piątek, 20 stycznia 2017

25. Szczęście cz. 1.

Półprzytomna nalewałam kawy do ciemnego kubka. Mike stał obok mnie ze splecionymi dłońmi. Położył palec wskazujący na brodzie, wyglądając jakby się nad czymś intensywnie zastanawiał.
- Na pewno dasz sobie radę? – westchnęłam, unosząc wzrok do góry. Od pogrzebu babci minęły trzy dni, a ja starałam się wrócić do życia. Nie chodziłam do pracy, nie miałam głowy nawet złożyć wymówienia.
- Tak, możesz wracać do kawiarni. – Odstawiłam dzbanek na miejsce i położyłam dłonie na ramionach mężczyzny. – Dam sobie radę – powiedziałam wyraźnie jakby chcąc sprawić, żeby zrozumiał mnie lepiej.
- Jeśli chcesz mogę zostać – uśmiechnął się smutno.
- To moja babcia umarła, a nie ja.
Mnie samą zdziwiła moja bezpośredniość. Przez głowę nawet przeszła mi myśl, że pogodziłam się ze śmiercią babci, ale to zdecydowanie nie było to. Raczej pogodziłam się ze świadomością, że jestem samotna i nie mam nikogo. O Justinie starałam się nie myśleć, jednak każdego wieczoru wspomnienia uderzały we mnie jak pociski. Wszystko było zbyt świeże. Nadal czułam jego dotyk, słyszałam śmiech, widziałam iskierki w mlecznych oczach.
- Po południu wpadnie tu Olaf. – Mężczyzna zakomunikował, kiedy ubierał zimowe buty. – Przemyśl moją propozycję co do świąt – spojrzał na mnie prosząco.
- Nie byłabym dobrym towarzyszem. Psułabym atmosferę – wzruszyłam ramionami. – Przykro mi Mike.
- Zastanów się jeszcze – przytulił się do mnie zanim wyszedł.
Opadłam zmęczona na kanapę i rozejrzałam się po mieszkaniu. Pogładziłam koc, który leżał obok mnie i wtuliłam w niego twarz. Zamknęłam oczy i myślałam o babci. Zastanawiałam się co ona zrobiłaby na moim miejscu.
Pobiłaby dotkliwie Biebera, a potem pokazała mu jaka jest super i co stracił.
Pewnie tak – mimowolnie zachichotałam pod nosem – ale ja nigdy nie byłam tak silna jak ona. Pewnie teraz skarciłaby mnie za to, że wolę siedzieć w święta samotnie niż spędzić je z przyjaciółmi. Ja naprawdę nie chciałam psuć tej świątecznej atmosfery, chwilę po tym kiedy rodzice Mike zaakceptowali jego orientację i zaprosili go razem z Olafem na świąteczną kolację.
Te święta miałam spędzić w trójkę razem z Justinem i babcią.
Nie dręcz się.
Nie potrafię. Może zachowywałam się jak te psychopatyczne dziewczyny, które po rozstaniu z chłopakiem uważają, że już nikt ich nie pokocha i zostaną starymi pannami z kotem. No cóż… Ja nawet nie miałam kota, nawet chomika.
Przetarłam powieki, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Zasnęłam, wtulona w kocyk babci. Otworzyłam drzwi i wykrzywiłam usta w coś na rodzaj uśmiechu, kiedy zobaczyłam Olafa. Bez zbędnych zaproszeń wszedł do środka i rozejrzał się dookoła.
- Idziemy na zakupy – klasnął w dłonie.
- Nie chcę – wykrzywiłam się. Chyba nie byłam gotowa na zmierzenie się z otaczającym mnie światem.
- Chcesz. – Zaczął ubierać mnie w kurtkę. Marudziłam pod nosem, ale nawet nie próbowałam mu się wyrwać. – Buty też mam ci założyć? – uniósł do góry brwi, kiedy miałam na sobie zimowy strój. Wsunęłam na nogi moje kozaki i dałam blondynowi znak, że jestem gotowa.
Wyszliśmy przed blok i od razu zaczęłam szukać auta Olafa.
- Idziesz? – Zobaczyłam go kilka metrów dalej na chodniku.
- Dlaczego tak daleko zaparkowałeś? – ściągnęłam brwi.
- Idziemy pieszo.
- Ale ty niesiesz zakupy. – Trąciłam go delikatnie łokciem, kiedy do niego dołączyłam. Byłam mu wdzięczna, że nie dmuchał na mnie jak na porcelanową lalkę. Wprowadzał mnie do świata żywych na nowo. Przyzwyczajał mnie do tego, że życie innych ludzi toczy się dalej, tak samo jak i moje, a ja muszę to zaakceptować.
- Olaf – zaczęłam, kiedy wchodziliśmy do mieszkania przyprószeni śniegiem. – Mógłbyś mu jutro zanieść moje wymówienie? – przygryzłam policzek oczekując reakcji blondyna. Odstawił zakupy w kuchni i przyglądał mi się przez dłuższą chwilę.
- Jasne – westchnął. – Nie ma sprawy – uśmiechnął się delikatnie. Podszedł do mnie i mocno mnie objął, kiedy zaczęłam płakać. – Już mała – gładził moje plecy – dasz sobie radę. – Uniosłam głowę do góry uśmiechając się smutno.
- Dziękuję – wytarłam policzki rękawami swetra. – Naprawdę ci dziękuję.

Justin’s POV
Siedziałem przy moim biurku i tępo patrzyłem w piętrzącą się przede mną stertę papierów. Przestałem zwracać uwagę na dzwoniący obok mnie telefon, wszystko wokół mnie działo się jakby dwa razy szybciej, a ja nie nadążałem.
- Panie Bieber – poczułem jak ktoś uderza mnie delikatnie w ramię. – Proszę pana – uniosłem wzrok na moja prywatną sekretarkę. – Pan Benett do pana – uśmiechnęła się uprzejmie.
- Niech wejdzie. – Odchyliłem się na fotelu obserwując jak kobieta opuszcza mój gabinet. Oparłem głowę na pięści, zamykając jednocześnie oczy. Jej śmiech rozbrzmiewał w mojej głowie niczym echo. Bałem się zasnąć bo za każdym razem śniła mi się ona, wychodząca po raz ostatni z mojego mieszkania, a ja budziłem się z krzykiem. Widząc ją wtedy na cmentarzu chciałem do niej podbiec i błagać ją na kolanach o wybaczenie. Nie obchodziła mnie dumna czy to, że pewnie bym się upokorzył, ale kurwa nie mogłem. Obiecałem jej to.
- Bieber – usłyszałem chrząknięcie. Spojrzałem na blondyna, który stał naprzeciwko mnie z kartką w dłoni. – Wymówienie Adeline. – Za każdym razem gdy ktoś wymawiał jej imię, czułem jakby ktoś wbijał nóż w moje serce. Tym razem nie było inaczej.
- Tak – odpowiedziałem, nerwowo odchrząkując. Chwyciłem kartkę i spojrzałem na jej odręczny podpis. Przejechałem po nim palcem, zaciskając wargi starając się nie rozpłakać.
- Ona… - zacząłem zachrypniętym głosem. – Jak się ma?
- Stara się – odpowiedział cicho. – Jest silna.
- Wiem.
Nie mogło być inaczej. To wypowiedzenie było jej początkiem. Zacisnąłem szczękę czytając je po raz kolejny, zastanawiając się jak jeszcze mógłbym jej pomóc.
- Nie przyjmę tego…
- Ty…
- Poczekaj – uniosłem dłoń, widząc zdenerwowanie blondyna. – Zwolnię ją, dzięki temu dostanie odprawę i na spokojnie będzie mogła szukać pracy.
- I jaki podasz powód zwolnienia? To nie będzie dobrze wyglądać w jej CV – zakpił. Normalnie już bym go wywalił, ale on miał rację. Musiałem wymyślić coś innego, jakiś sposób, żeby ułatwić jej życie.
- Kurwa muszę coś zrobić. – Nerwowo chodziłem po gabinecie, trzymając dłonie w kieszeni.
- Podpisz to jebane wymówienie i zniknij z jej życia. – Olaf uniósł się. Znowu nie zareagowałem, kiedy podszedł do mnie niemal plując jadem. – Bzykałeś jakieś laski na boku, kiedy miałeś przy sobie wspaniałą kobietę. Jesteś chujem…
- Wiem – przerwałem mu. – I mam o sobie dużo gorsze zdanie. – Wolno wypuściłem powietrze, starając się zapanować nad nadchodzącą falą żalu.
- Napisz, że nie jest w stanie w pełni rozwinąć swoich możliwości w tej firmie. Dołącz list polecający – usłyszałem ściszony głos, a potem trzaśnięcie drzwiami.
Skryłem twarz w dłoniach, czując łzy na policzkach. Byłem żałosny, ile kurwa będę zachowywał się jak złamany fiut. Starałem się jak najszybciej opanować moje roztrzęsione ciało i podszedłem do telefonu.
- Prześlij mi druczki potrzebne do zwolnienia pracownika. Sam je wypełnię – poleciłem mojej sekretarce. – Teraz – dodałem ostro zanim się rozłączyłem. Tak jak się spodziewałem po kilku chwilach miałem przed sobą gotowe dokumenty. Wypełniłem je jak najszybciej, a przez resztę dnia pisałem list motywacyjny. Włożyłem wszystko do brązowej koperty, zaadresowałem ją i nakleiłem dwa znaczki. Włożyłem do pudełka z którego wysyłane są listy polecone.
- Podwieźć się? – Ryan złapał mnie za ramię w holu firmy.
- Przejdę się – odburknąłem. Nie miałem ochoty z nim rozmawiać. Pewnie poruszyłby temat jutrzejszej kolacji świątecznej na którą zaprosił mnie razem z Emmą, ale czy było mu tak trudno zrozumieć, że nie miałem ochoty patrzeć na ich szczęście? Na samą myśl o tym mam ochotę coś rozwalić, a co dopiero patrzeć.
Ścisnąłem mocniej teczkę w dłoni, która sporo ważyła od ilości dokumentów znajdujących się w niej. Musiałem sobie znaleźć jakieś zajęcie na nadchodzący weekend, a nie chciałem znowu skończyć pijany na podłodze.
Za nikim tak nie tęskniłem jak za nią. Była moim wszystkim, teraz to wiem. Mogłem rozwiązać tę sprawę na milion innych sposób, ale teraz było już za późno. Zniszczyłem swoją szansę na szczęście, tracąc kobietę życia. Jedyne nad czym się skupiałem to to, żeby była szczęśliwa, żeby znalazła kogoś kto ją pokocha i będzie jej godzien. Chciałabym ją spotkać kiedyś na ulicy, uśmiechniętą, trzymającą rączkę jakiegoś małego brzdąca, który miałby jej oczy i nosek, a obok nich szedłby mężczyzna, który będzie ją traktował jak księżniczkę. I przysięgam na wszystko co mam, że wtedy mógłbym umrzeć szczęśliwy.

Adeline’s POV
Siedziałam przed telewizorem, popijając czerwone wino, przygryzając je czekoladą. Nerwowo zmieniałam kanały będąc zirytowana ilością romantycznych filmów. Pod wpływem impulsu ubrałam kurtkę, buty i wyszłam na zewnątrz. Moje nogi same prowadziły mnie wzdłuż kolejnych ulic. Przyglądałam się mijanym ludziom co jakiś czas uśmiechając się smutno. Usiadłam na jednej z ławeczek i po prostu oglądałam świat dookoła mnie. Czułam się jakbym widziała to wszystko po raz pierwszy, jakby wszystko to było wyświetlane na wielkim ekranie, a ja byłam podekscytowana jak pięciolatka. Musiałam jakoś uporać się ze wszystkimi emocjami, które wciąż w sobie tłumiłam. Musiałam się oczyścić.
Tak jak w Heminghton.
Wzięłam głęboki oddech, zamykając przy tym oczy. Wstrzymywałam go jak najdłużej, aż wolno wypuściłam powietrze.
Będę tęsknić za babcią, cholernie mocno, ale ona nie chciałaby żebym przestała przez nią normalnie funkcjonować.
Kolejny oddech wypełnił moje płuca.
Znajdę nową pracę, zacznę nowe życie.
Ostatni oddech uniósł moją klatkę piersiową do granic możliwości, a ja zaczęłam szlochać.
Nie potrafię przestać kochać Justina.
Wracając do domu nie mogłam opanować łez widząc kolejne zakochane pary. Opadłam bezsilnie na łóżko zanosząc się płaczem. Jedynym pytaniem: dlaczego? Dlaczego mi to zrobił? Dlaczego tak mnie potraktował? Dlaczego kłamał, że mnie kocha? Dlaczego go pokochałam?

Justin’s POV
Stałem z szklaneczką ciemnego alkoholu wpatrując się w fajerwerki nad Madison Square widoczne z mojego apartamentu. Poczułem wibracje telefonu w kieszeni.
- Wszystkiego najlepszego! – Rozpoznałem głosy Emmy i Ryana, krzyczących do telefonu. Bawili się na jakiejś egzotycznej wyspie. – Żałuj, że z nami nie pojechałeś – dodała kobieta, a ja mimowolnie się uśmiechnąłem, słysząc jak od alkoholu plącze się jej język.
- Dzięki – powiedziałem, popijając gorzką ciecz. – Wzajemnie.
- Trzymasz się stary? – Tym razem to był Ryan. Muzyka w tle była znacznie cichsza, co oznaczało, że odszedł gdzieś na bok.
- Daję radę – zaśmiałem się nerwowo. Skłamałem. Nie dawałem bez niej rady.
- Nie odpuszczę ci kolejnego sylwestra – przyjaciel powiedział groźnie. Kopałem delikatnie bosą stopą w ścianę, próbując się czymś zająć. – Nie możesz gnić w swoim przytulnym mieszkanku.
- Podoba mi się tak jak jest – wzruszyłem ramionami. – Wracaj do swojej kobiety.
- Daj znać gdyby coś się działo.
- Jasne – powiedziałem, zanim zakończyłem połączenie. Zmierzwiłem swoje włosy, przez co były w jeszcze większym nieładzie niż zawsze.
- Wszystkiego najlepszego Adeline – mruknąłem sam do siebie i postanowiłem pójść spać. Jednak tak jak zawsze, niezmiennie od dwóch tygodni, rzucałem się po łóżku, dręczony koszmarami. W końcu zrezygnowany, nad ranem, wszedłem do kuchni. Lodówka była niemal pusta przez długą nieobecność Helen. Ostatni raz widziałem ją w święta, kazałem wrócić dopiero po nowym roku.
Wyciągnąłem butelkę mleka, którą wczoraj kupiłem w najbliższym supermarkecie. Napełniłem szklankę i usiadłem z nią na stołku barowym. Przyglądałem się swojemu mieszkaniu w którym jak zawsze panował porządek. Jednak było zimne, niemal emanowało pustką, która rozrywała moją klatkę piersiową.
W tym roku obchodziłem dwudzieste dziewiąte urodziny, a czułem się jak poczciwy staruszek zmęczony życiem. W tym wieku wyobrażałem sobie siebie z kochającą kobietą u boku, a nie jako zgorzkniałego młodo-starego mężczyznę.
Marzyłem o Adeline.
Chciałem jak najszybciej wrócić do świata żywych, ale bez niej to nie było możliwe.

Adeline’s POV
Jęknęłam, czując przeszywający ból głowy. Rozejrzałam się po mieszkaniu. Na moim łóżku, w nogach, spał Mike. Wstałam tak, żeby go nie obudzić, słysząc jakieś odgłosy z kuchni.
- Boże Olaf – jęknęłam. – Nic nie pamiętam.
- Nie dziwię się – odpowiedział przez śmiech. – Odpadłaś zaraz po północy.
- Boże. – Schowałam twarz w dłoniach. – Przestań tym strzelać. – Wskazałam na naczynia, które zmywał.
Sylwestra spędziłam z moja ulubioną parą gejów. Uparłam się, że będę pić wódkę, ale zapomniałam jak magiczny ma na mnie wpływ. Tracę świadomość w przeciągu trzydziestu sekund.
Zaczęłam pić wodę z butelki, którą podał mi blondyn. Jęknęłam z ulgi, kiedy zamoczyłam mój suchy jak wiór język. Bez słowa ruszyłam do sypialni, skąd wzięłam czystą bieliznę. Z kolejnej szuflady wyciągnęłam koszulkę i spodnie dresowe. Moja warga zadrgała na widok bluzy Justina z logo jego uniwersytetu. Mocno zatrzasnęłam szufladę, budząc tym Mike.
- Przepraszam – burknęłam, niemal biegnąc do łazienki. Miałam już dość moich nieopanowanych napadów płaczu i tego jak rozczulałam się za każdym razem widząc na mieście zakochaną parę.

miesiąc później
Pisnęłam z radości wybiegając z mojego przyszłego miejsca pracy. Rzuciłam się na szyję blondyna, który zakręcił mnie wokół własnej osi.
- Mam tę pracę – pisnęłam, przebierając nogami jak mała dziewczynka. – Tak się cieszę. – Zakręciłam się z rozłożonymi dłońmi.
- Mówiłem. – Olaf objął mnie ramieniem. – Mike czeka na nas w barze – poruszał zabawnie brwiami. – Adeline? Wszystko dobrze? – Pomachał mi dłonią przed twarzą. Przyglądałam się czarnemu audi, który odjechał przed chwilą spod firmy. Jacob jeździł takim samym.
- Tak – odpowiedziałam po kilku sekundach, skupiając na nim swój wzrok. – Po prostu wydawało mi się, że kogoś widziałam. – Wzruszyłam beztrosko ramionami.

Justin’s POV
Uśmiechnąłem się nieznacznie, kiedy mój detektyw pokazał mi zdjęcia szczęśliwej Adeline. Miał dopilnować, żeby dostała dobrą posadę, jednak miał mi nie mówić jaka firma ją zatrudnia.
- To koniec pana pracy. – Wręczyłem mu wypisany czek. Uścisnąłem jego dłoń, kiedy opuszczał gabinet w moim mieszkaniu. Wróciłem do zestawień i tabel za miniony miesiąc.
- Jesteś popierdolony Bieber. – Ryan usiadł naprzeciwko mnie. Wzruszyłem jedynie ramionami. – Nie możesz do niej pójść…
- Zamknij się – warknąłem. – Rozmawialiśmy na ten temat. To była ostatnia rzecz, którą musiałem skontrolować.
- A co gdyby nie dostała pracy, przecież ją zwolniłeś.
- Nie z jej winy – uściśliłem. – Poza tym i tak pewnie dostała pracę tam gdzie chciała. – Spojrzałem na jej roześmianą twarz, która widniała na zdjęciu.
- Gdybym miał taki list motywacyjny to przyjęliby mnie nawet do NASA – zakpił. Warknąłem zirytowany. Postanowiłem go ignorować, ostatnio coraz częściej bywał w moim mieszkaniu. Nauczyłem się traktować go jak powietrze. – Bieber. – Zaczął znowu mówić po dłuższej chwili ciszy. – Mam pytanie.
- Słucham – westchnąłem, wiedząc, że dopóki ten idiota nie opuści mojego mieszkania ja nie będę mógł spokojnie pracować.
- Zostaniesz moim drużbom? Jesteś moim przyjacielem i…
- Jasne – przerwałem mu. Byłem mu to winien, a sam nie chciałem słuchać ckliwych historyjek na nasz temat, które pewnie miał zamiar wygłosić, żeby mnie do tego namówić. Patrzył na mnie zszokowany.
- Serio? – Na potwierdzenie pokiwałem głową. Ryan uśmiechnął się szeroko i objął po męsku, niemal przeskakując wcześniej przez biurko. – Myślałem, że się nie zgodzisz.
- Dlaczego miałbym się nie zgodzić?
- Dopiero minął miesiąc i… - Widząc moją minę, przerwał. – Dzięki stary – dokończył na jednym wydechu. Zaczął dzwonić mój telefon, na wyświetlaczu zobaczyłem numer mojego adwokata. Sprawa Tamary i Melissy była w trakcie. Nie mogłem im odpuścić tego, że dręczyły mnie i uderzyły Adeline. Niestety bez jej pozwu nie mogłem tego uwzględnić.
- Rozprawa jest za tydzień, jesteśmy raczej na wygranej pozycji – powiedział na wstępie.
- To dobrze, coś jeszcze? – Ryan patrzył na mnie zaciekawiony.
- Nie, to wszystko panie Bieber, szczegóły wysłałem mejlem. Do zobaczenia. – Rozłączyłem się bez pożegnania. Spojrzałem na przyjaciela, który wyraźnie domagał się wyjaśnień. Musiał słyszeć co nieco z naszej rozmowy.
- Te dwie kurwy pożałują za to co zrobiły Adeline – mruknąłem zadowolony.

dwa miesiące później
Adeline’s POV
Zaciągnęłam się powietrzem widząc pierwsze oznaki wiosny.
- Adeline. – Poczułam znajomą dłoń na talii. Uśmiechnęłam się widząc Jeremih. – Zapomniałaś o czymś.
- O czym? – ściągnęłam brwi.
- O tym. – Złączył nasze usta w pocałunku. Przez pierwsze kilka chwil byłam tak zszokowana, że nie wiedziałam co zrobić.
Skup się, dasz radę.
Zaczęłam oddawać jego pocałunek. Położyłam dłonie na jego karku, przyciągając go do siebie. Poczułam jak uśmiecha się zadowolony.
- Wow – wyszeptał, kiedy oparł swoje czoło o moje. Nadal miałam zamknięte oczy starając się ogarnąć co tutaj przed chwilą się wydarzyło.
Wpadłam na Jeremih jakiś miesiąc temu po pracy. Przeprowadził się tutaj kilka tygodni wcześniej, ponieważ chciał uzyskać kilku sponsorów, a skończyło się na tym, że wykupił lokal i miał zamiar otworzyć tutaj kolejną filię swoich sklepów ze sprzętem sportowym. Zabrał mnie na kilka kaw, a dzisiaj zaproponował podwózkę do pracy i pocałował po raz pierwszy.
- Przyjadę po ciebie do pracy. – Nie odpowiedziałam, tylko pokiwałam głową. Przez cały dzień byłam niezwykle poddenerwowana. Wybrałam numer Olafa.
- Co tam skarbie – zacmokał.        
- Pocałował mnie – powiedziałam jak największą tajemnicę na świecie.
- Kto? Adeline, mów jaśniej. – Niemal warknęłam ze złości, że muszę mu wszystko wyjaśniać.
- Jeremih.
- O-mój-boże – zaakcentował wyraźnie każde słowo. – Pocałował się ten seksiak Jeremih! – krzyknął.
- Przestań – zaśmiałam się. – Nie wiem co robić. To…
- To nie jest Bieber – mruknął wyraźnie niezadowolony. – On to już historia, musisz zacząć żyć. Jeremih to dla ciebie idealny kandydat, ma kasę, jest przystojny…
Wyłączyłam się na jego wyliczance. Wspomnienia znowu ożyły. Justin w moich wspomnieniach był tak realny, że prawie mogłam go dotknąć.
- Adeline, słyszysz mnie?
- Ja…
- Wyłączyłaś się – jęknął. – Chcę ci tylko powiedzieć, żebyś lepiej miała dzisiaj na sobie seksowną bieliznę i dała się porządnie wyruchać temu przystojniakowi bo wyraźnie brakuje ci seksu – uśmiechnęłam się smutno na jego słowa.
Brakuje mi Justina.
- Do usłyszenia Olaf.
Zsunęłam się po ścianie w łazience, nie wiedząc co mam zrobić. Mam się w to wszystko plątać i zaryzykować? Nie chciałam się bawić jego uczuciami, ale może on pozwoliłby mi w końcu przestać się zadręczać?
***
Jeremih przepuścił mnie w drzwiach do mojego mieszkania. Niemal od razu zaczął mnie całować. Przyparł mnie do ściany, ściągając kolejne części garderoby. Całował każdy skrawek mojego ciała, a ja wyobrażałam sobie usta Justina. Niemal nie spojrzałam na jego twarz.

Justin’s POV
Szedłem do Olafa po jakieś dokumenty. Musiałem rozprostować kości bo cały zdrętwiałem od ciągłego siedzenia, poza tym miałem nadzieje, że może powie mi jak miewa się blondyna. Usłyszałem, że rozmawia przez telefon i normalnie opierdoliłbym go za pogaduszki w pracy, ale usłyszałem jej imię.
- Kto? Adeline, mów jaśniej. – Dałem krok w tył, tak żeby mnie nie zauważył. Wyraźnie się niecierpliwił odpowiedzi blondyny.
- O-mój-boże – powiedział podekscytowany. – Pocałował się ten seksiak Jeremih! – zamarłem. Moja Adeline, moja blondyna, moje kochanie… Czułem łzy cisnące się do moich oczu.
- To nie jest Bieber – powiedział z przekąsem. Więc wahała się? Ona nadal coś do mnie czuła oprócz nienawiści? – On to już historia, musisz zacząć żyć. Jeremih to dla ciebie idealny kandydat, ma kasę, jest przystojny, chce się ustatkować. Nie jestem przede wszystkim Bieberem i nie będzie bzykać jakiś lasek na boku i wciskać ci jakieś gadki o miłości – prychnął. Zagryzłem nerwowo wargi. Przecież ja ją kurwa kocham mocniej niż cokolwiek na świecie. Jedyne o czym jestem w stanie myśleć to moja mała blondyna. Oddałabym za nią życie, za jedną chwilę, którą mógłbym z nią spędzić. – Adeline, słyszysz mnie? Wyłączyłaś się – jęknął po kilku sekundach. Gotowałem się w środku od nadmiaru emocji. – Chcę ci tylko powiedzieć, żebyś lepiej miała dzisiaj na sobie seksowną bieliznę i dała się porządnie wyruchać temu przystojniakowi bo wyraźnie brakuje ci seksu.
Niemal jęknąłem z bólu. Starałem się opanować ale jak burza wpadłem do jego gabinetu, mierząc go wzrokiem. W pierwszej chwili miałem ochotę mu przypierdolić, jednak był to przyjaciel Adeline. Podszedłem do niego wściekły. Patrzył się na mnie zdezorientowany, nie wiedząc o co chodzi.
- Kocham kurwa Adeline mocniej niż cokolwiek innego na tym pierdolonym świecie – wycedziłem przez zęby.
- Woah uspokój się. – Wyciągnął ręce w obronnym geście. – Słyszałeś…
- Tak – mruknąłem, kładąc ręce na biodrach. Wziąłem kilka uspokajających oddechów. – Czy… - Zacząłem, ale mój głos był zachrypnięty od nadmiaru emocji. – Czy ona jest szczęśliwa? – Spojrzałem na jego zszokowaną twarz.
- Chyba tak – powiedział niepewnie.
- Chyba? – Uniosłem do góry brwi.
- Tak – powiedział pewnie. Pokiwałem głową. Była szczęśliwa, moja księżniczka była szczęśliwa.
- Za piętnaście minut widzę u siebie raporty na biurku – powiedziałem trzaskając za sobą drzwiami.

miesiąc później
no one’s POV
Justin nerwowo rozglądał się po zgromadzonych gościach w ogrodzie. Stał za Ryanem, który myślał, że zaraz zwymiotuje z nerwów. Szatyn poklepał przyjaciela po ramieniu, jednak zaraz wrócił do swojego poprzedniego zajęcia.
Adeline ciągnęła za rękę swojego chłopaka.
- Zaraz się spóźnimy – jęknęła, widząc jak brunet nie chce przyspieszyć kroku.
- Mamy jeszcze jakieś dwadzieścia minut, nie denerwuj się. – Chwycił ją w talii i delikatnie pocałował w skroń. Blondynka uśmiechnęła się delikatnie, przyzwyczajona do tego gestu.
Kiedy ją zobaczył, niemal zemdlał. Miała na sobie długą, szarą suknię z dość pokaźnym dekoltem. Zagryzł nerwowo szczękę, gdy zobaczył dłoń, która oplatała ją w pasie. Szybko jednak ją rozluźnił, kiedy zobaczył jak blondynka uśmiecha się szeroko do jej chłopaka.
Zajęła swoje miejsce i rozejrzała się dookoła. Ich spojrzenia się spotkały, a ona cała zadrżała. Był po prostu piękny. Ubrany w dopasowany, trzyczęściowy garnitur wglądał jak ósmy cud świata. Szybko jednak odwróciła wzrok, próbując skupić się na ceremonii.
Oboje niewiele z niej pamiętają. Każde z nich czuło wyjątkowe napięcie, powodujące gęsią skórkę.
Szatyn na przyjęciu miał wygłosić przemowę. Bał się jak nigdy w życiu.
- Nie musisz tego robić. – Ryan nachylił się w jego kierunku, a Emma uśmiechnęła się wyrozumiale. Oboje wiedzieli, że dla Justina będzie to jedna z najcięższych chwil w jego życiu bo obserwowali to jak cierpiał przez te wszystkie miesiące bez niej.
- Dam radę. – Poprawił nerwowo muszkę, która wyjątkowo go uwierała. Wstał ze swojego miejsca, a jeden z kelnerów podał mu mikrofon. – Proszę wszystkich o uwagę. – Zwrócił na siebie uwagę wszystkich gości. Serce Adeline zadrżało na dźwięk jego głosu, przymknęła na chwilę oczy, starając się opanować wspomnienia. – Chciałbym przede wszystkim powitać wszystkich gości w imieniu mojego przyjaciela Ryana – uśmiechnął się delikatnie. Czuł jak drżą mu dłonie, ale starał przypomnieć sobie tekst napisanej wcześniej przemowy, jednak nie mógł odnaleźć w głowie ani słowa, kiedy ich spojrzenia się spotkały. Wszystko jakby wyparowało podczas krótkiej chwili gdy spojrzał na kobietę swojego życia, a ona odwzajemniła spojrzenie. Musiał improwizować. – Można powiedzieć, że obserwowałem rozwój ich znajomości i wierzcie mi, to nie było nic przyjemnego. – Goście zaśmiali się, a Ryan szturchnął przyjaciela żartobliwie. – Jednak mimo wszystko, przetrwali i przysięgli sobie miłość. Muszę wam wyznać, że naprawdę mocno w nich wierzę. Mogę śmiało powiedzieć, że są ulepieni z tej samej gliny. Każdy z nas marzy o cudownym weselu, życzymy tego parze młodej zaraz po zaślubinach, ale myślę, że ślub to najmniej istotny szczegół w ich życiu. Przed nimi wiele kłótni i nieporozumień, dlatego powinniśmy im życzyć dużo cierpliwości, zaufania i wyrozumiałości wobec drugiej osoby. Bo to się właśnie liczy. Chęć uszczęśliwienia drugiej osoby, nieważne gdzie by była i z kim. Liczy się tylko wyłącznie jej szczęście. Myślę, że to można nazwać prawdziwą miłością, która, mam nadzieję, da niedługo potomków tej wspaniałej dwójki. – Ryan poruszał zabawnie brwiami w stronę Emmy, a ta położyła palec wskazujący na jego czole, odpychając go do tyłu na co goście zareagowali śmiechem. – Dlatego wznieśmy toast za szczęście tej pary. – Szatyn uniósł swój kieliszek i upił z niego łyk, dając przykład reszcie gości. Kiedy usiadł na swoim miejscu, Emma uścisnęła jego dłoń.
- Dziękuję. – Uśmiechnęła się szeroko.

Adeline przez resztę wieczoru nie mogła dojść do siebie po przemowie Justina. Jeremih zauważył jej nieobecność i co chwila zwracał jej uwagę pocałunkiem. Szatyn obserwował tę dwójkę z rogu sali, powtarzając pod nosem słowa piosenki Franka Sinatry -The way you look tonight.

4 komentarze:

  1. Kurde nie moge sie doczekac kiedy Adeline i Jistin ze sobą porozmawiaja :D
    Dodaj szybko następny rozdzial plis ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurcze, ale świetny!! Aż się popłakałam... Mam nadzieje, że Adeline i Jeremih to nic poważnego... Czekam z niecierpliwością na następny <3

    OdpowiedzUsuń