środa, 1 czerwca 2016

17. Obiad.

Stałam ze zmarszczonym nosem przed szafą. Do Justina zadzwonił Ryan, zapraszając go na obiad, a kiedy szatyn powiadomił go o jego pobycie u mnie w mieszkaniu, powiedział, że koniecznie mamy przyjechać we dwójkę bo jego narzeczona chce mnie poznać.
- Zaraz się spóźnimy – mężczyzna oparł głowę o szafę i przyglądał się mi z zagryzioną wargą. Stałam tylko w staniku i stringach, więc w sumie mu się nie dziwię.
- Nie mam w co się ubrać, mam tylko ubrania do pracy i na co dzień – mruknęłam. – Muszę iść na zakupy w przyszłym miesiącu.
- Zabiorę cię na nie jutro, ale błagam cię ubierz się.
- I kto to mówi – wystawiłam mu język, na co szatyn przyciągnął mnie do siebie. – Teraz to przez ciebie się spóźnimy – cmoknęłam go w usta, a on zaśmiał się. Nadal trzymając mnie blisko siebie, stanął ze mną przed szafą.
- Załóż to – podał mi szarą bluzkę, którą kupiłam w tym tygodniu z myślą o ważnym spotkaniu. – I to – wyciągnął jeansy. – Widzisz? To nie było takie trudne – wyrwałam się z jego uścisku i szybko założyłam ubrania na siebie. Justin nadal był w swoich dresach i białej podkoszulce. – Pojedziemy jeszcze do mnie – zakomunikował, tuż przed wyjściem.
W czasie jazdy szatyn cały czas trzymał mnie za rękę, delikatnie pocierając kciukiem moje kostki. Kiedy wysiadłam z auta w podziemnym parkingu, od razu do mnie podszedł i splótł nasze palce.
- Kod do windy to siedem cztery jeden trzy – powiedział podczas wybierania kolejnych liczb na niewielkim ekranie.
- Dlaczego mi to mówisz? – ściągnęłam brwi, kiedy przyciągnął mnie do siebie gdy już weszliśmy do windy.
- Bo chcę żebyś to wiedziała. Możesz tutaj przychodzić kiedy tylko chcesz bez zapowiedzi – wzruszył ramionami. – Gdybyś nie znała kodu, za każdym razem musiałabyś się zapowiadać – kiedy skończył mówić, winda zatrzymała się, a drzwi otworzyły. Poczułam charakterystyczny, przyjemny zapach mieszkania. – Szybko się przebiorę i wracam – zostawił mnie w salonie, a sam pobiegł na górę przeskakując co drugi stopień. Rozsiadłam się w fotelu i rozejrzałam dookoła. Mieszkanie mojego chłopaka było cudowne.
Mojego chłopaka?
Nie zdeklarował się wobec mnie, ani ja wobec niego, chociaż ma mnie całą. Jednak czy on należy do mnie? W żartach powiedziałam do niego mój, a on temu nie zaprzeczył, ale to była zwykła gra słów. Więc czym byliśmy? Przyjaciółmi? Przyjaciele raczej nie chodzą za ręce i nie spędzają wspólnych nocy. Zaprosił mnie na wyjazd do Europy, czy tak nie robią partnerzy? Zabierają swoje drugie połówki na wycieczki, chcą im pokazać świat. Kolejnym pytaniem było czy należałam do świata Justina. Różniliśmy się. On od dziecka wychowywał się w luksusie, ja dorastałam w typowej klasie średniej. Miałam wszystko czego potrzebowałam, ale często swoje własne zachcianki musiałam odstawić na bok.
- Idziemy? – mężczyzna pojawił się przede mną i wyciągnął do mnie rękę. Złapałam ją i wstałam z fotela, a Justin objął moją twarz dłońmi. – Coś się dzieje?
- Nic – nerwowo pokręciłam głową. – Po prostu myślałam o tym wszystkim – rozejrzałam się po mieszkaniu.
- Wolisz zostać tutaj i porozmawiać? – zrobił się poważny. Uśmiechnęłam się delikatnie i cmoknęłam w usta.
- To nic ważnego, układałam sobie wszystko w głowie – szatyn pocałował mnie w czoło i z powrotem zaprowadził do czarnego audi. Zatrzymaliśmy się pod wysokim, szklanym wieżowcem. Ryan mieszkał kilka przecznic dalej.
- Chodźmy bo ten pajac nie lubi kiedy ktoś się spóźnia, a my jesteśmy spóźnieni pół godziny – Justin zaśmiał się i pociągnął mnie za rękę. Zatrzymaliśmy się dopiero w holu, kiedy poprosił recepcjonistkę o zapowiedzenie jego przyjścia. Nie zdziwiłam się temu, że Ryan mieszkał w równie wielkim apartamencie jak Justin.
- A nie mówiłem, że będą razem? – Ryan podbiegł do mnie zaraz gdy wyszłam z windy i mocno mnie uściskał. Zaśmiałam się, kiedy usłyszałam chrząknięcie Justina. – Nie nadymaj się tak – blondyn klepnął szatyna w plecy i zabrał nasze płaszcze. – Chodź, zapoznam cię z Emmą – razem z Justinem, który mocno trzymał mnie w talii, ruszyliśmy za Ryanem.
- Nie denerwuj się – zamruczał do mojego ucha i pocałował w skroń. – Wyglądasz pięknie – wykrzywiłam usta w uśmiechu. Jakby czytał mi w myślach. Boję się tego, że Emma okaże się wystrojoną lalą, odhaczając kolejne punkty savoir vivre.
- No w końcu – zza wyspy kuchennej energicznie wyszła wysoka brunetka. Była szczupła, ubrana podobnie do mnie, zwykłe jeansy i zwiewna, ciemna koszula. Włosy miała spięte w wysokiego kucyka, mimo to układały się one kaskadami na jej ramieniu.
- Adeline to Emma – Justin przedstawił nas sobie, na co kobieta tylko machnęła ręką.
- Schowaj sobie te zasady to kieszeni – zaśmiała się. Przytuliła mnie mocno, a ja usłyszałam chichot mężczyzn, kiedy zamknęła mnie w mocnych objęciach. – Matko ja już myślałam, że on zawsze będzie sam – wskazała na Justina, który w przeciągu chwili stanął obok mnie. – Chodźcie jeść, przed chwilą nakryłam do stołu – całą trójką ruszyliśmy w stronę jadalni. Usiadłam z Justinem po jednej stronie stołu, a Ryan z Emmą po przeciwnej stronie. Kiedy każdy miał już na talerzu swoją porcję lasagne, brunetka szturchnęła łokciem Ryana, który niemal wypluł swój kęs na talerz.
- Kobieto ostatnio zdziczałaś – powiedział ze skwaszoną miną, rozmasowując bok.
- Zgadnij przez kogo – uśmiechnęła się szeroko, na co ja też się uśmiechnęłam. Poczułam na udzie dłoń Justina, spojrzałam na niego, a on uśmiechnął się delikatnie.
- Chcieliśmy was zaprosić na nasze przyjęcie z okazji zaręczyn w sobotę – Ryan spojrzał na nas wyczekująco.
- Dałeś się złapać przyjacielu – szatyn zaśmiał się, a brunetka zgromiła go wzrokiem.
- I kto to mówi – powiedziała ironicznie. – Ten który nawet nie potrafi trzymać rąk przy sobie podczas obiadu – poczułam jak moje policzki robią się czerwone. Opuściłam głowę, starając się zakryć oznaki mojego zawstydzenia. Justin złapał mnie od razu za dłoń i delikatnie uścisnął. Wiedział, że się zawstydziłam.
- Po prostu powiedz czy pojawisz się ze swoją kobietą – Ryan powiedział wyczerpany, małą sprzeczką między szatynem, a brunetką.
- Adeline? – na dźwięk swojego imienia, spojrzałam na Justina, który patrzył na mnie pytająco. Och, pytał się mnie o zdanie. Chyba tak właśnie robią chłopacy.
- Jasne, że przyjdziemy – powiedziałam w kierunku pary, która siedziała na przeciwko.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę – Emma klasnęła w dłonie. – Moja mama chyba umrze, kiedy zobaczy, że Justin z tobą przyjdzie.
- Ona jeszcze żyje? – odgryzł jej się szatyn.
- Niestety – Ryan westchnął, na co z Justinem wybuchłam śmiechem.
- Dzisiaj śpisz na kanapie – fuknęła Emma. – I nie obchodzi mnie to, że są dwa wolne łóżka. Poznasz co to ból – zmrużyła oczy, kiedy groziła mu palcem. Blondyn objął ją ramieniem i pocałował w skroń.
- I tak mnie kochasz – brunetka przewróciła oczami i uśmiechnęła się szeroko. Kiedy tamta dwójka zatracała się w sobie, spojrzałam na Justina. Przyglądał się mi, a kiedy odwróciłam się w jego kierunku, uniósł moją dłoń i pocałował każdą kostkę. Zagryzłam wargę, starając się nie roześmiać na jego słodki gest.
- Może pójdziemy do salonu? Naleję wam wina, a ja posprzątam.
- Pomogę ci – odpowiedziałam Emmie, a Justin z Ryanem wyszli z jadalni. Jednak zanim szatyn wyszedł, delikatnie pocałował mnie w czoło.
- Od kiedy już tak oficjalnie jesteście z Justinem? – zmarszczyłam czoło, uświadamiając sobie, że tak właściwie to między nami nie ma nic oficjalnego. Wzruszyłam ramionami, starając się uniknąć wzroku brunetki.
- Nie potrafię określić, nawet nie wiem czy to coś oficjalnego – powiedziałam, kiedy wynosiłyśmy naczynia do kuchni.
- Wierz mi, to jest coś oficjalnego. Nigdy nie widziałam Justina takiego jak teraz, a znam go jakieś dziesięć lat – spojrzałam na nią zszokowana. Od razu zaciekawiło mnie jaki on był, chciałam zadać tysiąc pytań i poznać na nie odpowiedź. – W tym tygodniu był nie do zniesienia. Prawie rzucił się na Ryana, kiedy wspomniał o tobie – zachichotała. – Oni są jak bracia, znają się od zawsze. Jessica to chrzestna Ryana – zagryzła wargę zakłopotana. Miałam wrażenie jakby chciała coś powiedzieć.
- Jak poznałaś się z Ryanem? – chciałam z tego jakoś wybrnąć. Emma usiadła na barowym stołku, wyciągając butelkę wina i dwa kieliszki po drodze. Poklepała miejsce obok i nalała dla mnie odrobinę alkoholu, podsuwając mi szkło pod nos.
- Na osiemnastych urodzinach Justina. Jego ojciec chciał wejść w spółkę z moimi, więc z automatu zostałam zaproszona. W czasie imprezy napatoczył się Ryan i już został – zaśmiała się. Wzięłam łyk wina i chciałam już zadać jej kolejne pytania, ale usłyszałyśmy podniesione głosy w salonie. Spojrzałyśmy na siebie porozumiewawczo i razem ruszyłyśmy w tym kierunku.
- Co się stało? – spytałam, kiedy tylko zobaczyłam jak Justin chodzi zdenerwowany po salonie, co chwila ściskając i prostując dłonie. Ryan siedział na kanapie i coś mówił do szatyna, ale kiedy tylko pojawiłam się w pomieszczeniu, przestał.
- Nic takiego – podeszłam do Justina i oparłam dłonie na jego klatce piersiowej. Czułam przyspieszone bicie serca.
- Na pewno? – pokiwał głową, a ja kątem oka zauważyłam jak Emma patrzy się zszokowana na Ryana, kiedy ten coś mówi jej na ucho.
- Chyba lepiej będzie, kiedy pojedziemy – Justin po chwili ciszy złapał mnie za rękę i niemal wyciągnął z mieszkania. Starałam się ją wyszarpać, ale szatyn nie odpuszczał.
- Do zobaczenia w sobotę – usłyszałam za plecami głos Emmy, kiedy sięgnęłam po swój płaszcz i jedyne co mogłam zrobić to wysłać jej przepraszające spojrzenie z windy.
- Co ty sobie do cholery wyobrażasz?! – krzyknęłam kiedy zaczęliśmy zjeżdżać w dół.
- Adeline, po prostu muszę załatwić kilka spraw w mieszkaniu. Zawiozę cię do twojego mieszkania, a potem jeśli chcesz…
- Wrócę sama do swojego mieszkania – powiedziałam, chwilę zanim drzwi się otworzyły. Szybko wyszłam z windy i ruszyłam w stronę wyjścia z parkingu podziemnego. Poczułam uścisk na nadgarstku. – Puść mnie – warknęłam. – Nie masz prawa tak mnie traktować. Cholera wyciągnąłeś mnie siłą z ich mieszkania!
- Nie rozumiesz…
- Tak, właśnie nie rozumiem. Jeżeli tak to ma wyglądać to ja dziękuję – wyszarpałam się z jego uścisku i wyszłam z parkingu podziemnego. Zarzuciłam na siebie płaszcz i ruszyłam w stronę mojego mieszkania. Byłam wściekła, jak on mógł mnie tak potraktować?
Szybko pokonywałam koleje przejścia dla pieszych, kiedy obok mnie zatrzymało się auto Justina.
- Adeline, przepraszam – nie zatrzymywałam się. Dalej szłam przed siebie, mając nadzieję, że w końcu odpuści. – Podwiozę cię do mieszkania, albo będę jechać obok przez całą drogę – prychnęłam pod nosem.
- Miłej jazdy – usłyszałam jak warknął i uderzył w kierownicę.
- Nie wygłupiaj się. Jest późno, a o tej porze nie jest zbyt bezpiecznie.
- Uwierz mi, mieszkałam w gorszej dzielnicy – zaśmiałam się pod nosem na jego argument. Dodał gazu i zaparkował na chodniku tamując mi przejście. Wysiadł z auta i stanął przede mnie, chwytając za ramiona.
- Przepraszam, coś mnie zdenerwowało. Proszę cię, pozwól się podwieźć do mieszkania, a ja nie będę się o ciebie martwić i wydzwaniać czy już dotarłaś – westchnęłam. Wiedziałam, że nie odpuści. I albo pozwolę się podwieźć, albo będzie mnie męczyć, aż nie wejdę do mojego mieszkania.
Wyminęłam go i wsiadłam do auta. Po chwili siedział obok i jechaliśmy w całkowitej ciszy. Kiedy już zaparkował pod moim blokiem, a ja miałam wysiadać, powstrzymał mnie, łapiąc za dłoń.
- Adeline, przepraszam. Jest mi naprawdę przykro – mruknął, obejmując moją dłoń.
- Wiem Justin, szkoda że po fakcie dokonanym.
- Porozmawiamy jutro? W czasie lunchu? – westchnęłam.
- Okej – powiedziałam zanim wysiadłam z auta. Byłam na niego zła, a nawet wściekła. Cholera, nie mógł tak ze mną postępować. Do tego kompletnie nie wiem co go tak zdenerwowało.
Zaczęłam przygotowywać dla siebie kolację. Moje emocje nadal nie opadły i nadal najchętniej rozszarpałabym szatyna w tym jego drogim garniturze. Byliśmy razem? Nie wiem. Zbliżyliśmy się do siebie, to na pewno, ale miałam nadzieję, że jego postępowanie zmieni się.
Nikt nie zmienia się w ciągu kilku dni.
Westchnęłam, kiedy zasiadłam przed telewizorem z kilkoma kanapkami. Justin przyciągał mnie do siebie, jednak wiedziałam, że jeśli takie sytuacje będą zdarzać się częściej to nie mogę pozwolić sobie na takie traktowanie. Nie chcę być jego podwładną, którą będzie mógł pieprzyć za każdym razem gdy sobie o tym przypomnij, albo zabierać jako pustą blondyneczkę na przyjęcia, żeby mógł się mną pochwalić przed bogatymi znajomymi.
Kilka minut przed dziewiątą wieczorem usłyszałam dzwonek mojej komórki. Westchnęłam, kiedy na wyświetlaczu pojawiło się imię mojego chłopaka (chyba).
- Słucham – mruknęłam do słuchawki.
- Jesteś na mnie zła? – usłyszałam jego skruszony głos. – Adeline powiedz coś – ponaglił mnie gdy nie odpowiadałam przez dłuższą chwilę.
- Możesz mi przynajmniej powiedzieć kto do ciebie dzwonił i co ci powiedział, że musiałeś tak nagle wyjść?
Zasługiwałam na to. Jako jego partnerka miałam prawo wiedzieć o takich rzeczach, tym bardziej, że przez tę całą sytuację, zostałam wyciągnięta siłą z mieszkania jego przyjaciół.
- To nic ważnego, już wszystko załatwiłem i to nigdy więcej się nie powtórzy – powiedział szybko, a ja przewróciłam oczami. – Jutro spotkamy się w czasie lunchu?
Nie wiedziałam co zrobić. Cholera, to było pogmatwane. On i to całe jego zachowanie było co najmniej dziwne. Chyba nikt od tak sobie z powodu zwykłego telefonu nie wybiega z mieszkania, na dodatek kto dzwoni z jakimiś ważnymi sprawami w niedzielę wieczorem?
- Zasługuję na to żeby wiedzieć Justin – usłyszałam po drugiej stronie westchnięcie. – Jak mam ci ufać skoro nie jesteś ze mną szczery?
- Nie chcę cię zadręczać niepotrzebnymi sprawami – odpowiedział nerwowo. – Poza tym to nic ważnego, mówiłem ci już.
- Tak, jasne – mój ton głosu był ironiczny.
- Czemu tak się zachowujesz?
Niemal zaśmiałam się na dobór jego słów. Ja? To on zachowywał się jak rozkapryszony gówniarz.
- Ta rozmowa nie ma sensu. Do jutra Justin – rozłączyłam się nim zdążył mi odpowiedzieć. Wyłączyłam telefon bo wiedziałam, że będzie do mnie dzwonić. Ruszyłam pod prysznic i wcześnie położyłam się spać bo cały dzień mnie przytłoczył.
Rano nadal rozmyślałam nad dziwnym zachowaniem Justina. Podobno nie było go w firmie, ale nie przejęłam się tym zbytnio. Chciałam być sama, a gdyby tu był zapewnie zajrzałby do mojego gabinetu i zasypał mnóstwem pytań. Martwiłam się, ale wiedziałam, że nic mu nie jest bo pewnie Jacob by mnie o tym powiadomił.
Zostało jeszcze pół godziny do lunchu, kiedy stałam przy ksero, robiąc kopię potrzebnych mi dokumentów. Poczułam jak duże dłonie obejmują moje biodra i przyciągają do siebie.
- Nadal się na mnie gniewasz? – przewróciłam oczami, kiedy Justin wymamrotał to, składając delikatne pocałunki na mojej szyi. Wyrwałam się z jego objęć i obróciłam przodem, splatając dłonie na piersiach.
- Co ty sobie do cholery wyobrażasz? – warknęłam. – Wiesz co by się mogło stać gdyby ktoś nas zobaczył? – wyrzuciłam dłonie w górę. Szatyn automatycznie się wyprostował i przetarł dłonią twarz. Wyglądał na zmęczonego.
- Przesadzasz. Nikt cię stąd nie wyrzuci dopóki ja jestem prezesem, a tak się składa, że nikt oprócz mnie samego nie może mnie zwolnić – jęknęłam, słysząc jego zuchwały ton. - Zabieram cię na lunch – chwycił moją dłoń, a ja automatycznie spojrzałam na zegarek.
- Zostało jeszcze ponad dwadzieścia minut.
- Wpiszesz w papierach, że miałaś spotkanie biznesowe – wzruszył ramionami. Poddałam mu się, bo nie miałam ochoty robić sceny na środku firmy. Kiedy wychodziliśmy z budynku, położył dłoń na mojej talii i przyciągnął mnie do siebie. Pocałował w skroń i zanurzył nos w moich włosach, zaciągając się ich zapachem.
- Przestań Justin – jęknęłam, delikatnie odpychając go od siebie. – Naprawdę nie chcę żadnych plotek – szatyn nie zareagował, tylko otworzył mi drzwi auta. Za kierownicą siedział Jacob i uśmiechnął się, kiedy wsiadłam na tylnie siedzenie pasażera.
- Tam gdzie zawsze – powiedział Justin, kiedy usiadł obok. Chwycił moją dłoń i splótł nasze palce na moim udzie. We wstecznym lusterku zauważyłam wesoły wzrok Jacoba, który co chwila na nas zerkał.
Przez całą podróż, nie odezwałam się do szatyna słowem. Starałam się jakoś ignorować ciepłą dłoń Justina, ale ta ciągle mnie rozpraszała. Jego rytmiczne ruchy kciukiem, kiedy gładził moje kostki, były wręcz hipnotyzujące. Byłam tak zajęta swoimi myślami, że nawet nie zorientowałam się, że auto zatrzymało się obok kawiarni. Dopiero gdy Justin otworzył mi drzwi i podał mi dłoń zorientowałam się, że mam wysiąść. Splótł nasze palce i pociągnął mnie w stronę schodów, które prowadziły na przeszklone piętro kawiarni. Nie było dużo osób, pora lunchu zaczynała się dopiero za jakieś dwadzieścia minut.
- Nadal jesteś zła? – zamruczał do mojego ucha, kiedy dosunął za mną krzesełko. Westchnęłam i pokręciłam głową, dając mu znak, żeby odpuścił. Usiadł po przeciwnej stronie stolika i przyglądał mi się intensywnie. – Adeline…
- Justin to już nie ważne, naprawdę. Przestań się tak zachowywać, jakbym była przedmiotem, a wszystko będzie dobrze – szatyn zaczął coś mówić, ale szybko przerwał bo podszedł do nas kelner. Zamówiłam koktajl malinowy i tosty, a Justin jakąś sałatkę i sok pomarańczowy.
- Dzisiaj zabieram cię na zakupy – uśmiechnął się w moim kierunku. Miałam wrażenie, że był dość podekscytowany co mnie rozśmieszyło.
- Sama pójdę coś sobie kupić, kiedy dostanę wypłatę.
- Ale ja chcę to zrobić, poza tym pewnie chciałabyś kupić jakąś sukienkę na przyjęcie z okazji zaręczyn Ryana – wzruszył ramionami. Westchnęłam, miał rację.
- Wiesz gdzie będzie to przyjęcie? – oparłam głowę na splecionych dłoniach.
- W domu ojca Ryana. Na Rodeo Drive w Beverly Hills – zatkało mnie. Przecież to było po drugiej stronie Stanów.
- Jak my tam się dostaniemy, przecież…
- Mała nie martw się – puścił do mnie oczko. – Wszystko już jest załatwione i jedyne czym się musisz przejmować to kolorem sukienki – splotłam ramiona na piersiach obrażona. Za kogo on mnie uważał? Za zwykłą panienkę, która ma tylko pięknie wyglądać? – Co się stało? – ściągnął brwi. W tym samym momencie kelner przyniósł nasze zamówienie.
- Nic, przecież mam tylko myśleć o kolorze mojej sukienki – powiedziałam z przekąsem, na co Bieber się zaśmiał.
- Tylko tak powiedziałem, przecież jesteś jedną z najbardziej inteligentnych osób jakie znam – chwycił moją dłoń i splótł nasze palce. – Polecimy prywatnym samolotem w piątek po pracy i w Beverly Hills mamy zarezerwowany pokój w hotelu. Zostaniemy tam do niedzieli i po południu wrócimy.
- Trzeba było tak od razu – mruknęłam i wysunęłam dłoń z jego uścisku. – Czemu nie było cię dzisiaj w firmie od rana? – powiedziałam między kęsami tosta.
- Miałem do załatwienia kilka spraw z inwestorami – wzruszył ramionami. – Nic takiego. Może po zakupach pojedziesz do mnie? – spojrzał na mnie z nadzieją, a ja wiedziałam co kryje się za tym wzrokiem. Skończę z nim w łóżku. Nie żeby mi się to nie podobało, ale chyba ciągle gdzieś z tyłu głowy mam nasz pierwszy raz.
- Justin przecież jutro mam pracę – westchnęłam. – Dzisiaj muszę zacząć robić wykresy na spotkanie z inwestorami z Azji.
- Rozumiem. Zawiozę cię do mieszkania żebyś się przebrała po pracy i pojedziemy na zakupy – uśmiechnęłam i pokiwałam głową. Średnio cieszyłam się na zakupy, ale dobrze wiedziałam, że będąc z Justinem muszę prezentować się nienagannie. Bałam się tego co mnie czeka i sama nie byłam pewna czy jestem odpowiednią osobą na odpowiednim miejscu.
- Adeline? – poczułam szarpnięcie dłoni. Ocknęłam się i skupiłam wzrok na Justinie. – Co się dzieje?
- Nic – wzruszyłam ramionami. – Po prostu się zamyśliłam – odłożyłam sztućce na czysty talerz i dopiłam do końca mój koktajl.
- Chodźmy już – wyciągnął do mnie dłoń, zaraz po tym, gdy pod talerzykiem położył pięćdziesięciodolarowy banknot. Splótł nasze dłonie i wyszliśmy z kawiarni.
- Ostatnio często się zamyślasz – zatrzymał się przede mną i oplótł moją talię dłońmi.
- Po prostu muszę nad tym wszystkim pomyśleć. Wszystko jest dla mnie nowe – szatyn pochylił się i pocałował mnie delikatnie.
- Dla mnie też – uśmiechnęłam się delikatnie i spojrzałam na Justina. Pogładził mój policzek i otworzył drzwi do auta. Wsiadłam do pojazdu, czekając aż mój (chyba) chłopak do mnie dołączy.
Oboje jesteśmy w tym nowi.

2 komentarze:

  1. Genialny. Szkoda, że Jus nie określił w jakiej relacji są z Adi. Słodcy są razem. Cieszę się, że napisałaś w ciągu tygodnia i mam nadzieję na więcej takich dodatków. Czekam na next 😚

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny <3 ale Adi czasami troche przesadza :D i za bardzo sie czepia Justina

    OdpowiedzUsuń