogą cieszyłam się że Mike znalazł sobie kogoś. Był super facetem i zasługiwał
na szczęście, jednak męczyła mnie myśl czy upora się ze świadomością, że jest w
związku z facetem. Kilkukrotnie zapewniał innych facetów, że jest w stu
procentach heteroseksualny, jednak za każdym razem wodził za nimi dziwnym
wzrokiem.
- Tak. Było dość… niezręcznie –
podrapał się po głowie. – Myślałem, że ty i on…
- Bo tak było. Chciał być ze mną, ale
w piątek zapoznałam go z Olafem i się polubili. Mike chyba wstydzi się tego
wszystkiego.
Wzrok Biebera rzucił się na
porozrzucane oferty mieszkaniowe, które chciałam jeszcze dzisiaj przejrzeć.
- Szukasz czegoś? – chwycił kilka
kartek i zaczął je przeglądać.
- Tak i chciałabym znaleźć coś
szybko. Jutro idę oglądać te mieszkania, może uda mi się coś wynająć.
- Jeśli chcesz mogę na nie rzucić
okiem i powiedzieć czy są warte swojej ceny. Jestem na bieżąco z cenami
nieruchomości w Nowym Jorku – kiwnęłam potwierdzająco głową, a Justin usiadł na
kanapie, zbierając po drodze wszystkie kartki. Kiedy w kuchni przygotowywałam
dla nas herbatę, szatyn podzielił plik kartek na trzy części. – Te w ogóle
odpadają. Są takie tanie bo na Long Island są strasznie wysokie podatki i
wynajem mieszkania razem z podatkiem wyniesie cię jakieś trzy tysiące. Te dwa
są interesujące, ale jeżeli będą znajdować się niedaleko stadionu to odpuść. Te
trzy to niemal pewniaki. Jak na Manhattan nie są zbyt drogie – wzięłam kartki
które mi podał. Wszystkie trzy mieszkania posiadały niewielki salon, kuchnię,
łazienkę i sypialnię. Jednak były większe od moich obecnych trzydziestu metrów
kwadratowych. Cena wynajmu razem z rachunkami* nie przekraczała dwóch tysięcy.
Czyli przy moich zarobkach pozostawałoby mi około trzy i pół tysiąca na spłatę
domu opieki babci i na życie. Miałam też zamiar odkładać pieniądze, żeby oddać
wszystko Justinowi.
- Dziękuję – usiadłam obok mężczyzny
z kubkiem herbaty w dłoni.
- Przepraszam, że cię pocałowałem –
westchnęłam na dzisiejszą sytuację. Miał za co przepraszać.
- Nie rób tego więcej. Jesteś moim
szefem, dla ciebie nie będzie to miało żadnych konsekwencji, ale mnie zarząd
może bez problemu wyrzucić. Nie rób tego w firmie – powiedziałam ostro.
- Najlepiej będzie, jeżeli wrócimy do
relacji szef-pracownik – spojrzałam na szatyna zszokowana.
- Justin…
- Nie chcę ci sprawiać problemów
Adeline – chwyciłam go za dłoń, którą uścisnął. Westchnął i przyciągnął mnie do
siebie. Mocno oplotłam jego szyję ramionami, a on posadził mnie na swoich
kolanach. Poczułam się rozczarowana, a nie powinnam. Przecież tego chciałam. –
Nie chcę ci sprawiać problemów – powtórzył wprost do mojego ucha. – Wiem, że
tak będzie dla ciebie najlepiej. Nie jestem nikim dobrym Adeline, nie dla
ciebie – pocałował moje czoło. – Ale pozwól mi cię pocałować ostatni raz –
kiedy to mówił, odsunął mnie od siebie tak, żeby móc spojrzeć mi w oczy.
W mojej głowie toczyła się bitwa.
Pozwolić mu czy nie? Bałam się, że to mnie złamie i uzależnię się od niego już
na dobre.
Nim się zorientowałam, przysunęłam
się do niego, dotykając jego ust swoimi. Poczułam jak uśmiecha się delikatnie i
przejeżdża dłonią po moim policzku. Potem przycisnął mnie do siebie i zaczął
całować. Całował mnie tak, jakbym miała zaraz uciec. Nie naciskał. Lekko
napierał na moje wargi. Przez materiał koszuli szatyna mogłam poczuć
przyspieszone bicie serca, a z jego gardła co chwila wydostawały się ciche
westchnięcia. Dłonie Justina wsunęły się pod moją koszulkę i mocno chwycił
biodra, zmuszając mnie, abym usiadła na nim okrakiem. Kiedy pocałunki zaczynały
być coraz bardziej łapczywe, zaczął się oddalać. Na sam koniec cmoknął moje
usta, nos i czoło. Zatopiłam twarz w jego szyi, a policzek ułożyłam na
ramieniu. Nadal trzymał dłonie na mojej nagiej skórze, rysując niewielkie kółka
kciukami.
- Jesteś idealna Adeline, twój facet
będzie szczęściarzem – powiedział po kilku minutach ciszy do mojego ucha. –
Pamiętaj, że jeśli się o jakimś dowiem to sprawdzę go z każdej możliwej strony,
a jeśli coś będzie nie tak to od razu ci o tym powiem – uśmiechnęłam się smutno
na jego słowa. Troszczył się o mnie tak samo jak moja babcia. – Możesz się do
mnie zwrócić z każdym swoim problemem. Nie ważne czego będzie dotyczyć. Zawsze
będę starał się ci pomóc – pocałowałam go w policzek i spojrzałam w czekoladowe
oczy.
- Dziękuję Justin – uśmiechnął się
smutno i uniósł do góry, stawiając mnie na proste nogi. Po chwili stał
naprzeciwko i patrzył intensywnie w moje oczy. Nachylił się i przycisnął usta
do mojego czoła.
- Jesteś najlepszą kobietą w moim
życiu. Nikt nie jest ci w stanie dorównać. Jesteś idealna, ale muszę cię
chronić przede mną – ostatni raz pogładził mój policzek i odsunął się ode mnie.
Kiedy podszedł do drzwi podbiegłam do niego i mocno go przytuliłam, ale on nie
odwzajemnił gestu. – Do zobaczenia panno Gavi – powiedział zanim zamknął drzwi,
a moje serce złamało się na pół.
***
Wybrałam jedno z mieszkań, które
polecił mi Justin, a raczej pan Bieber. Miał racje, tamte dwa znajdowały się w
pobliżu stadionu, a na Long Island podatki były ogromne.
Podpisałam umowę bezpośrednio z
najemcą. Był nim starszy mężczyzna, który wynajmował mieszkanie swojej
trzydziestoletniej córki. Wyprowadziła się razem ze swoim mężem do Seattle, a
on sam posiadał dom na obrzeżach Nowego Jorku, więc nie potrzebował tego
mieszkania na własne potrzeby.
- W razie jakichkolwiek problemów
możesz do mnie dzwonić, a ja ci pomogę. Jestem złotą rączką – puścił do mnie
oczko, a ja uśmiechnęłam się jak najszczerzej potrafiłam.
- Dziękuję – podszedł do mnie, kiedy
kobieta uczestnicząca w transakcji wyszła z mieszkania.
- I jak ci się podoba? – rozejrzałam
się po jasnym salonie. Po środku znajdowały się dwie kremowe, dwuosobowe kanapy
i ciemny stolik do kawy. Pod oknem stał telewizor na szafce dopasowanej do
stolika. Na prawo znajdowała się komoda z szufladami, a obok niej ciemnozielony
fotel i biblioteczka na książki. Naprzeciwko stało niewielkie biurko. Zasłony
były dopasowane pod kolor fotela. Staliśmy na przejściu do kuchni. Tutaj
podłoga była w tym samym kolorze co w salonie, a ściany beżowe. Meble były
białe, a stolik w rogu – ciemnobrązowy. Sypialnia i łazienka też utrzymana była
w tej samej kolorystyce co salon. Ciemne podłogi, jasne ściany i ciemnozielone
dodatki.
- Bardzo – odpowiedziałam mężczyźnie,
który uśmiechnął się na moje słowa.
- Jeśli masz auto, możesz też wynająć
garaż. W okolicy jest sklep spożywczy i piekarnia. Metro masz tuż za rogiem. W
razie problemów z pieniędzmi możesz do mnie zadzwonić, a wtedy się dogadamy.
- Jest pan bardzo miły, ale mam
nadzieję, że nic takiego się nie stanie – wyciągnęłam z torebki wcześniej
wypisany czek z zaliczką. Teraz na koncie miałam jakieś tysiąc dolarów.
- Czyli możesz już zacząć się
wprowadzać – zaśmiał się, a ja podekscytowana pokiwałam głową. – Tutaj masz
klucze. Jeśli chciałabyś coś zmienić w mieszkaniu to nie ma problemu, tylko nie
zamień go w ciemną jaskinię – pogroził mi zabawnie swoim pulchnym palcem, zanim
wyszedł z mieszkania. Opadłam na kanapę i rozejrzałam się po moim mieszkaniu.
W końcu było lepiej.
***
Do piątku całkowicie pochłonęła mnie
przeprowadzka. Zerwałam umowę z moim poprzednim najemcą, który robił mi przy
tym niezłe problemy, ale udało mi się z tego wyjść. Wszystkie swoje rzeczy
transportowałam w autobusie, jeżdżąc z walizkami. Zajęło mi to dwa dni, ale nie
chciałam wydawać pięciuset dolarów na wynajem firmy przewozowej. Cały piątek
rozkładałam wszelkie rzeczy w szafkach co zajęło mi cały dzień. Sobotę
spędziłam na zakupach. Kupiłam kilka ramek na zdjęcia, które postawiłam na
komodzie, nową pościel i jakieś przydatne rzeczy do kuchni. Znalazłam też
książki o robótkach ręcznych dla babci, którą odwiedziłam w niedzielę. Jej
opiekunka pozwoliła mi ją zabrać za tydzień na cały dzień do siebie do
mieszkania. Mary była szczęśliwa jak nigdy. Do tego obiecała wydziergać mi koc
na moje łóżko.
W niedzielę wieczorem chodziłam
nerwowo po moim mieszkaniu. Tęskniłam za Justinem, nie widziałam go od wtorku
wieczorem, kiedy pożegnał się ze mną. Denerwowałam się jutrzejszym dniem,
pierwszy dzień pracy do tego możliwe spotkanie Justina, który nie był już
Justinem tylko panem Bieberem.
Sama
tego chciałaś.
Stałam przed moją skromną garderobą i
wybierałam ubrania. Wyciągnęłam moje czarne, eleganckie spodnie i białą, niedawno
kupioną, koszulę. Wolałam mieć wszystko przygotowane niż spóźnić się w pierwszy
dzień pracy. Kiedy siedziałam przed telewizorem, oglądając kolejny odcinek Jak poznałem waszą matkę, ktoś zadzwonił
do drzwi. Nie wiedziałam kto to może być, ale postanowiłam otworzyć.
- Jacob? – zdziwiłam się widząc
mężczyznę przed drzwiami. – Wejdź.
- Pan Bieber kazał to pani przekazać
– wyciągnął w moim kierunku pudło. Zmarszczyłam nos nie wiedząc o co chodzi.
Położyłam pakunek na biurku i zaczęłam go otwierać. Moim oczom ukazał się nowy
laptop i karteczka ze starannym pismem.
Musisz mieć swój własny laptop do pracy. J. Bieber.
Spojrzałam zszokowana na Jacoba,
który tylko wzruszył ramionami.
- Nie wiem co powiedzieć – wyjąkałam.
- Niech go pani przyjmie.
- Ale nie mogę, przecież…
- Od kiedy pan Bieber przyjechał do domu
we wtorek wieczorem jest jak burza. Wszystko go denerwuje, a myślę, że to może
go trochę uspokoić – westchnął. – On się o panią troszczy – otworzyłam usta
zdziwiona. Mówiła mi to już kolejna osoba.
- Skąd wiedział gdzie mieszkam?
- Znalazł firmę która pośredniczyła w
sprzedaży i dowiedział się, które mieszkanie pani wynajmuje. Sprawdził faceta z
każdej możliwej strony – zachichotał, a ja opadłam na kanapę bez sił.
- To niedorzeczne – spojrzałam na
laptopa. – Chyba powinni go zbadać pod kątem jakiejś manii prześladowczej albo
coś – mruknęłam.
- On już więcej tego nie zrobi.
Powiedział, że chce ułatwić pani start w nowym mieszkaniu.
Ta,
na pewno nie zrobi.
- Podziękuj mu Jacob – podeszłam do
mężczyzny, kiedy zaczął się wycofywać z mieszkania. – I powiedz, żeby już nie
sprawdzał osób z którymi mam kontakt. To niezdrowe.
- Jasne – powiedział rozbawiony i
zamknął za sobą drzwi. Przechodząc obok rozpakowanego laptopa, uśmiechnęłam się
mając świadomość, że Justin się o mnie troszczy.
Kolejny dzień był dla mnie wielkim
przeżyciem. Zostałam przydzielona do Toma. Był mężczyzną około czterdziestki z
lekkim brzuszkiem i widoczną łysiną, jednak na jego ustach widniał szeroki
uśmiech, a sam był miły dla otoczenia. Miał wprowadzić mnie w firmowe systemy,
zabezpieczenia, obecne procedury i toczące się sprawy. Chciałam jak najszybciej
zacząć pracować jako samodzielny pracownik, jednak musiałam poświęcić temu
wszystkiemu cały tydzień.
Znużona, słuchałam o kolejnej
sprawie, kiedy jeden z pracowników oznajmił czas na lunch. Wszyscy opuścili
pomieszczenie, a ja zostałam przeglądając papiery.
- Panno Gavi – usłyszałam nad sobą
znajomy głos. Uniosłam wzrok i napotkałam Justina, który bacznie mi się
przyglądał. Na chwilę zmrużył oczy, tak jakby coś mu nie pasowało, ale zaraz
potem jego twarz przybrała profesjonalny wyraz. – Jak pierwszy dzień w pracy?
- Dobrze. Dziękuję za laptopa –
odsunęłam się od biurka i założyłam nogę na nogę.
- To prezent od firmy. – Zabolało. –
Dlaczego nie idzie pani na lunch?
- Nie jestem głodna – wzruszyłam
ramionami. – Poza tym wolę przejrzeć te papiery.
- Rozumiem – zacisnął szczękę i
spojrzał się gdzieś w bok. – Miłej pracy – powiedział zanim wyszedł.
Odprowadziłam go wzrokiem. Jego wysoka i szczupła postura, idealnie
prezentowała się w ciemnogranatowym garniturze i białej koszuli. Włosy dzisiaj
miał zaczesane gładko na bok, nie tak jak zawsze postawione do góry.
Sytuacja taka jak ta, powtarzała się
praktycznie każdego dnia mojej pracy. Przychodził i pytał o jakieś drobne
rzeczy. Było to miłe, sprawiało, że czułam to, że ktoś o mnie dba i się martwi.
W sobotę zabrałam babcię już o ósmej
rano z domu spokojnej starości. Ubrała swój najlepszy żakiet i białą koszulę z
haftowanym kołnierzykiem.
- Babciu, przecież jedziemy tylko do
mnie – przewróciłam oczami, widząc wystrojoną kobietę jakby szła w dzień
dziękczynienia do kościoła.
- Przecież ubrałam się tak jak zawsze
– powiedziała z wyrzutem, wyjmując z szafy swój płaszcz, który zakładała tylko
w niedzielę. Zaśmiałam się widząc jej przejęcie, ale nie komentowałam już jej
zachowania.
Kobieta z podekscytowaniem,
pokonywała kolejne stopnie bloku. Mieszkałam na pierwszym piętrze, więc nie
skorzystałyśmy z windy. Kiedy otwierałam drzwi, widziałam jak nerwowo przekłada
uchwyt swojej torebki między palcami. Weszła szybko do mieszkania i rozejrzała
się dookoła.
- Podoba ci się babciu? – zagryzłam
wargę ze zdenerwowania. Kobieta ściągnęła buty i zaczęła chodzić po mieszkaniu.
Zajrzała do każdego pokoju (szuflady, szafy, półki, nawet pralki) i w końcu
usiadła na kanapie.
- Jest ładnie, ale takie mieszkanie
nie jest dla mnie – zaśmiałam się. Wiedziałam, że minimalistyczny wystrój i
dopasowane kolory bez porozkładanych robótek ręcznych nie jest w jej stylu.
- Napijesz się czegoś?
- Herbaty złotko – odłożyła swój
płaszcz na oparcie kanapy, a ja zabrałam go stamtąd i powiesiłam na wieszaku
przy wejściu. Szybko zrobiłam malinową herbatę i chwyciłam rogaliki kupione w
piekarni trzy domy dalej.
Zaczęłyśmy rozmawiać o codziennych
sprawach. Z zafascynowaniem słuchałam o jej przeżyciach związanych z natrętnym
panem, który ostatnio trącił laską jej spódnicę czy nowym pastorze, który
wygłasza porywające kazania.
- A odwiedził cię już twój
przyjaciel? – Zrozumiałam, że chodzi jej o Justina. Pytała się o niego, za
każdym razem, gdy się widziałyśmy.
- Nie babciu i raczej tego nie zrobi.
- Dlaczego? – spytała oburzonym
głosem, a ja uśmiechnęłam się smutno. – Przecież to taki miły człowiek.
- Bo to mój szef babciu – wzruszyłam
ramionami. – Gdyby zarząd się o tym dowiedział to na pewno by mnie zwolnili.
Poza tym on uważa, że nie jest dla mnie dobry.
- Najlepsi ludzie zawsze uważają się
za najgorszych – westchnęła. – I mówię tu również o tobie. Jesteś jak aniołek,
a uważasz się za diabełka – zaśmiałam się słysząc jej stwierdzenie. Wiedziałam,
że jestem zepsuta i tak naprawdę to
ja nie byłam dobra dla Justina. Gdyby dłużej nad tym pomyśleć to pewnie
odszedł, ze względu na mnie. Litował się nade mną przez długi czas, chciał pomóc
szarej myszce, a kiedy ja się ustatkowałam, stwierdził, że może już dać sobie
ze mną spokój.
- Babciu to skomplikowane – zagryzłam
nerwowo wargi. – Tu nie chodzi o niego tylko o mnie. On potrzebuje kobiety z
klasą, a nie... mnie – powiedziałam po chwili przerwy.
- Masz klasę i to taką o jakiej inne
kobiety mogą pomarzyć. Przybierzesz trochę na wadze i…
- Babciu – uniosłam wzrok do góry,
słysząc jej rozpoczynające się kazanie o tym jak bardzo jestem chuda. Starałam
się jeść, ale często o tym zapominałam. Przyzwyczajenie spowodowane
wcześniejszym stylem życia.
Spędziłam z Mary resztę dnia.
Obiecałam wybrać się w najbliższym czasie do pasmanterii i kupić dla niej wełnę
na koc bo nie posiadała wystarczającej ilości. Nie wracałyśmy do tematu
Justina, ale widziałam, że kobieta była wyraźnie zawiedzona jego absencją w
moim życiu.
Kiedy odwiozłam babcię do domu
spokojnej starości i wróciłam do mieszkania, wzięłam długi i gorący prysznic,
który pozwolił mi się odprężyć. Jutro mój wielki dzień. Zaczynam samodzielną
pracę w swoim własnym gabinecie i z własnymi sprawami. Przed pójściem do łóżka
upewniłam się, że wszystko mam przygotowane, a potem zapadłam w głęboki sen.
Poniedziałek minął mi bez większych
problemów. Wypełniłam kilka dokumentów, zrobiłam trochę analiz i nic więcej. W
czasie pracy odwiedziła mnie Jessica mówiąc, że Olaf i Scarlett zostali
zatrudnieni w firmie, a Georgię przenieśli na dział rachunkowości. Ucieszyłam
się bo zależało mi na całej trójce. Kiedy już miałam wychodzić z pracy do
mojego gabinetu wszedł Justin.
- Musisz ze mną jechać na komisariat
– powiedział na wejściu. Spojrzałam na niego zszokowana.
- Słucham?
- Dzwonili, że trzeba złożyć
zeznania. Mamy pojawić się oboje – zagryzł nerwowo policzek.
- O co chodzi? – podeszłam do niego
bliżej.
- Chyba Ana ma dobrego prawnika –
zaśmiał się ironicznie. – Chcą dopatrzeć się naszego powiązania w tej sprawie.
Obejrzał dostępne nagrania z klubu i zobaczył jak cię wynoszę. Do tego nagrania
z biura gdzie dość często znikasz w moim gabinecie.
- Cholera – mruknęłam. Wiedziałam, że
to Ana dosypała mi narkotyków, kamery w klubie wszystko nagrały, więc nie
dziwię się, że próbuje takich chwytów. – I co teraz zrobimy?
- Zadzwoniłem po prawnika, zajmie się
naszą sprawą. Przed zeznaniami musisz z nim porozmawiać i ustalimy wspólną
wersję – oparłam się o biurko i zakryłam twarz dłońmi. Teraz, kiedy wszystko
było dobrze, znowu wszystko zaczynało się sypać. Poczułam jak łzy spływają po
moich policzkach, a następnie silne ramiona wokół mojej talii i ciepłe usta na
czole.
- Wszystko będzie dobrze, tylko rób
to co ci każę – spojrzałam na niego, a on uśmiechnął się pokrzepiająco. Otarł
moje policzki i chwycił za dłoń, wyprowadzając z pustego wieżowca.
Tęskniłam za nim i za jego kojącym
dotykiem. Kiedy prowadził auto, cały czas trzymał moją dłoń. Dopiero teraz
zauważyłam, że ubrany był w zwykłe jeansy, biały podkoszulek i czarną kurtkę,
którą miał rozpiętą mimo, że na dworze było jakieś minus dziesięć stopni.
Parkując przed budynkiem policji, od
razu do naszego auta podszedł mężczyzna z teczką w dłoni. Rozmawiał z nami
przez kilka minut, aż nie wyjaśnił do końca co mamy mówić. Zdziwiłam się, gdy
poproszono mnie i Justina do wspólnego pomieszczenia. Siedziało w nim dwóch
pracowników policji i kilku strażników. Razem z nami wszedł prawnik Justina.
- Czy łączą państwa jakieś relacje? –
zapytał jeden z policjantów.
- Przyjaźnimy się – szatyn
odpowiedział pewnie. – Okazało się, że Adeline to moja dawna przyjaciółka z
dzieciństwa.
- Ma to jakieś powiązanie z pani
zatrudnieniem? – tym razem skierował się do mnie.
- Nie – pokręciłam głową. – Na
początku z Justinem w ogóle nie rozpoznaliśmy w sobie przyjaciół z dzieciństwa.
Dopiero gdy oddałam sprawy, Justin zorientował się o tym.
Przez kolejną godzinę zadawano nam
dziwne pytania. Kilka razy wtrącił się prawnik, mówiąc, że dane pytanie jest
niestosowne. Kiedy w końcu wyszliśmy z komisariatu uścisnął dłoń Justina.
- Dobrze wam poszło – tym razem
podszedł do mnie. – Nie mają żadnych podejrzeń do tego macie niezbite alibi.
Ulżyło mi. Dobrze jest słyszeć takie
rzeczy od prawnika. Razem z Justinem odprowadziliśmy mężczyznę wzrokiem.
- Może cię podwiozę? – szatyn
spojrzał na mnie z nadzieją.
- Jasne.
*W Nowym Jorku czasami przy wynajmie
mieszkania, nie płaci się osobno rachunków za prąd, gaz czy wodę. Wszystko jest
wliczone w cenę, jednak jeżeli rachunki przekroczą 30% ceny wynajmu, wtedy
właściciel może ją podnieść do 40% bez żadnych konsekwencji prawnych.
~~~~~~
I
jak wam się podoba? W kolejnym rozdziale będzie się działo :)
Wracam
do publikacji rozdziałów co tydzień, może czasami pojawi się niespodzianka w
czasie tygodnia.
Co
do moich matur to jestem w czarnej rozpaczy i to dosłownie. Biologię napisałam
na jakieś 90%, ale na chemii nie wystarczyło mi czasu, do tego była bardzo
wymagająca. Miałam do zrobienia 41 zadań z podpunktami, a po dwóch godzinach
byłam przy dwudziestym. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że po powrocie do
domu, wydrukowałam arkusz i rozwiązałam go na ponad 90%. Ciągle, żyję nadzieją,
że może dostanę się na moją upragnioną medycynę, ale jeżeli mi się nie uda to
zostanę rok w domu i będę poprawiać matury.
Nowy rozdział: 22 maja
Rozdział genialny! Super piszesz, to moje ulubionego ff. Jus tak się o nią troszczy I są tacy awww. Czekam na next 😘
OdpowiedzUsuń😄 nieźle
OdpowiedzUsuńJeju przeczytakam dzisiaj tego bloga w 3 h i jest boski *-* prosze dodaj szybko następny ;3
OdpowiedzUsuńŚwietny. Nie wiem co pisać. Po prostu mega. Czekam na kolejny kochanaaaa.
OdpowiedzUsuń