czwartek, 29 grudnia 2016

21. Ucieczka.

Nerwowo przebierałam nogami, stojąc w obszernym salonie apartamentu. Gotowa na wieczór nie miałam co ze sobą zrobić, tym bardziej przerażała mnie wizja pozostawienia mnie samej przez Justina tuż przed samym przyjęciem, ze względu na jego spotkanie z Ryanem.
Po raz tysięczny przyglądałam się w sobie w lustrze, sprawdzając czy z moim strojem wszystko jest w porządku.
- Wyglądasz cudownie – dłoń Justina znalazła się na mojej talii, kiedy delikatnie pocałował mnie w kark. Stanął tuż za mną, a ja mogłam się nam przyjrzeć. Miał na sobie czarny, dopasowany garnitur, białą koszulę i czarną muchę. Uśmiechnął się do mnie delikatnie, kiedy gładził mnie po biodrze. – Nie denerwuj się.
- Nie denerwuję się – odwróciłam się do niego przodem i położyłam dłonie na jego klatce piersiowej. – Ja umieram z przerażenia – skrzywiłam się lekko, na co szatyn się zaśmiał. – Czy Ryan koniecznie musi się z tobą spotkać?
- Widocznie tak – wzruszył ramionami. – Może chce uciec do Meksyku przed Emmą.
- Więc ty go powstrzymasz – wbiłam palec w jego klatkę piersiową na co żartobliwie zasalutował.
- Gdybym tego nie zrobił i tak by go znalazła – zaśmiałam się na jego stwierdzenie. – Musimy ruszać – splótł nasze dłonie, a ja ostatni raz upewniłam się czy z moim wyglądem jest wszystko w porządku.
Przed hotelem czekała na nas czarna limuzyna. Wysoki kierowca otworzył drzwi auta, a Justin pomógł mi wsiąść do środka. Kiedy ruszyliśmy przyglądałam się widokom bogatej dzielnicy Beverly Hills. Z głośników płynęła spokojna muzyka, a ja czułam rytmiczne pocieranie moich kostek przez kciuk szatyna. Spojrzałam się na niego i delikatnie uśmiechnęłam. Położył dłonie na moich policzkach i pocałował w usta. Mruknęłam z zadowolenia, kiedy jego miękkie wargi dotknęły moich.
- Wszystko będzie dobrze – skupił na mnie swój wzrok. – Wyglądasz przepięknie i masz pamiętać, że jesteś tylko moja.
- Wiem – chwyciłam jego dłonie i splotłam nasze palce. – Nie mogłabym nawet myśleć inaczej.
- Właśnie takiej odpowiedzi oczekiwałem – szatyn uśmiechnął się szeroko i przyciągnął mnie do siebie. – Już nie mogę się doczekać, kiedy ściągnę z ciebie tę sukienkę – mruknął do mojego ucha. – Położył dłoń na moim udzie, które było odsłonięte przez rozcięcie sukni i delikatnie je masował, kierując się w górę. Przez cały czas wpatrywał się we mnie, obserwując każdą reakcję na jego dotyk.
- Justin – wyszeptałam i przymknęłam oczy, kiedy jego palce dotarły do linii koronkowych majtek. Przerzucił moją nogę przez swoją i mocno objął mnie w talii przez co między nami nie było milimetra przestrzeni. Objęłam jego szyję, a nasze policzki oparły się o siebie. – Co ty robisz – jęknęłam, kiedy zaczął masować mój pośladek.
- Nic czego nie mógłbym zrobić ze swoją dziewczyną – powiedział cicho wprost do mojego ucha. – Mamy dość czasu, stoimy w korku – zsunął dłoń na moją wilgotną kobiecość i delikatnie ją masował. – Musisz być cicho – przygryzł moje ucho i zaczął całować szyję, jednocześnie wsuwając we mnie dwa palce. Odchyliłam głowę w bok i ciężko oddychałam, zagryzając wargi, kiedy czułam jak moje podniecenie staje się coraz większe. Trzymał mnie mocno, kiedy moje ciało zaczynało się wić i drżeć pod jego dotykiem. Zsunęłam dłoń na jego twardniejącą męskość. Ścisnęłam ją mocno przez materiał spodni, kiedy czułam, że za chwilę przez moje ciało przejdzie fala orgazmu. Czułam jak jego palce mocno zaciskają się na mojej talii co zachęciło mnie do odważniejszego masażu jego krocza. Kiedy orgazm zaczął przejmować kontrolę nad moim ciałem, Justin całował mnie zachłannie skutecznie powstrzymując przed jęczeniem.
Oparłam głowę o ramię Justina, ciężko dysząc. Szatyn uniósł dłoń do ust i dokładnie oblizał palce, które jeszcze przed chwilą były we mnie. Szybko usiadłam na nim okrakiem i przyglądałam się jak zlizywał moje soki ze swoich palców. Kiedy skończył natychmiast połączyłam nasze usta w pocałunku.
- Jest pani niesamowita panno Gavi – wyszeptał w moje usta i uśmiechnął się szeroko.
- Ile jeszcze mamy czasu?
- Nadal stoimy w korku – wzruszył ramionami. Niewiele myśląc, uklękłam przed nim i odpięłam jego spodnie. – O kurwa – warknął, kiedy zaczęłam ssać jego męskość. Masowałam ją, aż nie skończył w moich ustach, a ja dokładnie go nie wylizałam. Zapięłam pasek spodni Justina i usiadłam obok. – Czy odwdzięczyłam się w odpowiedni sposób? – spytałam, prowokująco wycierając kąciki ust.
- W jak najbardziej odpowiedni – szatyn uśmiechnął się szeroko. Złapał mnie za biodra i usadził na swoich kolanach. Splótł nasze dłonie, a ja oparłam się o jego klatkę piersiową. – Jesteś dla mnie najważniejszą osobą w moim życiu – powiedział po kilku długich chwilach ciszy. Uśmiechnęłam się na jego słowa i pocałowałam w żuchwę. Nie odpowiedziałam nic bo co mogłabym odpowiedzieć, na tak ważne słowa?
Że on też jest dla ciebie ważny?!
Mocniej ścisnęłam jego dłonie, uświadamiając sobie, że wypowiedzenie tak ważnych słów jest dla mnie cholernie trudne.
- Co się dzieje? – usłyszałam głos Justina. Spojrzałam na niego przez chwilę i pocałowałam w taki sposób, żeby pokazać mu, że jest dla mnie najważniejszy na tej cholernej planecie. – Jesteśmy na miejscu – powiedział między pocałunkami. Nadal zdyszana, niechętnie usiadłam na kanapie i czekałam, aż wysiądzie z auta. Kiedy opuściłam pojazd stanęłam przed ogromną posesją. Lokaje stali przed wejściem, szykując się na przybycie gości. Byliśmy godzinę przed czasem, więc nikogo jeszcze nie było.
Justin objął mnie w talii i prowadził w stronę wejścia. Po przekroczeniu progu, niemal jęknęłam, widząc cały otaczający mnie przepych. Na szerokich schodach, zobaczyliśmy Ryana, który podszedł do nas energicznym krokiem.
- W końcu – uścisnął dłoń Justina. – Fenomenalnie wyglądasz Adeline – powiedział, kiedy delikatnie mnie przytulił. – Zaprowadzisz swoją kobietę do Emmy? Jest na górze, ja będę na ciebie czekał w bibliotece, muszę jeszcze chwilę porozmawiać z ojcem mojej przyszłej żony – powiedział dumnie w stronę szatyna i zniknął gdzieś za potężnymi drzwiami.
- Justin?
- Słucham – nawet na mnie nie spojrzał tylko pokonywał kolejne stopnie. Już mnie nie obejmował, a dłonie trzymał w kieszeni.
- Gniewasz się na mnie? – spytałam zdziwiona na jego nagłą zmianę nastroju. Od przyjazdu tutaj ciągle taki jest. W jednej chwili mnie całuje, a w kolejnej nawet nie chce spojrzeć w moim kierunku.
Zatrzymał się dopiero na szczycie schodów i poczekał, aż do niego dołączę.
- Dlaczego miałbym się gniewać?
- Nie wiem właśnie – spojrzałam na niego badawczo. Starałam się wyłapać coś z mimiki jego twarzy, ale wydawał się jakby nieobecny.
- Justin, jeżeli chodzi ci…
- Adeline! – poczułam jak ktoś łapie mnie za dłoń. Szybko zorientowałam się, że to Emma, kiedy pocałowała mnie w oba policzki na przywitanie.
- Pójdę do Ryana – Justin pożegnał się ze mną i Emmą szybkim całusem w policzek i szybko znikł na schodach.
- Mogę skorzystać z toalety? – zwróciłam się do brunetki.
- Jasne, zaprowadzę cię – chwyciła mnie za nadgarstek i zaprowadziła do dużej sypialni. – Skorzystasz z mojej, bo w tych na korytarzach kręci się obsługa.
Kiedy byłam już sama, szybko doprowadziłam się do porządku i stanęłam przed lustrem. Po mojej szmince nie było ani śladu, jednak mój makijaż i włosy nie były naruszone. Ponownie pomalowałam usta i głęboko westchnęłam.
Byłam idiotką, że nie powiedziałam Justinowi o tym, że on też jest dla mnie ważny. On mówi mi o wszystkim, wyjawił przede mną swoje tajemnice dotyczące ojca, dzięki czemu mogliśmy pokonać jego agresywne zachowanie w sypialni, a ja nadal nie uchyliłam mu choć rąbka swojej tajemnicy. Nie potrafiłam mu nawet wyznać tego, że jest dla mnie kimś ważnym, chociaż bezzaprzeczalnie był niezwykle ważną osobą w moim życiu.

Justin’s POV
- Melissa z Tamarą tu są – Ryan wypalił, kiedy ledwo wszedłem do biblioteki, przez co wmurowało mnie w podłogę.
- Co?
- Też się zdziwiłem, kiedy zobaczyłem listę gości – przyjaciel przechylił szklaneczkę z ciemnym alkoholem, następnie podszedł do niewielkiego stolika, napełnił dwie szklaneczki i podszedł do mnie podając mi jedną.
- Jak one się tutaj dostały?
- Jako osoby towarzyszące jakiś dwóch kolegów ojca Emmy – oparłem się o ścianę próbując sobie to wszystko ułożyć w głowie.
- Kurwa – zakląłem, zdając sobie sprawę, że jestem w sytuacji bez wyjścia. Przetarłem oczy, mając nadzieję, że to wszystko tylko sen. – Masz jakiś pomysł? – W tej samej chwili drzwi od biblioteki się otwarły i weszła tu Jessica. Kobieta spojrzała najpierw na mnie, a potem na Ryana i głośno westchnęła.
- Co te dwie zdziry tutaj robią? – wycedziła przez zęby, zaraz po zamknięciu drzwi.
- Dobre pytanie – zaśmiałem się kpiąco.
- Macie jakiś pomysł? – Ryan stanął obok mnie i Jessicy. – Bo ja nie mam kurwa zamiaru dopuścić, żeby te dwie małpy zniszczyły przyjęcie Emmy.
- Zabić je – rzuciłem niewiele myśląc.
- Przestań żartować. Trzeba było mnie słuchać wcześniej, mówiłem ci, że będą z tego same problemy, ale zawsze musiałeś być mądrzejszy – warknął w moim kierunku. Nie odpowiedziałem nic bo zdawałem sobie sprawę z tego, że przyjaciel miał rację. – Jeżeli te dwie coś odwalą to własnoręcznie cię zabiję – wyszedł wskazując na mnie palcem. Kiedy zatrzasnął drzwi, spojrzałem pytająco na Jessicę.
- Co mam zrobić? – kobieta rozłożyła bezradnie dłonie.
- Nie wiem – westchnęła. – Musisz pilnować Adeline, nie możesz dopuścić, żeby doszło do konfrontacji między nimi. Nie prowokuj ich.
- Musiałbym ignorować Adeline – powiedziałem niezadowolony.
- Nie masz wyjścia Justin. Później jej to wszystko jakoś wytłumaczysz, zgonisz na jakieś sprawy w firmie.
- A jeżeli to one podejdą do mnie? – kobieta stanęła naprzeciwko mnie, splatając dłonie na piersi.
- Nie możesz uciekać Justin. Będą chciały cię sprowokować – westchnęła. – Chcą się zemścić, nic nie możesz zrobić dopóki jesteś z Adeline. Musisz tańczyć tak jak ci zagarają, mają za dużo asów w rękawie.
Niemal zadrżałem ze złości. Wkopałem się w niezłe gówno z którego nie mogłem się wydostać bez stracenia Adeline. Musiałem czekać, aż znudzę się tym dwóm dziwkom i liczyć na cud.
Podziękowałem Jessice za rady ruchem głowy i opuściłem bibliotekę. Po domu kręciło się już sporo osób, przyjęcie oficjalne się już zaczęło, więc niedługo pojawią się wszyscy goście. Po drodze do Adeline wszedłem do łazienki, dając sobie czas na ochłonięcie. Kiedy usłyszałem na dole rozmowy, zdałem sobie sprawę, ze już dawno powinienem być na dole. Szybko ruszyłem po moją kobietę.
- Adeline? – powiedziałem na głos, kiedy wszedłem do pustej sypialni Emmy. Zajrzałem do łazienki i tak jak się spodziewałem nikogo tu nie było. Wyciągnąłem telefon i wybrałem numer do mojej dziewczyny, jednak ta nie odbierała.
- Kurwa mać – warknąłem i szybko zszedłem po schodach na dół. Zauważyłem ją w rogu, rozmawiającą z dwoma innymi kobietami. – Adeline… - kolejny raz tego dnia mnie zamurowało, widząc z kim prowadziła rozmowę. Tamara i Melissa uśmiechnęły się zwycięsko, widząc moje zmieszanie.
- Justin – blondynka odwróciła się do mnie i delikatnie uśmiechnęła – gdzie byłeś? Czekałam na ciebie, ale przyjęcie już się zaczęło i zeszłam tutaj z Emmą. Poznaj…
- My już się znamy, nawet bardzo dobrze – Melissa uśmiechnęła się w stronę Adeline. Tamara spojrzała na mnie, chcąc zobaczyć moją reakcję, jednak nie dałem po sobie niczego poznać.
- Tak, można powiedzieć, że jesteśmy starymi znajomymi – potwierdziłem wersję kobiety, opanowanym tonem głosu. Objąłem Adeline w talii, chcąc pokazać tym dwóm sukom to czego nigdy nie doświadczyły. – Bardzo panie przepraszam, ale chcę przedstawić moją dziewczynę kilku osobom – pożegnałem się lekkim skinieniem głowy, tak jak na dżentelmena przystało i dałem Adeline znak, żeby szła przodem.

Adeline’s POV
- Ty musisz być na pewno Adeline. - Kiedy stałam w mało widocznym miejscu, czekając na Justina, podeszły do mnie dwie eleganckie kobiety. Ucieszyłabym się, gdyby nie fakt, że jedną z nich była ta ruda dziewczyna, na widok której mój chłopak stał na baczność. – Och, przepraszam, że się nie przestawiłyśmy. Jestem Tamara, a to Melissa – wyciągnęły kolejno w moim kierunku dłonie, które uścisnęłam.
- Miło mi – delikatnie się uśmiechnęłam. – Adeline – przedstawiłam się, potwierdzając ich wcześniejsze podejrzenia.
- Gdzie Justin? Chyba nie przyszłaś tu sama? – ruda kobieta rozejrzała się dookoła.
- Zaraz powinien wrócić – nerwowo bawiłam się kopertówką w mojej dłoni, ponieważ, Ryan był już tutaj od dłuższego czasu.
- Adeline… - usłyszałam za plecami głos Justina. Uśmiechnęłam się i odwróciłam do niego przodem.
- Justin – ułożyłam dłonie na klapach jego marynarki. – Czekałam na ciebie, ale przyjęcie już się zaczęło i zeszłam tutaj z Emmą. Poznaj… - Chciałam przedstawić szatynowi dwie kobiety, jednak jedna z nich przerwała mi ruchem dłoni.
- My już się znamy, nawet bardzo dobrze – Melissa uśmiechnęła się do mnie.
- Tak, można powiedzieć, że jesteśmy starymi znajomymi – Justin potwierdził wersję kobiety i objął mnie w talii, przyciągając do siebie. – Bardzo panie przepraszam, ale chcę przedstawić moją dziewczynę kilku osobom – pożegnał się z nimi lekkim skinieniem głowy i delikatnie mnie popchnął, dając mi znak, żebym szła przodem. Kiedy przecisnęłam się przez największy tłum, szatyn stanął obok mnie i złapał za rękę.
- Gdzie byłeś? – uprzedziłam go i odezwałam się pierwsza.
- Spotkałem znajomego i rozmawiałem z nim przez chwilę. Przepraszam, że cię zostawiłem na tak długo – przyglądał się mi przez dłuższą chwilę. Wyglądał jakby walczył sam ze sobą, ale w końcu mnie objął i czule pocałował. Uśmiechnęłam się delikatnie, widząc jego zadowolony wzrok.
- Też jesteś dla mnie ważny, chciałam ci to powiedzieć wcześniej, ale ciężko jest mi mówić o uczuciach – wydusiłam z siebie, a Justin pokiwał głową wyrozumiale. – Nie gniewasz się?
- Dlaczego miałbym się gniewać? – ściągnął brwi, a ja zachichotałam. – Chodź, przedstawię cię kilku osobom, zanim Ryan i Emma oficjalnie ogłoszą oświadczyny.
Przez kolejną godzinę rozmawialiśmy z zupełnie obcymi mi ludźmi. Justin przez cały czas trzymał mnie za dłoń, albo obejmował w talii. Kilka osób było wręcz zaskoczonych, kiedy przedstawiał mnie jako swoją dziewczynę, przez co zapłonęłam wiele razy rumieńcem.
- Justin – podeszła do nas kobieta razem z mężczyzną po pięćdziesiątce. – Może w końcu przedstawisz nam swoją wybrankę? – spojrzała na niego wyczekująco, a mężczyzna uśmiechnął się pod nosem.
- Poznajcie Adeline, Adeline to państwo Adams, rodzice Emmy – Justin rozbawiony przedstawił nas sobie, a ja uścisnęłam kolejno dłonie matki i ojca Emmy.
- Bardzo miło nam cię poznać, moja żona nie mogła się doczekać, kiedy Justin nam cię przedstawi – mężczyzna, zwrócił się do mnie, kiedy ściskał moją dłoń.
- Mi też jest miło, Emma dużo mi o państwu opowiadała – uśmiechnęłam się szeroko, widząc podekscytowanie kobiety.
- Znałam matkę Justina od bardzo dawna i na pewno by cię pokochała – matka Emmy uśmiechnęła się delikatnie. Poczułam jak Justin przestąpił nerwowo z nogi na nogę i spojrzałam na niego automatycznie. Wiedziałam, że temat jego rodziców to grząski teren dla szatyna. Ścisnęłam mocniej jego dłoń, dając mu znak, że jestem tuż obok. – Przepraszam Justin, nie powinnam – kobieta zauważyła jego zmieszanie.
- Nic nie szkodzi – szatyn uśmiechnął się delikatnie. Chciał coś jeszcze powiedzieć, jednak przerwały mu oklaski. Pociągnął mnie w stronę schodów na których pojawili się Ryan z Emmą.
- Chcielibyśmy wszystkich serdecznie powitać i podziękować za tak liczne przybycie – Ryan zaczął mówić do podanego mu mikrofonu. – Na pewno wszyscy wiecie dlaczego tutaj was zaprosiliśmy – wszyscy cicho się zaśmiali, a Justin w tym czasie stanął za mną i ułożył dłonie na mojej talii. – Chcielibyśmy oficjalnie ogłosić nasze zaręczy i poinformować, że nasz ślub odbędzie się w maju tego roku. Jeszcze raz dziękujemy za przybycie i zapraszamy na kolację. – Wszyscy ruszyli w stronę stołów, a ja razem z Justinem zaczekaliśmy na Emmę i Ryana.
- Jak mi poszło? – blondyn zwrócił się w naszą stronę.
- Miałem lepsze przemowy w podstawówce – Justin się zażartował z przyjaciela, a Emma się zaśmiała.
- Nie przesadzaj – zwróciłam się do szatyna. – Nie było tak źle – wzruszyłam ramionami.
- Przynajmniej ona próbuje być miła – blondyn wskazał na mnie i objął Emmę. – Chodźmy jeść bo zaraz umrę.
Przez całą kolację czułam na sobie wzrok tych dwóch kobiet. Justin z Ryanem siedzieli poddenerwowani i wymieniali się wymownymi spojrzeniami.
- Co się dzieje? – nachyliłam się do Justina.
- Nic - wzruszył ramionami.
- Przecież widzę jak patrzcie na siebie z Ryanem – mruknęłam, ocierając usta chusteczką.
- Wydaje ci się.
Nie ciągnęłam dalej rozmowy bo nie chciałam się posprzeczać z Justinem o głupotę. Po jedzeniu wszyscy wstali od stołów i udali się do głównego holu. Wokół gości przechadzali się kelnerzy z tacami pełnymi przekąsek, szampana i różnorodnych win. W barze, barman przygotowywał drinki na życzenie, a po środku kilka par zaczęło tańczyć do muzyki.
Justin nie odezwał się do mnie od kolacji. Rozmawiał z kolejnymi osobami o firmie, zapominając o mnie. Emma z Ryanem zniknęli gdzieś wśród gości, a ja stałam u boku Justina uśmiechając się jak głupia idiotka.
- Zaraz wracam – powiedziałam Justinowi do ucha, kiedy miałam już dość bezczynnego stania. Podeszłam do baru, a zaraz naprzeciwko mnie pojawił się barman.
- Co dla pani?
- Poproszę martini – uśmiechnęłam się uprzejmie. Po chwili trzymałam w dłoni trójkątny kieliszek z białą cieczą. Przyglądałam się Justinowi, który stał rozmawiając z mężczyzną. Mogłoby się wydawać, że nawet nie zauważył mojej nieobecności, nie spojrzał na mnie ani razu. – Jeszcze raz to samo – powiedziałam do barmana, szybko wypijając do końca alkohol. Nie musiałam długo czekać na ponowne napełnienie kieliszka.
- Co tak piękna kobieta robi sama przy barze? – Napotkałam wzrok wysokiego bruneta.
- Mój chłopak prowadzi bardzo interesujące rozmowy biznesowe – odpowiedziałam ironicznie na co mężczyzna się zaśmiał.
- Rozumiem – oparł się o bar obok mnie. – W takim razie mógłbym ci potowarzyszyć?
- Jasne, przynajmniej nie będę się nudzić – wzruszyłam ramionami. Głosik wewnątrz mnie mówił mi, że nie powinnam tego robić, jednak kończyłam już drugi kieliszek mocnego martini i alkohol nie działał na mnie zbyt dobrze.
- Jeremih – mężczyzna wyciągnął w moim kierunku dłoń.
- Adeline – uścisnęłam ją. Mężczyzna zamówił dla siebie whisky z kolą, a kiedy już dostał ciemną ciecz rozejrzał się po gościach.
- Więc kto jest twoim chłopakiem? – wskazał na roześmianych gości.
- Justin – wskazałam na mężczyznę, który śmiał się razem z grupką innych osób. – Znacie się?
- Kto nie zna Biebera – zaśmiał się. – Zawsze mówiłem, że jeśli już kogoś sobie znajdzie to nie będzie byle kto – spojrzał na moją odsłoniętą nogę, którą pokazało rozcięcie sukni. – Chodziliśmy razem na studia, nasi ojcowie robili razem interesy i oboje byli siebie warci – westchnął. – A ty czym się zajmujesz?
- Pracuję jako doradca handlowy. – Odstawiłam pusty kieliszek na bar.
- Jeremih – usłyszałam za plecami głos Justina.
- Dawno się nie widzieliśmy – brunet uśmiechnął się przyjaźnie. – Chyba nie masz nic przeciwko, że rozmawiałem z twoją dziewczyną, przynamniej nie się nie nudziła.
- W końcu się zorientowałeś, że sobie poszłam? – spojrzałam wymownie na Biebera. Alkohol zdecydowanie dodawał mi odwagi.
- Chyba już nie powinnaś pić – zabrał mi trzecie martini z dłoni i odstawił na bar. Dał znać barmanowi znać, że ma to zabrać, a ten posłusznie wykonał niemy rozkaz Justina.
- A ty chyba powinieneś ze mną spędzać czas, a nie zostawiać mnie – spojrzałam na zegar, który wskazywał jedenastą wieczorem – na ponad godzinę. – Szatyn westchnął i spojrzał na rozbawionego Jeremiego.
- Przepraszam, chodźmy zatańczyć – wyciągnął dłoń, a ja pożegnałam się z brunetem.
- Miło było cię poznać Adeline, lepiej jej pilnuj Bieber – wyciągnął do szatyna dłoń, a ten ją uścisnął.
Kiedy znaleźliśmy się z Justinem na środku parkietu, najpierw mną zakręcił, a dopiero potem jedną dłoń położył na mojej talii, przyciągając do siebie, a drugą złapał dłoń.
- Dlaczego odeszłaś ode mnie? – zapytał, kiedy zaczęliśmy się poruszać w rytm muzyki. Zachichotałam z powodu sposobu doboru słów. – Ile wypiłaś?
- Dwa martini – wzruszyłam ramionami.
- Adeline…
- Byłeś bardziej pochłonięty rozmową z tymi napuszonymi facetami niż mną. Czy ty w ogóle zauważyłeś, że odeszłam? – mężczyzna westchnął i pocałował mnie w skroń.
- Cały czas ci się przyglądałem, przepraszam, nie wiedziałem, że minęło tyle czasu – mruknął wprost do mojego ucha.
- Nie rób mi tego więcej.
Nie odzywaliśmy się do siebie, tylko tańczyliśmy. Widziałam jak inne kobiety na parkiecie spoglądały na Justina. Szatyn był niesamowitym tancerzem. Poruszał się jakby z wrodzoną gracją.
- To nasz pierwszy taniec – objęłam szyję mężczyzny, przez co znalazłam się jeszcze bliżej niego. Uśmiechnął się delikatnie i cmoknął mnie w usta.
- I jak ci się podoba?
- Bardzo – zaśmiałam się i złączyłam nasze usta na dłużej. Po pocałunku uniósł na moment wzrok i zesztywniał na moment. Spojrzałam w tamtym kierunku. Przy barze stały te dwie kobiety i bacznie nam się przyglądały. Uśmiechnęły się do mnie sztucznie, a Justin niemal ściągnął mnie z parkietu. Zaraz obok mnie znalazła się Jessica, a szatyn gdzieś zniknął.
- Możesz mi powiedzieć co się dzieje? – spojrzałam na kobietę, która uśmiechnęła się jak najszczerzej tylko mogła.
- Nie rozumiem Adeline, przecież nic się nie dzieje.
Niemal zaczęłam krzyczeć, słysząc jej durną, wymijającą odpowiedź.
- Zaraz wracam – odeszłam od kobiety i ruszyłam w stronę toalety. Podeszłam do lustra i spojrzałam w odbicie. Byłam niemal czerwona ze złości. Justin zostawił mnie samą po raz kolejny, chociaż chwilę wcześniej obiecywał mi co innego. Nie chciałam przebywać tutaj ani chwili dłużej. Wiedziałam, że będzie się o mnie martwić, ale nie obchodziło mnie to. Chciałam, żeby poczuł wyrzuty sumienia.
Kiedy wyszłam z pomieszczenia podeszłam do jednego z kelnerów, prosząc go, żeby wskazał mi tylnie wyjście. Bez problemu wyprowadził mnie przez kuchnię. Ściągnęłam szpilki, które wbijały się w taras wysypany kamieniami.
- Podrzucić cię gdzieś? – spojrzałam w stronę dochodzącego głosu. Zobaczyłam Jeremiego, który palił papierosa, oparty o poręcz tarasu za domem.
- Jak najdalej od Justina – odpowiedziałam wkurzona.
- Jasne – zgasił papierosa i przeskoczył przez balustradę. – Poczekaj tu chwilę – powiedział wymijając mnie. Jeszcze przez chwilę zastanawiałam się czy robię dobrze, ale Justin nie miał żadnych skrupułów żeby zostawić mnie samą, więc dlaczego to ja miałabym mieć jakieś?
Przede mną zaparkowało czerwone, sportowe auto. Jeremih wysiadł i otworzył przede mną drzwi.

- Dokąd tylko pani sobie życzy – uśmiechnął się, kiedy usiadł obok mnie i odjechał spod domu.
~~~~~~~
ZOSTAWCIE PO SOBIE KOMENTARZ I NAPISZCIE CO SĄDZICIE
Myślę, że kolejne rozdziały będą pojawiać się co tydzień, jednak teraz muszę na nowo "nauczyć się" pisać, więc przerwa może być dłuższa.
Dziękuję,

1 komentarz: