wtorek, 3 stycznia 2017

22. Ślad.

Stałam oparta o maskę czerwonego auta Jeremiego. Mężczyzna odebrał przed chwilą telefon i rozmawiał z kimś od dłużej chwili. Zerkałam co chwila w jego kierunku, popijając ciemne  piwo prosto z butelki.
Miałam dość zmiennych zachować Biebera. To ja musiałam trzymać się zasad, a on robił co mu się żywnie podobało. Teraz to ja chciałam zaszyć się na kilka godzin i dać mu wiele powodów do zmartwień, tak jak on to robił każdego dnia.
- Bieber dzwonił – brunet przysiadł na brzegu auta obok mnie. – Chciał wiedzieć gdzie jesteś – westchnęłam i wzięłam większy łyk alkoholu.
- I co mu powiedziałeś? – mężczyzna wzruszył ramionami.
- Że jesteś ze mną i nic ci z mojej strony nie grozi. Chciałaś od niego odpocząć, a ja wyciągnąłem do ciebie pomocną dłoń – puścił do mnie oczko, a ja zachichotałam. Wydawał się taki beztroski, zupełne przeciwieństwo Justina.
- Pewnie się wściekł – mruknęłam, turlikając gołą stopą niewielki kamyk, który leżał ukryty w trawie.
- Jak cholera – zaśmiał się. – Pewnie już ściągnął helikoptery, żeby cię szukać.
Nie chciałam się z nim teraz zobaczyć, tak samo jak nie chciałam zobaczyć wielkiej sceny furii, kiedy Justin odnalazłby mnie z Jeremih.
- Jedźmy stąd. Wyjedźmy z miasta, najlepiej bocznymi drogami – mruknęłam, stukając paznokciami w szklaną butelkę.
- Do pani usług – brunet ukłonił się niczym lokaj, wyciągnął do mnie dłoń i pomógł wsiąść do auta. – Zawsze lubiłem doprowadzać Biebera do furii – zaśmiał się, kiedy odjechaliśmy z parkingu obok parku. – Co powiesz na plażę w Santa Monica?
- Idealnie – uśmiechnęłam się, kiedy pokonywaliśmy kolejne skrzyżowania. Irytowało mnie nieustające wibrowanie mojej komórki w torebce. Wyciągnęłam ją i zobaczyłam dwanaście nieodebranych połączeń od Justina i trzy wiadomości.
Justin: Gdzie jesteś? Jessica powiedziała, że gdzieś poszłaś.
Justin: Przepraszam, wróć do hotelu.
Justin: Adeline błagam, martwię się o ciebie. Nie jestem na ciebie zły, daj tylko znać, że nic ci nie jest i jesteś bezpieczna.
Westchnęłam czytając ostatnią wiadomość. Jeremih zerknął na mnie przez krótką chwilę, a później na wyświetlacz telefonu, odczytując treść smsa.
- Może wyślij mu jedną wiadomość, że nic ci nie jest – wzruszył ramionami. – Też chciałbym wiedzieć jak czuje się moja kobieta, kiedy uciekła z innym facet bo miała mnie dość.
- Nie zadzwonię do niego – wyłączyłam telefon i schowałam do torebki. – Chcę się upić, a to piwo na mnie nie działa – skrzywiłam się niezadowolona. – Masz przy sobie gotówkę? – brunet kiwnął nieznacznie głową i otworzył niewielki schowek. Leżało tam kilkanaście banknotów dwudziestodolarowych. Wzięłam część z nich i kazałam mężczyźnie zatrzymać się obok marketu czynnego całą dobę. Kupiłam tam duże martini oraz koszulkę z krótkim rękawem, czarne jeansy i zwykłe trampki. Wzięłam też chusteczki do demakijażu, który na pewno nie reprezentował się na mojej twarzy zbyt dobrze o tej godzinie i po tylu wydarzeniach.
- Oczywiście kobieta nie mogłaby nie kupić ubrać – mężczyzna zachichotał, kiedy wsiadłam do auta.
- Moja sukienka nie należy do najwygodniejszych – wzruszyłam ramionami. – Mogę się przebrać na tylnej kanapie?
- Jasne – szybko usiadłam z tyłu i odwróciłam do mężczyzny plecami. Kiedy miałam na sobie koszulkę, usiadłam na kanapie, żeby założyć spodnie. Napotkałam wzrok Jeremiego w lusterku wstecznym, przez co oblałam się rumieńcem. Mężczyzna dopiero po kilku chwilach, przestał się mi przyglądać. Szybko założyłam resztę garderoby i wróciłam na poprzednie miejsce. Wspierając się lusterkiem w osłonie przeciwsłonecznej, zmyłam makijaż i rozpuściłam włosy.
- Gotowa? – brunet siedział oparty o drzwi, przyglądając się moim czynnościom.
- Jedźmy – pokiwałam głową.
Po około dwudziestu minutach byliśmy już na miejscu. Wysiadłam z auta i zaczęłam głęboko oddychać czując napływające świeże powietrze od oceanu. Jeremih stanął obok mnie z dłońmi w kieszeniach. Dałam kilka kroków i odwróciłam się do mężczyzny, który nadal stał w miejscu. Podeszłam do niego i chwyciłam za dłoń, ciągnąć w kierunku plaży. Usiedliśmy na drobnym piasku i patrzyliśmy w morze. Chciałam sprawić, żeby Justin czuł się tak samo beznadziejnie jak ja za każdym razem, kiedy znikał nie wiadomo gdzie i z kim.
Pewnie otworzyłam butelkę martini i wzięłam dwa duże łyki. Czułam, że robię źle dla samej siebie. Nie tak powinnam się zachowywać w stosunku do Justina, jednak co mogłam innego zrobić? Zamknąć się w łazience i nie wychodzić przez całą noc? Upić się jeszcze na przyjęciu i narobić Justinowi wstydu? Żadna opcja nie wchodziła w grę. Pierwsza była godna zachowania sześciolatka, a druga sprawiłaby, że narobiłabym wstydu nie tylko Justinowi, ale też sobie oraz Emmie i Ryanowi.
- Jak się poznaliście z Bieberem? – brunet zaczął rozmowę. Uśmiechnęłam się delikatnie, przypominając sobie pierwsze spotkanie przy recepcji. Byłam wtedy zupełnym przeciwieństwem siebie. Niepewna swoich umiejętności i swojej osoby. Kuliłam się w sobie za każdym razem, kiedy ktoś wymawiał moje imię.
- Miałam staż w jego firmie, rozwiązałam problem związany z rynkiem azjatyckim i później zaczęliśmy się spotykać – wzruszyłam ramionami. Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem.
- Pewnie zwariował na twoim punkcie.
- Nie byłabym taka pewna, sądząc po jego zachowaniu – prychnęłam pod nosem. – Można wiele mówić, ale czyny czasami mówią zupełnie co innego – powiedziałam z żalem. Wzięłam kolejny łyk alkoholu, czułam jak moje kończyny stają się coraz bardziej rozluźnione, a ja weselsza.
- A ty jak poznałeś Justina?
- Znaliśmy się od dziecka dzięki naszym ojcom. Potem poszliśmy razem na studia. Najpierw zmarł mój ojciec i pod naporem rodziny zająłem się firmą. Kiedy Bieber przejął firmę ojca, sprzedałem mu moją, uwalniając się od tego całego bagna – westchnął. – Nigdy nie lubiłem się bawić w interesy w przeciwieństwie do Ryana z Justinem. Później nasze drogi się rozeszły. Oni zostali w Nowym Jorku, a ja przeprowadziłem się tutaj.
- Czym się zajmujesz?
- Sportami ekstremalnymi, wspinaczka górska i czasami kolarstwo – uśmiechnął się. – Często biorę udziały w wyścigach samochodowych albo motocyklowych – ponownie zapanowała między nami cisza. – Bieber to idiota o wielkim szczęściu i głowie do interesów.
Uśmiechnęłam się na jego słowa. Miałam o nim takie samo zdanie, które podzielała jeszcze jedna osoba.
- Tylko on mógł spotkać w swoim życiu tak piękną i interesującą kobietę, a później ją zdobyć – spojrzałam na Jeremih, który wpatrywał się we mnie intensywnie. Byłam w szoku, co miałam w sobie takiego, że faceci pokroju Justina lgnęli do mnie jak muchy? – Nie martw się – spojrzał na ocean. – Nie pocałuję cię, ani nie będę się do ciebie dobierać, chociaż inni pewnie skorzystaliby z takiej okazji mając przed sobą pijaną i piękną kobietę.
Ściągnęłam brwi, biorąc kolejny łyk cierpkiej cieczy. Pocałować go i wkurzyć Justina?
Jesteś tylko moja.
W głowie zabrzmiały jego słowa. Sama nie miałam pewności czy on mnie nie zdradził, jednak nie potrafiłam. Justin był mój, a ja należałam do niego. Całując bruneta spowodowałabym u siebie jedynie ogromnego kaca moralnego i poczucie winy. Do tego byłam pijana, a pomysły u pijanej osoby nigdy nie były zbyt dobre.
Chcąc zająć czymś swoje usta, zaczęłam łapczywie pić martini. To też nie było za dobrym pomysłem bo nadmiar alkoholu spowodował, że wszystko obok mnie zaczęło się kręcić, a ja zasnęłam na ramieniu Jeremiego.
***
Poczułam na skórze rytmiczne pocieranie i ciche pomrukiwanie. To był głos Justina, który nucił coś pod nosem i delikatnie gładził moją dłoń. Kiedy otworzyłam oczy w pokoju hotelowym panował jeszcze mrok, szatyn siedział pochylony obok mnie i uważnie mi się przyglądał.
- Martwiłem się o ciebie – powiedział półszeptem. Siedział w pomiętej koszuli z podwiniętymi rękawami, a włosy były rozczochrane od ciągłego szarpania. Westchnęłam widząc jego zatroskany wyraz twarzy i położyłam głowę na jego kolanach. – Nigdy więcej nie znikaj – zatopił palce w moich włosach i pocałował mnie w policzek.
- Jak się tutaj dostałam?
- Jeremih cię przywiózł – westchnął. – Byłaś kompletnie pijana – burknął niezadowolony.
- Trzeba było mnie nie zostawiać samej – odsunęłam się od niego i przekręciłam na drugi koniec łóżka. Szybko pożałowałam tej decyzji bo poczułam żółć zbierającą się w moich ustach i jak najszybciej pobiegłam do łazienki zwrócić zawartość mojego żołądka. Kiedy targały mną kolejne torsje, Justin odgarnął włosy z mojej twarzy i trzymał je w garści, żebym ich nie pobrudziła. Po kilku dobrych minutach zmęczona usiadłam obok toalety, szatyn podał mi papierowy ręcznik i kubek wody, żebym mogła wypłukać usta. Oparłam policzek o chłodną ścianę i spojrzałam na mężczyznę spod przymrużonych powiek.
- Musiałem cię zostawić samą – chwycił moje stopy i ułożył na swoich wyprostowanych nogach.
- Przestań – jęknęłam. – A ja musiałam się upić do nieprzytomności, tylko że teraz pokutuję za swój wybryk, a ty jak zwykle wychodzisz ze wszystkiego zwycięską ręką, a ja muszę cierpieć.
- Musisz mi zaufać…
- I dać ci się omamić? – przerwałam mu. – Nie na tym polega zaufanie Justin – stanęłam na chwiejnych nogach. Byłam wyczerpana, na kacu w dodatku złość na szatyna mi nie przeszła. – Wyjdź, chcę wziąć prysznic – odczekałam aż wyjdzie z łazienki. Zwróciłam uwagę na ślad z tyłu jego kołnierzyka, jakby maźnięcie szminką za jego uchem.
To na pewno twoja szminka.
Nie mogła być to moja szminka, bo Justin przez cały czas ze mną miał na sobie marynarkę, a to ubrudzenie było w miejscu zasłoniętym przez jej kołnierz.
Miałam dość. Chciałam wrócić do domu i położyć się w swoim łóżku z daleka od Biebera. Próbowałam sobie wmówić, że ślad na jego koszuli powstał podczas naszego małego incydentu w limuzynie, ale to było niemożliwe.
Owinięta w sam ręcznik, wyszłam z łazienki i podeszłam do walizki, skąd wyciągnęłam świeżą bieliznę, jeansy, koszulkę na ramiączkach i cienki sweterek. Nie zwracałam uwagi na pochłaniający mnie wzrok Biebera, który stał po drugiej stronie pokoju. Podeszłam do niego z założonymi ramionami na piersiach.
- Możesz ściągnąć koszulę? – zdziwiony, odczekał kilka chwil i podał mi biały materiał. Znalazłam ubrudzone miejsce i pokazałam mu je. – Możesz mi powiedzieć co to jest? – rozciągnęłam przed nim materiał z krwistoczerwonym śladem. To na pewno nie była moja szminka. Na ustach nosiłam delikatny, różowy kolor, a ten był ewidentnie czerwony.
- Adeline… - mężczyzna wyraźnie się zmieszał. Westchnęłam bezradnie i poczułam jak łzy napływają mi do oczu. – To wszystko nie tak – położył dłoń na moim policzku i mocno objął mnie ramionami. Nie miałam sił żeby mu się sprzeciwić, pociągałam nosem, czekając aż sam mi to wszystko wytłumaczy. – Ktoś chce nas skłócić, a ja nie wiem jak temu zapobiec – westchnął. – Wczoraj nawet nie zatańczyłem z inną kobietą oprócz ciebie – chwycił koszulę i rzucił ją w kąt. – Nie zdradzam cię, przysięgam – położył moje dłonie na swojej klatce piersiowej. Zatopiłam się w jego mlecznych oczach, które teraz uważnie mi się przyglądały. Chciałam coś powiedzieć ale nie wiedziałam co. Miałam zacząć krzyczeć? Zacząć oskarżać go o zdrady bez powodu? Tak robiły te wszystkie nader zazdrosne kobiety na filmach, nie wiem czy to było odpowiednie w tej chwili.
Chwile gdy wpatrywaliśmy się w siebie intensywnie, pragnąc skraść drugiej osobie myśli, przerwało nam głośne pukanie obsługi, która przyniosła dla nas śniadanie. Szatyn wpuścił ich do środka i podziękował dwudziestodolarowym napiwkiem.
- Musisz coś zjeść – postawił przede mną talerz z grzankami. – Adeline?
- Hm? – uniosłam wzrok wyrwana z natłoku myśli. Szatyn westchnął i przeczesał dłonią włosy. Oparł się o materac łóżka, na którym teraz siedziałam, pochylając się w moim kierunku.
- Wszystko w porządku?
- Nie wiem – wzruszyłam ramionami. – Idź pod prysznic, zaraz musimy ruszać na lotnisko.
Jeszcze przez kilka chwil stał i wpatrywał się we mnie. Odpuścił, kiedy zaczęłam jeść śniadanie i zniknął za drzwiami łazienki.
Rzuciłam grzankę na talerzyk i schowałam twarz w dłonie. Jak bardzo to jeszcze miało się wszystko skomplikować? Im bardziej zbliżam się do Justina, tym więcej sekretów odkrywam. Myślałam, że teraz wszystko będzie łatwiejsze, nasze relacje będą się zacieśniać, a my tworzyć stabilny związek, ale jak zwykle, nic nie idzie po mojej myśli. Kto by pomyślał, że życie u boku cholernie bogatego faceta, któremu ufasz, może nie być usłane różami? Miał wszystko: urodę, pieniądze, poczucie humoru… Jednak jego popieprzone tajemnice zaczęły go przerastać, widziałam to. Był spanikowany, poddenerwowany. Tajemnicze telefony o których nie chciał rozmawiać były coraz częstsze, a on sam znikał bez słowa wyjaśnienia.
Chodziłam po apartamencie i zbierałam ubrania, które były porozwieszane na meblach. Usiadłam po turecku obok walizki, żeby spakować moje i Justina ubrania. Kiedy skończyłam westchnęłam głęboko, oparłam głowę na dłoniach, zamykając oczy. Poczułam dłonie na moich ramionach, które delikatnie je masowały. Nie reagowałam na dotyk, nie miałam na to wszystko siły.
Justin usiadł za mną i przytulił mnie, przyciągając do siebie. Siedziałam teraz między jego nogami, opierając głowę na ramieniu szatyna i kurczowo trzymając dłońmi swoje podkulone nogi. Mężczyzna oddychał wolno i głęboko, jednocześnie masując moje biodro. Wierzyłam mu, że mnie nie zdradził. Uważałam się za najgłupszą idiotkę wierząc mu na słowo, ale przecież od zawsze nią byłam.
Oplotłam dłońmi jego ramię, zmuszając go, żeby objął mnie mocniej.
Pokochałam go. Zakochałam się w najbardziej popieprzonym człowieku chodzącym po tej ziemi i jak zapatrzona w niego nastolatka, wierzyłam w każde jego słowo.

Justin’s POV
Nie odezwała się do mnie przez całą drogę na lotnisko. Przez cały czas kurczowo trzymała moją dłoń, co jakiś czas ściskając ją mocniej. Moja szczęka prawie zdrętwiała od ciągłego jej zaciskania. Chciałem jej wszystko powiedzieć, ale nie ważne od kogo by się tego dowiedziała i tak odejdzie. Obiecała mi to.
- Jeśli jeszcze raz cię skrzywdzę to odejdź.
Blondyna patrzyła na mnie zszokowana. Byłem skurwysynem, cholernym skurwysynem, że jej to robię.
Kiwnęła niepewnie głowę, a ja zacisnąłem wargi zdając sobie sprawę z przyszłych konsekwencji jej obietnicy. Pocałowała mnie co można było nazwać przypieczętowaniem jej słów.
- Idź do kabiny, zaraz do ciebie dołączę – blondyna kiwnęła niepewnie głową i skierowała się w stronę prywatnego samolotu. Wybierając numer Jessici miałem ochotę się rozryczeć. Wszystko zaczynało się wymykać spod mojej kontroli, a te dwie suki miały na mnie haka, który chciały wykorzystać.
- Justin? – usłyszałem jej zdziwiony głos. – Nie jesteś z Adeline?
- Czeka na mnie w samolocie – odpowiedziałem, widząc jak moja znika w wejściu do kabiny.
- Stało się coś?
- Dwie suki – jęknąłem. – One chcą coraz więcej, a ja nie mam nad tym kontroli. – Ku mojemu zdziwieniu zapanowała cisza. Liczyłem na jakieś rady, cokolwiek, a nie na pierdoloną ciszę. – Jessica – warknąłem do słuchawki telefonu.
- Nie wiem co powiedzieć Justin. Mogłeś to zakończyć na samym początku – potarłem czoło, które pulsowało od nadmiaru myśli.
- Nie mogłem. One mnie osoczyły, kurwa prawie je odciągnąłem od Adeline – nerwowo przestąpiłem z nogi na nogę. – Chciały jej wszystko pokazać, a to by mnie kurwa skreśliło na miejscu.
- Nic nie mogę zrobić Justin – usłyszałem po kilku chwilach. – Jedyne co możesz im dać to pieniądze, ale z tego co wiem to jedyne czego chcą to ty w ich szponach.
- Ale ja już kurwa nie mogę – prawie zapłakałem do słuchawki. – Chcę ją chronić, ale kurwa czuję się jak gówno.
- Może lepiej się roz…
- Nie – warknąłem.
- I tak to nastąpi wcześniej czy później – kobieta westchnęła. Zabrzmiała jakby karciła pięcioletniego chłopca.
- Wolę później – odpowiedziałem i zakończyłem połączenie. Przetarłem przeszklone oczy i wszedłem do wnętrza kabiny samolotu. Odnalazłem wzrokiem Adeline i uśmiechnąłem się na jej widok. Siedziała obok okna, opierając głowę na dłoni zwiniętą w pięść. Wyglądała przez okno, patrząc na coś w oddali. Miała na sobie zwykłe jeansy, cieniutki sweterek o delikatnym różowym kolorze, a włosy związała na czubku głowy. Na jej twarzy nie było ani grama makijażu, przez co mogłem zobaczyć sińce pod oczami spowodowane płaczem. W hotelu siedziała wtulona we mnie przez ponad godzinę, co chwila cicho pochlipując. Nienawidziłem siebie jeszcze bardziej niż kiedykolwiek, ale…
Kocham ją.
Kocham ją całym sobą, pragnę jej jak nic innego na tym świecie, chcę żeby była tylko dla mnie, chcę żeby była szczęśliwa.
Moja kobieta.
Usiadłem na przeciwko Adeline i chwyciłem jej dłoń. Pocałowałem każdą kostkę najczulej jak potrafiłem.
Nienawidzę siebie. Jestem skurwysynem.
Spojrzała na mnie niepewnie. Nie wiedziała co zrobić, czekałem na nieme pozwolenie, które nie nadeszło.
- Proszę państwa o zapięcie pasów, za chwilę startujemy. – Stewardesa pojawiła się obok nas, ale nawet na nią nie spojrzałem. Patrzyłem jak moja blondyna zapina swoje pasy i kiedy wiedziałem, że zrobiła to poprawnie, zapiąłem swoje. Spojrzałem na kobietę w kombinezonie wymownie, a ta po kilku sekundach zniknęła w części dla załogi.
Adeline spojrzała na mnie dopiero wtedy, gdy byliśmy wysoko nad chmurami. Odpięła pasy i nerwowo kręciła młynek palcami. Pochyliłem się do przodu i objąłem jej dłonie swoimi. Westchnęła delikatnie i zagryzła wargi.
- Naprawdę cię nie zdradziłem – mruknąłem potulnie.
Nagroda w kategorii „Kłamca roku” wędruje do Justina Biebera.
- Wierzę ci – spojrzała mi w oczy, a moje serce niemal podskoczyło mi do gardła. Szybko pokonała dzielącą nas odległość i usiadła mi na kolanach. Złączyła nasze usta w czułym pocałunku kładąc dłoń na moim policzku. – Wierzę ci bo cię kocham.
Kocha mnie?
Mój oddech przyspieszył, a serce niemal zaczęło boleć. Patrzyła na mnie najcudowniejszymi oczami na ziemi, sprawiając, że byłem w tej chwili najszczęśliwszym mężczyzną na ziemi.
- Cholera – mruknąłem, zaskoczony jej wyznaniem. Była zaskoczona, nie spodziewała się takiej odpowiedzi.
Przyciągnąłem ją do siebie i namiętnie pocałowałem, moja kobieta, kobieta, która pokochała największego skurwiela na tej planecie.
- Cholera – powtórzyłem się przerywając pocałunek. Nadal byłem w szoku. – Nie możesz mnie kochać mocniej, niż ja kocham ciebie – uśmiechnęła się szeroko, wtulając twarz w moją szyję. Uwielbiałem kiedy to robiła.
Nigdy w życiu nie czułem tak wielu sprzeczności jak w tej chwili.
- Kocham cię – powtórzyłem jakby chcąc się przyzwyczaić do tych słów. – Kocham to jak się śmiejesz, kocham kiedy się złościsz, kiedy mnie całujesz, kiedy się boisz, kocham cię. Całą. Bez wyjątku – poruszyła się niespokojnie. Nie widziałem jej twarzy, czułem jedynie jak jej rzęsy muskały skórę na mojej szyi za każdym razem gdy mrugała.
- Nie chcę dzisiaj spać sama – chwyciła moją dłoń i zaczęła przeplatać nasze palce. – Chcę żebyś był przy mnie.
- Oczywiście, że będę – przyciągnąłem ją mocniej do siebie. – Będę przy tobie już zawsze, nie ważne co się stanie między nami ja będę przy tobie.

Adeline’s POV
Weszłam razem z Justinem do mojego mieszkania, ziewając. Ściągnął z moich ramion swoją bluzę i pocałował w skroń. Spojrzałam na jego ramiona, odkryte przez koszulkę na krótki rękawek, pokryte gęsią skórką spowodowaną zimnem na dworze. Miałam wyrzuty sumienia, że przeze mnie zmarzł bo ja oczywiście nie pomyślałam o tym, że w Nowym Jorku temperatura będzie wynosić kilka stopni poniżej zera i założyłam jedynie cieniutki sweterek.
- Chodźmy spać, jesteś zmęczona – szatyn przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej i przysłuchiwałam się jego bijącemu sercu. – Przygotuję coś do jedzenia, a ty się przebierz.
Nie sprzeciwiłam się mu. Poszłam do sypialni, założyłam ciepłe spodnie od piżamy i koszulkę na ramiączkach. Rozpuściłam włosy i przeczesałam je palcami. Wróciłam do salonu, usiadłam na kanapie skąd miałam idealny widok na Justina. Od jego wyznania w samolocie, czuję jakbym latała będąc jedocześnie ściągana na ziemię przez wcześniejsze wydarzenia. Niewiele rozmawialiśmy, jednak przez cały czas mieliśmy ze sobą kontakt cielesny. Chciałam żeby był dzisiaj ze mną, nie wyobrażałam sobie inaczej po takich słowach.
Zaczął dzwonić jego telefon. Widocznie się zdenerwował bo zacisnął dłonie na końcu blatu, a głowę schował w ramionach. Po kilku sekundach wyciągnął komórkę, a kiedy zobaczył kto dzwoni, przeklął pod nosem.
- Czego chcesz? – niemal warknął do słuchawki. Zdziwiło mnie jego złe nastawienie do dzwoniącej jego osoby, być może zdenerwowało go to, że ktoś dzwoni do niego w niedzielę wieczorem. – Kiedy? – mruknął pod nosem i pociągnął za końcówki włosów. – Gdzie? – zagryzłam nerwowo wargi. Wszystko wskazywało na to, że zaraz opuści moje mieszanie.
Chodził nerwowo po kuchni, słuchając co dana osoba ma mu do powiedzenia.
- Ja… - zatrzymał się na chwilę, kiedy spojrzał na mnie, a jego wyraz twarzy zmienił się na znacznie łagodniejszy. – Słuchaj – przerwał tej drugiej osobie. – Nigdzie nie jadę, możesz robić co chcesz, idę zjeść kolację z moją kobietą – rozłączył się i głęboko westchnął. Wziął dwa niewielkie talerzyki na których była porcja jajecznicy z papryką. – Tylko to miałaś w lodówce – spojrzał na mnie przepraszająco. – Mogliśmy wstąpić do sklepu po drodze – usiadł obok mnie, a ja od razu wtuliłam się w jego ramię.
- Nic nie szkodzi – postawił mi na kolanach talerzyk razem z widelcem. Było mi niewygodnie jeść lewą ręką, ale nie chciałam puścić Justina. Kiedy skończył jeść, usłyszałam jak chichocze. Zabrał mi widelec z którym się męczyłam i zaczął mnie karmić. Wziął puste talerzyki i poszedł do kuchni. Ruszyłam za nim i przykleiłam się do jego pleców, kiedy zmywał naczynia. – Zostaw to – pocałowałam go przez materiał koszulki. – Idź się przebrać, ja to zrobię.
- Idź do łóżka, zaraz wrócę – odwrócił się do mnie przodem. Chwycił moją twarz w swoje mokre dłonie na co zachichotałam.
- Jesteś okropny.
- Wiem – mruknął i cmoknął mnie delikatnie. – Jeżeli zaraz nie zobaczę cię w łóżku to zmoczę cię całą – jęknęłam niezadowolona, ale szybko ruszyłam do łóżka. Tak jak obiecał, po kilku minutach leżał obok mnie w samych bokserkach. Objął mnie ramieniem, położyłam głowę na jego klatce piersiowej i uśmiechnęłam się zadowolona, kiedy jeździł palcami po moich plecach, aż nie zasnęłam.
~~~~~~
Cud, miód i orzeszki.
Kolejny rozdział pojawi się może w sobotę lub niedzielę, jest gotowy, a ja nie mogę się doczekać, kiedy go przeczytacie :)
PYTANIE

Co sądzicie o tym opowiadaniu? Jest coś co was denerwuje, coś pogmatwałam, jakieś sprzeczności? Wszystkie żale możecie wylać w komentarzach :)

3 komentarze:

  1. awh cud i miód <3 nawet nie wiesz jak się ciesze ze wróciłaś <3

    OdpowiedzUsuń
  2. A jadnak :) moje serce tęskniło za tą opowieścią... <3 mam nadzieje, że znowu nie znikniesz na tak długo :)

    OdpowiedzUsuń