Stałam ze zmarszczonym nosem przed
szafą. Do Justina zadzwonił Ryan, zapraszając go na obiad, a kiedy szatyn
powiadomił go o jego pobycie u mnie w mieszkaniu, powiedział, że koniecznie
mamy przyjechać we dwójkę bo jego narzeczona chce mnie poznać.
- Zaraz się spóźnimy – mężczyzna
oparł głowę o szafę i przyglądał się mi z zagryzioną wargą. Stałam tylko w staniku
i stringach, więc w sumie mu się nie dziwię.
- Nie mam w co się ubrać, mam tylko
ubrania do pracy i na co dzień – mruknęłam. – Muszę iść na zakupy w przyszłym
miesiącu.
- Zabiorę cię na nie jutro, ale
błagam cię ubierz się.
- I kto to mówi – wystawiłam mu
język, na co szatyn przyciągnął mnie do siebie. – Teraz to przez ciebie się
spóźnimy – cmoknęłam go w usta, a on zaśmiał się. Nadal trzymając mnie blisko
siebie, stanął ze mną przed szafą.
- Załóż to – podał mi szarą bluzkę,
którą kupiłam w tym tygodniu z myślą o ważnym spotkaniu. – I to – wyciągnął
jeansy. – Widzisz? To nie było takie trudne – wyrwałam się z jego uścisku i
szybko założyłam ubrania na siebie. Justin nadal był w swoich dresach i białej
podkoszulce. – Pojedziemy jeszcze do mnie – zakomunikował, tuż przed wyjściem.
W czasie jazdy szatyn cały czas
trzymał mnie za rękę, delikatnie pocierając kciukiem moje kostki. Kiedy
wysiadłam z auta w podziemnym parkingu, od razu do mnie podszedł i splótł nasze
palce.
- Kod do windy to siedem cztery jeden
trzy – powiedział podczas wybierania kolejnych liczb na niewielkim ekranie.
- Dlaczego mi to mówisz? – ściągnęłam
brwi, kiedy przyciągnął mnie do siebie gdy już weszliśmy do windy.
- Bo chcę żebyś to wiedziała. Możesz
tutaj przychodzić kiedy tylko chcesz bez zapowiedzi – wzruszył ramionami. –
Gdybyś nie znała kodu, za każdym razem musiałabyś się zapowiadać – kiedy
skończył mówić, winda zatrzymała się, a drzwi otworzyły. Poczułam
charakterystyczny, przyjemny zapach mieszkania. – Szybko się przebiorę i wracam
– zostawił mnie w salonie, a sam pobiegł na górę przeskakując co drugi stopień.
Rozsiadłam się w fotelu i rozejrzałam dookoła. Mieszkanie mojego chłopaka było
cudowne.
Mojego
chłopaka?
Nie zdeklarował się wobec mnie, ani
ja wobec niego, chociaż ma mnie całą. Jednak czy on należy do mnie? W żartach
powiedziałam do niego mój, a on temu
nie zaprzeczył, ale to była zwykła gra słów. Więc czym byliśmy? Przyjaciółmi?
Przyjaciele raczej nie chodzą za ręce i nie spędzają wspólnych nocy. Zaprosił
mnie na wyjazd do Europy, czy tak nie robią partnerzy? Zabierają swoje drugie
połówki na wycieczki, chcą im pokazać świat. Kolejnym pytaniem było czy
należałam do świata Justina. Różniliśmy się. On od dziecka wychowywał się w
luksusie, ja dorastałam w typowej klasie średniej. Miałam wszystko czego
potrzebowałam, ale często swoje własne zachcianki musiałam odstawić na bok.
- Idziemy? – mężczyzna pojawił się
przede mną i wyciągnął do mnie rękę. Złapałam ją i wstałam z fotela, a Justin
objął moją twarz dłońmi. – Coś się dzieje?
- Nic – nerwowo pokręciłam głową. –
Po prostu myślałam o tym wszystkim – rozejrzałam się po mieszkaniu.
- Wolisz zostać tutaj i porozmawiać?
– zrobił się poważny. Uśmiechnęłam się delikatnie i cmoknęłam w usta.
- To nic ważnego, układałam sobie
wszystko w głowie – szatyn pocałował mnie w czoło i z powrotem zaprowadził do
czarnego audi. Zatrzymaliśmy się pod wysokim, szklanym wieżowcem. Ryan mieszkał
kilka przecznic dalej.
- Chodźmy bo ten pajac nie lubi kiedy
ktoś się spóźnia, a my jesteśmy spóźnieni pół godziny – Justin zaśmiał się i
pociągnął mnie za rękę. Zatrzymaliśmy się dopiero w holu, kiedy poprosił
recepcjonistkę o zapowiedzenie jego przyjścia. Nie zdziwiłam się temu, że Ryan
mieszkał w równie wielkim apartamencie jak Justin.
- A nie mówiłem, że będą razem? –
Ryan podbiegł do mnie zaraz gdy wyszłam z windy i mocno mnie uściskał.
Zaśmiałam się, kiedy usłyszałam chrząknięcie Justina. – Nie nadymaj się tak –
blondyn klepnął szatyna w plecy i zabrał nasze płaszcze. – Chodź, zapoznam cię
z Emmą – razem z Justinem, który mocno trzymał mnie w talii, ruszyliśmy za
Ryanem.
- Nie denerwuj się – zamruczał do
mojego ucha i pocałował w skroń. – Wyglądasz pięknie – wykrzywiłam usta w
uśmiechu. Jakby czytał mi w myślach. Boję się tego, że Emma okaże się wystrojoną
lalą, odhaczając kolejne punkty savoir
vivre.
- No w końcu – zza wyspy kuchennej
energicznie wyszła wysoka brunetka. Była szczupła, ubrana podobnie do mnie,
zwykłe jeansy i zwiewna, ciemna koszula. Włosy miała spięte w wysokiego kucyka,
mimo to układały się one kaskadami na jej ramieniu.
- Adeline to Emma – Justin
przedstawił nas sobie, na co kobieta tylko machnęła ręką.
- Schowaj sobie te zasady to kieszeni
– zaśmiała się. Przytuliła mnie mocno, a ja usłyszałam chichot mężczyzn, kiedy
zamknęła mnie w mocnych objęciach. – Matko ja już myślałam, że on zawsze będzie
sam – wskazała na Justina, który w przeciągu chwili stanął obok mnie. –
Chodźcie jeść, przed chwilą nakryłam do stołu – całą trójką ruszyliśmy w stronę
jadalni. Usiadłam z Justinem po jednej stronie stołu, a Ryan z Emmą po
przeciwnej stronie. Kiedy każdy miał już na talerzu swoją porcję lasagne,
brunetka szturchnęła łokciem Ryana, który niemal wypluł swój kęs na talerz.
- Kobieto ostatnio zdziczałaś –
powiedział ze skwaszoną miną, rozmasowując bok.
- Zgadnij przez kogo – uśmiechnęła
się szeroko, na co ja też się uśmiechnęłam. Poczułam na udzie dłoń Justina,
spojrzałam na niego, a on uśmiechnął się delikatnie.
- Chcieliśmy was zaprosić na nasze
przyjęcie z okazji zaręczyn w sobotę – Ryan spojrzał na nas wyczekująco.
- Dałeś się złapać przyjacielu –
szatyn zaśmiał się, a brunetka zgromiła go wzrokiem.
- I kto to mówi – powiedziała
ironicznie. – Ten który nawet nie potrafi trzymać rąk przy sobie podczas obiadu
– poczułam jak moje policzki robią się czerwone. Opuściłam głowę, starając się
zakryć oznaki mojego zawstydzenia. Justin złapał mnie od razu za dłoń i
delikatnie uścisnął. Wiedział, że się zawstydziłam.
- Po prostu powiedz czy pojawisz się
ze swoją kobietą – Ryan powiedział wyczerpany, małą sprzeczką między szatynem,
a brunetką.
- Adeline? – na dźwięk swojego
imienia, spojrzałam na Justina, który patrzył na mnie pytająco. Och, pytał się
mnie o zdanie. Chyba tak właśnie robią chłopacy.
- Jasne, że przyjdziemy –
powiedziałam w kierunku pary, która siedziała na przeciwko.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę –
Emma klasnęła w dłonie. – Moja mama chyba umrze, kiedy zobaczy, że Justin z
tobą przyjdzie.
- Ona jeszcze żyje? – odgryzł jej się
szatyn.
- Niestety – Ryan westchnął, na co z
Justinem wybuchłam śmiechem.
- Dzisiaj śpisz na kanapie – fuknęła
Emma. – I nie obchodzi mnie to, że są dwa wolne łóżka. Poznasz co to ból –
zmrużyła oczy, kiedy groziła mu palcem. Blondyn objął ją ramieniem i pocałował
w skroń.
- I tak mnie kochasz – brunetka
przewróciła oczami i uśmiechnęła się szeroko. Kiedy tamta dwójka zatracała się
w sobie, spojrzałam na Justina. Przyglądał się mi, a kiedy odwróciłam się w
jego kierunku, uniósł moją dłoń i pocałował każdą kostkę. Zagryzłam wargę,
starając się nie roześmiać na jego słodki gest.
- Może pójdziemy do salonu? Naleję
wam wina, a ja posprzątam.
- Pomogę ci – odpowiedziałam Emmie, a
Justin z Ryanem wyszli z jadalni. Jednak zanim szatyn wyszedł, delikatnie
pocałował mnie w czoło.
- Od kiedy już tak oficjalnie
jesteście z Justinem? – zmarszczyłam czoło, uświadamiając sobie, że tak
właściwie to między nami nie ma nic oficjalnego.
Wzruszyłam ramionami, starając się uniknąć wzroku brunetki.
- Nie potrafię określić, nawet nie
wiem czy to coś oficjalnego – powiedziałam, kiedy wynosiłyśmy naczynia do
kuchni.
- Wierz mi, to jest coś oficjalnego.
Nigdy nie widziałam Justina takiego jak teraz, a znam go jakieś dziesięć lat –
spojrzałam na nią zszokowana. Od razu zaciekawiło mnie jaki on był, chciałam
zadać tysiąc pytań i poznać na nie odpowiedź. – W tym tygodniu był nie do
zniesienia. Prawie rzucił się na Ryana, kiedy wspomniał o tobie – zachichotała.
– Oni są jak bracia, znają się od zawsze. Jessica to chrzestna Ryana – zagryzła
wargę zakłopotana. Miałam wrażenie jakby chciała coś powiedzieć.
- Jak poznałaś się z Ryanem? –
chciałam z tego jakoś wybrnąć. Emma usiadła na barowym stołku, wyciągając
butelkę wina i dwa kieliszki po drodze. Poklepała miejsce obok i nalała dla
mnie odrobinę alkoholu, podsuwając mi szkło pod nos.
- Na osiemnastych urodzinach Justina.
Jego ojciec chciał wejść w spółkę z moimi, więc z automatu zostałam zaproszona.
W czasie imprezy napatoczył się Ryan i już został – zaśmiała się. Wzięłam łyk
wina i chciałam już zadać jej kolejne pytania, ale usłyszałyśmy podniesione
głosy w salonie. Spojrzałyśmy na siebie porozumiewawczo i razem ruszyłyśmy w
tym kierunku.
- Co się stało? – spytałam, kiedy
tylko zobaczyłam jak Justin chodzi zdenerwowany po salonie, co chwila ściskając
i prostując dłonie. Ryan siedział na kanapie i coś mówił do szatyna, ale kiedy
tylko pojawiłam się w pomieszczeniu, przestał.
- Nic takiego – podeszłam do Justina
i oparłam dłonie na jego klatce piersiowej. Czułam przyspieszone bicie serca.
- Na pewno? – pokiwał głową, a ja
kątem oka zauważyłam jak Emma patrzy się zszokowana na Ryana, kiedy ten coś
mówi jej na ucho.
- Chyba lepiej będzie, kiedy
pojedziemy – Justin po chwili ciszy złapał mnie za rękę i niemal wyciągnął z
mieszkania. Starałam się ją wyszarpać, ale szatyn nie odpuszczał.
- Do zobaczenia w sobotę – usłyszałam
za plecami głos Emmy, kiedy sięgnęłam po swój płaszcz i jedyne co mogłam zrobić
to wysłać jej przepraszające spojrzenie z windy.
- Co ty sobie do cholery wyobrażasz?!
– krzyknęłam kiedy zaczęliśmy zjeżdżać w dół.
- Adeline, po prostu muszę załatwić
kilka spraw w mieszkaniu. Zawiozę cię do twojego mieszkania, a potem jeśli
chcesz…
- Wrócę sama do swojego mieszkania –
powiedziałam, chwilę zanim drzwi się otworzyły. Szybko wyszłam z windy i
ruszyłam w stronę wyjścia z parkingu podziemnego. Poczułam uścisk na
nadgarstku. – Puść mnie – warknęłam. – Nie masz prawa tak mnie traktować. Cholera
wyciągnąłeś mnie siłą z ich mieszkania!
- Nie rozumiesz…
- Tak, właśnie nie rozumiem. Jeżeli
tak to ma wyglądać to ja dziękuję – wyszarpałam się z jego uścisku i wyszłam z
parkingu podziemnego. Zarzuciłam na siebie płaszcz i ruszyłam w stronę mojego
mieszkania. Byłam wściekła, jak on mógł mnie tak potraktować?
Szybko pokonywałam koleje przejścia
dla pieszych, kiedy obok mnie zatrzymało się auto Justina.
- Adeline, przepraszam – nie
zatrzymywałam się. Dalej szłam przed siebie, mając nadzieję, że w końcu
odpuści. – Podwiozę cię do mieszkania, albo będę jechać obok przez całą drogę –
prychnęłam pod nosem.
- Miłej jazdy – usłyszałam jak
warknął i uderzył w kierownicę.
- Nie wygłupiaj się. Jest późno, a o
tej porze nie jest zbyt bezpiecznie.
- Uwierz mi, mieszkałam w gorszej
dzielnicy – zaśmiałam się pod nosem na jego argument. Dodał gazu i zaparkował
na chodniku tamując mi przejście. Wysiadł z auta i stanął przede mnie, chwytając
za ramiona.
- Przepraszam, coś mnie zdenerwowało.
Proszę cię, pozwól się podwieźć do mieszkania, a ja nie będę się o ciebie
martwić i wydzwaniać czy już dotarłaś – westchnęłam. Wiedziałam, że nie
odpuści. I albo pozwolę się podwieźć, albo będzie mnie męczyć, aż nie wejdę do
mojego mieszkania.
Wyminęłam go i wsiadłam do auta. Po
chwili siedział obok i jechaliśmy w całkowitej ciszy. Kiedy już zaparkował pod
moim blokiem, a ja miałam wysiadać, powstrzymał mnie, łapiąc za dłoń.
- Adeline, przepraszam. Jest mi
naprawdę przykro – mruknął, obejmując moją dłoń.
- Wiem Justin, szkoda że po fakcie
dokonanym.
- Porozmawiamy jutro? W czasie
lunchu? – westchnęłam.
- Okej – powiedziałam zanim wysiadłam
z auta. Byłam na niego zła, a nawet wściekła. Cholera, nie mógł tak ze mną
postępować. Do tego kompletnie nie wiem co go tak zdenerwowało.
Zaczęłam przygotowywać dla siebie
kolację. Moje emocje nadal nie opadły i nadal najchętniej rozszarpałabym
szatyna w tym jego drogim garniturze. Byliśmy razem? Nie wiem. Zbliżyliśmy się
do siebie, to na pewno, ale miałam nadzieję, że jego postępowanie zmieni się.
Nikt
nie zmienia się w ciągu kilku dni.
Westchnęłam, kiedy zasiadłam przed
telewizorem z kilkoma kanapkami. Justin przyciągał mnie do siebie, jednak
wiedziałam, że jeśli takie sytuacje będą zdarzać się częściej to nie mogę
pozwolić sobie na takie traktowanie. Nie chcę być jego podwładną, którą będzie
mógł pieprzyć za każdym razem gdy sobie o tym przypomnij, albo zabierać jako
pustą blondyneczkę na przyjęcia, żeby mógł się mną pochwalić przed bogatymi
znajomymi.
Kilka minut przed dziewiątą wieczorem
usłyszałam dzwonek mojej komórki. Westchnęłam, kiedy na wyświetlaczu pojawiło
się imię mojego chłopaka (chyba).
- Słucham – mruknęłam do słuchawki.
- Jesteś na mnie zła? – usłyszałam
jego skruszony głos. – Adeline powiedz coś – ponaglił mnie gdy nie odpowiadałam
przez dłuższą chwilę.
- Możesz mi przynajmniej powiedzieć
kto do ciebie dzwonił i co ci powiedział, że musiałeś tak nagle wyjść?
Zasługiwałam na to. Jako jego partnerka miałam prawo wiedzieć o takich
rzeczach, tym bardziej, że przez tę całą sytuację, zostałam wyciągnięta siłą z
mieszkania jego przyjaciół.
- To nic ważnego, już wszystko
załatwiłem i to nigdy więcej się nie powtórzy – powiedział szybko, a ja
przewróciłam oczami. – Jutro spotkamy się w czasie lunchu?
Nie wiedziałam co zrobić. Cholera, to
było pogmatwane. On i to całe jego zachowanie było co najmniej dziwne. Chyba
nikt od tak sobie z powodu zwykłego telefonu nie wybiega z mieszkania, na
dodatek kto dzwoni z jakimiś ważnymi sprawami w niedzielę wieczorem?
- Zasługuję na to żeby wiedzieć
Justin – usłyszałam po drugiej stronie westchnięcie. – Jak mam ci ufać skoro
nie jesteś ze mną szczery?
- Nie chcę cię zadręczać
niepotrzebnymi sprawami – odpowiedział nerwowo. – Poza tym to nic ważnego,
mówiłem ci już.
- Tak, jasne – mój ton głosu był
ironiczny.
- Czemu tak się zachowujesz?
Niemal zaśmiałam się na dobór jego
słów. Ja? To on zachowywał się jak rozkapryszony gówniarz.
- Ta rozmowa nie ma sensu. Do jutra
Justin – rozłączyłam się nim zdążył mi odpowiedzieć. Wyłączyłam telefon bo
wiedziałam, że będzie do mnie dzwonić. Ruszyłam pod prysznic i wcześnie
położyłam się spać bo cały dzień mnie przytłoczył.
Rano nadal rozmyślałam nad dziwnym
zachowaniem Justina. Podobno nie było go w firmie, ale nie przejęłam się tym
zbytnio. Chciałam być sama, a gdyby tu był zapewnie zajrzałby do mojego
gabinetu i zasypał mnóstwem pytań. Martwiłam się, ale wiedziałam, że nic mu nie
jest bo pewnie Jacob by mnie o tym powiadomił.
Zostało jeszcze pół godziny do
lunchu, kiedy stałam przy ksero, robiąc kopię potrzebnych mi dokumentów.
Poczułam jak duże dłonie obejmują moje biodra i przyciągają do siebie.
- Nadal się na mnie gniewasz? –
przewróciłam oczami, kiedy Justin wymamrotał to, składając delikatne pocałunki
na mojej szyi. Wyrwałam się z jego objęć i obróciłam przodem, splatając dłonie
na piersiach.
- Co ty sobie do cholery wyobrażasz?
– warknęłam. – Wiesz co by się mogło stać gdyby ktoś nas zobaczył? – wyrzuciłam
dłonie w górę. Szatyn automatycznie się wyprostował i przetarł dłonią twarz.
Wyglądał na zmęczonego.
- Przesadzasz. Nikt cię stąd nie
wyrzuci dopóki ja jestem prezesem, a tak się składa, że nikt oprócz mnie samego
nie może mnie zwolnić – jęknęłam, słysząc jego zuchwały ton. - Zabieram cię na
lunch – chwycił moją dłoń, a ja automatycznie spojrzałam na zegarek.
- Zostało jeszcze ponad dwadzieścia
minut.
- Wpiszesz w papierach, że miałaś
spotkanie biznesowe – wzruszył ramionami. Poddałam mu się, bo nie miałam ochoty
robić sceny na środku firmy. Kiedy wychodziliśmy z budynku, położył dłoń na
mojej talii i przyciągnął mnie do siebie. Pocałował w skroń i zanurzył nos w
moich włosach, zaciągając się ich zapachem.
- Przestań Justin – jęknęłam,
delikatnie odpychając go od siebie. – Naprawdę nie chcę żadnych plotek – szatyn
nie zareagował, tylko otworzył mi drzwi auta. Za kierownicą siedział Jacob i
uśmiechnął się, kiedy wsiadłam na tylnie siedzenie pasażera.
- Tam gdzie zawsze – powiedział
Justin, kiedy usiadł obok. Chwycił moją dłoń i splótł nasze palce na moim
udzie. We wstecznym lusterku zauważyłam wesoły wzrok Jacoba, który co chwila na
nas zerkał.
Przez całą podróż, nie odezwałam się
do szatyna słowem. Starałam się jakoś ignorować ciepłą dłoń Justina, ale ta
ciągle mnie rozpraszała. Jego rytmiczne ruchy kciukiem, kiedy gładził moje
kostki, były wręcz hipnotyzujące. Byłam tak zajęta swoimi myślami, że nawet nie
zorientowałam się, że auto zatrzymało się obok kawiarni. Dopiero gdy Justin
otworzył mi drzwi i podał mi dłoń zorientowałam się, że mam wysiąść. Splótł
nasze palce i pociągnął mnie w stronę schodów, które prowadziły na przeszklone
piętro kawiarni. Nie było dużo osób, pora lunchu zaczynała się dopiero za
jakieś dwadzieścia minut.
- Nadal jesteś zła? – zamruczał do
mojego ucha, kiedy dosunął za mną krzesełko. Westchnęłam i pokręciłam głową,
dając mu znak, żeby odpuścił. Usiadł po przeciwnej stronie stolika i przyglądał
mi się intensywnie. – Adeline…
- Justin to już nie ważne, naprawdę.
Przestań się tak zachowywać, jakbym była przedmiotem, a wszystko będzie dobrze
– szatyn zaczął coś mówić, ale szybko przerwał bo podszedł do nas kelner.
Zamówiłam koktajl malinowy i tosty, a Justin jakąś sałatkę i sok pomarańczowy.
- Dzisiaj zabieram cię na zakupy –
uśmiechnął się w moim kierunku. Miałam wrażenie, że był dość podekscytowany co
mnie rozśmieszyło.
- Sama pójdę coś sobie kupić, kiedy
dostanę wypłatę.
- Ale ja chcę to zrobić, poza tym
pewnie chciałabyś kupić jakąś sukienkę na przyjęcie z okazji zaręczyn Ryana –
wzruszył ramionami. Westchnęłam, miał rację.
- Wiesz gdzie będzie to przyjęcie? –
oparłam głowę na splecionych dłoniach.
- W domu ojca Ryana. Na Rodeo Drive w
Beverly Hills – zatkało mnie. Przecież to było po drugiej stronie Stanów.
- Jak my tam się dostaniemy,
przecież…
- Mała nie martw się – puścił do mnie
oczko. – Wszystko już jest załatwione i jedyne czym się musisz przejmować to
kolorem sukienki – splotłam ramiona na piersiach obrażona. Za kogo on mnie
uważał? Za zwykłą panienkę, która ma tylko pięknie wyglądać? – Co się stało? –
ściągnął brwi. W tym samym momencie kelner przyniósł nasze zamówienie.
- Nic, przecież mam tylko myśleć o
kolorze mojej sukienki – powiedziałam z przekąsem, na co Bieber się zaśmiał.
- Tylko tak powiedziałem, przecież
jesteś jedną z najbardziej inteligentnych osób jakie znam – chwycił moją dłoń i
splótł nasze palce. – Polecimy prywatnym samolotem w piątek po pracy i w
Beverly Hills mamy zarezerwowany pokój w hotelu. Zostaniemy tam do niedzieli i
po południu wrócimy.
- Trzeba było tak od razu – mruknęłam
i wysunęłam dłoń z jego uścisku. – Czemu nie było cię dzisiaj w firmie od rana?
– powiedziałam między kęsami tosta.
- Miałem do załatwienia kilka spraw z
inwestorami – wzruszył ramionami. – Nic takiego. Może po zakupach pojedziesz do
mnie? – spojrzał na mnie z nadzieją, a ja wiedziałam co kryje się za tym
wzrokiem. Skończę z nim w łóżku. Nie żeby mi się to nie podobało, ale chyba
ciągle gdzieś z tyłu głowy mam nasz pierwszy
raz.
- Justin przecież jutro mam pracę –
westchnęłam. – Dzisiaj muszę zacząć robić wykresy na spotkanie z inwestorami z
Azji.
- Rozumiem. Zawiozę cię do mieszkania
żebyś się przebrała po pracy i pojedziemy na zakupy – uśmiechnęłam i pokiwałam
głową. Średnio cieszyłam się na zakupy, ale dobrze wiedziałam, że będąc z
Justinem muszę prezentować się nienagannie. Bałam się tego co mnie czeka i sama
nie byłam pewna czy jestem odpowiednią osobą na odpowiednim miejscu.
- Adeline? – poczułam szarpnięcie
dłoni. Ocknęłam się i skupiłam wzrok na Justinie. – Co się dzieje?
- Nic – wzruszyłam ramionami. – Po prostu
się zamyśliłam – odłożyłam sztućce na czysty talerz i dopiłam do końca mój
koktajl.
- Chodźmy już – wyciągnął do mnie
dłoń, zaraz po tym, gdy pod talerzykiem położył pięćdziesięciodolarowy banknot.
Splótł nasze dłonie i wyszliśmy z kawiarni.
- Ostatnio często się zamyślasz –
zatrzymał się przede mną i oplótł moją talię dłońmi.
- Po prostu muszę nad tym wszystkim
pomyśleć. Wszystko jest dla mnie nowe – szatyn pochylił się i pocałował mnie
delikatnie.
- Dla mnie też – uśmiechnęłam się
delikatnie i spojrzałam na Justina. Pogładził mój policzek i otworzył drzwi do
auta. Wsiadłam do pojazdu, czekając aż mój
(chyba) chłopak do mnie dołączy.
Oboje jesteśmy w tym nowi.
Genialny. Szkoda, że Jus nie określił w jakiej relacji są z Adi. Słodcy są razem. Cieszę się, że napisałaś w ciągu tygodnia i mam nadzieję na więcej takich dodatków. Czekam na next 😚
OdpowiedzUsuńCudowny <3 ale Adi czasami troche przesadza :D i za bardzo sie czepia Justina
OdpowiedzUsuń