Półprzytomna nalewałam kawy do
ciemnego kubka. Mike stał obok mnie ze splecionymi dłońmi. Położył palec
wskazujący na brodzie, wyglądając jakby się nad czymś intensywnie zastanawiał.
- Na pewno dasz sobie radę? – westchnęłam,
unosząc wzrok do góry. Od pogrzebu babci minęły trzy dni, a ja starałam się
wrócić do życia. Nie chodziłam do pracy, nie miałam głowy nawet złożyć
wymówienia.
- Tak, możesz wracać do kawiarni. – Odstawiłam
dzbanek na miejsce i położyłam dłonie na ramionach mężczyzny. – Dam sobie radę
– powiedziałam wyraźnie jakby chcąc sprawić, żeby zrozumiał mnie lepiej.
- Jeśli chcesz mogę zostać –
uśmiechnął się smutno.
- To moja babcia umarła, a nie ja.
Mnie samą zdziwiła moja
bezpośredniość. Przez głowę nawet przeszła mi myśl, że pogodziłam się ze śmiercią
babci, ale to zdecydowanie nie było to. Raczej pogodziłam się ze świadomością,
że jestem samotna i nie mam nikogo. O Justinie starałam się nie myśleć, jednak
każdego wieczoru wspomnienia uderzały we mnie jak pociski. Wszystko było zbyt
świeże. Nadal czułam jego dotyk, słyszałam śmiech, widziałam iskierki w
mlecznych oczach.
- Po południu wpadnie tu Olaf. – Mężczyzna
zakomunikował, kiedy ubierał zimowe buty. – Przemyśl moją propozycję co do
świąt – spojrzał na mnie prosząco.
- Nie byłabym dobrym towarzyszem.
Psułabym atmosferę – wzruszyłam ramionami. – Przykro mi Mike.
- Zastanów się jeszcze – przytulił
się do mnie zanim wyszedł.
Opadłam zmęczona na kanapę i
rozejrzałam się po mieszkaniu. Pogładziłam koc, który leżał obok mnie i
wtuliłam w niego twarz. Zamknęłam oczy i myślałam o babci. Zastanawiałam się co
ona zrobiłaby na moim miejscu.
Pobiłaby
dotkliwie Biebera, a potem pokazała mu jaka jest super i co stracił.
Pewnie tak – mimowolnie zachichotałam
pod nosem – ale ja nigdy nie byłam tak silna jak ona. Pewnie teraz skarciłaby
mnie za to, że wolę siedzieć w święta samotnie niż spędzić je z przyjaciółmi.
Ja naprawdę nie chciałam psuć tej świątecznej atmosfery, chwilę po tym kiedy
rodzice Mike zaakceptowali jego orientację i zaprosili go razem z Olafem na
świąteczną kolację.
Te święta miałam spędzić w trójkę
razem z Justinem i babcią.
Nie
dręcz się.
Nie potrafię. Może zachowywałam się
jak te psychopatyczne dziewczyny, które po rozstaniu z chłopakiem uważają, że
już nikt ich nie pokocha i zostaną starymi pannami z kotem. No cóż… Ja nawet
nie miałam kota, nawet chomika.
Przetarłam powieki, kiedy usłyszałam
pukanie do drzwi. Zasnęłam, wtulona w kocyk babci. Otworzyłam drzwi i
wykrzywiłam usta w coś na rodzaj uśmiechu, kiedy zobaczyłam Olafa. Bez zbędnych
zaproszeń wszedł do środka i rozejrzał się dookoła.
- Idziemy na zakupy – klasnął w
dłonie.
- Nie chcę – wykrzywiłam się. Chyba
nie byłam gotowa na zmierzenie się z otaczającym mnie światem.
- Chcesz. – Zaczął ubierać mnie w
kurtkę. Marudziłam pod nosem, ale nawet nie próbowałam mu się wyrwać. – Buty
też mam ci założyć? – uniósł do góry brwi, kiedy miałam na sobie zimowy strój.
Wsunęłam na nogi moje kozaki i dałam blondynowi znak, że jestem gotowa.
Wyszliśmy przed blok i od razu
zaczęłam szukać auta Olafa.
- Idziesz? – Zobaczyłam go kilka
metrów dalej na chodniku.
- Dlaczego tak daleko zaparkowałeś? –
ściągnęłam brwi.
- Idziemy pieszo.
- Ale ty niesiesz zakupy. – Trąciłam
go delikatnie łokciem, kiedy do niego dołączyłam. Byłam mu wdzięczna, że nie
dmuchał na mnie jak na porcelanową lalkę. Wprowadzał mnie do świata żywych na nowo. Przyzwyczajał mnie do tego, że
życie innych ludzi toczy się dalej, tak samo jak i moje, a ja muszę to
zaakceptować.
- Olaf – zaczęłam, kiedy wchodziliśmy
do mieszkania przyprószeni śniegiem. – Mógłbyś mu jutro zanieść moje
wymówienie? – przygryzłam policzek oczekując reakcji blondyna. Odstawił zakupy
w kuchni i przyglądał mi się przez dłuższą chwilę.
- Jasne – westchnął. – Nie ma sprawy
– uśmiechnął się delikatnie. Podszedł do mnie i mocno mnie objął, kiedy
zaczęłam płakać. – Już mała – gładził moje plecy – dasz sobie radę. – Uniosłam
głowę do góry uśmiechając się smutno.
- Dziękuję – wytarłam policzki
rękawami swetra. – Naprawdę ci dziękuję.
Justin’s POV
Siedziałem przy moim biurku i tępo
patrzyłem w piętrzącą się przede mną stertę papierów. Przestałem zwracać uwagę
na dzwoniący obok mnie telefon, wszystko wokół mnie działo się jakby dwa razy
szybciej, a ja nie nadążałem.
- Panie Bieber – poczułem jak ktoś
uderza mnie delikatnie w ramię. – Proszę pana – uniosłem wzrok na moja prywatną
sekretarkę. – Pan Benett do pana – uśmiechnęła się uprzejmie.
- Niech wejdzie. – Odchyliłem się na
fotelu obserwując jak kobieta opuszcza mój gabinet. Oparłem głowę na pięści,
zamykając jednocześnie oczy. Jej śmiech rozbrzmiewał w mojej głowie niczym
echo. Bałem się zasnąć bo za każdym razem śniła mi się ona, wychodząca po raz
ostatni z mojego mieszkania, a ja budziłem się z krzykiem. Widząc ją wtedy na
cmentarzu chciałem do niej podbiec i błagać ją na kolanach o wybaczenie. Nie
obchodziła mnie dumna czy to, że pewnie bym się upokorzył, ale kurwa nie
mogłem. Obiecałem jej to.
- Bieber – usłyszałem chrząknięcie.
Spojrzałem na blondyna, który stał naprzeciwko mnie z kartką w dłoni. –
Wymówienie Adeline. – Za każdym razem gdy ktoś wymawiał jej imię, czułem jakby
ktoś wbijał nóż w moje serce. Tym razem nie było inaczej.
- Tak – odpowiedziałem, nerwowo
odchrząkując. Chwyciłem kartkę i spojrzałem na jej odręczny podpis.
Przejechałem po nim palcem, zaciskając wargi starając się nie rozpłakać.
- Ona… - zacząłem zachrypniętym
głosem. – Jak się ma?
- Stara się – odpowiedział cicho. –
Jest silna.
- Wiem.
Nie mogło być inaczej. To
wypowiedzenie było jej początkiem. Zacisnąłem szczękę czytając je po raz
kolejny, zastanawiając się jak jeszcze mógłbym jej pomóc.
- Nie przyjmę tego…
- Ty…
- Poczekaj – uniosłem dłoń, widząc
zdenerwowanie blondyna. – Zwolnię ją, dzięki temu dostanie odprawę i na
spokojnie będzie mogła szukać pracy.
- I jaki podasz powód zwolnienia? To
nie będzie dobrze wyglądać w jej CV – zakpił. Normalnie już bym go wywalił, ale
on miał rację. Musiałem wymyślić coś innego, jakiś sposób, żeby ułatwić jej
życie.
- Kurwa muszę coś zrobić. – Nerwowo
chodziłem po gabinecie, trzymając dłonie w kieszeni.
- Podpisz to jebane wymówienie i
zniknij z jej życia. – Olaf uniósł się. Znowu nie zareagowałem, kiedy podszedł
do mnie niemal plując jadem. – Bzykałeś jakieś laski na boku, kiedy miałeś przy
sobie wspaniałą kobietę. Jesteś chujem…
- Wiem – przerwałem mu. – I mam o sobie
dużo gorsze zdanie. – Wolno wypuściłem powietrze, starając się zapanować nad
nadchodzącą falą żalu.
- Napisz, że nie jest w stanie w
pełni rozwinąć swoich możliwości w tej firmie. Dołącz list polecający –
usłyszałem ściszony głos, a potem trzaśnięcie drzwiami.
Skryłem twarz w dłoniach, czując łzy
na policzkach. Byłem żałosny, ile kurwa będę zachowywał się jak złamany fiut.
Starałem się jak najszybciej opanować moje roztrzęsione ciało i podszedłem do
telefonu.
- Prześlij mi druczki potrzebne do
zwolnienia pracownika. Sam je wypełnię – poleciłem mojej sekretarce. – Teraz –
dodałem ostro zanim się rozłączyłem. Tak jak się spodziewałem po kilku chwilach
miałem przed sobą gotowe dokumenty. Wypełniłem je jak najszybciej, a przez
resztę dnia pisałem list motywacyjny. Włożyłem wszystko do brązowej koperty,
zaadresowałem ją i nakleiłem dwa znaczki. Włożyłem do pudełka z którego
wysyłane są listy polecone.
- Podwieźć się? – Ryan złapał mnie za
ramię w holu firmy.
- Przejdę się – odburknąłem. Nie
miałem ochoty z nim rozmawiać. Pewnie poruszyłby temat jutrzejszej kolacji
świątecznej na którą zaprosił mnie razem z Emmą, ale czy było mu tak trudno
zrozumieć, że nie miałem ochoty patrzeć na ich szczęście? Na samą myśl o tym
mam ochotę coś rozwalić, a co dopiero patrzeć.
Ścisnąłem mocniej teczkę w dłoni,
która sporo ważyła od ilości dokumentów znajdujących się w niej. Musiałem sobie
znaleźć jakieś zajęcie na nadchodzący weekend, a nie chciałem znowu skończyć
pijany na podłodze.
Za nikim tak nie tęskniłem jak za
nią. Była moim wszystkim, teraz to wiem. Mogłem rozwiązać tę sprawę na milion
innych sposób, ale teraz było już za późno. Zniszczyłem swoją szansę na
szczęście, tracąc kobietę życia. Jedyne nad czym się skupiałem to to, żeby była
szczęśliwa, żeby znalazła kogoś kto ją pokocha i będzie jej godzien. Chciałabym
ją spotkać kiedyś na ulicy, uśmiechniętą, trzymającą rączkę jakiegoś małego
brzdąca, który miałby jej oczy i nosek, a obok nich szedłby mężczyzna, który
będzie ją traktował jak księżniczkę. I przysięgam na wszystko co mam, że wtedy
mógłbym umrzeć szczęśliwy.
Adeline’s POV
Siedziałam przed telewizorem,
popijając czerwone wino, przygryzając je czekoladą. Nerwowo zmieniałam kanały
będąc zirytowana ilością romantycznych filmów. Pod wpływem impulsu ubrałam
kurtkę, buty i wyszłam na zewnątrz. Moje nogi same prowadziły mnie wzdłuż
kolejnych ulic. Przyglądałam się mijanym ludziom co jakiś czas uśmiechając się
smutno. Usiadłam na jednej z ławeczek i po prostu oglądałam świat dookoła mnie.
Czułam się jakbym widziała to wszystko po raz pierwszy, jakby wszystko to było
wyświetlane na wielkim ekranie, a ja byłam podekscytowana jak pięciolatka.
Musiałam jakoś uporać się ze wszystkimi emocjami, które wciąż w sobie tłumiłam.
Musiałam się oczyścić.
Tak
jak w Heminghton.
Wzięłam głęboki oddech, zamykając
przy tym oczy. Wstrzymywałam go jak najdłużej, aż wolno wypuściłam powietrze.
Będę tęsknić za babcią, cholernie
mocno, ale ona nie chciałaby żebym przestała przez nią normalnie funkcjonować.
Kolejny oddech wypełnił moje płuca.
Znajdę nową pracę, zacznę nowe życie.
Ostatni oddech uniósł moją klatkę
piersiową do granic możliwości, a ja zaczęłam szlochać.
Nie potrafię przestać kochać Justina.
Wracając do domu nie mogłam opanować
łez widząc kolejne zakochane pary. Opadłam bezsilnie na łóżko zanosząc się
płaczem. Jedynym pytaniem: dlaczego? Dlaczego mi to zrobił? Dlaczego tak mnie
potraktował? Dlaczego kłamał, że mnie kocha? Dlaczego go pokochałam?
Justin’s POV
Stałem z szklaneczką ciemnego
alkoholu wpatrując się w fajerwerki nad Madison Square widoczne z mojego
apartamentu. Poczułem wibracje telefonu w kieszeni.
- Wszystkiego najlepszego! – Rozpoznałem
głosy Emmy i Ryana, krzyczących do telefonu. Bawili się na jakiejś egzotycznej
wyspie. – Żałuj, że z nami nie pojechałeś – dodała kobieta, a ja mimowolnie się
uśmiechnąłem, słysząc jak od alkoholu plącze się jej język.
- Dzięki – powiedziałem, popijając
gorzką ciecz. – Wzajemnie.
- Trzymasz się stary? – Tym razem to
był Ryan. Muzyka w tle była znacznie cichsza, co oznaczało, że odszedł gdzieś
na bok.
- Daję radę – zaśmiałem się nerwowo.
Skłamałem. Nie dawałem bez niej rady.
- Nie odpuszczę ci kolejnego
sylwestra – przyjaciel powiedział groźnie. Kopałem delikatnie bosą stopą w
ścianę, próbując się czymś zająć. – Nie możesz gnić w swoim przytulnym
mieszkanku.
- Podoba mi się tak jak jest –
wzruszyłem ramionami. – Wracaj do swojej kobiety.
- Daj znać gdyby coś się działo.
- Jasne – powiedziałem, zanim
zakończyłem połączenie. Zmierzwiłem swoje włosy, przez co były w jeszcze
większym nieładzie niż zawsze.
- Wszystkiego najlepszego Adeline –
mruknąłem sam do siebie i postanowiłem pójść spać. Jednak tak jak zawsze,
niezmiennie od dwóch tygodni, rzucałem się po łóżku, dręczony koszmarami. W
końcu zrezygnowany, nad ranem, wszedłem do kuchni. Lodówka była niemal pusta
przez długą nieobecność Helen. Ostatni raz widziałem ją w święta, kazałem
wrócić dopiero po nowym roku.
Wyciągnąłem butelkę mleka, którą
wczoraj kupiłem w najbliższym supermarkecie. Napełniłem szklankę i usiadłem z
nią na stołku barowym. Przyglądałem się swojemu mieszkaniu w którym jak zawsze
panował porządek. Jednak było zimne, niemal emanowało pustką, która rozrywała
moją klatkę piersiową.
W tym roku obchodziłem dwudzieste
dziewiąte urodziny, a czułem się jak poczciwy staruszek zmęczony życiem. W tym
wieku wyobrażałem sobie siebie z kochającą kobietą u boku, a nie jako
zgorzkniałego młodo-starego mężczyznę.
Marzyłem o Adeline.
Chciałem jak najszybciej wrócić do
świata żywych, ale bez niej to nie było możliwe.
Adeline’s POV
Jęknęłam, czując przeszywający ból
głowy. Rozejrzałam się po mieszkaniu. Na moim łóżku, w nogach, spał Mike.
Wstałam tak, żeby go nie obudzić, słysząc jakieś odgłosy z kuchni.
- Boże Olaf – jęknęłam. – Nic nie
pamiętam.
- Nie dziwię się – odpowiedział przez
śmiech. – Odpadłaś zaraz po północy.
- Boże. – Schowałam twarz w dłoniach.
– Przestań tym strzelać. – Wskazałam na naczynia, które zmywał.
Sylwestra spędziłam z moja ulubioną
parą gejów. Uparłam się, że będę pić wódkę, ale zapomniałam jak magiczny ma na
mnie wpływ. Tracę świadomość w przeciągu trzydziestu sekund.
Zaczęłam pić wodę z butelki, którą
podał mi blondyn. Jęknęłam z ulgi, kiedy zamoczyłam mój suchy jak wiór język.
Bez słowa ruszyłam do sypialni, skąd wzięłam czystą bieliznę. Z kolejnej
szuflady wyciągnęłam koszulkę i spodnie dresowe. Moja warga zadrgała na widok
bluzy Justina z logo jego uniwersytetu. Mocno zatrzasnęłam szufladę, budząc tym
Mike.
- Przepraszam – burknęłam, niemal
biegnąc do łazienki. Miałam już dość moich nieopanowanych napadów płaczu i tego
jak rozczulałam się za każdym razem widząc na mieście zakochaną parę.
miesiąc później
Pisnęłam z radości wybiegając z
mojego przyszłego miejsca pracy. Rzuciłam się na szyję blondyna, który zakręcił
mnie wokół własnej osi.
- Mam tę pracę – pisnęłam, przebierając
nogami jak mała dziewczynka. – Tak się cieszę. – Zakręciłam się z rozłożonymi
dłońmi.
- Mówiłem. – Olaf objął mnie
ramieniem. – Mike czeka na nas w barze – poruszał zabawnie brwiami. – Adeline?
Wszystko dobrze? – Pomachał mi dłonią przed twarzą. Przyglądałam się czarnemu
audi, który odjechał przed chwilą spod firmy. Jacob jeździł takim samym.
- Tak – odpowiedziałam po kilku
sekundach, skupiając na nim swój wzrok. – Po prostu wydawało mi się, że kogoś
widziałam. – Wzruszyłam beztrosko ramionami.
Justin’s POV
Uśmiechnąłem się nieznacznie, kiedy
mój detektyw pokazał mi zdjęcia szczęśliwej Adeline. Miał dopilnować, żeby
dostała dobrą posadę, jednak miał mi nie mówić jaka firma ją zatrudnia.
- To koniec pana pracy. – Wręczyłem
mu wypisany czek. Uścisnąłem jego dłoń, kiedy opuszczał gabinet w moim
mieszkaniu. Wróciłem do zestawień i tabel za miniony miesiąc.
- Jesteś popierdolony Bieber. – Ryan
usiadł naprzeciwko mnie. Wzruszyłem jedynie ramionami. – Nie możesz do niej
pójść…
- Zamknij się – warknąłem. –
Rozmawialiśmy na ten temat. To była ostatnia rzecz, którą musiałem
skontrolować.
- A co gdyby nie dostała pracy,
przecież ją zwolniłeś.
- Nie z jej winy – uściśliłem. – Poza
tym i tak pewnie dostała pracę tam gdzie chciała. – Spojrzałem na jej roześmianą
twarz, która widniała na zdjęciu.
- Gdybym miał taki list motywacyjny
to przyjęliby mnie nawet do NASA – zakpił. Warknąłem zirytowany. Postanowiłem
go ignorować, ostatnio coraz częściej bywał w moim mieszkaniu. Nauczyłem się traktować
go jak powietrze. – Bieber. – Zaczął znowu mówić po dłuższej chwili ciszy. –
Mam pytanie.
- Słucham – westchnąłem, wiedząc, że
dopóki ten idiota nie opuści mojego mieszkania ja nie będę mógł spokojnie
pracować.
- Zostaniesz moim drużbom? Jesteś
moim przyjacielem i…
- Jasne – przerwałem mu. Byłem mu to
winien, a sam nie chciałem słuchać ckliwych historyjek na nasz temat, które
pewnie miał zamiar wygłosić, żeby mnie do tego namówić. Patrzył na mnie
zszokowany.
- Serio? – Na potwierdzenie pokiwałem
głową. Ryan uśmiechnął się szeroko i objął po męsku, niemal przeskakując
wcześniej przez biurko. – Myślałem, że się nie zgodzisz.
- Dlaczego miałbym się nie zgodzić?
- Dopiero minął miesiąc i… - Widząc
moją minę, przerwał. – Dzięki stary – dokończył na jednym wydechu. Zaczął dzwonić
mój telefon, na wyświetlaczu zobaczyłem numer mojego adwokata. Sprawa Tamary i
Melissy była w trakcie. Nie mogłem im odpuścić tego, że dręczyły mnie i
uderzyły Adeline. Niestety bez jej pozwu nie mogłem tego uwzględnić.
- Rozprawa jest za tydzień, jesteśmy
raczej na wygranej pozycji – powiedział na wstępie.
- To dobrze, coś jeszcze? – Ryan
patrzył na mnie zaciekawiony.
- Nie, to wszystko panie Bieber,
szczegóły wysłałem mejlem. Do zobaczenia. – Rozłączyłem się bez pożegnania.
Spojrzałem na przyjaciela, który wyraźnie domagał się wyjaśnień. Musiał słyszeć
co nieco z naszej rozmowy.
- Te dwie kurwy pożałują za to co
zrobiły Adeline – mruknąłem zadowolony.
dwa miesiące później
Adeline’s POV
Zaciągnęłam się powietrzem widząc
pierwsze oznaki wiosny.
- Adeline. – Poczułam znajomą dłoń na
talii. Uśmiechnęłam się widząc Jeremih. – Zapomniałaś o czymś.
- O czym? – ściągnęłam brwi.
- O tym. – Złączył nasze usta w
pocałunku. Przez pierwsze kilka chwil byłam tak zszokowana, że nie wiedziałam
co zrobić.
Skup
się, dasz radę.
Zaczęłam oddawać jego pocałunek.
Położyłam dłonie na jego karku, przyciągając go do siebie. Poczułam jak uśmiecha
się zadowolony.
- Wow – wyszeptał, kiedy oparł swoje
czoło o moje. Nadal miałam zamknięte oczy starając się ogarnąć co tutaj przed
chwilą się wydarzyło.
Wpadłam na Jeremih jakiś miesiąc temu
po pracy. Przeprowadził się tutaj kilka tygodni wcześniej, ponieważ chciał
uzyskać kilku sponsorów, a skończyło się na tym, że wykupił lokal i miał zamiar
otworzyć tutaj kolejną filię swoich sklepów ze sprzętem sportowym. Zabrał mnie
na kilka kaw, a dzisiaj zaproponował podwózkę do pracy i pocałował po raz
pierwszy.
- Przyjadę po ciebie do pracy. – Nie
odpowiedziałam, tylko pokiwałam głową. Przez cały dzień byłam niezwykle
poddenerwowana. Wybrałam numer Olafa.
- Co tam skarbie –
zacmokał.
- Pocałował mnie – powiedziałam jak
największą tajemnicę na świecie.
- Kto? Adeline, mów jaśniej. – Niemal
warknęłam ze złości, że muszę mu wszystko wyjaśniać.
- Jeremih.
- O-mój-boże – zaakcentował wyraźnie
każde słowo. – Pocałował się ten seksiak Jeremih! – krzyknął.
- Przestań – zaśmiałam się. – Nie
wiem co robić. To…
- To nie jest Bieber – mruknął
wyraźnie niezadowolony. – On to już historia, musisz zacząć żyć. Jeremih to dla
ciebie idealny kandydat, ma kasę, jest przystojny…
Wyłączyłam się na jego wyliczance. Wspomnienia
znowu ożyły. Justin w moich wspomnieniach był tak realny, że prawie mogłam go
dotknąć.
- Adeline, słyszysz mnie?
- Ja…
- Wyłączyłaś się – jęknął. – Chcę ci
tylko powiedzieć, żebyś lepiej miała dzisiaj na sobie seksowną bieliznę i dała
się porządnie wyruchać temu przystojniakowi bo wyraźnie brakuje ci seksu –
uśmiechnęłam się smutno na jego słowa.
Brakuje mi Justina.
- Do usłyszenia Olaf.
Zsunęłam się po ścianie w łazience,
nie wiedząc co mam zrobić. Mam się w to wszystko plątać i zaryzykować? Nie
chciałam się bawić jego uczuciami, ale może on pozwoliłby mi w końcu przestać
się zadręczać?
***
Jeremih przepuścił mnie w drzwiach do
mojego mieszkania. Niemal od razu zaczął mnie całować. Przyparł mnie do ściany,
ściągając kolejne części garderoby. Całował każdy skrawek mojego ciała, a ja
wyobrażałam sobie usta Justina. Niemal nie spojrzałam na jego twarz.
Justin’s POV
Szedłem do Olafa po jakieś dokumenty.
Musiałem rozprostować kości bo cały zdrętwiałem od ciągłego siedzenia, poza tym
miałem nadzieje, że może powie mi jak miewa się blondyna. Usłyszałem, że
rozmawia przez telefon i normalnie opierdoliłbym go za pogaduszki w pracy, ale
usłyszałem jej imię.
- Kto? Adeline, mów jaśniej. – Dałem
krok w tył, tak żeby mnie nie zauważył. Wyraźnie się niecierpliwił odpowiedzi
blondyny.
- O-mój-boże – powiedział
podekscytowany. – Pocałował się ten seksiak Jeremih! – zamarłem. Moja Adeline,
moja blondyna, moje kochanie… Czułem łzy cisnące się do moich oczu.
- To nie jest Bieber – powiedział z
przekąsem. Więc wahała się? Ona nadal coś do mnie czuła oprócz nienawiści? – On
to już historia, musisz zacząć żyć. Jeremih to dla ciebie idealny kandydat, ma
kasę, jest przystojny, chce się ustatkować. Nie jestem przede wszystkim
Bieberem i nie będzie bzykać jakiś lasek na boku i wciskać ci jakieś gadki o
miłości – prychnął. Zagryzłem nerwowo wargi. Przecież ja ją kurwa kocham
mocniej niż cokolwiek na świecie. Jedyne o czym jestem w stanie myśleć to moja
mała blondyna. Oddałabym za nią życie, za jedną chwilę, którą mógłbym z nią
spędzić. – Adeline, słyszysz mnie? Wyłączyłaś się – jęknął po kilku sekundach.
Gotowałem się w środku od nadmiaru emocji. – Chcę ci tylko powiedzieć, żebyś
lepiej miała dzisiaj na sobie seksowną bieliznę i dała się porządnie wyruchać
temu przystojniakowi bo wyraźnie brakuje ci seksu.
Niemal jęknąłem z bólu. Starałem się
opanować ale jak burza wpadłem do jego gabinetu, mierząc go wzrokiem. W
pierwszej chwili miałem ochotę mu przypierdolić, jednak był to przyjaciel
Adeline. Podszedłem do niego wściekły. Patrzył się na mnie zdezorientowany, nie
wiedząc o co chodzi.
- Kocham kurwa Adeline mocniej niż
cokolwiek innego na tym pierdolonym świecie – wycedziłem przez zęby.
- Woah uspokój się. – Wyciągnął ręce
w obronnym geście. – Słyszałeś…
- Tak – mruknąłem, kładąc ręce na
biodrach. Wziąłem kilka uspokajających oddechów. – Czy… - Zacząłem, ale mój
głos był zachrypnięty od nadmiaru emocji. – Czy ona jest szczęśliwa? – Spojrzałem
na jego zszokowaną twarz.
- Chyba tak – powiedział niepewnie.
- Chyba? – Uniosłem do góry brwi.
- Tak – powiedział pewnie. Pokiwałem
głową. Była szczęśliwa, moja księżniczka była szczęśliwa.
- Za piętnaście minut widzę u siebie
raporty na biurku – powiedziałem trzaskając za sobą drzwiami.
miesiąc później
no one’s POV
Justin nerwowo rozglądał się po
zgromadzonych gościach w ogrodzie. Stał za Ryanem, który myślał, że zaraz
zwymiotuje z nerwów. Szatyn poklepał przyjaciela po ramieniu, jednak zaraz
wrócił do swojego poprzedniego zajęcia.
Adeline ciągnęła za rękę swojego
chłopaka.
- Zaraz się spóźnimy – jęknęła,
widząc jak brunet nie chce przyspieszyć kroku.
- Mamy jeszcze jakieś dwadzieścia
minut, nie denerwuj się. – Chwycił ją w talii i delikatnie pocałował w skroń.
Blondynka uśmiechnęła się delikatnie, przyzwyczajona do tego gestu.
Kiedy ją zobaczył, niemal zemdlał.
Miała na sobie długą, szarą suknię z dość pokaźnym dekoltem. Zagryzł nerwowo
szczękę, gdy zobaczył dłoń, która oplatała ją w pasie. Szybko jednak ją
rozluźnił, kiedy zobaczył jak blondynka uśmiecha się szeroko do jej chłopaka.
Zajęła swoje miejsce i rozejrzała się
dookoła. Ich spojrzenia się spotkały, a ona cała zadrżała. Był po prostu
piękny. Ubrany w dopasowany, trzyczęściowy garnitur wglądał jak ósmy cud
świata. Szybko jednak odwróciła wzrok, próbując skupić się na ceremonii.
Oboje niewiele z niej pamiętają.
Każde z nich czuło wyjątkowe napięcie, powodujące gęsią skórkę.
Szatyn na przyjęciu miał wygłosić
przemowę. Bał się jak nigdy w życiu.
- Nie musisz tego robić. – Ryan
nachylił się w jego kierunku, a Emma uśmiechnęła się wyrozumiale. Oboje
wiedzieli, że dla Justina będzie to jedna z najcięższych chwil w jego życiu bo
obserwowali to jak cierpiał przez te wszystkie miesiące bez niej.
- Dam radę. – Poprawił nerwowo
muszkę, która wyjątkowo go uwierała. Wstał ze swojego miejsca, a jeden z
kelnerów podał mu mikrofon. – Proszę wszystkich o uwagę. – Zwrócił na siebie
uwagę wszystkich gości. Serce Adeline zadrżało na dźwięk jego głosu, przymknęła
na chwilę oczy, starając się opanować wspomnienia. – Chciałbym przede wszystkim
powitać wszystkich gości w imieniu mojego przyjaciela Ryana – uśmiechnął się
delikatnie. Czuł jak drżą mu dłonie, ale starał przypomnieć sobie tekst
napisanej wcześniej przemowy, jednak nie mógł odnaleźć w głowie ani słowa,
kiedy ich spojrzenia się spotkały. Wszystko jakby wyparowało podczas krótkiej
chwili gdy spojrzał na kobietę swojego życia, a ona odwzajemniła spojrzenie.
Musiał improwizować. – Można powiedzieć, że obserwowałem rozwój ich znajomości
i wierzcie mi, to nie było nic przyjemnego. – Goście zaśmiali się, a Ryan
szturchnął przyjaciela żartobliwie. – Jednak mimo wszystko, przetrwali i przysięgli
sobie miłość. Muszę wam wyznać, że naprawdę mocno w nich wierzę. Mogę śmiało
powiedzieć, że są ulepieni z tej samej gliny. Każdy z nas marzy o cudownym
weselu, życzymy tego parze młodej zaraz po zaślubinach, ale myślę, że ślub to
najmniej istotny szczegół w ich życiu. Przed nimi wiele kłótni i nieporozumień,
dlatego powinniśmy im życzyć dużo cierpliwości, zaufania i wyrozumiałości wobec
drugiej osoby. Bo to się właśnie liczy. Chęć uszczęśliwienia drugiej osoby,
nieważne gdzie by była i z kim. Liczy się tylko wyłącznie jej szczęście. Myślę,
że to można nazwać prawdziwą miłością, która, mam nadzieję, da niedługo potomków
tej wspaniałej dwójki. – Ryan poruszał zabawnie brwiami w stronę Emmy, a ta
położyła palec wskazujący na jego czole, odpychając go do tyłu na co goście
zareagowali śmiechem. – Dlatego wznieśmy toast za szczęście tej pary. – Szatyn
uniósł swój kieliszek i upił z niego łyk, dając przykład reszcie gości. Kiedy
usiadł na swoim miejscu, Emma uścisnęła jego dłoń.
- Dziękuję. – Uśmiechnęła się
szeroko.
Adeline przez resztę wieczoru nie
mogła dojść do siebie po przemowie Justina. Jeremih zauważył jej nieobecność i
co chwila zwracał jej uwagę pocałunkiem. Szatyn obserwował tę dwójkę z rogu
sali, powtarzając pod nosem słowa piosenki Franka Sinatry -The way you look
tonight.
Kurde nie moge sie doczekac kiedy Adeline i Jistin ze sobą porozmawiaja :D
OdpowiedzUsuńDodaj szybko następny rozdzial plis ;*
kiedy będzie nastepny rozdział :c ?
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńKurcze, ale świetny!! Aż się popłakałam... Mam nadzieje, że Adeline i Jeremih to nic poważnego... Czekam z niecierpliwością na następny <3
OdpowiedzUsuń