- Odbierajcie – mruknęłam do siebie,
kiedy po kilku sygnałach ochrona w holu nadal nie podnosiła słuchawki.
- Tak? – Niemal podskoczyłam z
radości, kiedy usłyszałam głos jakiegoś mężczyzny.
- Adeline Gavi. Czy w holu widzicie
może kobietę o rudym kolorze włosów, dość wysoka, ubrana w obcisłe spodnie –
podałam jak najwięcej szczegółów, które zapamiętałam. Kiedy nastała cisza,
nerwowo bawiłam się kablem telefonu.
- Chyba ją widzę, przekazać coś?
- Gdyby pan mógł, proszę poprosić ją
do telefonu – poczekałam kilka chwil, słyszałam szuranie, jakieś pojedyncze
słowa.
- Adeline? Tutaj Melissa – przygryzłam
nerwowo wargę na dźwięk jej głosu.
- Chciałaś się ze mną widzieć –
zaczęłam. Cholera kompletnie nie wiedziałam co powiedzieć.
- Tak, ale podejrzewam, że ta suka
Jessica cię pilnuje – zaśmiała się.
- Chciałaś powiedzieć mi coś
dotyczącego Justina?
- Między innymi – przeszły mnie po
plecach ciarki, kiedy niemal zaśmiała się jak te straszne czarownice z bajek. –
Ale wolałabym się spotkać, chcę ci coś pokazać.
- Sobota przed południem? Gdzie ci
pasuje? – Szybko wyciągnęłam ołówek chcąc zanotować dokładną godzinę i miejsce
spotkania.
- Może w The Water Club przy FDR
Drive o dziesiątej. Będziemy mieć cudowny widok na East River – Mruczałam pod
nosem dane, kiedy notowałam. – Do zobaczenia Adeline. – Nie czekając na moje
pożegnanie, odłożyła słuchawkę. Opadłam na fotel, czując, że moje dłonie
zaczynają się trząść. Miałam cholernie złe przeczucia.
Cały tydzień chodziłam poddenerwowana
moim spotkaniem. Justin dzwonił do mnie każdego wieczoru, a ja płakałam po
każdej rozmowie, nie wiedząc czemu. Całe dnie spędzałam z Mike’em lub Olafem i kompletnie
nie rozumiałam o co chodziło i jednemu i drugiemu. Jeden sądził, że cudownie im
się układa, a drugi, że wszystko się sypie.
Trochę
znajome, prawda?
Za tydzień święta i mimo wszystko,
widząc w sobotę rano zalegający na chodnikach śnieg, ucieszyłam się. Ludzie
byli w ruchu od rana, świąteczna gorączka ruszyła na dobre, a ja nie miałam
nawet prezentu dla Justina.
Może
nie będzie ci potrzebny.
Przewróciłam oczami słysząc mój
nieznośny głosik w głowie.
Wszystko będzie dobrze.
Założyłam na siebie sweterek, który
odsłaniał moje ramiona, niebieskie jeansy, botki na płaskim obcasie i ciepłą
kurtkę. Wokół szyi owinęłam ogromny szalik i wyszłam z mieszkania zabierając ze
sobą jedynie klucze.
- Proszę do Water Club – podałam
taksówkarzowi nazwę dobrze znanego hotelu. Na miejscu byliśmy kilka minut przed
dziesiątą. Zapłaciłam i niepewnym krokiem ruszyłam do środka. Zagryzłam nerwowo
wargę, gdy poczułam jak żołądek podchodzi mi do gardła.
Zauważyłam je siedzące przy oknie,
skąd miały doskonały widok na rzekę na którą wychodził taras hotelu. Obok nich
były drzwi którymi można było wyjść na świeże powietrze i podziwiać widoki
Nowego Jorku.
- Dzień dobry Adeline – uśmiechnęła
się blondyna. – Jak ci minął tydzień – zagruchała jak rasowa małpa.
- Nerwowo – uśmiechnęłam się
fałszywie. – Poproszę kawę – zwróciłam się do kelnera, który pojawił się obok.
- Cóż, jak mniemam chciałabyś
dowiedzieć się całej prawdy. – Moja pewność siebie wyparowała w tej samej
chwili kiedy ta ruda zaczęła mówić. – Jak się może spodziewasz, Justin nie mówi
ci całej prawdy – ledwo zauważyłam kelnera, który postawił przede mną kawę. Od
razu podałam mu banknot dziesięciodolarowy, nie chcąc później zaprzątać sobie
tym głowy.
- Otóż ja i Melissa – blondyna
wskazała najpierw na siebie, a później na jej towarzyszkę – byłyśmy, raczej
jesteśmy tak jakby przyjaciółmi z korzyściami, razem z Justinem.
- Jak to jesteście? – wyjąkałam. Moje
serce waliło niemiłosiernie szybko.
- Nadal korzysta z naszych usług, a
raczej korzystał aż do poniedziałku. – Wszystko się układało. Ten telefon,
kiedy odmówił… - Mówimy ci to bo oprócz nas miał jeszcze kogoś, a w zasadzie ma
– uśmiechnęły się perfidnie, kiedy moje oczy prawie wyszły z orbit. Oddychałam
szybko, a w głowie panował cholerny mętlik.
- Kogo – powiedziałam szeptem, a
blondyna pochyliła się nad stolikiem jakby chcąc wyjawić mi największą
tajemnicę życia.
- Jessicę. – Poczułam jak łzy
spływają mi po policzkach. Próbowałam to sobie wszystko ułożyć w głowie, ale
nie potrafiłam. Chciałam im nie wierzyć, on nie zrobiłby mi tego. Prawie
zachłysnęłam się powietrzem, kiedy wyciągnęły tablet. Ta ruda zaczęła coś na
nim grzebać i położyła go przede mną.
- To filmik z zeszłego tygodnia –
włączyła wideo, a ja zasłoniłam usta zszokowana. Justin pieprzył od tyłu
kobietę, ciągnąc ją za włosy. – Tutaj masz datę – wskazała palcem za którym
podążyłam wzrokiem. Wszystko działo się dokładnie dziesięć dni temu. – A tutaj
masz filmik z przyjęcia. – Na nim Justin siedział na kanapie, a one obciągały
mu na zmianę.
- Nie chcę – pokręciłam głową,
zasłaniając sobie oczy dłońmi. – Nie mogę – wykrztusiłam dusząc się łzami.
- A tutaj – zaczęła blondyna,
czerpiąc radość z tego do jakiego stanu mnie doprowadziły – masz filmik jak
Justin pierdoli panią dyrektor – włączyła go, ale nie mogłam dłużej patrzeć. –
Filmiki już niedługo zobaczy zarząd i pan prezes będzie skończony – odsłoniła
zęby. Chwilę to trwało zanim dotarło do mnie znaczenie jej słów. – W tej
kopercie znajduje się pendrive – pomachała mi paczuszką przed nosem – który
powędruje do firmy jako donos.
Czułam jak wariuję, dosłownie.
Ogarniało mnie czyste szaleństwo. Patrzyłam na zadowolone kobiety i od razu
pomyślałam o tym, że muszę ochronić Justina przed utratą stanowiska.
Wyrwałam jej kopertę z dłoni i
chwyciłam tablet. Były w takim szoku, że ja już dawno wybiegłam na taras i
wyrzuciłam kopertę razem z tabletem do rzeki, a kobiety dopiero wstały od
stolika.
- Ty suko – poczułam jak ktoś ciągnie
mnie za włosy, a potem upadam na ziemię. – Ty pierdolona dziwko – mój policzek
zapiekł od zadanego ciosu, ale nie myślałam o tym. Zamknęłam oczy, czując jak
się rozpadam na milion malutkich kawałków.
Byłam idiotką.
Dałam się oszukać.
Byłam zabawką.
Nienawidzę siebie.
- Nic pani nie jest? – Ktoś pomógł mi
się podnieść. – Te dwie panie zostały wyprowadzone na zewnątrz – mężczyzna zatrzymał
się na chwilę, przyglądając się mi. – Nic pani nie jest?
- Nie – szybko zaprzeczyłam, kręcąc
jednocześnie głową i odgarniając włosy z twarzy.
- Możemy zadzwonić na policję jeżeli…
- Nie trzeba – przerwałam mu. –
Poradzę sobie – wyminęłam zdziwionego kelnera i wyszłam na zewnątrz, zakładając
na siebie tylko kurtkę.
Na wpół świadomie podałam taksówkarzowi
adres Justina. Nie pamiętam nawet tego jak do niego dotarłam.
- Pani Gavi – Jacob podszedł do mnie
zdziwiony. – Myślałem, że mam panią…
- Poczekam tutaj – wychrypiałam.
- Czy wszystko w porządku? – dotknął
mojego ramienia, a ja zamknęłam oczy, zaciągając się zapachem mieszkania. Byłam
tutaj ostatni raz.
- Tak. Nie zawracaj sobie mną głowy –
ignorując jego badawcze spojrzenie, usiadłam na kanapie i opuściłam głowę cicho
płacząc.
Zabrał mi wszystko, zniszczył mnie.
Chciałam go nienawidzić za to co mi zrobił, posuwał matkę chrzestną Ryana i
jakieś dwie suki, a ja uratowałam mu dupę.
Wszystko zaczęło układać mi się w
jedną całość. Dopasowywało się do siebie jak elementy puzzli. Ciągle widziałam
obrazy z filmików i nie mogłam w to wszystko uwierzyć. On je pieprzył, właśnie
tego potrzebował? Wydawało mi się, że go zmieniłam, pomogłam mu wyjść na
prostą, a on mnie tak po prostu zdradzał z premedytacją. Najpierw pieprzył
mnie, a potem jedną z tej trójki; sprawił, że czułam się jak zwykła naiwna
lalka.
- Adeline? – na dźwięk jego głosu
niemal umarłam. Był spanikowany, widocznie Jacob powiedział mu o wszystkim. –
Adeline kochanie gdzie jesteś? – usłyszałam jak zbliża się do mnie. – Adeline…
- poczułam na ramieniu jego dłoń i to obudziło we mnie najgorsze demony.
Odepchnęłam go od siebie z całej siły, zgrzytając przy tym zębami.
- Nie dotykaj mnie już nigdy –
patrzył na mnie zszokowany wielkimi oczami. – Wiem o wszystkim – warknęłam.
- To…
- Zamknij się! – krzyknęłam. Próbował
się do mnie zbliżyć, ale zrezygnował gdy na niego spojrzałam. – Nienawidzę cię
– wycedziłam przez zaciśnięte zęby. – Bawiłeś się mną, potraktowałeś jak zwykłą
szmatę – zaśmiałam się. Śmiało mogę powiedzieć, że w tej chwili brzmiałam jak
rasowa psychopatka.
- Nie mów tak – powiedział cicho.
- Jak mogłam ci tak bezgranicznie
ufać? To dlatego kazałeś mi używać imienia Tamara? Bo była podobna do mnie? –
przetarł dłonią oczy. Widziałam jego rezygnację w oczach, miałam wrażenie jakby
miał się za chwilę rozpłakać. – To do nich jeździłeś za każdym razem gdy
znikałeś? To dlatego Jessica tak często bywała u ciebie w mieszkaniu, to o tej
chorej sytuacji z nią rozmawiałeś? Wtedy w twoim mieszkaniu, w nocy była
Tamara? – zaczęłam wymieniać kolejne zdarzenia, które podsuwała mi pamięć. –
Odpowiedz – syknęłam. – Chyba zasługuję chociaż na tyle.
- Tak – powiedział po chwili przerwy.
– Tak było prościej.
- I prościej było je pieprzyć, kiedy
ja byłam jakieś dwadzieścia metrów dalej, prościej było mnie okłamywać przez
ten cały czas i pierdolić jakieś głupoty o miłości – wetknęłam mu palec w
klatkę piersiową na co skulił się delikatnie. – Jesteś perfekcyjnym kłamcą.
- Nie kłamałem – jęknął bezradny. –
Adeline – ruszył za mną kiedy zaczęłam wycofywać się z mieszkania.
- Ufałam wam wszystkim. Zaufałam
tobie i Jessice, a wy pieprzyliście się za moimi plecami.
- Pomagała mi – zacisnął dłonie na
swoich włosach. Widziałam bezradność w jego oczach, jak szukał odpowiedzi w
mojej twarzy.
- Jesteś skurwielem – pokręciłam
bezradnie głową. – Nie musisz się martwić o swoje stanowisko, pendrive i tablet
wyrzuciłam do rzeki, a sądząc po tym jak się wściekły to były jedyne kopie –
spojrzał na mnie zszokowany. Przez kilka chwil patrzyłam w jego oczy i czułam
jak się rozklejam. Nie mogłam przestać go kochać.
- Nie odchodź – wyszeptał.
- Przecież ci obiecałam Justin –
powiedziałam łagodnie. Teraz zrozumiałam tamtą obietnicę, dotyczyła właśnie tej
chorej sytuacji. – Nie mogę złamać obietnicy – mój głos zaczął się łamać, kiedy
moje myśli podpowiadały mi co za chwilę się wydarzy i co powinnam powiedzieć.
- To koniec – wychrypiał, a ja
poczułam świeże łzy na moich policzkach.
- Koniec – powtórzyłam za nim. –
Proszę, nie próbuj mnie odzyskać – wyszeptałam, a on pokiwał głową. – W
poniedziałek dostaniesz moje wymówienie od Olafa.
Spojrzałam na niego ostatni raz i
wyszłam z jego mieszkania. Stanęłam na środku chodnika i patrzyłam na ogromny
budynek gdzie mieszkał Justin. Czułam pustkę, wymijałam ludzi na ulicy i nie
czułam kompletnie nic. Byłam jak wielkie nic. Znowu zaczynałam wszystko od nowa.
Weszłam do mieszkania nie mając już
czym płakać. Obraz mazał mi się przed oczami. Usiadłam na kanapie i owinęłam
się kocem od babci. Spojrzałam na telefon, który migał, wskazując na kilka
nieodebranych połączeń. Chwyciłam go, chcąc zablokować numer Biebera i
zmrużyłam oczy zszokowana, kiedy okazało się, że to ktoś nieznajomy. Niemal
podskoczyłam do góry, kiedy zaczął dzwonić kolejny raz, a na wyświetlaczu
pojawił się nieznany numer.
- Słucham – powiedziałam łamiącym się
głosem.
- Pani Adeline Gavi? – zapytała się
kobieta po drugiej stronie telefonu.
- Tak to ja – odchrząknęłam. Zaczęłam
się denerwować. – Kto dzwoni?
- Opiekunka z domu starości pani
babci, proszę usiąść. – Świat zakręcił się wokół mnie. Jej barwa głosu, jej
prośba…
- Co z babcią? – zapytałam niemal
histerycznym tonem.
- Przykro mi, pani babcia zmarła
kilka godzin temu.
Usłyszałam jeszcze dźwięk telefonu,
który zderzył się z podłogą. Zaczęłam krzyczeć jak najgłośniej tylko mogłam.
Nienawidziłam tego świata, siebie, życia. Nienawidziłam tego że oddycham,
chciałam nic nie czuć. Ostatnie co pamiętam to ból, kiedy moja głowa zderzyła
się z podłogą.
***
- Adeline? Adeline skarbie – poczułam
jak ktoś szarpie mnie za ramię. – Boże, obudziłaś się – zmrużyłam oczy i
zobaczyłam Olafa, który się nade mną pochylał ze zmartwioną miną. Nadal byłam
na podłodze w moim mieszkaniu. – Bieber do mnie dzwonił, powiedział mi
wszystko, prosił żebym był z tobą dzisiaj. Sąsiedzi słyszeli jakieś krzyki,
zaniepokoiłem się. Na portierni mieli twoje…
- Moja babcia nie żyje –
wychrypiałam, a mężczyzna spojrzał na mnie zszokowany. Przełknęłam rosnącą gulę
w moim gardle, znowu po moich policzkach płynęły łzy, a ja nie mogłam ich
opanować.
- Co? – usiadł obok mnie na podłodze.
Ja po prostu leżałam i gapiłam się w sufit. – Boże, Adeline – uniósł mnie do
góry i mocno przytulił. – Tak mi przykro.
- Chcę tam jechać – otarłam policzki.
– Muszę się z nią pożegnać.
- Zawiozę cię.
Wyszłam z mieszkania trzymając
kurczowo dłoń Olafa. Wsiadłam razem z nim do auta i jak przez mgłę pamiętam
drogę do domu starców. Kiedy zaparkowaliśmy przed budynkiem znowu się
rozpłakałam.
- Boję się.
Bałam się samotnego życia, bałam się
tego, że już nigdy nikogo nie pokocham, bałam się, że znowu wrócę do koszmaru,
bałam się wszystkiego co mnie otaczało, całego świata i przyszłości.
- Zaprowadzę cię. – Nawet nie
zauważyłam tego, że mężczyzna wysiadł z auta i otworzył przede mną drzwi.
Chwyciłam jego dłoń i na chwiejnych nogach ruszyłam w stronę wejścia.
Wydawało mi się, że w domu spokojnej
starości nic się nie zmieniło. Jak zawsze starsze osoby spacerowały po
korytarzach przy pomocy kuli czy balkonika, a pielęgniarki przesyłały im miłe
spojrzenia.
- Adeline? – Przede mną stanęła
pielęgniarka, która uśmiechnęła się do mnie smutno. Dopiero po kilku dłuższych
chwilach, skupiłam na niej swój wzrok. – Chcesz zobaczyć babcię? – niepewnie
kiwnęłam głową, a kobieta ruszyła w dobrze znanym kierunku. Zatrzymaliśmy się
przed jej pokojem. Czułam jak moja warga drżała od nadmiaru emocji.
Teraz zostałam sama, zupełnie sama.
- Możesz wejść, niedługo przyjadą
ludzie z zakładu pogrzebowego i zajmą się ciałem. Na świetlicy czeka nasz
asystent pogrzebowy, musisz podpisać kilka dokumentów. – Starałam się
zapamiętać jak najwięcej z tego co mówiła, ale jedyne co mogłam zrobić to puste
patrzenie się na klamkę. Jakbym czekała na to, aż staruszka zaraz ją przekręci
i zapyta się co to za zebranie i zaprosiła wszystkich na herbatę i ciasteczka.
Kiedy pielęgniarka otworzyła przede mną drzwi, weszłam do pokoju, nieświadomie
ciągnąc za sobą Olafa, jednak ten nie sprzeciwiał się.
Pokój był już pusty. Wszystko
spakowane było do pudeł, które stały w rogu.
Leżała na łóżku. Wyglądała tak jakby
spała. Miała zamknięte oczy, delikatnie rozchylone wargi. Podeszłam do niej na
palcach jakbym się bała, że ją obudzę. Usiadłam na krzesełku obok i chwyciłam
jej chłodną dłoń.
- Cześć babciu – uśmiechnęłam się
przez łzy. Nie wiedziałam co powiedzieć. Patrzyłam się na jej pomarszczoną
twarz i pozwoliłam płynąc łzom. – Nie rozumiem dlaczego mnie zostawiłaś.
Zostałam sama, a nie potrafię być już silna – schowałam twarz w dłoń, jakbym
się bała, że staruszka zobaczy moje łzy. – Dzisiaj straciłam wszystko, nie
potrafię, boję się oddychać. Tracę wszystko. W jednej chwili straciłam ciebie i
Justina. Nie jestem już silna babciu – poczułam na ramieniu dłoń Olafa.
Spojrzałam na niego, a ten uśmiechnął się delikatnie. Zauważyłam na jego
policzkach ślady łez. Wróciłam wzrokiem na ciało babci i westchnęłam ciężko.
Oczami wyobraźni zobaczyłam jej łagodny uśmiech, którym chciała mnie pocieszyć.
Zrobiło mi się cieplej, była przy mnie, tutaj. – Będzie mi teraz ciężko babciu,
ale nie martw się. Dam sobie radę. Poskładam się do kupy i będę starała się żyć
dalej.
Drzwi otworzyły się i do pokoju
weszła pielęgniarka. Uśmiechnęła się smutno.
- Panowie z zakładu pogrzebowego już
są. Chcieliby zabrać ciało twojej babci – pokiwałam porozumiewawczo głową, a
kobieta wycofała się.
- Kocham cię babciu – załkałam. –
Będzie mi ciężko bez twoich rad, ale postaram się. Obiecuję – szepnęłam i
odłożyłam dłoń staruszki, jakby chcąc przypieczętować obietnicę, której ode
mnie wymagała. Szybko wyszłam z pokoju i zatrzymałam się dopiero, kiedy oparłam
czoło o chłodną ścianę. Poczułam jak Olaf obejmuje mnie i przyciąga do siebie.
- Pomogę ci z Mike’em, zajmiemy się
pogrzebem. O nic nie będziesz musiała się martwić.
Justin’s POV
- Panie Bieber – Jacob wszedł do
mojej sypialni, trącając coś po drodze nogą. Nie dziwię się, przecież cała
kurwa sypialnia była zdemolowana. – Pani Gavi…
- Co z nią? – uniosłem wzrok słysząc
jej nazwisko.
- Jej babcia zmarła – wydusił, a ja
zamarłem.
- Kurwa mać – wrzasnąłem, rzucając
szklaneczką z whisky o ścianę. Czułem jak ogarnia mnie wszechobecna niemoc,
dlaczego kurwa ona? Podszedłem do mężczyzny i złapałem za jego kołnierz,
przypierając go do ściany przez co nie mógł oddychać. – Jeżeli kurwa to nie
jest prawda… - wycedziłem przez zęby.
- Pan Olaf dzwonił – wyjęczał. Chwile
mi to zajęło zanim wszystko przyswoiłem. Jak w transie rozluźniłem dłonie i
oparłem się o ścianę, zanosząc się płaczem. – Panie Bieber – spojrzałem na
mojego pracownika, który pochylał się nade mną.
- Masz dopilnować wszystkiego
związanego z pogrzebem, a potem oboje z Helen macie wolne do odwołania –
powiedziałem, przecierając załzawione oczy. – Ona z resztą już teraz może iść.
Znowu po kilku chwilach zostałem sam.
Kurwa mać. Jestem skurwysynem. Zasłużyłem sobie na to wszystko, powinienem
teraz zdychać w jakimś zapyziałym więzieniu, a ona… Ona nigdy nie powinna mnie
poznać.
Jęknąłem z bólu, kiedy po raz kolejny
uderzyłem pięścią w ścianę, gdy mój umysł znowu płatał mi figle i przed oczami
zobaczyłem jej zapłakaną twarz.
To koniec.
Tak,
to koniec mnie. Koniec mojego życia.
Leżałem po środku salonu wpatrując
się w sufit. Nie wiedziałem ile wypiłem, ale nadal ją kurwa pamiętałem.
Widziałem jej twarz, chciałem zapomnieć.
- Jest z nim w ogóle kontakt? –
usłyszałem przytłumione głosy. Jeden należał do Ryana, drugi bodajże do Jacoba,
ale nie byłem pewien.
- Mówi sam do siebie w taki sposób,
że nie można go zrozumieć. Helen dosypała mu do wody jakieś tabletki
uspokajające i po nich zasnął. – Tak, to na pewno był Jacob.
- Dobrze zrobiła – Ryan zamyślił się
na chwilę. – Adeline dowiedziała się o wszystkim?
- Kurwa o wszystkim – zaśmiałem się
gorzko, zwracając na siebie uwagę mojego ochroniarza i przyjaciela.
- Co ty odpierdalasz – przyjaciel
podszedł do mnie i stanął obok łóżka. Uchyliłem powieki i rozejrzałem się
dookoła. Helen widocznie posprzątała cały ten burdel.
- Mówiłem, że Helen może już iść do domu
– warknąłem.
- Została. – Jacob wzruszył
ramionami. Jęknąłem opadając na łóżko, przecierając jednocześnie zmęczone oczy.
- Cokolwiek.
- Emma do niej pojechała – Ryan
zaczął niepewnie, a ja jak na zawołanie się wyprostowałem. – Jeszcze nie
dzwoniła – wzruszył ramionami.
- Zostaw mnie kurwa w spokoju! –
odepchnąłem przyjaciela w taki sposób, że zatrzymał się dopiero na ścianie.
- Kurwa uspokój się – syknął przez
zęby. – Nie zostawię cię tu samego.
- Boisz się, że coś sobie zrobię? –
zakpiłem z niego. Zszedłem z łóżka i skierowałem się do garderoby. Ku mojemu
zdziwieniu tutaj już też panował porządek.
- Wiem ile znaczy dla ciebie Adeline
– Ryan podążał za mną, trując mi dupę. Ile kurwa można?
- Gówno cię to obchodzi – warknąłem.
– Nie masz prawa o niej mówić, zasłużyłem sobie na to. – Ponownie chciałem go
od siebie odepchnąć, ale ten zablokował mi ręce i dał mocnego sierpowego w
policzek. Spojrzałem na niego zszokowany, a ten tylko zagryzł wargi patrząc na
mnie z góry. – Spierdalaj.
- Zamknij się Bieber. Ogarnij się.
Musisz…
- Co muszę? – zaśmiałem się kpiąco. –
Jej już nie ma – rozejrzałem się po pustym mieszkaniu. – Spierdoliłem wszystko
na własne życzenie. Bez niej mnie nie ma. Oddałem jej wszystko – zadrżałem z
nadmiaru emocji. – Nie ma jej – powtarzałem jak mantrę.
- Możesz ją odzyskać..
- Nie – pokręciłem przecząco głową. –
Ona da sobie radę beze mnie. Jestem najgorszym gównem jakie jej się w życiu
przydarzyło.
- Co ty pierdolisz? – Ryan przetarł
twarz zrezygnowany.
- Muszę usunąć się z jej życia. Musi o
mnie zapomnieć jak najszybciej.
Adeline’s POV
Przygładziłam materiał czarnej
sukienki i przyjrzałam się sobie w lustrze. Miałam puste spojrzenie, jakbym nie
istniała.
Bo
nie istniejesz.
- Adeline chodźmy – Mike wyciągnął do
mnie dłoń. On i Olaf pomagali mi jak tylko mogli. Prawie cały czas ktoś był w
domu, nie zostawiali mnie nawet na moment samą. Kilka razy wpadła też Emma, ale
nie mówiłam jej za wiele. Nie chciałam, żeby Bieber wiedział o mnie cokolwiek.
Kierowaliśmy się do niewielkiej
kaplicy nieopodal cmentarza. Na pogrzebie babci tylko ja byłam z nią
spokrewniona, nie miała nikogo więcej.
Ty
też nie masz nikogo więcej.
Nie chciałam przemawiać. Po co? Dla
kilku osób z domu starców, którzy pewnie jej nie pamiętali przez demencję? Czy
dla Mike i Olafa, którzy jej nie znali?
Stałam samotnie nad urną z czerwoną
różą w dłoni. Ulubiony kwiat babci. Starałam sobie przypomnieć nasze ostatnie
spotkanie i jej ostatnie słowa.
-
Kocham cię babciu.
-
Ja ciebie jeszcze mocniej, najmocniej – pocałowała mnie w policzek, w taki
sposób w jaki potrafi tylko babcia. Potem pożegnała się z Justinem, pouczając
go, że ma się mną zajmować i pilnować tego, żebym jadła.
-
Oczywiście – odpowiedział jej szatyn. – O nikogo tak się nie martwię jak o nią
– Mary jeszcze raz uściskała najpierw Justina, a później mnie.
-
Idźcie już, jedźcie ostrożnie – wyprowadziła nas aż do samych drzwi wyjściowych
i pomachała, gdy wyszliśmy z budynku.
Jak na ironię moje ostatnie
wspomnienie związane z babcią wiązało się również z Bieberem. Zauważyłam, że
zaczynają zasypywać trumnę, trzęsłam się. Już sama nie wiedziałam, czy to przez
mróz, czy to dlatego, że płaczę.
- Adeline – Olaf stanął obok mnie. –
Wrzuć różę – ponaglił mnie. Podeszłam do niewielkiego dołu i upuściłam różę.
Przyglądałam się jej przez chwilę, aż jakiś mężczyzna kazał mi odejść ze
względów bezpieczeństwa.
Rozejrzałam się dookoła. Stał tam.
Ubrany w długi czarny płaszcz z postawionym kołnierzem. Kiedy zorientował się,
że mu się przyglądam, odwrócił się i zniknął z mojego pola widzenia, a ja
zaniosłam się płaczem z tęsknoty za dwoma najważniejszymi osobami w moim życiu.
~~~~~~
Ktoś
się spodziewał takiego obrotu sprawy? Będziecie tęsknić za babcią? (wiem, że
kilka osób ją shippowało z panem spod czwórki haha)
Kolejny
rozdział pojawi się pewnie koło czwartku/piątku.
Jak
myślicie czy Justin spotka się z Adeline i chociaż zadzwoni? Spotkają się po
pogrzebie?
Szok.. totalny zwrot akcji tego się nie spodziewałam R.I.P. Babcia <3 mam nadzieje że Adeline i Justin wrócą do sb :) czekam na kolejny
OdpowiedzUsuńJustin ty idioto czemu zdradzałeś Adeline.... Jestes dupkiem
OdpowiedzUsuń