piątek, 13 stycznia 2017

24. Filmy.

- Odbierajcie – mruknęłam do siebie, kiedy po kilku sygnałach ochrona w holu nadal nie podnosiła słuchawki.
- Tak? – Niemal podskoczyłam z radości, kiedy usłyszałam głos jakiegoś mężczyzny.
- Adeline Gavi. Czy w holu widzicie może kobietę o rudym kolorze włosów, dość wysoka, ubrana w obcisłe spodnie – podałam jak najwięcej szczegółów, które zapamiętałam. Kiedy nastała cisza, nerwowo bawiłam się kablem telefonu.
- Chyba ją widzę, przekazać coś?
- Gdyby pan mógł, proszę poprosić ją do telefonu – poczekałam kilka chwil, słyszałam szuranie, jakieś pojedyncze słowa.
- Adeline? Tutaj Melissa – przygryzłam nerwowo wargę na dźwięk jej głosu.
- Chciałaś się ze mną widzieć – zaczęłam. Cholera kompletnie nie wiedziałam co powiedzieć.
- Tak, ale podejrzewam, że ta suka Jessica cię pilnuje – zaśmiała się.
- Chciałaś powiedzieć mi coś dotyczącego Justina?
- Między innymi – przeszły mnie po plecach ciarki, kiedy niemal zaśmiała się jak te straszne czarownice z bajek. – Ale wolałabym się spotkać, chcę ci coś pokazać.
- Sobota przed południem? Gdzie ci pasuje? – Szybko wyciągnęłam ołówek chcąc zanotować dokładną godzinę i miejsce spotkania.
- Może w The Water Club przy FDR Drive o dziesiątej. Będziemy mieć cudowny widok na East River – Mruczałam pod nosem dane, kiedy notowałam. – Do zobaczenia Adeline. – Nie czekając na moje pożegnanie, odłożyła słuchawkę. Opadłam na fotel, czując, że moje dłonie zaczynają się trząść. Miałam cholernie złe przeczucia.
Cały tydzień chodziłam poddenerwowana moim spotkaniem. Justin dzwonił do mnie każdego wieczoru, a ja płakałam po każdej rozmowie, nie wiedząc czemu. Całe dnie spędzałam z Mike’em lub Olafem i kompletnie nie rozumiałam o co chodziło i jednemu i drugiemu. Jeden sądził, że cudownie im się układa, a drugi, że wszystko się sypie.
Trochę znajome, prawda?
Za tydzień święta i mimo wszystko, widząc w sobotę rano zalegający na chodnikach śnieg, ucieszyłam się. Ludzie byli w ruchu od rana, świąteczna gorączka ruszyła na dobre, a ja nie miałam nawet prezentu dla Justina.
Może nie będzie ci potrzebny.
Przewróciłam oczami słysząc mój nieznośny głosik w głowie.
Wszystko będzie dobrze.
Założyłam na siebie sweterek, który odsłaniał moje ramiona, niebieskie jeansy, botki na płaskim obcasie i ciepłą kurtkę. Wokół szyi owinęłam ogromny szalik i wyszłam z mieszkania zabierając ze sobą jedynie klucze.
- Proszę do Water Club – podałam taksówkarzowi nazwę dobrze znanego hotelu. Na miejscu byliśmy kilka minut przed dziesiątą. Zapłaciłam i niepewnym krokiem ruszyłam do środka. Zagryzłam nerwowo wargę, gdy poczułam jak żołądek podchodzi mi do gardła.
Zauważyłam je siedzące przy oknie, skąd miały doskonały widok na rzekę na którą wychodził taras hotelu. Obok nich były drzwi którymi można było wyjść na świeże powietrze i podziwiać widoki Nowego Jorku.
- Dzień dobry Adeline – uśmiechnęła się blondyna. – Jak ci minął tydzień – zagruchała jak rasowa małpa.
- Nerwowo – uśmiechnęłam się fałszywie. – Poproszę kawę – zwróciłam się do kelnera, który pojawił się obok.
- Cóż, jak mniemam chciałabyś dowiedzieć się całej prawdy. – Moja pewność siebie wyparowała w tej samej chwili kiedy ta ruda zaczęła mówić. – Jak się może spodziewasz, Justin nie mówi ci całej prawdy – ledwo zauważyłam kelnera, który postawił przede mną kawę. Od razu podałam mu banknot dziesięciodolarowy, nie chcąc później zaprzątać sobie tym głowy.
- Otóż ja i Melissa – blondyna wskazała najpierw na siebie, a później na jej towarzyszkę – byłyśmy, raczej jesteśmy tak jakby przyjaciółmi z korzyściami, razem z Justinem.
- Jak to jesteście? – wyjąkałam. Moje serce waliło niemiłosiernie szybko.
- Nadal korzysta z naszych usług, a raczej korzystał aż do poniedziałku. – Wszystko się układało. Ten telefon, kiedy odmówił… - Mówimy ci to bo oprócz nas miał jeszcze kogoś, a w zasadzie ma – uśmiechnęły się perfidnie, kiedy moje oczy prawie wyszły z orbit. Oddychałam szybko, a w głowie panował cholerny mętlik.
- Kogo – powiedziałam szeptem, a blondyna pochyliła się nad stolikiem jakby chcąc wyjawić mi największą tajemnicę życia.
- Jessicę. – Poczułam jak łzy spływają mi po policzkach. Próbowałam to sobie wszystko ułożyć w głowie, ale nie potrafiłam. Chciałam im nie wierzyć, on nie zrobiłby mi tego. Prawie zachłysnęłam się powietrzem, kiedy wyciągnęły tablet. Ta ruda zaczęła coś na nim grzebać i położyła go przede mną.
- To filmik z zeszłego tygodnia – włączyła wideo, a ja zasłoniłam usta zszokowana. Justin pieprzył od tyłu kobietę, ciągnąc ją za włosy. – Tutaj masz datę – wskazała palcem za którym podążyłam wzrokiem. Wszystko działo się dokładnie dziesięć dni temu. – A tutaj masz filmik z przyjęcia. – Na nim Justin siedział na kanapie, a one obciągały mu na zmianę.
- Nie chcę – pokręciłam głową, zasłaniając sobie oczy dłońmi. – Nie mogę – wykrztusiłam dusząc się łzami.
- A tutaj – zaczęła blondyna, czerpiąc radość z tego do jakiego stanu mnie doprowadziły – masz filmik jak Justin pierdoli panią dyrektor – włączyła go, ale nie mogłam dłużej patrzeć. – Filmiki już niedługo zobaczy zarząd i pan prezes będzie skończony – odsłoniła zęby. Chwilę to trwało zanim dotarło do mnie znaczenie jej słów. – W tej kopercie znajduje się pendrive – pomachała mi paczuszką przed nosem – który powędruje do firmy jako donos.
Czułam jak wariuję, dosłownie. Ogarniało mnie czyste szaleństwo. Patrzyłam na zadowolone kobiety i od razu pomyślałam o tym, że muszę ochronić Justina przed utratą stanowiska.
Wyrwałam jej kopertę z dłoni i chwyciłam tablet. Były w takim szoku, że ja już dawno wybiegłam na taras i wyrzuciłam kopertę razem z tabletem do rzeki, a kobiety dopiero wstały od stolika.
- Ty suko – poczułam jak ktoś ciągnie mnie za włosy, a potem upadam na ziemię. – Ty pierdolona dziwko – mój policzek zapiekł od zadanego ciosu, ale nie myślałam o tym. Zamknęłam oczy, czując jak się rozpadam na milion malutkich kawałków.
Byłam idiotką.
Dałam się oszukać.
Byłam zabawką.
Nienawidzę siebie.
- Nic pani nie jest? – Ktoś pomógł mi się podnieść. – Te dwie panie zostały wyprowadzone na zewnątrz – mężczyzna zatrzymał się na chwilę, przyglądając się mi. – Nic pani nie jest?
- Nie – szybko zaprzeczyłam, kręcąc jednocześnie głową i odgarniając włosy z twarzy.
- Możemy zadzwonić na policję jeżeli…
- Nie trzeba – przerwałam mu. – Poradzę sobie – wyminęłam zdziwionego kelnera i wyszłam na zewnątrz, zakładając na siebie tylko kurtkę.
Na wpół świadomie podałam taksówkarzowi adres Justina. Nie pamiętam nawet tego jak do niego dotarłam.
- Pani Gavi – Jacob podszedł do mnie zdziwiony. – Myślałem, że mam panią…
- Poczekam tutaj – wychrypiałam.
- Czy wszystko w porządku? – dotknął mojego ramienia, a ja zamknęłam oczy, zaciągając się zapachem mieszkania. Byłam tutaj ostatni raz.
- Tak. Nie zawracaj sobie mną głowy – ignorując jego badawcze spojrzenie, usiadłam na kanapie i opuściłam głowę cicho płacząc.
Zabrał mi wszystko, zniszczył mnie. Chciałam go nienawidzić za to co mi zrobił, posuwał matkę chrzestną Ryana i jakieś dwie suki, a ja uratowałam mu dupę.
Wszystko zaczęło układać mi się w jedną całość. Dopasowywało się do siebie jak elementy puzzli. Ciągle widziałam obrazy z filmików i nie mogłam w to wszystko uwierzyć. On je pieprzył, właśnie tego potrzebował? Wydawało mi się, że go zmieniłam, pomogłam mu wyjść na prostą, a on mnie tak po prostu zdradzał z premedytacją. Najpierw pieprzył mnie, a potem jedną z tej trójki; sprawił, że czułam się jak zwykła naiwna lalka.
- Adeline? – na dźwięk jego głosu niemal umarłam. Był spanikowany, widocznie Jacob powiedział mu o wszystkim. – Adeline kochanie gdzie jesteś? – usłyszałam jak zbliża się do mnie. – Adeline… - poczułam na ramieniu jego dłoń i to obudziło we mnie najgorsze demony. Odepchnęłam go od siebie z całej siły, zgrzytając przy tym zębami.
- Nie dotykaj mnie już nigdy – patrzył na mnie zszokowany wielkimi oczami. – Wiem o wszystkim – warknęłam.
- To…
- Zamknij się! – krzyknęłam. Próbował się do mnie zbliżyć, ale zrezygnował gdy na niego spojrzałam. – Nienawidzę cię – wycedziłam przez zaciśnięte zęby. – Bawiłeś się mną, potraktowałeś jak zwykłą szmatę – zaśmiałam się. Śmiało mogę powiedzieć, że w tej chwili brzmiałam jak rasowa psychopatka.
- Nie mów tak – powiedział cicho.
- Jak mogłam ci tak bezgranicznie ufać? To dlatego kazałeś mi używać imienia Tamara? Bo była podobna do mnie? – przetarł dłonią oczy. Widziałam jego rezygnację w oczach, miałam wrażenie jakby miał się za chwilę rozpłakać. – To do nich jeździłeś za każdym razem gdy znikałeś? To dlatego Jessica tak często bywała u ciebie w mieszkaniu, to o tej chorej sytuacji z nią rozmawiałeś? Wtedy w twoim mieszkaniu, w nocy była Tamara? – zaczęłam wymieniać kolejne zdarzenia, które podsuwała mi pamięć. – Odpowiedz – syknęłam. – Chyba zasługuję chociaż na tyle.
- Tak – powiedział po chwili przerwy. – Tak było prościej.
- I prościej było je pieprzyć, kiedy ja byłam jakieś dwadzieścia metrów dalej, prościej było mnie okłamywać przez ten cały czas i pierdolić jakieś głupoty o miłości – wetknęłam mu palec w klatkę piersiową na co skulił się delikatnie. – Jesteś perfekcyjnym kłamcą.
- Nie kłamałem – jęknął bezradny. – Adeline – ruszył za mną kiedy zaczęłam wycofywać się z mieszkania.
- Ufałam wam wszystkim. Zaufałam tobie i Jessice, a wy pieprzyliście się za moimi plecami.
- Pomagała mi – zacisnął dłonie na swoich włosach. Widziałam bezradność w jego oczach, jak szukał odpowiedzi w mojej twarzy.
- Jesteś skurwielem – pokręciłam bezradnie głową. – Nie musisz się martwić o swoje stanowisko, pendrive i tablet wyrzuciłam do rzeki, a sądząc po tym jak się wściekły to były jedyne kopie – spojrzał na mnie zszokowany. Przez kilka chwil patrzyłam w jego oczy i czułam jak się rozklejam. Nie mogłam przestać go kochać.
- Nie odchodź – wyszeptał.
- Przecież ci obiecałam Justin – powiedziałam łagodnie. Teraz zrozumiałam tamtą obietnicę, dotyczyła właśnie tej chorej sytuacji. – Nie mogę złamać obietnicy – mój głos zaczął się łamać, kiedy moje myśli podpowiadały mi co za chwilę się wydarzy i co powinnam powiedzieć.
- To koniec – wychrypiał, a ja poczułam świeże łzy na moich policzkach.
- Koniec – powtórzyłam za nim. – Proszę, nie próbuj mnie odzyskać – wyszeptałam, a on pokiwał głową. – W poniedziałek dostaniesz moje wymówienie od Olafa.
Spojrzałam na niego ostatni raz i wyszłam z jego mieszkania. Stanęłam na środku chodnika i patrzyłam na ogromny budynek gdzie mieszkał Justin. Czułam pustkę, wymijałam ludzi na ulicy i nie czułam kompletnie nic. Byłam jak wielkie nic. Znowu zaczynałam wszystko od nowa.
Weszłam do mieszkania nie mając już czym płakać. Obraz mazał mi się przed oczami. Usiadłam na kanapie i owinęłam się kocem od babci. Spojrzałam na telefon, który migał, wskazując na kilka nieodebranych połączeń. Chwyciłam go, chcąc zablokować numer Biebera i zmrużyłam oczy zszokowana, kiedy okazało się, że to ktoś nieznajomy. Niemal podskoczyłam do góry, kiedy zaczął dzwonić kolejny raz, a na wyświetlaczu pojawił się nieznany numer.
- Słucham – powiedziałam łamiącym się głosem.
- Pani Adeline Gavi? – zapytała się kobieta po drugiej stronie telefonu.
- Tak to ja – odchrząknęłam. Zaczęłam się denerwować. – Kto dzwoni?
- Opiekunka z domu starości pani babci, proszę usiąść. – Świat zakręcił się wokół mnie. Jej barwa głosu, jej prośba…
- Co z babcią? – zapytałam niemal histerycznym tonem.
- Przykro mi, pani babcia zmarła kilka godzin temu.
Usłyszałam jeszcze dźwięk telefonu, który zderzył się z podłogą. Zaczęłam krzyczeć jak najgłośniej tylko mogłam. Nienawidziłam tego świata, siebie, życia. Nienawidziłam tego że oddycham, chciałam nic nie czuć. Ostatnie co pamiętam to ból, kiedy moja głowa zderzyła się z podłogą.
***
- Adeline? Adeline skarbie – poczułam jak ktoś szarpie mnie za ramię. – Boże, obudziłaś się – zmrużyłam oczy i zobaczyłam Olafa, który się nade mną pochylał ze zmartwioną miną. Nadal byłam na podłodze w moim mieszkaniu. – Bieber do mnie dzwonił, powiedział mi wszystko, prosił żebym był z tobą dzisiaj. Sąsiedzi słyszeli jakieś krzyki, zaniepokoiłem się. Na portierni mieli twoje…
- Moja babcia nie żyje – wychrypiałam, a mężczyzna spojrzał na mnie zszokowany. Przełknęłam rosnącą gulę w moim gardle, znowu po moich policzkach płynęły łzy, a ja nie mogłam ich opanować.
- Co? – usiadł obok mnie na podłodze. Ja po prostu leżałam i gapiłam się w sufit. – Boże, Adeline – uniósł mnie do góry i mocno przytulił. – Tak mi przykro.
- Chcę tam jechać – otarłam policzki. – Muszę się z nią pożegnać.
- Zawiozę cię.
Wyszłam z mieszkania trzymając kurczowo dłoń Olafa. Wsiadłam razem z nim do auta i jak przez mgłę pamiętam drogę do domu starców. Kiedy zaparkowaliśmy przed budynkiem znowu się rozpłakałam.
- Boję się.
Bałam się samotnego życia, bałam się tego, że już nigdy nikogo nie pokocham, bałam się, że znowu wrócę do koszmaru, bałam się wszystkiego co mnie otaczało, całego świata i przyszłości.
- Zaprowadzę cię. – Nawet nie zauważyłam tego, że mężczyzna wysiadł z auta i otworzył przede mną drzwi. Chwyciłam jego dłoń i na chwiejnych nogach ruszyłam w stronę wejścia.
Wydawało mi się, że w domu spokojnej starości nic się nie zmieniło. Jak zawsze starsze osoby spacerowały po korytarzach przy pomocy kuli czy balkonika, a pielęgniarki przesyłały im miłe spojrzenia.
- Adeline? – Przede mną stanęła pielęgniarka, która uśmiechnęła się do mnie smutno. Dopiero po kilku dłuższych chwilach, skupiłam na niej swój wzrok. – Chcesz zobaczyć babcię? – niepewnie kiwnęłam głową, a kobieta ruszyła w dobrze znanym kierunku. Zatrzymaliśmy się przed jej pokojem. Czułam jak moja warga drżała od nadmiaru emocji.
Teraz zostałam sama, zupełnie sama.
- Możesz wejść, niedługo przyjadą ludzie z zakładu pogrzebowego i zajmą się ciałem. Na świetlicy czeka nasz asystent pogrzebowy, musisz podpisać kilka dokumentów. – Starałam się zapamiętać jak najwięcej z tego co mówiła, ale jedyne co mogłam zrobić to puste patrzenie się na klamkę. Jakbym czekała na to, aż staruszka zaraz ją przekręci i zapyta się co to za zebranie i zaprosiła wszystkich na herbatę i ciasteczka. Kiedy pielęgniarka otworzyła przede mną drzwi, weszłam do pokoju, nieświadomie ciągnąc za sobą Olafa, jednak ten nie sprzeciwiał się.
Pokój był już pusty. Wszystko spakowane było do pudeł, które stały w rogu.
Leżała na łóżku. Wyglądała tak jakby spała. Miała zamknięte oczy, delikatnie rozchylone wargi. Podeszłam do niej na palcach jakbym się bała, że ją obudzę. Usiadłam na krzesełku obok i chwyciłam jej chłodną dłoń.
- Cześć babciu – uśmiechnęłam się przez łzy. Nie wiedziałam co powiedzieć. Patrzyłam się na jej pomarszczoną twarz i pozwoliłam płynąc łzom. – Nie rozumiem dlaczego mnie zostawiłaś. Zostałam sama, a nie potrafię być już silna – schowałam twarz w dłoń, jakbym się bała, że staruszka zobaczy moje łzy. – Dzisiaj straciłam wszystko, nie potrafię, boję się oddychać. Tracę wszystko. W jednej chwili straciłam ciebie i Justina. Nie jestem już silna babciu – poczułam na ramieniu dłoń Olafa. Spojrzałam na niego, a ten uśmiechnął się delikatnie. Zauważyłam na jego policzkach ślady łez. Wróciłam wzrokiem na ciało babci i westchnęłam ciężko. Oczami wyobraźni zobaczyłam jej łagodny uśmiech, którym chciała mnie pocieszyć. Zrobiło mi się cieplej, była przy mnie, tutaj. – Będzie mi teraz ciężko babciu, ale nie martw się. Dam sobie radę. Poskładam się do kupy i będę starała się żyć dalej.
Drzwi otworzyły się i do pokoju weszła pielęgniarka. Uśmiechnęła się smutno.
- Panowie z zakładu pogrzebowego już są. Chcieliby zabrać ciało twojej babci – pokiwałam porozumiewawczo głową, a kobieta wycofała się.
- Kocham cię babciu – załkałam. – Będzie mi ciężko bez twoich rad, ale postaram się. Obiecuję – szepnęłam i odłożyłam dłoń staruszki, jakby chcąc przypieczętować obietnicę, której ode mnie wymagała. Szybko wyszłam z pokoju i zatrzymałam się dopiero, kiedy oparłam czoło o chłodną ścianę. Poczułam jak Olaf obejmuje mnie i przyciąga do siebie.
- Pomogę ci z Mike’em, zajmiemy się pogrzebem. O nic nie będziesz musiała się martwić.

Justin’s POV
- Panie Bieber – Jacob wszedł do mojej sypialni, trącając coś po drodze nogą. Nie dziwię się, przecież cała kurwa sypialnia była zdemolowana. – Pani Gavi…
- Co z nią? – uniosłem wzrok słysząc jej nazwisko.
- Jej babcia zmarła – wydusił, a ja zamarłem.
- Kurwa mać – wrzasnąłem, rzucając szklaneczką z whisky o ścianę. Czułem jak ogarnia mnie wszechobecna niemoc, dlaczego kurwa ona? Podszedłem do mężczyzny i złapałem za jego kołnierz, przypierając go do ściany przez co nie mógł oddychać. – Jeżeli kurwa to nie jest prawda… - wycedziłem przez zęby.
- Pan Olaf dzwonił – wyjęczał. Chwile mi to zajęło zanim wszystko przyswoiłem. Jak w transie rozluźniłem dłonie i oparłem się o ścianę, zanosząc się płaczem. – Panie Bieber – spojrzałem na mojego pracownika, który pochylał się nade mną.
- Masz dopilnować wszystkiego związanego z pogrzebem, a potem oboje z Helen macie wolne do odwołania – powiedziałem, przecierając załzawione oczy. – Ona z resztą już teraz może iść.
Znowu po kilku chwilach zostałem sam. Kurwa mać. Jestem skurwysynem. Zasłużyłem sobie na to wszystko, powinienem teraz zdychać w jakimś zapyziałym więzieniu, a ona… Ona nigdy nie powinna mnie poznać.
Jęknąłem z bólu, kiedy po raz kolejny uderzyłem pięścią w ścianę, gdy mój umysł znowu płatał mi figle i przed oczami zobaczyłem jej zapłakaną twarz.
To koniec.
Tak, to koniec mnie. Koniec mojego życia.
Leżałem po środku salonu wpatrując się w sufit. Nie wiedziałem ile wypiłem, ale nadal ją kurwa pamiętałem. Widziałem jej twarz, chciałem zapomnieć.
- Jest z nim w ogóle kontakt? – usłyszałem przytłumione głosy. Jeden należał do Ryana, drugi bodajże do Jacoba, ale nie byłem pewien.
- Mówi sam do siebie w taki sposób, że nie można go zrozumieć. Helen dosypała mu do wody jakieś tabletki uspokajające i po nich zasnął. – Tak, to na pewno był Jacob.
- Dobrze zrobiła – Ryan zamyślił się na chwilę. – Adeline dowiedziała się o wszystkim?
- Kurwa o wszystkim – zaśmiałem się gorzko, zwracając na siebie uwagę mojego ochroniarza i przyjaciela.
- Co ty odpierdalasz – przyjaciel podszedł do mnie i stanął obok łóżka. Uchyliłem powieki i rozejrzałem się dookoła. Helen widocznie posprzątała cały ten burdel.
- Mówiłem, że Helen może już iść do domu – warknąłem.
- Została. – Jacob wzruszył ramionami. Jęknąłem opadając na łóżko, przecierając jednocześnie zmęczone oczy.
- Cokolwiek.
- Emma do niej pojechała – Ryan zaczął niepewnie, a ja jak na zawołanie się wyprostowałem. – Jeszcze nie dzwoniła – wzruszył ramionami.
- Zostaw mnie kurwa w spokoju! – odepchnąłem przyjaciela w taki sposób, że zatrzymał się dopiero na ścianie.
- Kurwa uspokój się – syknął przez zęby. – Nie zostawię cię tu samego.
- Boisz się, że coś sobie zrobię? – zakpiłem z niego. Zszedłem z łóżka i skierowałem się do garderoby. Ku mojemu zdziwieniu tutaj już też panował porządek.
- Wiem ile znaczy dla ciebie Adeline – Ryan podążał za mną, trując mi dupę. Ile kurwa można?
- Gówno cię to obchodzi – warknąłem. – Nie masz prawa o niej mówić, zasłużyłem sobie na to. – Ponownie chciałem go od siebie odepchnąć, ale ten zablokował mi ręce i dał mocnego sierpowego w policzek. Spojrzałem na niego zszokowany, a ten tylko zagryzł wargi patrząc na mnie z góry. – Spierdalaj.
- Zamknij się Bieber. Ogarnij się. Musisz…
- Co muszę? – zaśmiałem się kpiąco. – Jej już nie ma – rozejrzałem się po pustym mieszkaniu. – Spierdoliłem wszystko na własne życzenie. Bez niej mnie nie ma. Oddałem jej wszystko – zadrżałem z nadmiaru emocji. – Nie ma jej – powtarzałem jak mantrę.
- Możesz ją odzyskać..
- Nie – pokręciłem przecząco głową. – Ona da sobie radę beze mnie. Jestem najgorszym gównem jakie jej się w życiu przydarzyło.
- Co ty pierdolisz? – Ryan przetarł twarz zrezygnowany.
- Muszę usunąć się z jej życia. Musi o mnie zapomnieć jak najszybciej.

Adeline’s POV
Przygładziłam materiał czarnej sukienki i przyjrzałam się sobie w lustrze. Miałam puste spojrzenie, jakbym nie istniała.
Bo nie istniejesz.
- Adeline chodźmy – Mike wyciągnął do mnie dłoń. On i Olaf pomagali mi jak tylko mogli. Prawie cały czas ktoś był w domu, nie zostawiali mnie nawet na moment samą. Kilka razy wpadła też Emma, ale nie mówiłam jej za wiele. Nie chciałam, żeby Bieber wiedział o mnie cokolwiek.
Kierowaliśmy się do niewielkiej kaplicy nieopodal cmentarza. Na pogrzebie babci tylko ja byłam z nią spokrewniona, nie miała nikogo więcej.
Ty też nie masz nikogo więcej.
Nie chciałam przemawiać. Po co? Dla kilku osób z domu starców, którzy pewnie jej nie pamiętali przez demencję? Czy dla Mike i Olafa, którzy jej nie znali?
Stałam samotnie nad urną z czerwoną różą w dłoni. Ulubiony kwiat babci. Starałam sobie przypomnieć nasze ostatnie spotkanie i jej ostatnie słowa.
- Kocham cię babciu.
- Ja ciebie jeszcze mocniej, najmocniej – pocałowała mnie w policzek, w taki sposób w jaki potrafi tylko babcia. Potem pożegnała się z Justinem, pouczając go, że ma się mną zajmować i pilnować tego, żebym jadła.
- Oczywiście – odpowiedział jej szatyn. – O nikogo tak się nie martwię jak o nią – Mary jeszcze raz uściskała najpierw Justina, a później mnie.
- Idźcie już, jedźcie ostrożnie – wyprowadziła nas aż do samych drzwi wyjściowych i pomachała, gdy wyszliśmy z budynku.
Jak na ironię moje ostatnie wspomnienie związane z babcią wiązało się również z Bieberem. Zauważyłam, że zaczynają zasypywać trumnę, trzęsłam się. Już sama nie wiedziałam, czy to przez mróz, czy to dlatego, że płaczę.
- Adeline – Olaf stanął obok mnie. – Wrzuć różę – ponaglił mnie. Podeszłam do niewielkiego dołu i upuściłam różę. Przyglądałam się jej przez chwilę, aż jakiś mężczyzna kazał mi odejść ze względów bezpieczeństwa.
Rozejrzałam się dookoła. Stał tam. Ubrany w długi czarny płaszcz z postawionym kołnierzem. Kiedy zorientował się, że mu się przyglądam, odwrócił się i zniknął z mojego pola widzenia, a ja zaniosłam się płaczem z tęsknoty za dwoma najważniejszymi osobami w moim życiu.
~~~~~~
Ktoś się spodziewał takiego obrotu sprawy? Będziecie tęsknić za babcią? (wiem, że kilka osób ją shippowało z panem spod czwórki haha)
Kolejny rozdział pojawi się pewnie koło czwartku/piątku.
Jak myślicie czy Justin spotka się z Adeline i chociaż zadzwoni? Spotkają się po pogrzebie?

2 komentarze:

  1. Szok.. totalny zwrot akcji tego się nie spodziewałam R.I.P. Babcia <3 mam nadzieje że Adeline i Justin wrócą do sb :) czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  2. Justin ty idioto czemu zdradzałeś Adeline.... Jestes dupkiem

    OdpowiedzUsuń