sobota, 7 stycznia 2017

23. Plany.

Justin’s POV
Przetarłem oczy zdezorientowany, kiedy coś wyrwało mnie ze snu. Spojrzałem na Adeline, która nadal spała wtulona w moje ramie. Dopiero po kilku chwilach uświadomiłem sobie co wyrwało mnie ze snu. Moja komórka wibrowała na stoliku nocnym, informując mnie o nowych wiadomościach. Chwyciłem urządzenie, które wskazywało drugą w nocy. Miałem kilka nieodebranych połączeń i jedną wiadomość od Jessici oraz kilka wiadomości od nieznanego numeru.
Jessica: Mają nagranie z tego wieczoru kiedy byłeś u mnie. Były tutaj przed chwilą i mi je pokazały, one są chore. Przykro mi Justin.
Czułem jak moje serce zatrzymuje się na kilka dobrych sekund. Spojrzałem na Adeline, która poruszyła się niespokojnie i drżącymi dłońmi, otworzyłem kolejne wiadomości.
Nieznany: Nie uciekniesz.
Nieznany: Już niedługo twoja Adeline odejdzie, a ty będziesz cały nasz.
Nieznany: Boisz się?
Nieznany: Twoja mała kurewka skończy ze złamanym sercem.
Wyłączyłem telefon i rzuciłem go na ziemię. Oddychałem niespokojnie, nigdy nie czułem się tak bezradny jak w tej chwili.
- Justin? – usłyszałem jej zaspany głos. – Wszystko dobrze? – pogładziła moją twarz. Westchnąłem i zamknąłem oczy. Byłem skurwielem.
- Miałem zły sen – mruknąłem.
- Co ci się śniło?
- Że nie było cię obok mnie – odważyłem się spojrzeć na nią. Uśmiechnęła się delikatnie i pochyliła nade mną.
- Jestem obok ciebie – pocałowała mnie. Przeciągnąłem ją na siebie i jęknąłem, gdy zaczęła ocierać się o moje krocze. Ścisnąłem jej pośladki, powodując, że cicho mruknęła. Pobudziło to mojego kutasa do życia, czułem jak krew kumuluje się w moim kroczu. Przerzuciłem ją na plecy namiętnie całując. Szybko ściągnąłem z niej piżamę, zostawiając tylko koronkowe figi. Ściskałem jej piersi, przez co wiła się pode mną. Uwielbiała gdy to robiłem. Szybko zszedłem pocałunkami na jej szyję, a potem na piersi. Ssałem jej sutki, czułem jak pod dotykiem mojego języka robią się coraz twardsze.
- Moja – mruknąłem pod nosem, kiedy pociągnęła mnie za włosy do góry, zmuszając, żebym ją pocałował. Dłońmi błądziła po moich plecach, co chwila wbijając w nie paznokcie. Mruknąłem zadowolony, kiedy zachłysnęła się powietrzem zaraz po tym, gdy rozerwałem jej matki chcąc dostać się do różowej cipki. Pod palcami czułem jej wilgoć, przez co mój kutas zaczął się niemiłosiernie prężyć. Szybkim ruchem ściągnąłem z siebie bokserki i wydostałem mojego przyjaciela na wolność. – Justin – jęknęła wprost do moich ust, gdy na chwilę przestałem jej dotykać. Pocałunkami zszedłem na jej cipkę, a jej ciało zadrżało delikatnie gdy językiem dotykałem guziczka blondyny.
Boże, jak ja ją uwielbiałem.
Mocno trzymałem jej biodra, uniemożliwiając gwałtowne ruchy. Ciągnęła mnie za włosy, gdy wiła się z przyjemności. Włożyłem w nią dwa palce, zgiąłem je, szukając puntu G. Masowałem go, jednocześnie ssąc jej łechtaczkę, chcąc doprowadzić ją do orgazmu.
- Boże Justin – krzyknęła, a ja zachęcony jękami przyśpieszyłem swoje ruchy. Jej ciało wygięło się w łuk, z ust wydobywały się jęki, a biodra drgały. Trzymałem ją mocno, chcąc utrzymać orgazm blondyny jak najdłużej. Jeszcze przez chwilę lizałem jej cipkę, a za każdym razem gdy skupiałem uwagę na napuchniętym guziczku, cała drżała. Oddychała ciężko, gdy całowałem brzuch, piersi i szyję dziewczyny. Spojrzałem w jej półprzymknięte oczy i uśmiechnąłem się delikatnie.
- Moja – powtarzałem jak mantrę. – Tylko moja – złączyłem nasze usta, gdy wsunąłem się w nią kutasem. Krzyknęła zaskoczona, ale szybko zarzuciła nogi na moje biodra, powodując, że mogłem wejść w nią do końca.
- Zaraz wybuchnę – powiedziała między pocałunkami. Pisnęła cicho gdy przyśpieszyłem ruchy. Schowała twarz w mojej szyi, gryząc skórę na ramieniu. Warknąłem czując ból, który mieszał się z przyjemnością. Mój kutas pulsował, a jądra prawie wybuchły zatrzymując w sobie nadmiar spermy. Kiedy kolejny raz, jej ciało zaczęło drżeć od ogarniającego ją orgazmu, przyspieszyłem ruchy, chcąc dojść razem z nią.
Jęknąłem przeciągle, czując jak moja sperma zalewa jej wnętrze. Opadłem obok niej, przyciągając blondynę do siebie.
- Kocham cię – mruknęła wprost do mojego ucha i oplotła ramiona wokół mojej szyi. Zarzuciła na mnie nogi, oplatając w pasie.
- Ja ciebie też kocham blondyno – pogładziłem ją po policzku. – Bardziej niż możesz sobie wyobrazić. – Nie odpowiedziała, bo już spała na moim ramieniu. Zasnąłem wpatrzony w jej twarz, chciałbym ją ochronić przed całym złem tego świata, ale to ja byłem najgorszą rzeczą w jej życiu. Raniłem ją, a ona nawet nie zdawała sobie z tego sprawy.
***
- Justin – poczułem delikatne pocałunki na policzku. Otworzyłem oczy i uśmiechnąłem się na widok mojej blondyny leżącej obok mnie z mokrymi włosami, w mojej koszuli i białych stringach. – Dzień dobry – uśmiechnęła się szeroko.
- Dzień dobry, kocham cię – pochyliłem się nad nią na co zaśmiała się dziewczęco. Złączyłem nasze usta w pocałunku, a Adeline mruknęła zadowolona.
- Justin – jęknęła, spychając mnie z siebie. – Spóźnimy się do pracy, idź weź prysznic, a ja wysuszę włosy – powiedziała, zanim zamknęła drzwi sypialni. Przetarłem zaspane oczy i wróciłem wspomnieniami do wydarzeń z nocy. Spojrzałem na wyłączony telefon, który leżał na podłodze. Niechętnie chwyciłem go i uruchomiłem. Nie miałem już żadnych nieodczytanych wiadomości, jedynie kilka zaległych połączeń od Jessici.
Położyłem telefon na stoliku nocnym i ruszyłem do łazienki. Przed lusterkiem stała Adeline ze suszarką w dłoni.
- Weź sobie ręcznik ze szafki – wskazała dłonią na mebel w rogu. Otworzyłem drzwiczki i skupiłem wzrok na listku malutkich tabletek. Było w połowie puste, szybko zorientowałem się, że były to tabletki antykoncepcyjne. Skierowałem swój wzrok na Adeline, wyobrażając sobie jak mogłyby wyglądać nasze dzieci i wspólna przyszłość.
Chryste, nie maltretuj się.
Chwyciłem ręcznik i wszedłem pod ciepły strumień wody. Chciałem przestać myśleć o nas, kiedy tworzylibyśmy rodzinę, byli małżeństwem, mieli dom, dzieci… To było nierealne. Sam to zaprzepaściłem będąc skończonym skurwysynem.
Odejdź od niej, zaboli ją mniej.
Przyglądałem się Adeline jeszcze przez kilka chwil, aż opuściła łazienkę. Przekręciłem wodę tak, że była lodowana. Syknąłem i miałem ochotę wyskoczyć spod strumienia wody, ale chciałem spłukać z siebie te cholerne myśli.
- Justin zaraz się spóźnisz, jeszcze musisz jechać po garnitur do swojego mieszkania – krzyknęła przez zamknięte drzwi. Ocknąłem się z transu, przywołany do rzeczywistości przez Adeline. Wysuszyłem włosy i ubrałem się w dresy. Stała w salonie, opierając dłonie na biodrach, ubrana w obcisłą spódnicę i ciemnozieloną koszulę z dekoltem.
- I kto teraz wygląda jak pani prezes? – Nie mogłem się oprzeć, żeby położyć dłoń na jej tyłku i namiętnie ją pocałować.
- Pośpieszmy się, tobie nic nie zrobią jeżeli się spóźnisz, a ja mogę wylecieć – mruknęła. – Zadzwoniłam po Jacoba – cmoknęła mój policzek, gdy podeszła do wieszaka i chwyciła moją kurtkę. Westchnąłem niezadowolony, kiedy opuściliśmy mieszkanie.

Adeline’s POV
- Pamiętasz o moim wyjeździe do Europy? – szatyn spojrzał na mnie podczas naszego lunchu. Westchnęłam na myśl, że nie będę się z nim widzieć przez kolejne cztery dni.
- O której jutro masz samolot? – Zaczął szukać czegoś w komórce, kiedy ja grzebałam widelcem w mojej sałatce greckiej.
- Po szóstej wieczorem muszę być na lotnisku – mruknął. – Pojedziesz tam ze mną? – uśmiechnęłam się widząc jego minę szczeniaka. Nie wyglądał teraz jak groźny pan prezes.
- Jasne – pokiwałam głową. – Dzisiaj po pracy zajrzę do babci, dawno jej nie widziałam i na pewno się martwi.
- Odebrać cię?
- Jeśli chcesz, możesz jechać ze mną do niej – wzruszyłam ramionami. Staruszka go uwielbiała.
- Muszę załatwić kilka spraw po pracy razem z Jessicą – spojrzał na zegarek. – Przyjadę tam około ósmej i wejdę na chwilę – powiedział wstając od stolika. Nasz lunch się kończył, a w firmie nie brakowało pracy, więc musieliśmy być tam na czas. – Poproszę Jacoba żeby cię zawiózł, a ja wezmę swoje auto – splótł nasze dłonie, gdy schodziliśmy po schodach. Klasnęłam w dłonie z ekscytacji, gdy na dworze padał śnieg. Święta za dwa tygodnie, więc miałam cichą nadzieję, że w końcu doczekam się białego Bożego Narodzenia.
- Pada śnieg – przykleiłam nos do szyby samochodu, gdy ruszyliśmy spod restauracji.
- Widzę – Justin roześmiał się na moją reakcję. – Jeśli chcesz, możesz spędzić święta razem z babcią u mnie – spojrzałam na niego zszokowana.
- Naprawdę?
- Poproszę Helen żeby przygotowała dla nas świąteczny obiad, a babcia będzie mogła zostać w którymś pokoju gościnnym – wzruszył ramionami, a ja rzuciłam mu się na szyję.
- Dziękuję – złożyłam szybki pocałunek na jego ustach, a on uśmiechnął się szeroko.
- Cała przyjemność po mojej stronie.
***
- Cześć babciu – podbiegłam do staruszki i mocno ją przytuliłam. – Tęskniłam za tobą – pocałowałam kobietę w policzek.
- Ja za tobą też – Mary objęła moją twarz swoimi pomarszczonymi dłońmi i przyjrzała mi się dokładnie. – Lepiej wyglądasz – skwitowała mój wygląd.
- Lepiej się czuję – wzruszyłam ramionami. – A ty babciu? – obserwowałam staruszkę, która była jakby bardziej przygarbiona, gdy poruszała się po pokoju.
- Przez tę pogodę ciągle coś mnie boli – mruknęła. – A przez to suche powietrze ciągle kaszlę. – Na potwierdzenie swoich słów zakaszlała głośno. Ściągnęłam brwi zaniepokojona, ale zawsze narzekała gdy zmieniała się pogoda, więc uspokoiłam się. Mary postawiła przede mną herbatę malinową, kilka rogalików i ciasteczek, patrząc się wymownie. Bez sprzeciwu wzięłam ciasteczko do buzi bo rzeczywiście byłam głodna.
- Babciu mam dla ciebie propozycję – kobieta spojrzała się na mnie zaciekawiona. – Justin zaprasza nas do siebie na święta, będziesz mogła u niego nocować, więc nie będzie problemu żeby cię tutaj odwieść – wzruszyłam ramionami.
- Naprawdę? – kobieta uśmiechnęła się szeroko. – Och, to cudownie – klasnęła w dłonie. – A nie będę wam przeszkadzać? Pewnie chcielibyście mieć chwile dla siebie, jesteście zapracowani…
- Babciu – przerwałam jej. – Będziesz spać w pokoju gościnnym.
- Ale pamiętaj, że mam dobry słuch i płytki sen – pogroziła mi palcem, na co się zaśmiałam.
Przez resztę wieczoru rozmawiałyśmy z babcią o moim wyjeździe do Beverly Hills, pokazałam jej zdjęcia mojej sukni oraz tego jak oboje prezentowaliśmy się z Justinem. Pominęłam kilka faktów z przyjęcia, podczas gdy staruszka rozpływała się nad wyglądem szatyna. Opowiedziała mi o panu spod czwórki z którym oczywiście się zaprzyjaźniła i kilka innych, dla niej, niezwykle istotnych rzeczy, którymi nawet nie zaprzątałabym sobie głowy. Jednak gdy widziałam jej przejęcie, nie miałabym serca kazać jej przestać czy powiedzieć, że nie interesuje mnie co Izabella zrobi w najnowszym odcinku jakiegoś tasiemca.
- Mogę przeszkodzić? – do pokoju wszedł Justin, a Mary niemal do niego podbiegła. Mężczyzna zaśmiał się widząc jej entuzjazm i pochylił się, gdy ta pocałowała go w oba policzki.
- Oczywiście, że pan nie przeszkadza – staruszka zagruchała w stronę Justina.
- Dzwoniłem do ciebie, ale nie odbierałaś – zwrócił się do mnie. Spojrzałam na telefon i rzeczywiście, miałam dwa nieodebrane połączenia od Justina.
- Mam wyciszony dźwięk – spojrzałam przepraszająco na szatyna. Po jego minie widziałam, że się martwił, jednak szybko się rozpogodził gdy babcia usadziła go na kanapie i podała kubek z herbatą.
- Prawie zapomniałam – burknęła pod nosem, idąc do szafy. – Skończyłam twój koc – podała mi wielki pakunek, a ja chwyciłam go podekscytowana. Od zawsze marzyłam o czymś takim, a kiedy mam go w końcu w swoich dłoniach i wiem, że zrobiła go dla mnie babcia, jestem niezwykle szczęśliwa.
- Dziękuję – mocno ją przytuliłam. – Jesteś najlepsza.
- Nie ma za co kochana – machnęła dłonią zawstydzona. Spojrzałam na Justina, który przyglądał się nam jak zauroczony. Uśmiechnęłam się do niego szeroko, kładąc obok niego koc. Usłyszałam ziewnięcie i spojrzałam na babcię, która zakrywała dłonią usta.
- My już pojedziemy, jesteś zmęczona – wróciłam do kobiety. Mary objęła mnie i mocno uściskała.
- On cię kocha – mruknęła mi do ucha, tak żeby Justin nie słyszał.
- Wiem – zaśmiałam się. – Kocham cię babciu.
- Ja ciebie jeszcze mocniej, najmocniej – pocałowała mnie w policzek, w taki sposób w jaki potrafi tylko babcia. Potem pożegnała się z Justinem, pouczając go, że ma się mną zajmować i pilnować tego, żebym jadła.
- Oczywiście – odpowiedział jej szatyn. – O nikogo tak się nie martwię jak o nią – Mary jeszcze raz uściskała najpierw Justina, a później mnie.
- Idźcie już, jedźcie ostrożnie – wyprowadziła nas aż do samych drzwi wyjściowych i pomachała, gdy wyszliśmy z budynku.
- Twoja babcia jest niesamowita – uśmiechnął się szatyn, kiedy odpalił auto. - Adeline? – zaczął.
- Tak? – spojrzałam na niego.
- Co się właściwie stało z twoimi rodzicami? Nigdy o nich nie mówiłaś.
Cała się spięłam na jego słowa. Co miałam mu powiedzieć? Prawdę? Znienawidziłby mnie za to, że mu nie powiedziałam o tym do tej pory.
- Wszystko dobrze? Powiedziałem coś źle? – położył dłoń na moim kolanie, pocierając je pocieszająco. Gryzłam nerwowo wnętrze policzka, starając się ubrać w słowa to co chcę powiedzieć.
- Oni… Oni nie żyją. Sama dokładnie nie wiem jak zginęli, babcia nigdy nie chciała wyjawić mi prawdy – skłamałam. Nie potrafiłam inaczej, nienawidziłam siebie za to, ale nie mógł poznać rzeczywistej historii bo uznałby mnie za wariatkę i wyrzucił z jadącego auta.
- Przykro mi – chwycił moją dłoń i potarł pocieszająco.
Przez resztę drogi do mojego mieszkania nie rozmawialiśmy ze sobą. W mojej głowie nie kłębiły się nawet żadne myśli, czym byłam szczerze zaskoczona. Myślałam, że obrazy z przeszłości mnie przytłoczą, a nie pojawił się ani jeden.
To dobrze, bardzo dobrze.
Weszłam do mieszkania, kurczowo trzymając koc. Justin szedł za mną, razem ze swoim garniturem na jutrzejszy dzień i moimi zakupami, które zrobiliśmy po drodze. Kiedy w końcu zrzuciłam ze stóp botki na wysokim obcasie jęknęłam zadowolona. Szatyn spojrzał na mnie i zaśmiał się, jednocześnie podwijając rękawy koszuli. Niespodziewanie chwycił mnie jak pannę młodą i położył na kanapie. Zaśmiałam się, kiedy usiadł obok, przerzucając moje stopy przez kolana.
- Miałaś dzisiaj długi dzień – mruknął, kiedy zaczął delikatnie ugniatać moje palce. Jęknęłam zadowolona, przymykając oczy. – Jestem z ciebie dumny, że tak wspaniale sobie radzisz – spojrzałam na niego zaskoczona.
- Wiele osiągnęłam dzięki tobie.
- Wydaje ci się – zaczął masować moje śródstopie. – W każdej firmie osiągnęłabyś tyle samo, przeze mnie wszystko się tylko komplikowało.
- Co na przykład?
- Twój awans się opóźnił – wzruszył ramionami.
- Nie prawda – szybko zaprzeczyłam. – Gdyby nie ty, nadal siedziałabym w moim gównie po uszy.
- Wyrażaj się – uszczypnął mnie w łydkę na co pisnęłam. – Ja tylko przymknąłem oko na twój mały przekręt – uśmiechnął się pod nosem. Wiedziałam, że miał na myśli to, że go okradłam.
- Kiedy tylko uzbieram pieniądze wszystko ci oddam, obiecuję – szybko znalazłam się na jego kolanach, obejmując szyję. Cmoknęłam go w usta, kiedy gładził mnie po biodrze. – A ty obiecaj mi, że je przyjmiesz – mruknął niezadowolony. – Justin – wbiłam palce w jego żebra na co syknął. – Obiecaj – pogroziłam mu zabawnie palcem.
- Obiecuję – przytaknął.
Resztę wieczoru spędziliśmy na rozmowie, wspólnym gotowaniu i omawianiu kilku spraw w firmie. Byłam szczęśliwa, widząc te iskierki w oczach Justina za każdym razem gdy na mnie patrzył czy dotykał. Nie mogłam się oprzeć pokusie, żeby gładzić jego szorstki policzek, czy dawać krótkie i słodkie całusy. Uwielbiałam siedzieć u niego na kolanach i delikatnie gładzić go po karku, co go usypiało. Należeliśmy do siebie, a świadomość ta dawała nam radość.
***
- Uważaj na siebie – westchnęłam, zarzucając Justinowi ręce na szyję. Objął mnie w pasie i uśmiechnął delikatnie, wyglądał jakby był czymś zaniepokojony.
Staliśmy na płycie lotniska, obok jego prywatnego samolotu, którym zaraz miał ruszyć do Europy i wrócić dopiero w sobotę po południu.
- Nie martw się o mnie – objął mój policzek, a ja mimo woli, przechyliłam głowę w kierunku jego dłoni na co się uśmiechnął. – Jesteś cudowna – mruknął i tym razem to on objął mnie swoimi silnymi ramionami. Zachichotałam, kiedy uniósł mnie do góry i złączył nasze usta. Mruknął zadowolony, kiedy wplotłam dłonie w jego włosy, delikatnie drapiąc skórę głowy.
- Panie Bieber, samolot jest gotowy – podszedł do nas pilot, zmieszany przez nasz pocałunek.
- Zaraz idę – Justin zwrócił się do niego swoim prezesowym tonem głosu, przyjmując poważny wyraz twarzy. Niski mężczyzna odszedł, a szatyn uśmiechnął się smutno.
- Nie bądź taki niemiły – dźgnęłam go w brzuch co go w ogóle nie ruszyło. Wzruszył ramionami, jakby chciał powiedzieć, że takie zachowanie to obowiązek pracodawcy. – Przyjadę po ciebie w sobotę – uśmiechnęłam się delikatnie.
- Zadzwoń po Jacoba – mruknął zanim zaczął mnie namiętnie całować. – Kocham cię.
- Ja ciebie też – po raz ostatni mnie pocałował i odszedł w stronę samolotu. Obserwowałam jak znikał w kabinie i pewnie stałabym tam długo dłużej, gdyby nie Jacob, który kazał mi wsiąść do samochodu.
- Przyjadę po panią jutro i zawiozę do pracy – poinformował mnie, kiedy wysiadłam pod moim mieszkaniem.
- Jasne – uśmiechnęłam się do kierowcy.
- Do widzenia panno Gavi.
- Do widzenia – zamknęłam drzwi pasażera i ruszyłam do mieszkania. Zmęczona, usiadłam na kanapie, spoglądając na stertę papierów, które miałam do przejrzenia podczas nieobecności Justina. Zjadłam szybką kolację, wzięłam prysznic i do późnego wieczora pracowałam nad dokumentami.
Kolejny dzień w firmie zaczęłam kilka minut przed ósmą. Jacob był jak zawsze punktualny i niezawodny.
- Cześć mała – Olaf wszedł do mojego gabinetu uśmiechnięty.
- Cześć – obserwowałam go gdy usiadł naprzeciwko mnie. – Pójdziemy razem na lunch? – spojrzałam na niego błagalnie. Nie chciałam spędzać całej godziny w samotności.
- Jasne – mrugnął do mnie przyjaźnie. – Bieber wyleciał?
- Wraca w sobotę, więc do końca tygodnia mamy urwanie głowy. – Zawsze tak było. Jeżeli Justin nie czuwał nad wszystkim, każdy chciał rządzić z czego powstawał wielki bałagan. – Po południu pójdziemy do jego biura, pomożesz mi coś znaleźć w archiwum – jęknął na moje słowa niezadowolony. Mi też nie uśmiechało się przekopywać przez stery zestawień i szukać tej jednej strony z odpowiednim wykresem i datą.
- Ktoś w końcu musi zrobić porządek z tym archiwum. Istnieje coś takiego jak skaner – wzruszyłam ramionami. Wiedziałam, że prace nad archiwum trwają, ale skanowanie kartek, które zajmowały niemal całe pomieszczenie trochę trwało.
- Widziałeś się ostatnio z Mike? – Na moje słowa Olaf się zmieszał, co mnie zdziwiło. – Co się stało.
- Raczej kto się stał – odburknął. – Ostatnio jest dziwny, w ogóle nie ma ochoty ze mną rozmawiać, a nasze spotkania są wymuszone.
- Jeśli chcesz mogę z nim porozmawiać – spojrzałam na blondyna smutno. – Może mi powie co się dzieje, nie zakładaj od razu, że cię zdradza.
- Cokolwiek – wstał zrezygnowany. – Przyjdę po ciebie przed lunchem.
- Okej – uśmiechnęłam się serdecznie na pożegnanie i wróciłam do pracy.
Po lunchu razem z Olafem każdy wrócił do pracy. Po trzeciej po południu Olaf ponownie pojawił się u mnie w biurze i ruszyliśmy do gabinetu Justina. Sekretarka bez problemu wpuściła nas do archiwum bo szatyn kilkukrotnie ją pouczył, że mam tutaj nieograniczony dostęp.
- Boże – blondyn wyrzucił ręce w do góry. – Ja tutaj się zestarzeje – warknął zdenerwowany. Zaśmiałam się widząc jego narzekanie, chociaż ja też niechętnie tutaj przebywałam. Szukałam tego cholernego świstka od ponad godziny i nigdzie go nie było. – Pewnie znowu ta krowa z księgowości nie położyła czegoś na miejscu.
- Mniej gadaj, a więcej szukaj – zaśmiałam się. Ciszę między nami przerwał odgłos gwałtownie otwieranych drzwi do gabinetu, a później ciężkie kroki. Spojrzeliśmy się na siebie z Olafem, a ja dałam mu znak, że ma być cicho.
- Gdzie on jest?! – znajomy kobiecy głos rozniósł się po pomieszczeniu.
- Nie powinna pani tutaj być, pan Bieber…
- Zamknij się – syknęła do sekretarki Justina. Patrzyłam w szoku na blondyna, który podszedł do drzwi i spoglądał przez dziurkę do klucza na gabinet. – Chcę się skontaktować z prezesem i to w tej chwili.
- Pan prezes jest w delegacji w Europie – usłyszałam ulgę w głosie sekretarki, gdy ta rozwrzeszczana kobieta w końcu dopuściła ją do głosu. Nastała chwila ciszy, słyszałam jedynie stukot obcasów. – Powinna pani…
- A panna Gavi? – zakryłam usta dłonią, zszokowana. Olaf podszedł do mnie, a ja spojrzałam przez dziurkę od klucza. Rozpoznałam tę kobietę, to była bodajże Tamara lub Melissa z przyjęcia. W myślach błagałam sekretarkę, żeby zmyśliła coś na szybko. Nie chciałam konfrontacji z tą kobietą.
- Na późnym lunchu. Może pani na nią poczekać na dole w holu – powiedziała dosadnie. Później już ich nie widziałam, usłyszałam jedynie stukot obcasów i trzaśnięcie drzwiami. – Może pani już wyjść – dobiegł mnie głos sekretarki.
- Dziękuję – uśmiechnęłam się do kobiety. – Zna ją pani?
- Z widzenia – wzruszyła ramionami.
- Znalazłem to gówno – oby dwie zaśmiałyśmy się widząc radość Olafa, który uniósł kartkę nad głową jak swoje trofeum.
Wychodząc z gabinetu wpadłam na Jessicę, która widocznie odetchnęła na mój widok.
- Tutaj jesteś – położyła mi rękę na ramieniu. – Muszę ci coś ważnego powiedzieć – z powrotem zaciągnęła mnie do gabinetu. Spojrzałam zdezorientowana na Olafa, który rozłożył bezradnie ręce. – Pod żadnym pozorem masz się nie kontaktować z Melissą i Tamarą – zaczęła, kiedy tylko zamknęły się za nami drzwi. – Te dwie to nic dobrego.
Nie rozumiałam jej, czułam, że ona i Justin są w coś zamieszani co dotyczy bezpośrednio mnie. Jessica była spanikowana, szatyn na przyjęciu też nie był zadowolony gdy zobaczył mnie z tymi dwoma kobietami. Musiałam się dowiedzieć prawdy, a tylko te dwie niedawno poznane kobiety mogły mi ją wyjawić.
- Oczywiście – zaczęłam. – Nie polubiłam ich już na przyjęciu. – Dalej grałam głupią blondynkę. – Nie chcę konfrontacji z tymi dwoma, wyraźnie mają coś do Justina, a ja nie zamierzam im dać żadnych powodów do złości – wzruszyłam ramionami, a kobieta uśmiechnęła się z ulgą.
- Cudownie, że się rozumiemy – uśmiechnęłam się, wymijając ją. Musiałam jak najszybciej porozmawiać z tymi dwoma.
~~~~~~
Już nie mogę się doczekać kiedy dodam kolejny rozdział bo wiele rzeczy zostanie w nim wyjaśnionych ;)
I jak sądzicie? Będzie drama czy nie będzie dramy? Co zrobił Justin?
Mam już gotowych kilka kolejnych rozdziałów i wierzcie mi na słowo, że będzie się działo hahaha (jestem podekscytowana xdd)

Do następnego! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz