niedziela, 29 maja 2016

16. Powrót.

Weekend chciałam spędzić samotnie w moim mieszkaniu, leżąc pod kocem i oglądając przypadkowe programy lecące w telewizji, albo seriale na laptopie. Jednak nie było mi to dane bo już o dziesiątej rano zjawił się Mike, mówiąc, że musi sprawdzić jak się czuję. Wszystko byłoby okej, gdyby nie to, że ledwo wychodząc z mieszkania, zadzwonił do Biebera, informując go, że wszystko ze mną dobrze. Kiedy już miałam oglądać kolejny odcinek Dance moms przyszedł najemca mojego mieszkania, zapytać czy nie mam żadnych problemów z sąsiadami. Chciał też sprawdzić czy liczniki chodzą prawidłowo bo długo nie kontrolował ich stanu. Był niezwykle miły, ale chciałam żeby w końcu wszyscy dali mi święty spokój.
Około czwartej popołudniu zaczął dzwonić mój telefon, jednak, kiedy na wyświetlaczu pojawiło się imię Justin odrzuciłam połączenie. Odrzucając piąte z kolei, zdenerwowana, szybko się ubrałam i wyszłam z mieszkania, zostawiając komórkę. Postanowiłam urządzić sobie krótki spacer po Nowym Jorku, dawno nie robiłam tego dla przyjemności. Zawsze wychodziłam na miasto z jakimiś sprawami do załatwienia, a dziś mogłam napawać się atmosferą tego miejsca.
Była sobota wieczór, więc na mieście zaczynał się robić ruch. Sklepy nadal były otwarte, przechadzałam się najdroższymi dzielnicami Manhattanu i z podziwem patrzyłam na wystawy Prada, Gucci, Tiffany & Co. i kilka innych niezwykle drogich i ekskluzywnych sklepów. Na dłuższą chwilę zatrzymałam się przed wystawą Elie Saab, podziwiając złotą, długą suknię. Delikatnie się uśmiechnęłam, wiedząc, że mogę jedynie o niej pomarzyć i ruszyłam w stronę Cental Parku. Usiadłam na ławeczce i przyglądałam się mijającym mnie ludziom. Większość z nich, wybrało drogę przez park, aby skrócić sobie czas dotarcia do klubu, więc byli w dość imprezowych nastrojach.
Kiedy na dworze było już ciemno, padał śnieg, a ja byłam przemarznięta na kość, postanowiłam wrócić do mieszkania. Miałam nadzieję, że Bieber odpuścił sobie nachalne telefony, a ja mogłam w spokoju spędzić wieczór. Nie śpiesząc się, szłam chodnikiem, pokonując kolejne skrzyżowania. Wstąpiłam do supermarketu, chcąc kupić pieczywo i jakieś podstawowe produkty. Wychodząc, uświadomiłam sobie, że był to ten sam market w którym byłam razem z Justinem. Skrzywiłam się na wspomnienia i ruszyłam w kierunku mojego bloku. Kiedy otwierałam mieszkanie, usłyszałam za sobą kroki. Odwróciłam się w tamtym kierunku i zobaczyłam Biebera wbiegającego po schodach.
- Adeline – zatrzymał się zdyszany. Widocznie musiał mnie gonić. Miał zakłopotany wyraz twarzy i nerwowo mi się przyglądał. Mimo minusowej temperatury na dworze, miał na sobie jedynie marynarkę i rozpiętą pod szyją koszulę. Spodnie od garnituru były odrobinę wygniecione, a zawsze wypastowane buty – zakurzone. Trzymał przed sobą ogromny bukiet czerwonych róż, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam na jego gest. – Możemy porozmawiać? – wydusił po pewnym czasie. Udzieliłam mu niemą zgodę, zostawiając szeroko otwarte drzwi do mieszkania, kiedy weszłam. Widziałam, że wahał się, ale w końcu wszedł do środka. – To dla ciebie – podał mi ogromny bukiet róż, a ja nie byłam pewna czy zmieszczą się do mojego największego wazonu.
- Dziękuję – mruknęłam pod nosem. – Usiądź, zaraz przyjdę – nie czekałam na jego reakcję. Jak najszybciej zniknęłam w kuchni, starając się oswoić ze świadomością, że Justin jest właśnie w moim mieszkaniu.
Po cholerę pozwoliłam mu wejść?
Przez chwilę zmagałam się z bukietem kwiatów, starając się włożyć je do wazonu. Jednak mimo wszystko, moim zdaniem, robiłam to zbyt krótko. Wiedziałam, że w końcu muszę wrócić do szatyna i z nim porozmawiać, ale miałam nadzieję, że uda mi się oswoić z tą myślą. Wzięłam kilka uspokajających oddechów i na palcach wyszłam z kuchni. Justin siedział pochylony na kanapie. Twarz miał schowaną w dłoniach, a włosy potargane. W swoim nieidealnym stroju i skruszonej postawie ciała wyglądał jak nie ten sam Justin. Kiedy podeszłam do niego i usiadłam na kanapie obok, uniósł swój wzrok. Niemal zaniemówiłam, widząc dokładnie jego twarz. Miał widoczne wory pod oczami, zmęczone spojrzenie i poszarzałą cerę. Był niedokładnie ogolony co do tej pory nigdy mu się nie zdarzyło.
- Dzwoniłem – powiedział po chwili wpatrywania się we mnie. Pokiwałam głową, wpatrując się w swoje dłonie. – Chciałem się zapytać czy chcesz mnie widzieć, przyjechałem tu prosto z lotniska – zawiesił swój głos. – Adeline? – kiedy nie reagowałam przez dłuższą chwilę, ukucnął przede mną.
Pewnie dlatego tak wyglądał. Kilkugodzinna podróż samolotem potrafi wymęczyć.
Mocno zacisnęłam powieki, nie chcąc na niego patrzeć.
- Adeline, proszę spójrz na mnie – powiedział delikatnie, przykrywając moje splecione dłonie, swoimi. Poczułam pod powiekami zbierające się łzy. – Przepraszam – wyszeptał po chwili. – Tak bardzo żałuję.
Pękłam. Zaczęłam płakać jak pięcioletnie dziecko. Cała sytuacja sprzed pięciu dni wróciła do mnie ze zdwojoną siłą. Poczułam silne ramiona wokół mojego ciała. Justin usiadł obok i wciągnął mnie na swoje kolana. Nie wzdrygnęłam się pod jego dotykiem, poczułam pewnego rodzaju ulgę. Coś wewnątrz mnie mówiło, że w końcu jestem tam gdzie powinnam być. Mocno wtuliłam się w ciało szatyna, chowając twarz w jego szyję. Mocno ściskałam klapy marynarki, którą miał na sobie, mnąc ją jeszcze bardziej. Jedną dłonią gładził mnie po plecach, a drugą trzymał na moim udzie, co jakiś czas delikatnie je ściskając.
- Jeśli chcesz, mogę pójść – wychrypiał. Pokręciłam przecząco głową, na co westchnął z ulgą. – Przepraszam cię, nawet nie wiesz jak żałuję – uniosłam się z jego ramienia i spojrzałam wprost w jego oczy. – Cholera, kiedy wyszedłem z twojego mieszkania, rozpadłem się – objął dłońmi moją twarz. – Jesteś piękna wiesz? – opuściłam wzrok. Nie wiedziałam co powiedzieć. Przypomniały mi się słowa babci „To dobry człowiek, ale zagubiony”.
- Dziękuję, za lunch – mruknęłam. Uśmiechnął się smutno.
- Olaf powiedział mi, że zasłabłaś. Musiałem coś zrobić, a nie chciałem pokazywać ci się na oczy – zsunęłam się z jego kolan i usiadłam obok. Pokiwał wyrozumiale głową i oparł przedramiona na swoich udach, pochylając się do przodu. Skrzyżowałam nogi i siedziałam w taki sposób, że miałam idealny widok na jego profil.
- To było miłe – zagryzłam nerwowo wargę, jednocześnie ocierając mokre policzki. Czułam pewnego rodzaju oczyszczenie.
- Musisz zacząć regularnie jeść, nie chcę żebyś trafiła do szpitala z powodu wycieńczenia – spojrzał na mnie, a ja nerwowo bawiłam się brzegiem swojego swetra. – Martwiłem się o ciebie.
- Wiem – wzruszyłam ramionami. – Ale sprawiłeś, że poczułam się jak szmata – powiedziałam, łamiącym głosem.
- Nienawidzę się za to – przybrał twardy ton głosu. – Jeśli mi pozwolisz, zrobię wszystko, żebyś już nigdy więcej tak się nie poczuła – chwycił moje dłonie i pocałował każdą kostkę. Ułożył ja na moich kolanach, nadal mocno je ściskając i patrzył się wyczekująco w moje oczy. Chciałam mu pozwolić spróbować, ale bałam się. Miał problemy i tajemnice, ja też je miałam, ale cholera z ich powodu nie przestałam przejmować się uczuciami innych.
- Czy to jak się wtedy zachowałeś, ma jakiś związek z tym co się stało dwa lata temu? – cały się spiął. Musiałam zapytać, musiałam wiedzieć, jeżeli miałam pozwolić mu spróbować. – Justin? – pochyliłam się w jego kierunku, kiedy ponownie przybrał swoją zamkniętą postawę.
- Muszę ci o ty powiedzieć, wiem Adeline – mówił jakby sam do siebie. Po krótkiej chwili wyprostował się i spojrzał głęboko w moje oczy.
- Nikomu o tym nie powiem, obiecuję – uśmiechnęłam się zachęcająco. Sama zdziwiłam się skąd nagle u mnie tyle siły.
- Dwa lata temu moi rodzice zginęli w wypadku – westchnął, a ja odruchowo chwyciłam jego dłoń. – Kłócili się, ojciec prowadził, nie uważał, wpadli w poślizg, wjechali w drzewo, a auto stanęło w płomieniach. Kiedy straż przyjechała ich ciała były zwęglone i niemal nie do odróżnienia. Mój ojciec wychowywał mnie twardą ręką. Nie tolerował żadnych wybryków, alkoholu czy złych ocen. Zakazywał mi rozmawiać ze służbą, mówił, że są to ludzie niższego pokroju. Mama była inna, łagodna i otwarta dla wszystkich. Gdyby nie ja, raczej dawno odeszłaby od niego. Firma była ojca, a ona sama podpisała intercyzę, więc sąd pewnie zostawiłby mnie przy nim, a tego nie chciała. Zdradzał ją na prawo i lewo, a mi ciągle powtarzał, że facet ma dbać jedynie o swoje przyjemności bo kobiety to przedmiot do pieprzenia, one mają nas zadowalać. Kiedy byłem w collegu poznałem dziewczynę. Zaprosiłem ją do siebie do domu i wszystko było dobrze, dopóki nie przyłapałem ojca jak pieprzył ją na łóżku, które dzielił z moją mamą. Byłem w nią tak zapatrzony, że nie zerwałem z nią. Wtedy jednak wszystko się zmieniło. Zacząłem być agresywny, zacząłem ją pieprzyć tak mocno jak robił to mój ojciec. Tamtego dnia, kiedy zginęli, moja mama dowiedziała się o ich związku. Ja jej o tym powiedziałem. Kiedy policja zadzwoniła do mnie z wieścią, że moi rodzice nie żyją, pieprzyłem ją. Kilka dni później, odeszła ode mnie, mówiąc, że była ze mną ze względu na mojego ojca. Zginęli przeze mnie, a ja straciłem prawie pięć lat życia na tą sukę. Kiedy mnie zostawiła, nadal miałem w głowie słowa ojca i w tamtym momencie naprawdę w to uwierzyłem. Wracając ode mnie, po tym jak ze mną zerwała, zginęła w wypadku, niemal tak samo jak mój ojciec – skończył mówić, a ja patrzyłam na niego zszokowana. Nie wiedziałam co zrobić, kiedy mówił patrzył się przed siebie, dopiero teraz na mnie spojrzał. Jego wzrok był smutny, wyrażał jego zażenowanie. Ciągle w głowie powtarzałam sobie jego słowa i widząc jego oczy, przepełnione bólem, pochyliłam się, delikatnie całując go w usta. Położyłam dłonie na jego policzkach i delikatnie gładziłam je kciukami.
- Nie jesteś taki Justin, nigdy nie byłeś. Tamci ludzie cię skrzywdzili, a ty uwierzyłeś w ich słowa – ponownie połączyłam nasze usta. Poczułam przyjemne ukłucie w sercu, kiedy Justin objął mnie w talii i posadził okrakiem na swoich kolanach.
- Wybaczysz mi? – odsunął mnie od siebie i spojrzał głęboko w oczy.
- Jeśli mi coś obiecasz – położyłam dłonie na jego karku.
- Wszystko – uśmiechnęłam się szeroko na jego zapewnienie.
- Zdecydujesz się co do mnie. Przestaniesz mnie odrzucać, naprawdę nie chcę siedzieć na tej huśtawce uczuć – powiedziałam na jednym tchu, na co szatyn się zaśmiał.
- Ja już dawno zdecydowałem – przyciągnął mnie bliżej do siebie. – Wiedziałem, że cię zranię. Dlatego cię odpychałem Adeline – skrzywiłam się na jego słowa, które mimo wszystko były cudowne. – Jesteś dla mnie najważniejsza – powiedział tuż przed tym, kiedy zaczął mnie całować. Na początku jedynie muskał moje usta, żeby później zacząć walkę z moim językiem. Wplotłam dłonie w jego włosy, na co cicho jęknął, kiedy delikatnie pociągnęłam za końcówki. Oparł się o kanapę, przez co usiadłam na jego kroczu i poczułam jego twardniejącego penisa.
- Adeline – przerwał pocałunek i odsunął się, nadal trzymając mnie za biodra. – Jeśli teraz nie przestaniemy…
- Wiem – zagryzłam nerwowo wargę.
- Pozwolisz mi spróbować? – spojrzał na mnie z nadzieją. Chciałam dać mu szansę.
Nie za wcześnie?
Nie mam na co czekać. Justin jest opiekuńczy, dba o mnie, jego zachowanie w łóżku jest wytłumaczalne, a ja oddałam mu swoje serce i duszę. Obecnie stanowił centrum mojego wszechświata, pokazał mi dotąd nieznane uczucia. Dał nadzieję, że ktoś mnie pokocha i o mnie zadba.
Pochyliłam się i pocałowałam go w usta. Spojrzał na mnie z niedowierzaniem, na co zachichotałam.
- Cholera – mruknął i przyciągnął mnie do siebie. Wstał ze mną na rękach i całując, zaniósł do sypialni. Postawił mnie na podłodze i odpiął guzik moich jeansów.
- Um… Justin – zaczęłam zakłopotana. – Moja bielizna jest…
- Jesteś najpiękniejsza, rozumiesz? Nie obchodzi mnie twoja bielizna i tak ją zaraz z ciebie ściągnę – uśmiechnął się łobuzersko, a ja wspięłam się na palce żeby wrócić do naszych pocałunków. Zsunęłam marynarkę z jego ramion i zaczęłam odpinać guziki koszuli. Justin w tym czasie odpiął moje jeansy, a ja z łatwością zsunęłam je z nóg. Przejechałam opuszkami palców po nagim torsie szatyna, przez co cicho zamruczał. Szybko zrzucił koszulę i ściągnął ze mnie sweter, a z siebie spodnie. Nie przestając mnie całować, szedł w stronę łóżka, na którym delikatnie mnie ułożył. Wyprostował się na chwilę i spojrzał na moje ciało. Zaczął jeździć dłonią po moich nogach i brzuchu, na moment zatrzymując się na żebrach. – Adeline – spojrzał na mnie smutnym wzrokiem. – Obiecaj mi, że zaczniesz jeść. Martwię się o ciebie – nachylił się i pocałował moje żebra. Zadrżałam pod jego dotykiem. Podczas gdy całował moje usta, ściągnął mój stanik i pocałunki przeniósł na piersi. Całował je delikatnie, nie tak jak poprzednim razem. Zassał mój sutek, na co jęknęłam i wgięłam się w łuk, czując niesamowitą przyjemność. – Tylko moja – wymruczał, kiedy pocałunkami zaczął schodzić niżej. Całował moje podbrzusze, zbliżając się do mojej kobiecości. Pocałował moje centrum przez bawełniany materiał, na co zapłonęłam rumieńcem.
- Um, Justin – zaczęłam, chcąc powiedzieć mu, żeby przestał bo cholernie się tego wstydziłam. Jeszcze nikt nigdy mnie tam nie całował, moje życie seksualnie nie było zbytnio urozmaicone. Szatyn pochylił się nade mną i pogładził po policzku.
- Wstydzisz się? – pokiwałam twierdząco głową. – Kochanie nie masz czego. Jesteś najpiękniejszą kobietą jaką kiedykolwiek poznałem – cmoknął mnie w usta.
Powiedział do mnie „kochanie”!
Kiedy rozwodziłam się nad doborem jego słownictwa, szatyn ściągnął ze mnie bieliznę i pocałował moją nagą kobiecość. Jęknęłam zaskoczona, kiedy poczułam jego język na mojej łechtaczce. Zataczał nim kółka dookoła niej, co chwila delikatnie ją ssąc. Wiłam się pod jego dotykiem, jednak on uniemożliwiał mi ruchy bioder, mocno je trzymając. Moja rozkosz była coraz większa, a jęki coraz bardziej głośne, kiedy ruchy jego języka były szybsze. Wplotłam palce w jego włosy, ciągnąc za nie mocno, gdy już prawie byłam na krawędzi.
- Proszę, nie przestawaj – wyjęczałam, a wtedy on niespodziewanie włożył we mnie dwa palce i zaczął nimi poruszać przyspieszając mój orgazm. Moje plecy wygięły się w łuk, a palce mocno zacisnęły na włosach szatyna. Bełkotałam coś niezrozumiałego pod nosem, aż w końcu Justin pochylił się nade mną i pocałował mnie w usta.
- Wszystko dobrze? – spojrzał na mnie z troską, kiedy w końcu odzyskałam kontrolę nad moim ciałem. Martwił się tym, czy był wystarczająco delikatny, widziałam to w jego spojrzeniu.
- Tak – objęłam dłońmi jego twarz i przyciągnęłam do siebie. – Smakujesz mną – powiedziałam między pocałunkami. Poczułam, że się uśmiecha i sięga po coś na toaletce.
- Jesteś pewna? – spojrzał na mnie, a ja pokiwałam głową. Zrzucił bokserki i szybko założył prezerwatywę na swojego penisa. Zagryzłam wargę, kiedy mu się przyglądałam. – Jeśli coś będzie nie tak, powiedz mi. – Bał się. Nie był pewien jak się zachowa.
- Będzie dobrze – uśmiechnęłam się i złączyłam nasze usta. Poczułam jak napiera na moje wejście i wsuwa się do środka, przez co cicho jęknęłam.
- Cholera – mruknął w moje usta. – Jesteś kurewsko idealna – zaczął poruszać się we mnie leniwie, pozwalając przyzwyczaić się mi do jego rozmiaru. Z każdym kolejnym pchnięciem czułam coraz większą przyjemność, kiedy objęłam biodra Justina stopami, mogłam poczuć go całego wewnątrz siebie. Szatyn całował moją szyję i obojczyki, jednocześnie masując moje piersi. Jego ruchy były coraz szybsze, a ja czułam, że kolejny orgazm jest coraz bliżej. Moje jęki, mieszały się z warknięciami Justina, które z siebie wydawał, gdy drapałam jego plecy.
- Zrób to kolejny raz dla mnie – wyszeptał w moje usta, kiedy zaczął masować moją łechtaczkę. – Zróbmy to razem – czułam, że zaciskam się wokół niego, a po chwili przez całe moje ciało przepłynęła fala rozkoszy. Nie wiedziałam co dookoła mnie się dzieje, czułam jedynie mocne pchnięcia Justina, a po chwili jego przeciągły jęk. Ciągle byłam oszołomiona po drugim orgazmie, gdy szatyn wyszedł z łóżka. Wrócił po chwili i położył się obok, mocno mnie obejmując. Pocałował mnie w czoło i spojrzał z troską. – Wszystko okej? – pogładził mnie po policzku. Uśmiechnęłam i leniwie pocałowałam w usta.
- Było cudownie – nic nie odpowiedział, tylko przytulił do piersi. Wtuliłam się w jego klatkę piersiową i szybko zasnęłam.
Kiedy obudziłam się w niedzielę rano Justina nie było obok mnie. Jednak wiedziałam, że jest w kuchni bo słyszałam jak wyklina durnego wynalazcę naleśników. Zaśmiałam się i przeciągnęłam w łóżku. Z komody wyciągnęłam świeże majtki (tym razem figi) i założyłam koszulę Justina, która była przewieszona na oparciu fotela obok okna. Nie spoglądając nawet w lustro, wyszłam z sypialni i skierowałam się do kuchni, gdzie zastałam mężczyznę walczącego z patelnią. Był ubrany w szare dresy, a włosy nadal miał mokre po prysznicu.
- Dzień dobry – uśmiechnęłam się do Justina, który dopiero teraz zauważył moje przybycie.
- Obudziłem cię? – zestawił patelkę z ognia i podszedł do mnie. Objął mnie w pasie i pocałował w skroń.
- Troszeczkę, ale i tak nie chce mi się spać – wzruszyłam ramionami. Z Justinem przytulonym do mojego boku podeszłam do patelni. – Kiepski z ciebie kucharz – zachichotałam na widok spalonej patelni. Włożyłam ją do zlewu i zalałam wodą. – Chyba zjemy płatki z mlekiem – spojrzałam na niezadowolonego Justina. – Nie martw się, to na pewno wina patelni albo ciasta – pogładziłam go po policzku.
- Może zabiorę cię gdzieś na śniadanie? – uniósł do góry brwi.
- Musiałabym wziąć prysznic i wysuszyć włosy, a to zajęłoby mi godzinę – odwróciłam się i wzięłam dwie miseczki. – Możemy gdzieś pojechać na obiad – uśmiechnęłam się do szatyna, który usiadł przy stole. Wyciągnęłam z lodówki mleko, a z szafki moje ulubione cynamonowe płatki. Oboje napełniliśmy swoje miseczki i szybko zjedliśmy nasze porcje. Po śniadaniu pozmywałam (patelka jest nie do uratowania) i poszłam wziąć szybki prysznic.
Byłam szczęśliwa jak nigdy. Pod nosem nuciłam moje ulubione piosenki, a prysznic zajął mi niecałe dziesięć minut, chociaż zazwyczaj trwa dwadzieścia. W samym ręczniku, weszłam do salonu, żeby pójść do sypialni po jakieś ubrania. Gdy stałam przed szafą, poczułam na biodrach dłonie Justina.
- Robisz to specjalnie? – wymruczał w moją szyję i delikatnie ją pocałował.
- Nie wiem o czym mówisz – zaśmiałam się, biorąc z szafy czarne getry i białą podkoszulkę na ramiączkach. Z komody wzięłam bieliznę i wróciłam do łazienki. Szatyn poszedł za mną i oparł się o framugę drzwi. – Chcę się ubrać.
- Nie krępuj się – wskazał ręką na mnie. – Nikogo oprócz nas tutaj nie ma – westchnęłam i odwróciłam się do niego tyłem. Wiedziałam, że stąd nie wyjdzie, więc założyłam majtki nie ściągając z siebie ręcznika, a biustonosz odwrócona tyłem do mężczyzny. Poczułam jak przejeżdża dłonią po moim kręgosłupie i delikatnie całuje kręgi na mojej szyi. – Obiecaj mi, że będziesz dbać o swoje posiłki – obrócił mnie do siebie przodem i położył dłonie na wystających kościach biodrowych.
- Justin… - westchnęłam, ale on spojrzał na mnie groźnie.
- Jesteś zbyt chuda – mruknął – i słaba. Musisz więcej jeść bo nie chcę, żebyś mdlała z powodu wycieńczenia. Obiecujesz?  
Miał rację. Byłam zbyt chuda, sama to widziałam. Ubrania które pół roku temu były na mnie dobre, teraz wisiały jak worki.
- Obiecuję – uśmiechnęłam się. – Ale ty raczej nie będziesz mi gotował bo umrę z głodu – wystawiłam mu język, a on mnie w niego delikatnie ugryzł.
- Gdzie chcesz jechać na obiad? – zapytał gdy wyszłam z łazienki ubrana. Usiadłam mu na kolanach, kładąc rękę za jego karkiem.
- Gdzieś, gdzie nie będę musiała się elegancko ubrać – przyjrzałam się jego twarzy. Był wypoczęty i szczęśliwy. – Lepiej wyglądasz.
- I tak się czuję – uśmiechnął się i pocałował mnie w usta.
- A ty jak się czujesz? – Wiedziałam o co pytał. Bardziej chodziło mu o psychikę niż o fizyczność.
- Cudownie – oparłam głowę na jego ramieniu i skupiłam się na wiadomościach w telewizji. – Skąd masz te dresy? – pociągnęłam za bawełniany materiał. Wczoraj był ubrany w garnitur, który z resztą do tej pory leży w sypialni.
- Poprosiłem Jacoba żeby mi coś przywiózł – wzruszył ramionami.
- Pracuje też w weekendy?
- Co drugi wraca do domu. Ma dorosłą córkę, jego żona zmarła na raka trzy lata temu – przytulił mnie mocniej do siebie. – Helen i Jacob pracowali dla mojego ojca od zawsze. Kiedy zginął, zatrudniłem ich u siebie – wzruszył ramionami. – Znali mnie od dziecka, Helen zajmowała się mną gdy byłem mały, a nie chciałem szukać nikogo nowego.
- To miłe – mruknęłam w jego szyję. Babcia miała rację, Justin jest zagubiony w swoim życiu. Jednak nie byłam pewna czy to ja jestem odpowiednią osobą, która pomoże mu się odnaleźć. Sama miałam popapraną przeszłość o której on sam nie wiedział. Musiałam mu kiedyś o tym powiedzieć, ale jeszcze nie teraz. Chciałam zaczekać na odpowiedni moment.
- Za trzy tygodnie wylatuję do Europy na cztery dni – przerwał panującą wokół nas ciszę.
- Och – tylko tyle mogłam powiedzieć.
- Chciałbym, żebyś jechała ze mną – spojrzał na mnie z nadzieją. Już miałam się zgodzić, kiedy przypomniało mi się o przedstawieniu zestawień dla jednego ze wspólników firmy.
- Nie mogę, mam przedstawić zestawienia – wzruszyłam ramionami. – Dla tych wspólników z Azji, staraliśmy się o termin przez trzy dni.
- Co za idiota kazał przedstawiać to tobie? – warknął.
- Ty – zaśmiałam się z ironii tej sytuacji. Justin spojrzał na mnie i szeroko się uśmiechnął.
- Faktycznie, idiota ze mnie – nachyliłam się i cmoknęłam go w usta.
- Ale mój idiota.
~~~~~~
Miałam dodać coś w tygodniu, ale nie wyszło. Może w tym mi się uda J
Co myślicie? Podoba wam się taki obrót sprawy?


nowy rozdział: 5 czerwiec (możliwy 1 czerwiec)

4 komentarze:

  1. Boże genialny. Jak słodko (miejscami za słodko, ale to taki szczegół). Fajnie że są razem. Jus jest taki opiekuńczy. Mam nadzieję że polecą razem do Europy i będzie fajnie. Czekam na next i mam nadzieję że napiszesz 1 czerwca.😙😙😙😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Yeach, nareszcie razem. Uwielbiam takie sceny romantyczne... Jus taki opiekuńczy i kochany. Czekam na następnyyy 😘😘😘

    OdpowiedzUsuń
  3. Awww sexik taki milutki 😊😂

    Ciekawe co bd dalrj 😎

    OdpowiedzUsuń
  4. Justin jaki kochany <3 jej ;3

    OdpowiedzUsuń