Stałam oparta o maskę czerwonego auta
Jeremiego. Mężczyzna odebrał przed chwilą telefon i rozmawiał z kimś od dłużej
chwili. Zerkałam co chwila w jego kierunku, popijając ciemne piwo prosto z butelki.
Miałam dość zmiennych zachować
Biebera. To ja musiałam trzymać się zasad, a on robił co mu się żywnie
podobało. Teraz to ja chciałam zaszyć się na kilka godzin i dać mu wiele
powodów do zmartwień, tak jak on to robił każdego dnia.
- Bieber dzwonił – brunet przysiadł
na brzegu auta obok mnie. – Chciał wiedzieć gdzie jesteś – westchnęłam i
wzięłam większy łyk alkoholu.
- I co mu powiedziałeś? – mężczyzna
wzruszył ramionami.
- Że jesteś ze mną i nic ci z mojej
strony nie grozi. Chciałaś od niego odpocząć, a ja wyciągnąłem do ciebie
pomocną dłoń – puścił do mnie oczko, a ja zachichotałam. Wydawał się taki
beztroski, zupełne przeciwieństwo Justina.
- Pewnie się wściekł – mruknęłam,
turlikając gołą stopą niewielki kamyk, który leżał ukryty w trawie.
- Jak cholera – zaśmiał się. – Pewnie
już ściągnął helikoptery, żeby cię szukać.
Nie chciałam się z nim teraz
zobaczyć, tak samo jak nie chciałam zobaczyć wielkiej sceny furii, kiedy Justin
odnalazłby mnie z Jeremih.
- Jedźmy stąd. Wyjedźmy z miasta,
najlepiej bocznymi drogami – mruknęłam, stukając paznokciami w szklaną butelkę.
- Do pani usług – brunet ukłonił się
niczym lokaj, wyciągnął do mnie dłoń i pomógł wsiąść do auta. – Zawsze lubiłem
doprowadzać Biebera do furii – zaśmiał się, kiedy odjechaliśmy z parkingu obok
parku. – Co powiesz na plażę w Santa Monica?
- Idealnie – uśmiechnęłam się, kiedy
pokonywaliśmy kolejne skrzyżowania. Irytowało mnie nieustające wibrowanie mojej
komórki w torebce. Wyciągnęłam ją i zobaczyłam dwanaście nieodebranych połączeń
od Justina i trzy wiadomości.
Justin:
Gdzie jesteś? Jessica powiedziała, że
gdzieś poszłaś.
Justin:
Przepraszam, wróć do hotelu.
Justin:
Adeline błagam, martwię się o ciebie.
Nie jestem na ciebie zły, daj tylko znać, że nic ci nie jest i jesteś
bezpieczna.
Westchnęłam czytając ostatnią
wiadomość. Jeremih zerknął na mnie przez krótką chwilę, a później na
wyświetlacz telefonu, odczytując treść smsa.
- Może wyślij mu jedną wiadomość, że
nic ci nie jest – wzruszył ramionami. – Też chciałbym wiedzieć jak czuje się
moja kobieta, kiedy uciekła z innym facet bo miała mnie dość.
- Nie zadzwonię do niego – wyłączyłam
telefon i schowałam do torebki. – Chcę się upić, a to piwo na mnie nie działa –
skrzywiłam się niezadowolona. – Masz przy sobie gotówkę? – brunet kiwnął
nieznacznie głową i otworzył niewielki schowek. Leżało tam kilkanaście
banknotów dwudziestodolarowych. Wzięłam część z nich i kazałam mężczyźnie
zatrzymać się obok marketu czynnego całą dobę. Kupiłam tam duże martini oraz
koszulkę z krótkim rękawem, czarne jeansy i zwykłe trampki. Wzięłam też
chusteczki do demakijażu, który na pewno nie reprezentował się na mojej twarzy
zbyt dobrze o tej godzinie i po tylu wydarzeniach.
- Oczywiście kobieta nie mogłaby nie
kupić ubrać – mężczyzna zachichotał, kiedy wsiadłam do auta.
- Moja sukienka nie należy do
najwygodniejszych – wzruszyłam ramionami. – Mogę się przebrać na tylnej
kanapie?
- Jasne – szybko usiadłam z tyłu i
odwróciłam do mężczyzny plecami. Kiedy miałam na sobie koszulkę, usiadłam na
kanapie, żeby założyć spodnie. Napotkałam wzrok Jeremiego w lusterku wstecznym,
przez co oblałam się rumieńcem. Mężczyzna dopiero po kilku chwilach, przestał
się mi przyglądać. Szybko założyłam resztę garderoby i wróciłam na poprzednie
miejsce. Wspierając się lusterkiem w osłonie przeciwsłonecznej, zmyłam makijaż
i rozpuściłam włosy.
- Gotowa? – brunet siedział oparty o
drzwi, przyglądając się moim czynnościom.
- Jedźmy – pokiwałam głową.
Po około dwudziestu minutach byliśmy
już na miejscu. Wysiadłam z auta i zaczęłam głęboko oddychać czując napływające
świeże powietrze od oceanu. Jeremih stanął obok mnie z dłońmi w kieszeniach.
Dałam kilka kroków i odwróciłam się do mężczyzny, który nadal stał w miejscu.
Podeszłam do niego i chwyciłam za dłoń, ciągnąć w kierunku plaży. Usiedliśmy na
drobnym piasku i patrzyliśmy w morze. Chciałam sprawić, żeby Justin czuł się
tak samo beznadziejnie jak ja za każdym razem, kiedy znikał nie wiadomo gdzie i
z kim.
Pewnie otworzyłam butelkę martini i
wzięłam dwa duże łyki. Czułam, że robię źle dla samej siebie. Nie tak powinnam
się zachowywać w stosunku do Justina, jednak co mogłam innego zrobić? Zamknąć
się w łazience i nie wychodzić przez całą noc? Upić się jeszcze na przyjęciu i
narobić Justinowi wstydu? Żadna opcja nie wchodziła w grę. Pierwsza była godna
zachowania sześciolatka, a druga sprawiłaby, że narobiłabym wstydu nie tylko
Justinowi, ale też sobie oraz Emmie i Ryanowi.
- Jak się poznaliście z Bieberem? –
brunet zaczął rozmowę. Uśmiechnęłam się delikatnie, przypominając sobie
pierwsze spotkanie przy recepcji. Byłam wtedy zupełnym przeciwieństwem siebie.
Niepewna swoich umiejętności i swojej osoby. Kuliłam się w sobie za każdym
razem, kiedy ktoś wymawiał moje imię.
- Miałam staż w jego firmie,
rozwiązałam problem związany z rynkiem azjatyckim i później zaczęliśmy się
spotykać – wzruszyłam ramionami. Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem.
- Pewnie zwariował na twoim punkcie.
- Nie byłabym taka pewna, sądząc po
jego zachowaniu – prychnęłam pod nosem. – Można wiele mówić, ale czyny czasami
mówią zupełnie co innego – powiedziałam z żalem. Wzięłam kolejny łyk alkoholu,
czułam jak moje kończyny stają się coraz bardziej rozluźnione, a ja weselsza.
- A ty jak poznałeś Justina?
- Znaliśmy się od dziecka dzięki
naszym ojcom. Potem poszliśmy razem na studia. Najpierw zmarł mój ojciec i pod
naporem rodziny zająłem się firmą. Kiedy Bieber przejął firmę ojca, sprzedałem
mu moją, uwalniając się od tego całego bagna – westchnął. – Nigdy nie lubiłem
się bawić w interesy w przeciwieństwie do Ryana z Justinem. Później nasze drogi
się rozeszły. Oni zostali w Nowym Jorku, a ja przeprowadziłem się tutaj.
- Czym się zajmujesz?
- Sportami ekstremalnymi, wspinaczka
górska i czasami kolarstwo – uśmiechnął się. – Często biorę udziały w wyścigach
samochodowych albo motocyklowych – ponownie zapanowała między nami cisza. –
Bieber to idiota o wielkim szczęściu i głowie do interesów.
Uśmiechnęłam się na jego słowa.
Miałam o nim takie samo zdanie, które podzielała jeszcze jedna osoba.
- Tylko on mógł spotkać w swoim życiu
tak piękną i interesującą kobietę, a później ją zdobyć – spojrzałam na Jeremih,
który wpatrywał się we mnie intensywnie. Byłam w szoku, co miałam w sobie
takiego, że faceci pokroju Justina lgnęli do mnie jak muchy? – Nie martw się – spojrzał
na ocean. – Nie pocałuję cię, ani nie będę się do ciebie dobierać, chociaż inni
pewnie skorzystaliby z takiej okazji mając przed sobą pijaną i piękną kobietę.
Ściągnęłam brwi, biorąc kolejny łyk
cierpkiej cieczy. Pocałować go i wkurzyć Justina?
Jesteś
tylko moja.
W głowie zabrzmiały jego słowa. Sama
nie miałam pewności czy on mnie nie zdradził, jednak nie potrafiłam. Justin był
mój, a ja należałam do niego. Całując bruneta spowodowałabym u siebie jedynie
ogromnego kaca moralnego i poczucie winy. Do tego byłam pijana, a pomysły u
pijanej osoby nigdy nie były zbyt dobre.
Chcąc zająć czymś swoje usta,
zaczęłam łapczywie pić martini. To też nie było za dobrym pomysłem bo nadmiar
alkoholu spowodował, że wszystko obok mnie zaczęło się kręcić, a ja zasnęłam na
ramieniu Jeremiego.
***
Poczułam na skórze rytmiczne
pocieranie i ciche pomrukiwanie. To był głos Justina, który nucił coś pod nosem
i delikatnie gładził moją dłoń. Kiedy otworzyłam oczy w pokoju hotelowym
panował jeszcze mrok, szatyn siedział pochylony obok mnie i uważnie mi się
przyglądał.
- Martwiłem się o ciebie – powiedział
półszeptem. Siedział w pomiętej koszuli z podwiniętymi rękawami, a włosy były
rozczochrane od ciągłego szarpania. Westchnęłam widząc jego zatroskany wyraz
twarzy i położyłam głowę na jego kolanach. – Nigdy więcej nie znikaj – zatopił
palce w moich włosach i pocałował mnie w policzek.
- Jak się tutaj dostałam?
- Jeremih cię przywiózł – westchnął.
– Byłaś kompletnie pijana – burknął niezadowolony.
- Trzeba było mnie nie zostawiać
samej – odsunęłam się od niego i przekręciłam na drugi koniec łóżka. Szybko
pożałowałam tej decyzji bo poczułam żółć zbierającą się w moich ustach i jak
najszybciej pobiegłam do łazienki zwrócić zawartość mojego żołądka. Kiedy
targały mną kolejne torsje, Justin odgarnął włosy z mojej twarzy i trzymał je w
garści, żebym ich nie pobrudziła. Po kilku dobrych minutach zmęczona usiadłam
obok toalety, szatyn podał mi papierowy ręcznik i kubek wody, żebym mogła
wypłukać usta. Oparłam policzek o chłodną ścianę i spojrzałam na mężczyznę spod
przymrużonych powiek.
- Musiałem cię zostawić samą –
chwycił moje stopy i ułożył na swoich wyprostowanych nogach.
- Przestań – jęknęłam. – A ja
musiałam się upić do nieprzytomności, tylko że teraz pokutuję za swój wybryk, a
ty jak zwykle wychodzisz ze wszystkiego zwycięską ręką, a ja muszę cierpieć.
- Musisz mi zaufać…
- I dać ci się omamić? – przerwałam
mu. – Nie na tym polega zaufanie Justin – stanęłam na chwiejnych nogach. Byłam
wyczerpana, na kacu w dodatku złość na szatyna mi nie przeszła. – Wyjdź, chcę
wziąć prysznic – odczekałam aż wyjdzie z łazienki. Zwróciłam uwagę na ślad z
tyłu jego kołnierzyka, jakby maźnięcie szminką za jego uchem.
To
na pewno twoja szminka.
Nie mogła być to moja szminka, bo
Justin przez cały czas ze mną miał na sobie marynarkę, a to ubrudzenie było w
miejscu zasłoniętym przez jej kołnierz.
Miałam dość. Chciałam wrócić do domu
i położyć się w swoim łóżku z daleka od Biebera. Próbowałam sobie wmówić, że
ślad na jego koszuli powstał podczas naszego małego incydentu w limuzynie, ale
to było niemożliwe.
Owinięta w sam ręcznik, wyszłam z
łazienki i podeszłam do walizki, skąd wyciągnęłam świeżą bieliznę, jeansy,
koszulkę na ramiączkach i cienki sweterek. Nie zwracałam uwagi na pochłaniający
mnie wzrok Biebera, który stał po drugiej stronie pokoju. Podeszłam do niego z
założonymi ramionami na piersiach.
- Możesz ściągnąć koszulę? –
zdziwiony, odczekał kilka chwil i podał mi biały materiał. Znalazłam ubrudzone
miejsce i pokazałam mu je. – Możesz mi powiedzieć co to jest? – rozciągnęłam
przed nim materiał z krwistoczerwonym śladem. To na pewno nie była moja
szminka. Na ustach nosiłam delikatny, różowy kolor, a ten był ewidentnie
czerwony.
- Adeline… - mężczyzna wyraźnie się
zmieszał. Westchnęłam bezradnie i poczułam jak łzy napływają mi do oczu. – To
wszystko nie tak – położył dłoń na moim policzku i mocno objął mnie ramionami.
Nie miałam sił żeby mu się sprzeciwić, pociągałam nosem, czekając aż sam mi to
wszystko wytłumaczy. – Ktoś chce nas skłócić, a ja nie wiem jak temu zapobiec –
westchnął. – Wczoraj nawet nie zatańczyłem z inną kobietą oprócz ciebie –
chwycił koszulę i rzucił ją w kąt. – Nie zdradzam cię, przysięgam – położył
moje dłonie na swojej klatce piersiowej. Zatopiłam się w jego mlecznych oczach,
które teraz uważnie mi się przyglądały. Chciałam coś powiedzieć ale nie
wiedziałam co. Miałam zacząć krzyczeć? Zacząć oskarżać go o zdrady bez powodu?
Tak robiły te wszystkie nader zazdrosne kobiety na filmach, nie wiem czy to
było odpowiednie w tej chwili.
Chwile gdy wpatrywaliśmy się w siebie
intensywnie, pragnąc skraść drugiej osobie myśli, przerwało nam głośne pukanie
obsługi, która przyniosła dla nas śniadanie. Szatyn wpuścił ich do środka i
podziękował dwudziestodolarowym napiwkiem.
- Musisz coś zjeść – postawił przede
mną talerz z grzankami. – Adeline?
- Hm? – uniosłam wzrok wyrwana z
natłoku myśli. Szatyn westchnął i przeczesał dłonią włosy. Oparł się o materac
łóżka, na którym teraz siedziałam, pochylając się w moim kierunku.
- Wszystko w porządku?
- Nie wiem – wzruszyłam ramionami. –
Idź pod prysznic, zaraz musimy ruszać na lotnisko.
Jeszcze przez kilka chwil stał i
wpatrywał się we mnie. Odpuścił, kiedy zaczęłam jeść śniadanie i zniknął za
drzwiami łazienki.
Rzuciłam grzankę na talerzyk i
schowałam twarz w dłonie. Jak bardzo to jeszcze miało się wszystko
skomplikować? Im bardziej zbliżam się do Justina, tym więcej sekretów odkrywam.
Myślałam, że teraz wszystko będzie łatwiejsze, nasze relacje będą się
zacieśniać, a my tworzyć stabilny związek, ale jak zwykle, nic nie idzie po
mojej myśli. Kto by pomyślał, że życie u boku cholernie bogatego faceta,
któremu ufasz, może nie być usłane różami? Miał wszystko: urodę, pieniądze,
poczucie humoru… Jednak jego popieprzone tajemnice zaczęły go przerastać,
widziałam to. Był spanikowany, poddenerwowany. Tajemnicze telefony o których
nie chciał rozmawiać były coraz częstsze, a on sam znikał bez słowa
wyjaśnienia.
Chodziłam po apartamencie i zbierałam
ubrania, które były porozwieszane na meblach. Usiadłam po turecku obok walizki,
żeby spakować moje i Justina ubrania. Kiedy skończyłam westchnęłam głęboko,
oparłam głowę na dłoniach, zamykając oczy. Poczułam dłonie na moich ramionach,
które delikatnie je masowały. Nie reagowałam na dotyk, nie miałam na to
wszystko siły.
Justin usiadł za mną i przytulił mnie,
przyciągając do siebie. Siedziałam teraz między jego nogami, opierając głowę na
ramieniu szatyna i kurczowo trzymając dłońmi swoje podkulone nogi. Mężczyzna
oddychał wolno i głęboko, jednocześnie masując moje biodro. Wierzyłam mu, że
mnie nie zdradził. Uważałam się za najgłupszą idiotkę wierząc mu na słowo, ale
przecież od zawsze nią byłam.
Oplotłam dłońmi jego ramię, zmuszając
go, żeby objął mnie mocniej.
Pokochałam go. Zakochałam się w
najbardziej popieprzonym człowieku chodzącym po tej ziemi i jak zapatrzona w
niego nastolatka, wierzyłam w każde jego słowo.
Justin’s POV
Nie odezwała się do mnie przez całą
drogę na lotnisko. Przez cały czas kurczowo trzymała moją dłoń, co jakiś czas
ściskając ją mocniej. Moja szczęka prawie zdrętwiała od ciągłego jej
zaciskania. Chciałem jej wszystko powiedzieć, ale nie ważne od kogo by się tego
dowiedziała i tak odejdzie. Obiecała mi to.
-
Jeśli jeszcze raz cię skrzywdzę to odejdź.
Blondyna
patrzyła na mnie zszokowana. Byłem skurwysynem, cholernym skurwysynem, że jej
to robię.
Kiwnęła
niepewnie głowę, a ja zacisnąłem wargi zdając sobie sprawę z przyszłych
konsekwencji jej obietnicy. Pocałowała mnie co można było nazwać
przypieczętowaniem jej słów.
- Idź do kabiny, zaraz do ciebie
dołączę – blondyna kiwnęła niepewnie głową i skierowała się w stronę prywatnego
samolotu. Wybierając numer Jessici miałem ochotę się rozryczeć. Wszystko
zaczynało się wymykać spod mojej kontroli, a te dwie suki miały na mnie haka,
który chciały wykorzystać.
- Justin? – usłyszałem jej zdziwiony
głos. – Nie jesteś z Adeline?
- Czeka na mnie w samolocie – odpowiedziałem,
widząc jak moja znika w wejściu do
kabiny.
- Stało się coś?
- Dwie suki – jęknąłem. – One chcą
coraz więcej, a ja nie mam nad tym kontroli. – Ku mojemu zdziwieniu zapanowała
cisza. Liczyłem na jakieś rady, cokolwiek, a nie na pierdoloną ciszę. – Jessica
– warknąłem do słuchawki telefonu.
- Nie wiem co powiedzieć Justin.
Mogłeś to zakończyć na samym początku – potarłem czoło, które pulsowało od
nadmiaru myśli.
- Nie mogłem. One mnie osoczyły,
kurwa prawie je odciągnąłem od Adeline – nerwowo przestąpiłem z nogi na nogę. –
Chciały jej wszystko pokazać, a to by mnie kurwa skreśliło na miejscu.
- Nic nie mogę zrobić Justin –
usłyszałem po kilku chwilach. – Jedyne co możesz im dać to pieniądze, ale z
tego co wiem to jedyne czego chcą to ty w ich szponach.
- Ale ja już kurwa nie mogę – prawie
zapłakałem do słuchawki. – Chcę ją chronić, ale kurwa czuję się jak gówno.
- Może lepiej się roz…
- Nie – warknąłem.
- I tak to nastąpi wcześniej czy
później – kobieta westchnęła. Zabrzmiała jakby karciła pięcioletniego chłopca.
- Wolę później – odpowiedziałem i
zakończyłem połączenie. Przetarłem przeszklone oczy i wszedłem do wnętrza
kabiny samolotu. Odnalazłem wzrokiem Adeline i uśmiechnąłem się na jej widok.
Siedziała obok okna, opierając głowę na dłoni zwiniętą w pięść. Wyglądała przez
okno, patrząc na coś w oddali. Miała na sobie zwykłe jeansy, cieniutki sweterek
o delikatnym różowym kolorze, a włosy związała na czubku głowy. Na jej twarzy
nie było ani grama makijażu, przez co mogłem zobaczyć sińce pod oczami spowodowane
płaczem. W hotelu siedziała wtulona we mnie przez ponad godzinę, co chwila
cicho pochlipując. Nienawidziłem siebie jeszcze bardziej niż kiedykolwiek, ale…
Kocham ją.
Kocham ją całym sobą, pragnę jej jak
nic innego na tym świecie, chcę żeby była tylko dla mnie, chcę żeby była
szczęśliwa.
Moja kobieta.
Usiadłem na przeciwko Adeline i
chwyciłem jej dłoń. Pocałowałem każdą kostkę najczulej jak potrafiłem.
Nienawidzę siebie. Jestem
skurwysynem.
Spojrzała na mnie niepewnie. Nie
wiedziała co zrobić, czekałem na nieme pozwolenie, które nie nadeszło.
- Proszę państwa o zapięcie pasów, za
chwilę startujemy. – Stewardesa pojawiła się obok nas, ale nawet na nią nie
spojrzałem. Patrzyłem jak moja blondyna zapina swoje pasy i kiedy wiedziałem,
że zrobiła to poprawnie, zapiąłem swoje. Spojrzałem na kobietę w kombinezonie
wymownie, a ta po kilku sekundach zniknęła w części dla załogi.
Adeline spojrzała na mnie dopiero
wtedy, gdy byliśmy wysoko nad chmurami. Odpięła pasy i nerwowo kręciła młynek
palcami. Pochyliłem się do przodu i objąłem jej dłonie swoimi. Westchnęła
delikatnie i zagryzła wargi.
- Naprawdę cię nie zdradziłem –
mruknąłem potulnie.
Nagroda
w kategorii „Kłamca roku” wędruje do Justina Biebera.
- Wierzę ci – spojrzała mi w oczy, a
moje serce niemal podskoczyło mi do gardła. Szybko pokonała dzielącą nas
odległość i usiadła mi na kolanach. Złączyła nasze usta w czułym pocałunku
kładąc dłoń na moim policzku. – Wierzę ci bo cię kocham.
Kocha mnie?
Mój oddech przyspieszył, a serce
niemal zaczęło boleć. Patrzyła na mnie najcudowniejszymi oczami na ziemi,
sprawiając, że byłem w tej chwili najszczęśliwszym mężczyzną na ziemi.
- Cholera – mruknąłem, zaskoczony jej
wyznaniem. Była zaskoczona, nie spodziewała się takiej odpowiedzi.
Przyciągnąłem ją do siebie i namiętnie
pocałowałem, moja kobieta, kobieta, która pokochała największego skurwiela na
tej planecie.
- Cholera – powtórzyłem się
przerywając pocałunek. Nadal byłem w szoku. – Nie możesz mnie kochać mocniej,
niż ja kocham ciebie – uśmiechnęła się szeroko, wtulając twarz w moją szyję.
Uwielbiałem kiedy to robiła.
Nigdy w życiu nie czułem tak wielu
sprzeczności jak w tej chwili.
- Kocham cię – powtórzyłem jakby
chcąc się przyzwyczaić do tych słów. – Kocham to jak się śmiejesz, kocham kiedy
się złościsz, kiedy mnie całujesz, kiedy się boisz, kocham cię. Całą. Bez
wyjątku – poruszyła się niespokojnie. Nie widziałem jej twarzy, czułem jedynie
jak jej rzęsy muskały skórę na mojej szyi za każdym razem gdy mrugała.
- Nie chcę dzisiaj spać sama –
chwyciła moją dłoń i zaczęła przeplatać nasze palce. – Chcę żebyś był przy
mnie.
- Oczywiście, że będę – przyciągnąłem
ją mocniej do siebie. – Będę przy tobie już zawsze, nie ważne co się stanie
między nami ja będę przy tobie.
Adeline’s POV
Weszłam razem z Justinem do mojego mieszkania,
ziewając. Ściągnął z moich ramion swoją bluzę i pocałował w skroń. Spojrzałam
na jego ramiona, odkryte przez koszulkę na krótki rękawek, pokryte gęsią skórką
spowodowaną zimnem na dworze. Miałam wyrzuty sumienia, że przeze mnie zmarzł bo
ja oczywiście nie pomyślałam o tym, że w Nowym Jorku temperatura będzie wynosić
kilka stopni poniżej zera i założyłam jedynie cieniutki sweterek.
- Chodźmy spać, jesteś zmęczona –
szatyn przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. Położyłam głowę na jego
klatce piersiowej i przysłuchiwałam się jego bijącemu sercu. – Przygotuję coś
do jedzenia, a ty się przebierz.
Nie sprzeciwiłam się mu. Poszłam do
sypialni, założyłam ciepłe spodnie od piżamy i koszulkę na ramiączkach.
Rozpuściłam włosy i przeczesałam je palcami. Wróciłam do salonu, usiadłam na
kanapie skąd miałam idealny widok na Justina. Od jego wyznania w samolocie,
czuję jakbym latała będąc jedocześnie ściągana na ziemię przez wcześniejsze
wydarzenia. Niewiele rozmawialiśmy, jednak przez cały czas mieliśmy ze sobą
kontakt cielesny. Chciałam żeby był dzisiaj ze mną, nie wyobrażałam sobie
inaczej po takich słowach.
Zaczął dzwonić jego telefon.
Widocznie się zdenerwował bo zacisnął dłonie na końcu blatu, a głowę schował w
ramionach. Po kilku sekundach wyciągnął komórkę, a kiedy zobaczył kto dzwoni,
przeklął pod nosem.
- Czego chcesz? – niemal warknął do
słuchawki. Zdziwiło mnie jego złe nastawienie do dzwoniącej jego osoby, być
może zdenerwowało go to, że ktoś dzwoni do niego w niedzielę wieczorem. –
Kiedy? – mruknął pod nosem i pociągnął za końcówki włosów. – Gdzie? – zagryzłam
nerwowo wargi. Wszystko wskazywało na to, że zaraz opuści moje mieszanie.
Chodził nerwowo po kuchni, słuchając
co dana osoba ma mu do powiedzenia.
- Ja… - zatrzymał się na chwilę,
kiedy spojrzał na mnie, a jego wyraz twarzy zmienił się na znacznie łagodniejszy.
– Słuchaj – przerwał tej drugiej osobie. – Nigdzie nie jadę, możesz robić co
chcesz, idę zjeść kolację z moją kobietą – rozłączył się i głęboko westchnął.
Wziął dwa niewielkie talerzyki na których była porcja jajecznicy z papryką. –
Tylko to miałaś w lodówce – spojrzał na mnie przepraszająco. – Mogliśmy wstąpić
do sklepu po drodze – usiadł obok mnie, a ja od razu wtuliłam się w jego ramię.
- Nic nie szkodzi – postawił mi na
kolanach talerzyk razem z widelcem. Było mi niewygodnie jeść lewą ręką, ale nie
chciałam puścić Justina. Kiedy skończył jeść, usłyszałam jak chichocze. Zabrał
mi widelec z którym się męczyłam i zaczął mnie karmić. Wziął puste talerzyki i
poszedł do kuchni. Ruszyłam za nim i przykleiłam się do jego pleców, kiedy
zmywał naczynia. – Zostaw to – pocałowałam go przez materiał koszulki. – Idź
się przebrać, ja to zrobię.
- Idź do łóżka, zaraz wrócę –
odwrócił się do mnie przodem. Chwycił moją twarz w swoje mokre dłonie na co zachichotałam.
- Jesteś okropny.
- Wiem – mruknął i cmoknął mnie
delikatnie. – Jeżeli zaraz nie zobaczę cię w łóżku to zmoczę cię całą –
jęknęłam niezadowolona, ale szybko ruszyłam do łóżka. Tak jak obiecał, po kilku
minutach leżał obok mnie w samych bokserkach. Objął mnie ramieniem, położyłam
głowę na jego klatce piersiowej i uśmiechnęłam się zadowolona, kiedy jeździł
palcami po moich plecach, aż nie zasnęłam.
~~~~~~
Cud, miód i orzeszki.
Kolejny rozdział pojawi
się może w sobotę lub niedzielę, jest gotowy, a ja nie mogę się doczekać, kiedy
go przeczytacie :)
PYTANIE
Co sądzicie o tym
opowiadaniu? Jest coś co was denerwuje, coś pogmatwałam, jakieś sprzeczności?
Wszystkie żale możecie wylać w komentarzach :)
jest genialne <3
OdpowiedzUsuńawh cud i miód <3 nawet nie wiesz jak się ciesze ze wróciłaś <3
OdpowiedzUsuńA jadnak :) moje serce tęskniło za tą opowieścią... <3 mam nadzieje, że znowu nie znikniesz na tak długo :)
OdpowiedzUsuń