Justin’s POV
Przetarłem oczy zdezorientowany,
kiedy coś wyrwało mnie ze snu. Spojrzałem na Adeline, która nadal spała wtulona
w moje ramie. Dopiero po kilku chwilach uświadomiłem sobie co wyrwało mnie ze
snu. Moja komórka wibrowała na stoliku nocnym, informując mnie o nowych
wiadomościach. Chwyciłem urządzenie, które wskazywało drugą w nocy. Miałem
kilka nieodebranych połączeń i jedną wiadomość od Jessici oraz kilka wiadomości
od nieznanego numeru.
Jessica:
Mają nagranie z tego wieczoru kiedy
byłeś u mnie. Były tutaj przed chwilą i mi je pokazały, one są chore. Przykro
mi Justin.
Czułem jak moje serce zatrzymuje się
na kilka dobrych sekund. Spojrzałem na Adeline, która poruszyła się
niespokojnie i drżącymi dłońmi, otworzyłem kolejne wiadomości.
Nieznany:
Nie uciekniesz.
Nieznany:
Już niedługo twoja Adeline odejdzie,
a ty będziesz cały nasz.
Nieznany:
Boisz się?
Nieznany:
Twoja mała kurewka skończy ze
złamanym sercem.
Wyłączyłem telefon i rzuciłem go na
ziemię. Oddychałem niespokojnie, nigdy nie czułem się tak bezradny jak w tej
chwili.
- Justin? – usłyszałem jej zaspany
głos. – Wszystko dobrze? – pogładziła moją twarz. Westchnąłem i zamknąłem oczy.
Byłem skurwielem.
- Miałem zły sen – mruknąłem.
- Co ci się śniło?
- Że nie było cię obok mnie –
odważyłem się spojrzeć na nią. Uśmiechnęła się delikatnie i pochyliła nade mną.
- Jestem obok ciebie – pocałowała
mnie. Przeciągnąłem ją na siebie i jęknąłem, gdy zaczęła ocierać się o moje
krocze. Ścisnąłem jej pośladki, powodując, że cicho mruknęła. Pobudziło to
mojego kutasa do życia, czułem jak krew kumuluje się w moim kroczu.
Przerzuciłem ją na plecy namiętnie całując. Szybko ściągnąłem z niej piżamę,
zostawiając tylko koronkowe figi. Ściskałem jej piersi, przez co wiła się pode
mną. Uwielbiała gdy to robiłem. Szybko zszedłem pocałunkami na jej szyję, a
potem na piersi. Ssałem jej sutki, czułem jak pod dotykiem mojego języka robią
się coraz twardsze.
- Moja – mruknąłem pod nosem, kiedy
pociągnęła mnie za włosy do góry, zmuszając, żebym ją pocałował. Dłońmi
błądziła po moich plecach, co chwila wbijając w nie paznokcie. Mruknąłem
zadowolony, kiedy zachłysnęła się powietrzem zaraz po tym, gdy rozerwałem jej
matki chcąc dostać się do różowej cipki. Pod palcami czułem jej wilgoć, przez
co mój kutas zaczął się niemiłosiernie prężyć. Szybkim ruchem ściągnąłem z
siebie bokserki i wydostałem mojego przyjaciela na wolność. – Justin – jęknęła
wprost do moich ust, gdy na chwilę przestałem jej dotykać. Pocałunkami zszedłem
na jej cipkę, a jej ciało zadrżało delikatnie gdy językiem dotykałem guziczka
blondyny.
Boże, jak ja ją uwielbiałem.
Mocno trzymałem jej biodra,
uniemożliwiając gwałtowne ruchy. Ciągnęła mnie za włosy, gdy wiła się z
przyjemności. Włożyłem w nią dwa palce, zgiąłem je, szukając puntu G. Masowałem
go, jednocześnie ssąc jej łechtaczkę, chcąc doprowadzić ją do orgazmu.
- Boże Justin – krzyknęła, a ja
zachęcony jękami przyśpieszyłem swoje ruchy. Jej ciało wygięło się w łuk, z ust
wydobywały się jęki, a biodra drgały. Trzymałem ją mocno, chcąc utrzymać orgazm
blondyny jak najdłużej. Jeszcze przez chwilę lizałem jej cipkę, a za każdym razem
gdy skupiałem uwagę na napuchniętym guziczku, cała drżała. Oddychała ciężko,
gdy całowałem brzuch, piersi i szyję dziewczyny. Spojrzałem w jej
półprzymknięte oczy i uśmiechnąłem się delikatnie.
- Moja – powtarzałem jak mantrę. –
Tylko moja – złączyłem nasze usta, gdy wsunąłem się w nią kutasem. Krzyknęła
zaskoczona, ale szybko zarzuciła nogi na moje biodra, powodując, że mogłem
wejść w nią do końca.
- Zaraz wybuchnę – powiedziała między
pocałunkami. Pisnęła cicho gdy przyśpieszyłem ruchy. Schowała twarz w mojej
szyi, gryząc skórę na ramieniu. Warknąłem czując ból, który mieszał się z
przyjemnością. Mój kutas pulsował, a jądra prawie wybuchły zatrzymując w sobie
nadmiar spermy. Kiedy kolejny raz, jej ciało zaczęło drżeć od ogarniającego ją
orgazmu, przyspieszyłem ruchy, chcąc dojść razem z nią.
Jęknąłem przeciągle, czując jak moja
sperma zalewa jej wnętrze. Opadłem obok niej, przyciągając blondynę do siebie.
- Kocham cię – mruknęła wprost do
mojego ucha i oplotła ramiona wokół mojej szyi. Zarzuciła na mnie nogi,
oplatając w pasie.
- Ja ciebie też kocham blondyno –
pogładziłem ją po policzku. – Bardziej niż możesz sobie wyobrazić. – Nie
odpowiedziała, bo już spała na moim ramieniu. Zasnąłem wpatrzony w jej twarz,
chciałbym ją ochronić przed całym złem tego świata, ale to ja byłem najgorszą
rzeczą w jej życiu. Raniłem ją, a ona nawet nie zdawała sobie z tego sprawy.
***
- Justin – poczułem delikatne
pocałunki na policzku. Otworzyłem oczy i uśmiechnąłem się na widok mojej
blondyny leżącej obok mnie z mokrymi włosami, w mojej koszuli i białych
stringach. – Dzień dobry – uśmiechnęła się szeroko.
- Dzień dobry, kocham cię –
pochyliłem się nad nią na co zaśmiała się dziewczęco. Złączyłem nasze usta w
pocałunku, a Adeline mruknęła zadowolona.
- Justin – jęknęła, spychając mnie z
siebie. – Spóźnimy się do pracy, idź weź prysznic, a ja wysuszę włosy –
powiedziała, zanim zamknęła drzwi sypialni. Przetarłem zaspane oczy i wróciłem
wspomnieniami do wydarzeń z nocy. Spojrzałem na wyłączony telefon, który leżał na
podłodze. Niechętnie chwyciłem go i uruchomiłem. Nie miałem już żadnych
nieodczytanych wiadomości, jedynie kilka zaległych połączeń od Jessici.
Położyłem telefon na stoliku nocnym i
ruszyłem do łazienki. Przed lusterkiem stała Adeline ze suszarką w dłoni.
- Weź sobie ręcznik ze szafki –
wskazała dłonią na mebel w rogu. Otworzyłem drzwiczki i skupiłem wzrok na
listku malutkich tabletek. Było w połowie puste, szybko zorientowałem się, że
były to tabletki antykoncepcyjne. Skierowałem swój wzrok na Adeline,
wyobrażając sobie jak mogłyby wyglądać nasze dzieci i wspólna przyszłość.
Chryste,
nie maltretuj się.
Chwyciłem ręcznik i wszedłem pod ciepły
strumień wody. Chciałem przestać myśleć o nas, kiedy tworzylibyśmy rodzinę,
byli małżeństwem, mieli dom, dzieci… To było nierealne. Sam to zaprzepaściłem
będąc skończonym skurwysynem.
Odejdź
od niej, zaboli ją mniej.
Przyglądałem się Adeline jeszcze
przez kilka chwil, aż opuściła łazienkę. Przekręciłem wodę tak, że była
lodowana. Syknąłem i miałem ochotę wyskoczyć spod strumienia wody, ale chciałem
spłukać z siebie te cholerne myśli.
- Justin zaraz się spóźnisz, jeszcze
musisz jechać po garnitur do swojego mieszkania – krzyknęła przez zamknięte
drzwi. Ocknąłem się z transu, przywołany do rzeczywistości przez Adeline.
Wysuszyłem włosy i ubrałem się w dresy. Stała w salonie, opierając dłonie na
biodrach, ubrana w obcisłą spódnicę i ciemnozieloną koszulę z dekoltem.
- I kto teraz wygląda jak pani
prezes? – Nie mogłem się oprzeć, żeby położyć dłoń na jej tyłku i namiętnie ją
pocałować.
- Pośpieszmy się, tobie nic nie
zrobią jeżeli się spóźnisz, a ja mogę wylecieć – mruknęła. – Zadzwoniłam po
Jacoba – cmoknęła mój policzek, gdy podeszła do wieszaka i chwyciła moją kurtkę.
Westchnąłem niezadowolony, kiedy opuściliśmy mieszkanie.
Adeline’s POV
- Pamiętasz o moim wyjeździe do
Europy? – szatyn spojrzał na mnie podczas naszego lunchu. Westchnęłam na myśl,
że nie będę się z nim widzieć przez kolejne cztery dni.
- O której jutro masz samolot? –
Zaczął szukać czegoś w komórce, kiedy ja grzebałam widelcem w mojej sałatce
greckiej.
- Po szóstej wieczorem muszę być na
lotnisku – mruknął. – Pojedziesz tam ze mną? – uśmiechnęłam się widząc jego
minę szczeniaka. Nie wyglądał teraz jak groźny pan prezes.
- Jasne – pokiwałam głową. – Dzisiaj
po pracy zajrzę do babci, dawno jej nie widziałam i na pewno się martwi.
- Odebrać cię?
- Jeśli chcesz, możesz jechać ze mną
do niej – wzruszyłam ramionami. Staruszka go uwielbiała.
- Muszę załatwić kilka spraw po pracy
razem z Jessicą – spojrzał na zegarek. – Przyjadę tam około ósmej i wejdę na
chwilę – powiedział wstając od stolika. Nasz lunch się kończył, a w firmie nie
brakowało pracy, więc musieliśmy być tam na czas. – Poproszę Jacoba żeby cię zawiózł,
a ja wezmę swoje auto – splótł nasze dłonie, gdy schodziliśmy po schodach.
Klasnęłam w dłonie z ekscytacji, gdy na dworze padał śnieg. Święta za dwa
tygodnie, więc miałam cichą nadzieję, że w końcu doczekam się białego Bożego
Narodzenia.
- Pada śnieg – przykleiłam nos do
szyby samochodu, gdy ruszyliśmy spod restauracji.
- Widzę – Justin roześmiał się na
moją reakcję. – Jeśli chcesz, możesz spędzić święta razem z babcią u mnie –
spojrzałam na niego zszokowana.
- Naprawdę?
- Poproszę Helen żeby przygotowała
dla nas świąteczny obiad, a babcia będzie mogła zostać w którymś pokoju
gościnnym – wzruszył ramionami, a ja rzuciłam mu się na szyję.
- Dziękuję – złożyłam szybki
pocałunek na jego ustach, a on uśmiechnął się szeroko.
- Cała przyjemność po mojej stronie.
***
- Cześć babciu – podbiegłam do
staruszki i mocno ją przytuliłam. – Tęskniłam za tobą – pocałowałam kobietę w
policzek.
- Ja za tobą też – Mary objęła moją
twarz swoimi pomarszczonymi dłońmi i przyjrzała mi się dokładnie. – Lepiej
wyglądasz – skwitowała mój wygląd.
- Lepiej się czuję – wzruszyłam
ramionami. – A ty babciu? – obserwowałam staruszkę, która była jakby bardziej
przygarbiona, gdy poruszała się po pokoju.
- Przez tę pogodę ciągle coś mnie
boli – mruknęła. – A przez to suche powietrze ciągle kaszlę. – Na potwierdzenie
swoich słów zakaszlała głośno. Ściągnęłam brwi zaniepokojona, ale zawsze
narzekała gdy zmieniała się pogoda, więc uspokoiłam się. Mary postawiła przede
mną herbatę malinową, kilka rogalików i ciasteczek, patrząc się wymownie. Bez
sprzeciwu wzięłam ciasteczko do buzi bo rzeczywiście byłam głodna.
- Babciu mam dla ciebie propozycję –
kobieta spojrzała się na mnie zaciekawiona. – Justin zaprasza nas do siebie na
święta, będziesz mogła u niego nocować, więc nie będzie problemu żeby cię tutaj
odwieść – wzruszyłam ramionami.
- Naprawdę? – kobieta uśmiechnęła się
szeroko. – Och, to cudownie – klasnęła w dłonie. – A nie będę wam przeszkadzać?
Pewnie chcielibyście mieć chwile dla siebie, jesteście zapracowani…
- Babciu – przerwałam jej. – Będziesz
spać w pokoju gościnnym.
- Ale pamiętaj, że mam dobry słuch i
płytki sen – pogroziła mi palcem, na co się zaśmiałam.
Przez resztę wieczoru rozmawiałyśmy z
babcią o moim wyjeździe do Beverly Hills, pokazałam jej zdjęcia mojej sukni
oraz tego jak oboje prezentowaliśmy się z Justinem. Pominęłam kilka faktów z
przyjęcia, podczas gdy staruszka rozpływała się nad wyglądem szatyna.
Opowiedziała mi o panu spod czwórki z którym oczywiście się zaprzyjaźniła i
kilka innych, dla niej, niezwykle istotnych rzeczy, którymi nawet nie
zaprzątałabym sobie głowy. Jednak gdy widziałam jej przejęcie, nie miałabym
serca kazać jej przestać czy powiedzieć, że nie interesuje mnie co Izabella
zrobi w najnowszym odcinku jakiegoś tasiemca.
- Mogę przeszkodzić? – do pokoju
wszedł Justin, a Mary niemal do niego podbiegła. Mężczyzna zaśmiał się widząc
jej entuzjazm i pochylił się, gdy ta pocałowała go w oba policzki.
- Oczywiście, że pan nie przeszkadza
– staruszka zagruchała w stronę Justina.
- Dzwoniłem do ciebie, ale nie
odbierałaś – zwrócił się do mnie. Spojrzałam na telefon i rzeczywiście, miałam
dwa nieodebrane połączenia od Justina.
- Mam wyciszony dźwięk – spojrzałam
przepraszająco na szatyna. Po jego minie widziałam, że się martwił, jednak
szybko się rozpogodził gdy babcia usadziła go na kanapie i podała kubek z
herbatą.
- Prawie zapomniałam – burknęła pod
nosem, idąc do szafy. – Skończyłam twój koc – podała mi wielki pakunek, a ja
chwyciłam go podekscytowana. Od zawsze marzyłam o czymś takim, a kiedy mam go w
końcu w swoich dłoniach i wiem, że zrobiła go dla mnie babcia, jestem niezwykle
szczęśliwa.
- Dziękuję – mocno ją przytuliłam. –
Jesteś najlepsza.
- Nie ma za co kochana – machnęła
dłonią zawstydzona. Spojrzałam na Justina, który przyglądał się nam jak
zauroczony. Uśmiechnęłam się do niego szeroko, kładąc obok niego koc. Usłyszałam
ziewnięcie i spojrzałam na babcię, która zakrywała dłonią usta.
- My już pojedziemy, jesteś zmęczona
– wróciłam do kobiety. Mary objęła mnie i mocno uściskała.
- On cię kocha – mruknęła mi do ucha,
tak żeby Justin nie słyszał.
- Wiem – zaśmiałam się. – Kocham cię
babciu.
- Ja ciebie jeszcze mocniej,
najmocniej – pocałowała mnie w policzek, w taki sposób w jaki potrafi tylko
babcia. Potem pożegnała się z Justinem, pouczając go, że ma się mną zajmować i
pilnować tego, żebym jadła.
- Oczywiście – odpowiedział jej
szatyn. – O nikogo tak się nie martwię jak o nią – Mary jeszcze raz uściskała
najpierw Justina, a później mnie.
- Idźcie już, jedźcie ostrożnie –
wyprowadziła nas aż do samych drzwi wyjściowych i pomachała, gdy wyszliśmy z
budynku.
- Twoja babcia jest niesamowita –
uśmiechnął się szatyn, kiedy odpalił auto. - Adeline? – zaczął.
- Tak? – spojrzałam na niego.
- Co się właściwie stało z twoimi
rodzicami? Nigdy o nich nie mówiłaś.
Cała się spięłam na jego słowa. Co
miałam mu powiedzieć? Prawdę? Znienawidziłby mnie za to, że mu nie powiedziałam
o tym do tej pory.
- Wszystko dobrze? Powiedziałem coś
źle? – położył dłoń na moim kolanie, pocierając je pocieszająco. Gryzłam
nerwowo wnętrze policzka, starając się ubrać w słowa to co chcę powiedzieć.
- Oni… Oni nie żyją. Sama dokładnie
nie wiem jak zginęli, babcia nigdy nie chciała wyjawić mi prawdy – skłamałam.
Nie potrafiłam inaczej, nienawidziłam siebie za to, ale nie mógł poznać
rzeczywistej historii bo uznałby mnie za wariatkę i wyrzucił z jadącego auta.
- Przykro mi – chwycił moją dłoń i
potarł pocieszająco.
Przez resztę drogi do mojego
mieszkania nie rozmawialiśmy ze sobą. W mojej głowie nie kłębiły się nawet
żadne myśli, czym byłam szczerze zaskoczona. Myślałam, że obrazy z przeszłości
mnie przytłoczą, a nie pojawił się ani jeden.
To
dobrze, bardzo dobrze.
Weszłam do mieszkania, kurczowo
trzymając koc. Justin szedł za mną, razem ze swoim garniturem na jutrzejszy
dzień i moimi zakupami, które zrobiliśmy po drodze. Kiedy w końcu zrzuciłam ze
stóp botki na wysokim obcasie jęknęłam zadowolona. Szatyn spojrzał na mnie i
zaśmiał się, jednocześnie podwijając rękawy koszuli. Niespodziewanie chwycił
mnie jak pannę młodą i położył na kanapie. Zaśmiałam się, kiedy usiadł obok,
przerzucając moje stopy przez kolana.
- Miałaś dzisiaj długi dzień –
mruknął, kiedy zaczął delikatnie ugniatać moje palce. Jęknęłam zadowolona,
przymykając oczy. – Jestem z ciebie dumny, że tak wspaniale sobie radzisz –
spojrzałam na niego zaskoczona.
- Wiele osiągnęłam dzięki tobie.
- Wydaje ci się – zaczął masować moje
śródstopie. – W każdej firmie osiągnęłabyś tyle samo, przeze mnie wszystko się
tylko komplikowało.
- Co na przykład?
- Twój awans się opóźnił – wzruszył ramionami.
- Nie prawda – szybko zaprzeczyłam. –
Gdyby nie ty, nadal siedziałabym w moim gównie po uszy.
- Wyrażaj się – uszczypnął mnie w
łydkę na co pisnęłam. – Ja tylko przymknąłem oko na twój mały przekręt –
uśmiechnął się pod nosem. Wiedziałam, że miał na myśli to, że go okradłam.
- Kiedy tylko uzbieram pieniądze
wszystko ci oddam, obiecuję – szybko znalazłam się na jego kolanach, obejmując
szyję. Cmoknęłam go w usta, kiedy gładził mnie po biodrze. – A ty obiecaj mi,
że je przyjmiesz – mruknął niezadowolony. – Justin – wbiłam palce w jego żebra
na co syknął. – Obiecaj – pogroziłam mu zabawnie palcem.
- Obiecuję – przytaknął.
Resztę wieczoru spędziliśmy na
rozmowie, wspólnym gotowaniu i omawianiu kilku spraw w firmie. Byłam
szczęśliwa, widząc te iskierki w oczach Justina za każdym razem gdy na mnie
patrzył czy dotykał. Nie mogłam się oprzeć pokusie, żeby gładzić jego szorstki
policzek, czy dawać krótkie i słodkie całusy. Uwielbiałam siedzieć u niego na
kolanach i delikatnie gładzić go po karku, co go usypiało. Należeliśmy do
siebie, a świadomość ta dawała nam radość.
***
- Uważaj na siebie – westchnęłam,
zarzucając Justinowi ręce na szyję. Objął mnie w pasie i uśmiechnął delikatnie,
wyglądał jakby był czymś zaniepokojony.
Staliśmy na płycie lotniska, obok
jego prywatnego samolotu, którym zaraz miał ruszyć do Europy i wrócić dopiero w
sobotę po południu.
- Nie martw się o mnie – objął mój
policzek, a ja mimo woli, przechyliłam głowę w kierunku jego dłoni na co się
uśmiechnął. – Jesteś cudowna – mruknął i tym razem to on objął mnie swoimi
silnymi ramionami. Zachichotałam, kiedy uniósł mnie do góry i złączył nasze
usta. Mruknął zadowolony, kiedy wplotłam dłonie w jego włosy, delikatnie
drapiąc skórę głowy.
- Panie Bieber, samolot jest gotowy –
podszedł do nas pilot, zmieszany przez nasz pocałunek.
- Zaraz idę – Justin zwrócił się do
niego swoim prezesowym tonem głosu, przyjmując poważny wyraz twarzy. Niski
mężczyzna odszedł, a szatyn uśmiechnął się smutno.
- Nie bądź taki niemiły – dźgnęłam go
w brzuch co go w ogóle nie ruszyło. Wzruszył ramionami, jakby chciał
powiedzieć, że takie zachowanie to obowiązek pracodawcy. – Przyjadę po ciebie w
sobotę – uśmiechnęłam się delikatnie.
- Zadzwoń po Jacoba – mruknął zanim
zaczął mnie namiętnie całować. – Kocham cię.
- Ja ciebie też – po raz ostatni mnie
pocałował i odszedł w stronę samolotu. Obserwowałam jak znikał w kabinie i
pewnie stałabym tam długo dłużej, gdyby nie Jacob, który kazał mi wsiąść do
samochodu.
- Przyjadę po panią jutro i zawiozę
do pracy – poinformował mnie, kiedy wysiadłam pod moim mieszkaniem.
- Jasne – uśmiechnęłam się do
kierowcy.
- Do widzenia panno Gavi.
- Do widzenia – zamknęłam drzwi
pasażera i ruszyłam do mieszkania. Zmęczona, usiadłam na kanapie, spoglądając
na stertę papierów, które miałam do przejrzenia podczas nieobecności Justina.
Zjadłam szybką kolację, wzięłam prysznic i do późnego wieczora pracowałam nad
dokumentami.
Kolejny dzień w firmie zaczęłam kilka
minut przed ósmą. Jacob był jak zawsze punktualny i niezawodny.
- Cześć mała – Olaf wszedł do mojego
gabinetu uśmiechnięty.
- Cześć – obserwowałam go gdy usiadł
naprzeciwko mnie. – Pójdziemy razem na lunch? – spojrzałam na niego błagalnie.
Nie chciałam spędzać całej godziny w samotności.
- Jasne – mrugnął do mnie przyjaźnie.
– Bieber wyleciał?
- Wraca w sobotę, więc do końca
tygodnia mamy urwanie głowy. – Zawsze tak było. Jeżeli Justin nie czuwał nad
wszystkim, każdy chciał rządzić z czego powstawał wielki bałagan. – Po południu
pójdziemy do jego biura, pomożesz mi coś znaleźć w archiwum – jęknął na moje
słowa niezadowolony. Mi też nie uśmiechało się przekopywać przez stery
zestawień i szukać tej jednej strony z odpowiednim wykresem i datą.
- Ktoś w końcu musi zrobić porządek z
tym archiwum. Istnieje coś takiego jak skaner – wzruszyłam ramionami.
Wiedziałam, że prace nad archiwum trwają, ale skanowanie kartek, które
zajmowały niemal całe pomieszczenie trochę trwało.
- Widziałeś się ostatnio z Mike? – Na
moje słowa Olaf się zmieszał, co mnie zdziwiło. – Co się stało.
- Raczej kto się stał – odburknął. –
Ostatnio jest dziwny, w ogóle nie ma ochoty ze mną rozmawiać, a nasze spotkania
są wymuszone.
- Jeśli chcesz mogę z nim porozmawiać
– spojrzałam na blondyna smutno. – Może mi powie co się dzieje, nie zakładaj od
razu, że cię zdradza.
- Cokolwiek – wstał zrezygnowany. –
Przyjdę po ciebie przed lunchem.
- Okej – uśmiechnęłam się serdecznie
na pożegnanie i wróciłam do pracy.
Po lunchu razem z Olafem każdy wrócił
do pracy. Po trzeciej po południu Olaf ponownie pojawił się u mnie w biurze i
ruszyliśmy do gabinetu Justina. Sekretarka bez problemu wpuściła nas do
archiwum bo szatyn kilkukrotnie ją pouczył, że mam tutaj nieograniczony dostęp.
- Boże – blondyn wyrzucił ręce w do
góry. – Ja tutaj się zestarzeje – warknął zdenerwowany. Zaśmiałam się widząc jego
narzekanie, chociaż ja też niechętnie tutaj przebywałam. Szukałam tego
cholernego świstka od ponad godziny i nigdzie go nie było. – Pewnie znowu ta
krowa z księgowości nie położyła czegoś na miejscu.
- Mniej gadaj, a więcej szukaj –
zaśmiałam się. Ciszę między nami przerwał odgłos gwałtownie otwieranych drzwi
do gabinetu, a później ciężkie kroki. Spojrzeliśmy się na siebie z Olafem, a ja
dałam mu znak, że ma być cicho.
- Gdzie on jest?! – znajomy kobiecy
głos rozniósł się po pomieszczeniu.
- Nie powinna pani tutaj być, pan
Bieber…
- Zamknij się – syknęła do sekretarki
Justina. Patrzyłam w szoku na blondyna, który podszedł do drzwi i spoglądał
przez dziurkę do klucza na gabinet. – Chcę się skontaktować z prezesem i to w
tej chwili.
- Pan prezes jest w delegacji w
Europie – usłyszałam ulgę w głosie sekretarki, gdy ta rozwrzeszczana kobieta w
końcu dopuściła ją do głosu. Nastała chwila ciszy, słyszałam jedynie stukot
obcasów. – Powinna pani…
- A panna Gavi? – zakryłam usta
dłonią, zszokowana. Olaf podszedł do mnie, a ja spojrzałam przez dziurkę od
klucza. Rozpoznałam tę kobietę, to była bodajże Tamara lub Melissa z przyjęcia.
W myślach błagałam sekretarkę, żeby zmyśliła coś na szybko. Nie chciałam konfrontacji
z tą kobietą.
- Na późnym lunchu. Może pani na nią
poczekać na dole w holu – powiedziała dosadnie. Później już ich nie widziałam,
usłyszałam jedynie stukot obcasów i trzaśnięcie drzwiami. – Może pani już wyjść
– dobiegł mnie głos sekretarki.
- Dziękuję – uśmiechnęłam się do
kobiety. – Zna ją pani?
- Z widzenia – wzruszyła ramionami.
- Znalazłem to gówno – oby dwie
zaśmiałyśmy się widząc radość Olafa, który uniósł kartkę nad głową jak swoje
trofeum.
Wychodząc z gabinetu wpadłam na
Jessicę, która widocznie odetchnęła na mój widok.
- Tutaj jesteś – położyła mi rękę na
ramieniu. – Muszę ci coś ważnego powiedzieć – z powrotem zaciągnęła mnie do
gabinetu. Spojrzałam zdezorientowana na Olafa, który rozłożył bezradnie ręce. –
Pod żadnym pozorem masz się nie kontaktować z Melissą i Tamarą – zaczęła, kiedy
tylko zamknęły się za nami drzwi. – Te dwie to nic dobrego.
Nie rozumiałam jej, czułam, że ona i
Justin są w coś zamieszani co dotyczy bezpośrednio mnie. Jessica była
spanikowana, szatyn na przyjęciu też nie był zadowolony gdy zobaczył mnie z
tymi dwoma kobietami. Musiałam się dowiedzieć prawdy, a tylko te dwie niedawno
poznane kobiety mogły mi ją wyjawić.
- Oczywiście – zaczęłam. – Nie
polubiłam ich już na przyjęciu. – Dalej grałam głupią blondynkę. – Nie chcę
konfrontacji z tymi dwoma, wyraźnie mają coś do Justina, a ja nie zamierzam im
dać żadnych powodów do złości – wzruszyłam ramionami, a kobieta uśmiechnęła się
z ulgą.
- Cudownie, że się rozumiemy –
uśmiechnęłam się, wymijając ją. Musiałam jak najszybciej porozmawiać z tymi
dwoma.
~~~~~~
Już
nie mogę się doczekać kiedy dodam kolejny rozdział bo wiele rzeczy zostanie w
nim wyjaśnionych ;)
I
jak sądzicie? Będzie drama czy nie będzie dramy? Co zrobił Justin?
Mam
już gotowych kilka kolejnych rozdziałów i wierzcie mi na słowo, że będzie się
działo hahaha (jestem podekscytowana xdd)
Do
następnego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz