Kiedy w piątek rano weszłam do firmy,
pierwszą osobą, którą zobaczyłam był Justin. Podszedł do mnie i oplótł swoje
ramiona wokół mojej talii.
- Dzisiaj zarząd chce nas sobaczyć –
pochylił się, mówiąc wprost do mojego ucha.
- Ciebie też miło widzieć Justin.
Mówisz, że twoja dwudniowa, nagła delegacja była nudna i strasznie za mną
tęskniłeś? – powiedziałam ironicznie, na co szatyn się zaśmiał. Nie widziałam
go od środy, kiedy to w kanadyjskim oddziale firmy zaczęły sypać się projekty i
musiał pilnie tam wyjechać. Nadal uważałam, że miał po prostu dość moich wahań
nastroju, narzekania i fukania na wszystko przez comiesięczną, kobiecą
przypadłość.
- Przepraszam – szybko pocałował mnie
w skroń i pociągnął w stronę jego prywatnej windy. – Jestem wkurzony na
kapusia, który wypaplał zarządowi o nas – oparł się o ścianę, przytulając mnie
do siebie.
- Mówiłam ci, że tak to się kończy –
westchnęłam. – Teraz spędzimy kilka godzin, zapewniając jakąś bandę nadętych
bogaczy o tym, że nasze relacje nie będą wpływały na firmę. – Justin jedynie
westchnął. Wychodząc z windy, przywitał się ze swoją prywatną asystentką, a potem
oboje zniknęliśmy w jego gabinecie. – Tęskniłem za tobą – przyciągnął mnie do
siebie, zaraz po zamknięciu drzwi. – Cholernie mi ciebie brakowało – mruknął do
mojego ucha, a po moich plecach przeszły dreszcze na dźwięk jego głosu.
- Mi ciebie też – spojrzałam w jego
oczy, a on uśmiechnął się szeroko. Wspięłam się na palce, kładąc dłonie na
karku szatyna i cmoknęłam go w usta. Justin nie pozwolił mi się odsunąć tylko
pogłębił pocałunek, przez co niekontrolowanie jęknęłam. Jego ręce zaczęły
niebezpiecznie podwijać moją spódniczkę do góry i ściskać moje pośladki. –
Justin… - przerwałam pocałunek, obciągając spódnicę. – Jeśli za chwilę nie
pojawię się na cotygodniowym zebraniu i nie oddam sprawozdania to jedyne co
będziesz mógł zrobić, to podpisać moje natychmiastowe zwolnienie – szatyn
westchnął i odrzucił głowę do tyłu. Pocałowałam go szybko w odsłoniętą szyję i
wyszłam z gabinetu, żegnając się z asystentką delikatnym uśmiechem.
Wbiegłam do swojego niewielkiego
gabinetu i chwyciłam plik kartek leżących na biurku oraz laptopa. Wychodząc z
pomieszczenia wpadłam na wysoką, rudą kobietę, która z niewiadomego powodu
spojrzała na mnie z satysfakcją.
- Miłego wyjazdu z Justinem do
Beverly Hills – rzuciła mi ostatnie spojrzenie i odeszła pewnym krokiem.
Patrzyłam na jej oddalającą się sylwetkę zszokowana. Nie znałam tej kobiety,
pewnie nawet nie pracowała w firmie, a doskonale znała plany moje i Justina.
Nie mogłam dłużej stać i wpatrywać
się w pusty korytarz, szybko pozbierałam się po tym dziwnym zdarzeniu i
ruszyłam na cotygodniowe zebranie.
***
- Panie Bieber, jest pan pewny, że
pana znajomość z panną Gavi w żaden sposób nie wpłynęła na jej awans? – Justin
westchnął zniecierpliwiony i jestem pewna, że każdego członka zarządu zabił w
myślach, przynajmniej trzy razy.
Siedziałam obok Justina przed całym
zarządem firmy. Zgraja bogatych facetów i kilka wypudrowanych kobiet,
przepytywali mnie i Justina od ponad godziny. Już zaczęłam się zastanawiać czy
naprawdę te wszystkie informacje są im potrzebne, czy tylko są ciekawi.
- Mark, cholera, ile razy mam ci
opowiadać tę samą historię, tylko, że na inny sposób? To po woli zaczyna robić
się niedorzeczne – szatyn nerwowo podrygiwał nogą, gdy mężczyzna uśmiechnął się
pobłażliwie.
- Musisz odpowiedzieć – wzruszył
ramionami, a te kilka kobiet niemal dostało orgazmu, gdy Justin zaśmiał się
perliście.
- Nie wpłynął – westchnął. – Poza tym
sami widzieliście jej prace i dobrze wiecie z jakich kłopotów nas wyciągnęła.
Nawet gdyby nasz związek wpłynął na jej szybki awans, nie mogliśmy wyjść na tym
lepiej – uśmiechnęłam się w duszy słysząc słowa Justina. Chciałam złapać go za
rękę, ale w tym towarzystwie bałam się nawet oddychać, a co dopiero wykonać
jakiś ruch.
- A więc wasza znajomość mogła
wpłynąć na jej awans? – odezwała się jakaś kobieta ubrana w czarny garnitur.
- Sandra, chyba już odpowiedział –
Jessica wyprzedziła Justina, który już niemal gotował się ze złości. Wyraźnie
nie podobało mu się, że zarząd, na tym polu, miał nad nim znaczącą przewagę.
- Nasza znajomość w żadnym stopniu
nie wpłynęła na awans Adeline. Jeżeli znajdziecie kogoś lepszego, sam ją
zwolnię – szatyn szybko wstał z fotela i wyciągnął do mnie dłoń. – Mam
nadzieję, że zaspokoiliście swoją ciekawość i wiecie tyle o moim życiu
prywatnym ile chcieliście wiedzieć. Macie dostarczyć potrzebne dokumenty do
podpisania, do mojego gabinetu przed piątą po południu – słysząc jego władczy
głos kilka osób niemal skuliło się na swoim miejscu. Ścisnęłam mocniej jego
dłoń i gładziłam kłykcie, aby dodać mu otuchy i odrobinę uspokoić. – Do
zobaczeniu na zebraniu o pierwszej – powiedział gdy ruszyliśmy w stronę drzwi.
Wychodząc na korytarz, miałam wrażenie, że Justin zapomniał o mojej obecności.
Przeklinał cicho pod nosem zanim nie stanęliśmy przed drzwiami windy.
- Przynajmniej mamy to za sobą –
pogładziłam go po przedramieniu. Wziął głęboki oddech i pokiwał głową.
- Nikt nie wpływa mi na nerwy jak ta
zgraja. Myślą, że będąc w zarządzie, mogą wszystko – mruknął pod nosem.
Weszliśmy do windy, a ja stanęłam przed Justinem, obejmując dłońmi jego twarz.
- To przecież ty tutaj jesteś
prezesem – powiedziałam, naśladując jego głos. Zaśmiał się słysząc mój
przedrzeźniający ton i objął mnie w talii.
- A ty teraz oficjalną dziewczyną
prezesa – cmoknął mnie w usta i uśmiechnął szeroko. – Już mi się nie wywiniesz
– mruknął do mojego ucha, a ja poczułam ciarki na plecach.
- Przestań – zaśmiałam się, gdy
delikatnie całował mnie w szyję, co powodowało u mnie łaskotki. Nie reagował
tylko dalej kontynuował swoją zabawę, aż nie usłyszeliśmy charakterystycznego
dźwięku dającego znać, że winda zatrzymała się na odpowiednim piętrze. Jak
zawsze, Justin splótł nasze dłonie przed wyjściem z windy, a potem pociągnął
mnie w stronę gabinetu.
- Witaj Justin – dobiegł nas głos.
Odwróciłam się w tamtym kierunku i zobaczyłam tę samą kobietę, na którą wpadłam
rano na korytarzu.
- Przyjdę po ciebie kilka minut przed
zakończeniem pracy – Justin niemal wyszeptał mi wprost do ucha. Spojrzałam na
niego zszokowana, na co on tylko cmoknął mnie w skroń i delikatnie popchnął w
stronę windy. Wyminęłam rudą kobietę, która uśmiechnęła się do mnie
tryumfalnie.
Przez resztę dnia, próbowałam się
skupić na pracy, ale ciągle myślałam o tej kobiecie. Na jej widok Justin
wyraźnie się spiął, jakby jej obecność coś komplikowała, jakby związana z nią
była jakaś tajemnica.
- Mam dla ciebie późny lunch – Olaf
wszedł do mojego gabinetu bez pukania. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał
kilka minut po drugiej.
- Mam nadzieję, że jest tam coś z
alkoholem – mruknęłam, gdy blondyn podał mi papierową torbę z logo chińskiej
knajpy.
- Bieber coś znowu nawywijał? –
usiadł po przeciwnej stronie biurka i ułożył dłonie pod brodą. Podałam mu jedno
pudełko kurczaka z warzywami, a dla siebie wzięłam drugie, razem z kompletem
pałeczek.
- Nic, jeszcze nic – wzruszyłam
ramionami. – Tylko pojawiła się tutaj jakaś kobieta, która wie o nas
zaskakująco dużo, a on na jej widok staje na baczność. Normalny dzień w firmie
– przewróciłam ironicznie oczami.
- Może to jakaś ex-dziewczyna? Albo
ex-dziewczyna-od-perwersyjnego-seksu? Albo…
- Przestań – przerwałam mu jego
wywód. – Nie pomagasz.
Przez następne dwadzieścia minut
wysłuchiwałam mrocznych historyjek, autorstwa Olafa, o przeszłości Biebera. I
wyszło na to, że jednak jego mroczna
strona jest tak naprawdę czymś zupełnie łagodnym, a on sam ma naturę
potulnego baranka w zestawieniu z przewidywaniami Olafa.
Reszta dnia minęła mi spokojnie.
Każdy pracował wolniej i nikt nie miał mu tego za złe z okazji zbliżającego się
weekendu. Ludzie już od piątej snuli się bezczynnie po firmie, odliczając
minuty do dwóch dni wolności. Ja zamknęłam wszelkie zestawienia na ten tydzień
i otwarłam na kolejny, więc po prostu nie miałam co robić. Nie było to dla mnie
zbyt dobre, bo jedyne na czym mogłam się skupić to dzisiejszy wyjazd i
jutrzejsze przyjęcie. Pomijając fakt, że nie znałam tam nikogo, to przyjęcie
miało być wystawne, zarezerwowane jedynie dla śmietanki towarzyskiej. Pasowałam
do tych ludzi jak klapek do kozaka. Pojawię się tam tylko ze względu na Justina
i będę tam postrzegana przez pryzmat pani
do towarzystwa prezesa, ewentualnie dziewczyny
lecącej na kasę. Nie wiem która opcja będzie lepsza.
Rozsiadłam się wygodnie w fotelu i
zamknęłam oczy. Starałam się wygonić z mojej głowy wszelkie złe myśli, jednak było
to niemożliwe. Starałam się myśleć o wszystkim byle nie o zbliżającym się dniu,
ale kiedy już myślałam, że dałam sobie z tym radę, nachodziła mnie nowa fala
natrętnych myśli.
- Panno Gavi – usłyszałam
chrząknięcie. W progu stał Jacob z kluczykami w dłoni. – Panu Bieberowi coś
wypadło, spotkacie się na lotnisku. Zawiozę panią do mieszkania, będzie miała
pani chwilę na odświeżenie się, a ja zabiorę bagaże.
Wydawał się być zdenerwowany. Jednak
nie chciałam wnikać w szczegóły, może ta nagła zmiana planów Justina go tak
zdenerwowała. Miał mieć cały weekend dla siebie, a okazało się, że musi bawić
się w moją nianię.
Posłusznie ruszyłam za kierowcą i po
kilku minutach siedziałam na tylnym siedzeniu czarnego audi. Całą drogę do
mojego mieszkania spędziłam rozmyślając o tamtej kobiecie. Była niezwykle
elegancka, poruszała się z wrodzoną gracją, niemal jak kotka.
To
kobieta dla Justina.
Ma romans?
To nie możliwe. Nie robiłby tego
wszystkiego gdyby mógł odejść ode mnie w każdej chwili do innej kobiety. Chyba.
Gdy auto się zatrzymało, razem z
Jacobem ruszyłam do mojego mieszkania. Wchodząc do środka poczułam, przyjemny i
znajomy zapach.
- Może się czegoś napijesz? –
spojrzałam w stronę mężczyzny, który już zajął się walizką stojącą obok drzwi
wejściowych.
- Nie, dziękuję, poczekam na panią w
aucie – uśmiechnęłam się słysząc, że odruchowo zwraca się do mnie na pani, mimo, że wcześniej wyraźnie
prosiłam go, żeby mówił mi po imieniu.
- Jesteś pewien? Wiem, że miałeś mieć
już wolne i możesz być zły. Równie dobrze mogłabym jechać sama na lotnisko –
zaśmiałam się, a Jacob tylko wzruszył ramionami. - Zrobię ci ciepłej herbaty,
szybciej minie ci czas przed telewizorem niż w aucie. Kiedy wrócisz będzie
tutaj na ciebie czekać – wskazałam na stół w kuchni. Mężczyzna pokiwał głową i
wyszedł z mieszkania. W tej samej chwili elektryczny czajnik charakterystycznie
zapiszczał, dając mi znak, że woda się
zagotowała. Zalałam herbatę, obok kubka postawiłam cukierniczkę i talerzyk z
ciasteczkami.
Miałam jeszcze jakąś godzinę na
przygotowanie się, więc bez pośpiechu ruszyłam do sypialni, skąd wzięłam
wcześniej przygotowane ubrania. Wybrałam zwykłe jeansy, czarną koszulkę i
gruby, szary sweter. Z komody wzięłam świeżą bieliznę i ruszyłam do łazienki.
Prysznic zajął mi jakieś piętnaście minut, więc bez pośpiechu mogłam wysuszyć
włosy i nałożyć delikatny makijaż. Po całym tygodniu w pracy i niewysypiania
się, moja cera nie wyglądała zbyt dobrze. Dziesięć minut przed końcem czasu
wyszłam z łazienki i tak jak się spodziewałam, zastałam Jacoba przed
telewizorem.
- Gdzie w ogóle jest Justin? –
usiadłam obok niego, chwytając z talerzyka ciasteczko. Spojrzałam na niego
wyczekująco, a ten wydawał się być zmieszany. – O co tutaj chodzi? – ściągnęłam
brwi, na co mężczyzna tylko westchnął.
- Chciałabym powiedzieć, ale sam
dokładnie nie wiem. Nie posiadam całkowitej wiedzy o panu Bieberze, ale proszę
się nie martwić – wstał z kanapy i poprawił marynarkę. – Na nas już czas –
chciałam zadać jeszcze kilka pytań, ale mężczyzna wyraźnie nie miał ochoty
rozmawiać. Miałam wrażenie, że każdy coś wie o Justinie, oprócz mnie. Nawet
jego asystentka prawdopodobnie wiedziała więcej o nim, niż ja.
Może
oni też…
Och,
przestań z niego robić męską dziwkę.
Przecież
jest piękną kobietą…
Zamknij
się!
- Jesteśmy na miejscu – usłyszałam
głos kierowcy. Znajdowaliśmy się na płycie lotniska, po środku stał prywatny
samolot.
- Dziękuję – wysiadłam z auta. Ktoś
już zabrał moją walizkę do samolotu, a Justin stał odwrócony plecami i
rozmawiał z pilotem samolotu. Zaczął wiać silny wiatr i padać śnieg, a ja dalej
stałam w miejscu, nawet nie otulając się szczelnie swetrem bo nie mogłam się
skupić na niczym innym niż wysoki szatyn.
- Panno Gavi… - spojrzałam na
stewardesę, która posłała mi firmowy uśmiech. – Zapraszam do środka – wskazała
mi kierunek dłonią. Ruszyłam we wskazanym mi kierunku nie odrywając wzroku od
Justina. Kiedy zaczęłam wchodzić po schodach, mężczyzna odwrócił się na moment
i delikatnie kiwnął głową na powitanie, a potem znowu odwrócił wzrok. Poczułam
jak oczy zachodzą mi łzami. On po prostu mnie zignorował. Szybko weszłam do
środka i zajęłam miejsce w skórzanym fotelu.
Nie wiedziałam co mnie tak bardzo
zabolało w spojrzeniu Justina. Zobaczyłam w nim coś… Sama nie wiedziałam co.
Miałam przeczucie, że coś się wydarzy w najbliższej przyszłości. Coś nad czym
nie będę mogła zapanować.
Kiedy usłyszałam odgłos uruchamianych
silników samolotu, obok mnie pojawił się Justin. Usiadł w fotelu obok i chwycił
moją dłoń. Pocałował każdą kostkę i ułożył na moim udzie.
- Coś się stało? – spojrzał w moim
kierunku. Bałam się na niego spojrzeć, jednak musiałam to zrobić, aby nie
zachowywać się jak obrażona smarkula.
- Nic – uśmiechnęłam się delikatnie.
– Po prostu zastanawiam się czy na pewno chcesz ze mną tam lecieć, czy jestem
dla ciebie odpowiednią partnerką na tym przyjęciu – wzruszyłam ramionami.
Szatyn wstał z fotela i kucnął przede mną.
- Będziesz najlepszą i najpiękniejszą
partnerką na tym przyjęciu – zaśmiał się, ale znów wrócił na swoje miejsce gdy
pilot poinformował nas o zapięciu pasów.
- Dlaczego po mnie nie przyjechałeś?
- Musiałem uporządkować kilka spraw,
jeżeli chciałem mieć spokojne weekend. W ciągu tych dwóch dni, chcę się skupić
tylko na tobie – pochylił się i pocałował mnie w skroń. Uśmiechnęłam się
zawstydzona. Spojrzałam na szatyna, który spojrzał na mnie ostatni raz, a
później skupił się na widoku za oknem.
Mimo wcześniejszych zapewnień był
nieobecny przez całą podróż. Wydawał się nad czymś intensywnie myśleć. Przez
całą podróż starałam się czymś zająć byle nie myśleć nad powodem ignorowania
mnie przez Justina. Nasza rozmowa polegała na zadawaniu pytań Justinowi i jego
cichym pomrukiwaniu. Trzy godziny były dla mnie niemal wiecznością. Kiedy
wylądowaliśmy, niemal odetchnęłam z ulgą. Nie wierzyłam, że kiedykolwiek to
powiem, ale miałam dość przebywania z nim w jednym pomieszczeniu.
Na lotnisku czekało na nas
podstawione auto, zanim wysiedliśmy, nasze bagaże znajdowały się już w aucie.
Niemal pisnęłam z zachwytu, wchodząc do holu hotelu. Podczas gdy Justin
podszedł do rejestracji, żeby odebrać karty do naszego pokoju, ja chłonęłam
każdy szczegół. Piękne bukiety zdobiące każdy stolik, niemal błagały żeby je
powąchać. Pracownicy, ubrani w identyczne uniformy, nadawali temu miejscu
niezwykłego szyku i powagi.
- Chodźmy już, zaraz przywiozą nasze
bagaże – szatyn objął mnie w talii i zaprowadził do windy. Wjechaliśmy na
ostatnie piętro, gdzie znajdował się nasz pokój.
- Witamy w naszym hotelu, apartament
prezydencki do państwa dyspozycji. Bagaże są w środku, w razie jakichkolwiek
problemów proszę dzwonić. Życzę miłego pobytu – lokaj ukłonił się, otwierając
nam drzwi. Weszliśmy do apartamentu i
ponownie zaprało mi dech w piersiach. Był ogromny, wielkości dużego mieszkania.
Umeblowany był w bogatym stylu, teraz już wiem, dlaczego nazwano go apartamentem prezydenckim.
- Podoba ci się? – Justin po raz
pierwszy odezwał się z własnej woli od jakiś dwóch godzin.
- Jest przepiękny – uśmiechnęłam się
szeroko i spojrzałam na szatyna. Zarzuciłam ramiona na jego szyję i wspięłam
się na palce by móc dosięgnąć jego ust. Przyglądał mi się przez chwilę i znowu
intensywnie nad czymś myślał. Wziął głęboki oddech i odgarnął włosy z mojej
twarz.
- To ty jesteś przepiękna –
odpowiedział po kilku chwilach. Złączył nasze usta przyciągając mnie mocno do
siebie. Wziął mnie na ręce i usiadł na łóżku, przez co siedziałam na nim
okrakiem. Szybko przerzucił mnie na plecy i całował mój dekolt i szyję. Po
chwili jego pocałunki był coraz bardziej delikatne, aż w końcu tylko delikatnie
wodził nosem po mojej skórze. – Idź pod prysznic, jesteś zmęczona i potrzebujesz
snu. Jutro będziemy mieć cały dzień dla siebie.
- Nie jestem zmęczona – jęknęłam i jak
na złość ziewnęłam. Szatyn zaśmiał się i pocałował mnie w nos. Podał mi dłonie
i pomógł wstać z łóżka.
- Tam są nasze bagaże – wskazał na
walizki pod ścianą. – Kiedy będziesz w łazience odpowiem na kilka maili –
pchnął mnie w stronę walizek.
Będąc w łazience rozmyślałam nad
zachowaniem Justina. Wydawało mi się, jakbym była powodem jego rozmyślań.
Może on…
Nie,
to niemożliwe.
Szybko odświeżyłam się pod prysznicem
i wyszłam z łazienki, przebrana w kusą koszulę nocną, którą kupił mi Justin. Zaśmiałam
się, widząc go kucającego przy walizkach, szukając czegoś dla siebie. Słysząc
mój śmiech, od razu podniósł wzrok.
- Mówiłem ci, że będziesz w niej
cudownie wyglądać – uśmiechnął się łobuzersko i podszedł do mnie, kładąc dłoń
na moich pośladkach. Cmoknął mnie w usta, jednocześnie szczypiąc mnie w tyłek,
na co pisnęłam. Usłyszałam śmiech Justina, a potem zniknął za drzwiami w
łazience.
Z uśmiechem na ustach położyłam się
na łóżku i przykryłam cudownie pachnącą kołdrą. Kiedy zaczynałam zasypiać,
poczułam oplatające mnie silne ramiona i delikatny pocałunek na ramieniu.
- Jesteś dla mnie wszystkim –
usłyszałam jak przez mgłę głos Justina i całkowicie odpłynęłam.
Obudziłam się niezwykle wypoczęta i szczęśliwa.
Miałam nadzieję, że Justin odgonił jego własne demony już na dobre i już nigdy nie będziemy przeżywać z jego
powodu żadnych cichych dni (no ściślej rzecz ujmując to godzin). Obok mnie
nikogo nie było, więc postanowiłam doprowadzić się do porządku i przygotować
swoją kreację na wieczór.
Po wyszczotkowaniu zębów, związaniu
włosów w wysokiego kucyka i ubraniu wygodnych ubrań, musiałam wybrać sukienkę.
Kompletnie nie wiedziałam która będzie najlepsza, w jakim stylu będzie
przyjęcie, czy postawić na coś bardziej stonowanego czy też może mogę zaszaleć
z intensywnym kolorem sukni.
Powiesiłam trzy kreacje od Elie Saab
i zaczęłam się im przyglądać. Od razu odrzuciłam błękitną, była zbyt… odkryta.
Pozostało mi wybrać między ciemnozieloną, a ciemnoróżową.
- W obydwóch będziesz wyglądać
cudownie – usłyszałam za plecami głos Justina. Odwróciłam się i zobaczyłam go
opartego o barek, pijącego łapczywie wodę. Na jego skroniach błyszczały
kropelki potu, co oznaczało, że był na siłowni.
- Nie pomagasz – westchnęłam. –
Myślisz, że Emma będzie mieć chwilę?
- Nie wiem – wzruszył ramionami. –
Dam ci jej numer i zadzwoń – wyciągnął z kieszeni komórkę. Podałam mu swoją, a
on szybko przepisał ciąg liczb. Oddał mi telefon z już zapisanym kontaktem. –
Idę pod prysznic – cmoknął mnie w skroń, a ja zadzwoniłam do Emmy. Po kilku
sekundach usłyszałam jej głos.
- Słucham?
- Cześć, tu Adeline, mam nadzieję, że
ci nie przeszkadzam…
- Już się bałam, że to znowu jakiś
natrętny dziennikarz starający się namówić mnie i Ryana na wywiad – niemal
wykrzyczała do telefonu, a ja zachichotałam. – Co się stało kochana? Mam
nadzieję, że nie chcesz odwołać przyjścia.
- Nie – szybko zaprzeczyłam. – Po
prostu nie mam pojęcia, która sukienka będzie bardziej odpowiednia i miałam
nadzieję, że będziesz mieć dla mnie kilka minut – zdenerwowana zagryzłam wargi.
- Bieber pewnie ubrałby cię w habit –
zaśmiała się. – Będę w waszym hotelu za jakieś trzydzieści minut, będę miała
pretekst, żeby uciec od mojej natrętnej matki.
- Dzięki, do zobaczenia –
odpowiedziałam wesoło.
- Pa – zakończyłam połączenie i
ponownie spojrzałam na dwie sukienki. Zielona była długa aż do ziemi, jednak
materiał był cienki i zwiewny. Na całej długości wszyte były malutkie
kryształki, przez co przy każdym ruchu lśniła. Rękaw miała długi, za to odkryte
plecy i dekolt w łódkę, przez co sprawiała wrażenie eleganckiej i wyszukanej.
Różowa była krótsza w klasycznym stylu. Na cienkich ramiączkach, które na
plecach łączyły się z materiałem sukienki za łopatkami, przód z klasycznym dekoltem
w kształcie litery v. Pas wyszyty był gęsto kryształkami, które rozchodziły się
coraz rzadziej w górę i w dół, aż w końcu znikały. Była długa za kolano,
delikatnie rozkloszowana. Usiadłam przed nimi po turecku i już miałam zacząć
się modlić o jakąś wskazówkę, którą wybrać, ale obok mnie usiadła Emma.
- Mam ochotę wysłać moją matkę w
kosmos – westchnęła, a ja spojrzałam na nią zaskoczona. Nawet nie zauważyłam
jak wchodzi.
- Ryan by ci podziękował – obok nas
stanął Justin, na jego twarzy błąkał się uśmieszek.
- Dlatego jeszcze jej nie kupiłam
biletu na Marsa w jedną stronę – brunetka zaśmiała się i spojrzała uważnie na
sukienki. – Załóż zieloną – wypaliła.
- Na pewno? – Też miałam ochotę ją
wybrać, ale bałam się, że będzie zbyt elegancka.
- Najwyżej będziesz wyglądać ładniej
ode mnie – wzruszyła ramionami. – Ale ważne, żeby przynajmniej dwie osoby
wyglądały lepiej od tej tlenionej byłej Ryana, która nie wiem jakim cudem
dostała zaproszenie na nasze przyjęcie – syknęła. – Och Justin – wstała, a ja
zaraz po niej. – Ryan prosił, żebyś przyjechał trochę wcześniej bo jesteś mu do
czegoś potrzebny – wskazała na szatyna palcem i w tym samym momencie zadzwonił
jej telefon. Gdy prowadziła z kimś rozmowę, spojrzałam pytająco na szatyna,
który tylko wzruszył ramionami, na znak, że nie ma pojęcia o co może chodzić
Ryanowi. – Przepraszam was, ale muszę już lecieć – Emma najpierw pożegnała się
ze mną, a potem z Justinem. – Do zobaczenia na przyjęciu – powiedziała przed
wyjściem.
- Pa – odpowiedziałam razem z
Justinem, zanim zamknęła drzwi. Zaraz potem poczułam jak szatyn oplata moją
talię dłońmi i przyciąga mnie do siebie.
- Teraz mam cię tylko dla siebie –
przycisnęłam biodra do jego krocza i delikatnie nimi zakołysałam, przez co
jęknął.
- Chciałam pozwiedzać – zaczęłam się
z nim przekomarzać, jednak mężczyzna idealnie rozpraszał moją uwagę, całując
mnie w szyję.
- W okolicy są same sklepy – odwrócił
mnie do siebie przodem. – Podobno zakupy są świetnym afrodyzjakiem – powiedział
wprost w moje usta. Chciałam odpowiedzieć jednak on skutecznie uciszył mnie
pocałunkiem. Szybko znaleźliśmy się w łóżku całkowicie pochłonięci swoimi
ciałami. Justin najpierw dokładnie całował każdy skrawek mojej skóry, szepcząc
słodkie rzeczy do ucha. – Musimy pomyśleć o innym sposobie antykoncepcji –
mruknął, kiedy sięgnął po prezerwatywę.
- Biorę tabletki – podniosłam się i
zmusiłam Justina, żeby oparł się o ścianę.
- Od kiedy?
- Od dzisiaj – wyszeptałam w jego
usta.
- To bezpieczne? W sensie…
- Tak – zaśmiałam się. – Wczoraj
skończył mi się okres, każdą partię zaczyna się brać po okresie. Jeśli chcesz
możemy użyć prezer…
- Ufam ci – przerwał. Te dwa słowa,
sprawiły, że spojrzałam na niego zszokowana. Poczułam ogarniające mnie ciepło i
radość.
- Ja tobie też – odpowiedziałam, a po
chwili złączyłam nasze usta. Zaraz potem, przypieczętowaliśmy nasze deklaracje
wspólnymi uniesieniami.
~~~~~~~~
Wracamy do normalnych przerw w
dodawaniu rozdziału. Przez ostatnie dwa tygodnie nie miałam dostępu do
internetu, więc chyba zrozumiecie.
Dajcie znać co sądzicie, ja jestem
średnio zadowolona…
Do poniedziałku
xoxo
Fajny rozdział. Super że nareszcie wróciłaś. Czekam na next. All love ❤
OdpowiedzUsuńswietny rozdział <3 zachowanie Justina w tym rozdziale mnie niepoki... ciekawe co to za kobieta ktora wje zbyt duzo o ich zyciu ...
OdpowiedzUsuńJestem mega ciekawa co to za kobieta i czy będzie jakaś akcja na przyjęciu... jestem mega ciekawska :D czekam niecierpliwie na następny <3
OdpowiedzUsuńNo nareszcie, super rozdział. Ciekawe kim jest ta tajemnicza kobieta i nie moge doczekać się rozdziału z przyjęciem. Czekammm na kolejnyyyyy ❤
OdpowiedzUsuńznowu długa przerwa :(
OdpowiedzUsuńcudowny rozdział jak i cale opowiadanie, chce juz nastepny <3
OdpowiedzUsuńKiedy następny ? Kolejna dłuuuuuga przerwa :( Napisz coś pliskaaa.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że już Cię tu nie ma :(
OdpowiedzUsuń