piątek, 27 stycznia 2017

26. Szczęście cz. 2.

cztery miesiące później

Adeline’s POV
- Kochanie, wszystko gra? – Zerknęłam na Jeremih, który usiadł przede mną. Spotkaliśmy się w naszej kawiarni.
- Tak. – Szybko otrząsnęłam się z myśli o Justinie. – Jak ci minął dzień?
Kiedy brunet opowiadał o minionych godzinach, ja znowu zatopiłam się w wspomnieniach. Od weselna minęły cztery miesiące, a ja nadal płakałam każdej nocy i grałam zakochaną w Jeremih. Miałam nadzieję, że to się kiedyś zmieni, był wspaniałym przyjacielem i nic więcej, jednak nadal uparcie udawałam zakochaną. Nauczyłam się uśmiechać i niemal wyryłam na pamięć pewne zachowania.
- Tęskniłem za tobą. – Uśmiechnęłam się, kiedy pocałował moje dłonie. – Chodźmy stąd…
- Jeremih – zaczęłam, zagryzając nerwowo wargi. – Nie mogę…

Justin’s POV
Rzuciłem krawat na kanapę, zaraz po tym, kiedy przekroczyłem próg mieszkania. Słyszałem Helen, która krzątała się w kuchni. Widząc mnie uśmiechnęła się szeroko.
- Zaraz podam obiad. – Ostatnio coraz więcej czasu spędzała w moim mieszkaniu, tak samo jak i Jacob. Nie sprzeciwiałem się, przynajmniej mogłem z nimi porozmawiać. Nie poznawałem siebie. Jeszcze kilka miesięcy temu mogłem policzyć na palcach jednej ręki sytuacje, gdzie wymieniłem z Helen więcej niż dwa zdania, a teraz działo się to niemal codziennie.
- Dziękuję – uśmiechnąłem się, kiedy postawiła przede mną porcję spaghetti. – Dzwonił ktoś?
- Pan Ryan. Prosił przekazać, że przyjdzie tutaj z Emmą wieczorem.
Zaraz potem zaszyłem się w swoim gabinecie, studiując papiery. Jeszcze nigdy w życiu tyle nie pracowałem, ale przynajmniej sprawy firmy odciągały moje myśli od blondyny.
Jest szczęśliwa.
Powtarzałem w głowie. Ja też powinienem, przynajmniej poczuć odrobinę szczęścia, wiedząc, że ktoś sprawia jej radość, ale to bolało jeszcze bardziej. Znałem Jeremiha co dawało mi zaznać choć w niewielkim stopniu wewnętrznego spokoju. Był porządnym gościem, a od Olafa wiedziałem, że o nią dba. Rzadko mi o niej mówił, często jakieś zdawkowe informacje, które wyciągałem od niego siłą.
- Justin. – Usłyszałem głos Emmy.
- Bieber wyłaź. – Zaraz potem odezwał się Ryan. Przetarłem twarz, starając się odgonić choć część nachodzących mnie myśli. – No w końcu. – Wyrzucił dłonie w górę, kiedy mnie zobaczył.
- Cześć. – Przywitałem się najpierw z żoną mojego przyjaciela, a potem z nim samym. – Coś się dzieje? – Ściągnąłem brwi. Rzadko bywali we dwójkę u mnie w mieszkaniu. Ostatni raz zapraszali mnie na wesele.
- Uznaliśmy, że chcemy ci powiedzieć coś ważnego. – Kobieta niemal zachłysnęła się z ekscytacji. – Będziemy mieć dziecko – pisnęła, klaszcząc w dłonie. Spojrzałem na dwójkę zszokowany, czułem jak kręci mi się w głowie.
Co powinno się robić w sytuacjach, kiedy inni są tak szczęśliwi, że mogą latać, a ty masz ochotę rzucić się pod pociąg?
- Wszystko w porządku? – Poczułem dłoń Ryana na ramieniu. – Mówiłem ci żeby go przygotować – jęknął w stronę Emmy, a ja potrząsnąłem głową.
- Wszystko w porządku – odchrząknąłem. – Po prostu jestem w szoku. – Starałem się uśmiechnąć, kiedy ta dwójka patrzyła na mnie podejrzliwie. – Gratulacje. – Uścisnąłem dłoń mojego przyjaciela, a później przyciągnąłem do siebie Emmę, która z podejrzliwą miną ciągle mi się przyglądała. – Usiądźcie, zaraz przyniosę wam coś do picia.
- Nie chcemy ci przeszkadzać…
- Nie żartuj – przerwałem kobiecie. – Miło, że pomyśleliście o mnie. Naprawdę cieszę się z tego powodu. – Starałem się mówić jak najbardziej naturalnie, ale mimo wszystko mój głos w pewnym momencie zadrżał. – Zaraz wracam. – Szybko wyszedłem z salonu, chowając się w kuchni. Oparłem się o blat i schowałem głowę między ramionami. Oddychałem głęboko, starając się uspokoić.
- Hej. – Ryan stanął obok mnie. – Bieber. – Szturchnął mnie delikatnie, a ja na niego spojrzałem, wzdychając. – Przecież widzę.
- Ty też na moim miejscu nie skakałbyś z radości.
- Przestań się zadręczać – jęknął. – Ile to już miesięcy? Dziewięć? Ona o tobie zapomniała, prowadza się z tym chujkiem Jeremihem w najlepsze, a ty…
- Co ja? – warknąłem. – To ja jej to kurwa zrobiłem i gdybym miał w sobie trochę więcej odwagi, na samym początku naszej znajomości, pewnie byłaby tutaj ze mną.
- Żartujesz? – Wyrzucił dłonie do góry. – Na naszym przyjęciu zaręczynowym zniknęła gdzieś z nim i wróciła kompletnie pijana po północy.
- Bo mi w tym czasie, te dwie dziwki, obciągały w pokoju na górze. – Schowałem twarz w dłonie.
- Przestań się obwiniać. Obnosiła się z nim na weselu tuż przed twoim nosem, gdyby miała chociaż trochę przyzwoitości przynajmniej by się z tym kryła. Nie była nawet kurwa zaproszona, a gdybym wiedział, że ten debil ją przyprowadzi to…
- Ryan. – Za naszymi plecami usłyszeliśmy groźny głos Emmy. Spojrzeliśmy na nią jednocześnie, kiedy podeszła do nas pewnie. – Nadal mam uszy – warknęła w stronę swojego męża.
- Przepraszam – wymruczałem, kiedy spojrzała na mnie. Westchnęła głośno i mocno mnie przytuliła.
- Musisz ruszyć do przodu – mruknęła. Objęła dłońmi moje policzki, delikatnie je ściskając. – Popełniłeś wiele błędów, ale nadal jesteś super facetem. Minęło wiele miesięcy, a ty nadal liżesz rany jakby to stało się wczoraj. Nie poddawaj się Justin. – Ponownie mnie przytuliła, kiedy usłyszeliśmy chrząkanie przyjaciela.
- To ja jestem twoim mężem. – Oboje się zaśmialiśmy, a ja po raz pierwszy od dziewięciu miesięcy uśmiechnąłem się szczerze.
- Zamknij się. – Dziewczyna podeszła do niego i pocałowała w policzek. Westchnąłem ciężko, wiedząc, że oboje mają rację.
- Naprawdę szczerze wam gratuluję. – Przyciągnąłem dwójkę do siebie na co zachichotali. – I dziękuję.
Ku mojemu zdziwieniu przez resztę wieczoru nie nawiedzały mnie żadne wspomnienia. Wszystko zmieniło się, gdy położyłem się spać.
Kolejny dzień spędziłem w sądzie. Odbywała się ostatnia rozprawa przeciwko tym dwóm małpom. Wyciągnąłem przez nie na światło publiczne niemal wszystkie brudy, jednak najbardziej pomógł ktoś o kim nie miałem pojęcia. Cicho ufałem, że to Adeline złożyła anonimowe zeznania, jednak ciągle myślałem racjonalnie. Ona mnie nienawidziła.
- Sąd federalny Stanów Zjednoczonych uznaje oskarżone za winne dokonanych ich czynów i skazuje je na łączną karę pozbawienia wolności lat sześciu, dożywotni zakaz zbliżania się do pana Justina Biebera oraz Adeline Gavi w zawieszeniu na dwa lata oraz zakaz wykonywania zawodów zaufania publicznego.
Po ogłoszeniu wyroku przez sąd, spojrzałem zszokowany na mojego adwokata, który uśmiechał się szeroko. Tamara i Melissa niemal drżały z wściekłości. Starały się coś wskórać dostarczając „profesjonalne” analizy, że to tak naprawdę one są poszkodowane.
- Dlaczego sąd uwzględnił Adeline, przecież ona nie wniosła pozwu. – Pochyliłem się do adwokata. Światła fleszy od razu zaczęły migać, kiedy zwróciłem się do mężczyzny siedzącego przede mną.
- Może uznał, że też jest w niebezpieczeństwie – powiedział wymijająco, wzruszając ramionami. Odetchnąłem, byłem znacznie spokojniejszy o jej bezpieczeństwo.

Adeline’s POV
Siedziałam przed telewizorem oglądając wiadomości. Całe Stany niemal huczały od wytoczonej przez Justina sprawie przeciwko Tamarze i Melissie. Ścisnęłam pięść i przyciągnęłam ją do ust, przygryzając nerwowo skórę.
- Zaraz odgryziesz sobie palca. – Jeremih usiadł obok mnie z kubkiem gorącej czekolady który mi podał. – Uspokój się Adeline. – Pogładził mnie po ramieniu. Kiedy ja nie reagowałam na jego dotyk, westchnął zrezygnowany i wygodnie rozsiadł się obok.
Przeżywałam całą rozprawę Justina od samego początku, kiedy skontaktował się ze mną jego prawnik. Zgodziłam się na zeznania pod warunkiem, że będą one anonimowe. Śledziłam wszystkie informacje na bieżąco, mocno trzymając za szatyna kciuki.
- Sąd federalny Stanów Zjednoczonych uznaje oskarżone za winne dokonanych ich czynów i skazuje je na łączną karę pozbawienia wolności do lat sześciu, dożywotni zakaz zbliżania się do pana Justina Biebera oraz Adeline Gavi w zawieszeniu na dwa lata oraz zakaz wykonywania zawodów zaufania publicznego.
Odetchnęłam z ulgą, kiedy sąd ogłosił wyrok. Przyłożyłam sobie dłoń do serca, kiedy kamera pokazała Justina. Siedział z pochyloną głową, intensywnie nad czymś myśląc. Jednak nie mogłam mu się przyglądać dłużej bo zakończyli transmisję z sali rozpraw.
- Adeline, co się dzieje? – Poczułam na sobie przeszywający wzrok Jeremiha. Dopiero po chwili zorientowałam się, że płakałam.
- Ja… - zaczęłam, szukając sensownego wytłumaczenia w głowie. – Nie wiem – jęknęłam. Powinnam powiedzieć mu prawdę, ale skrzywdziłabym go. Naprawdę nie chciałam go użyć jako pomocy, która pomoże mi zapomnieć o Justinie.
- Powiem ci co się z tobą dzieje. – Kucnął naprzeciwko mnie, kładąc dłonie na moich udach. – Nadal go kochasz.
- Co? Co ty…
- Przecież widzę. – Uśmiechnął się delikatnie. – Budzisz się w nocy, mamrocząc jego imię, kiedy uprawialiśmy seks wiele razy zwróciłaś się do mnie jego imieniem. Myślałem, że z czasem ci przejdzie, ale to wręcz narasta. Coraz bardziej za nim tęsknisz.
Zagryzłam wargę, opuszczając wzrok na moje złączone dłonie.
- Przepraszam Jeremih – załkałam. – Ja nie chciałam cię zranić…
- Spokojnie mała. – Usiadł obok mnie i przytulił. Położyłam głowę na jego ramieniu nie chcąc patrzeć mu w oczy. – Widziałem jak się ze mną męczysz, czekałem aż potwierdzą się moje przypuszczenia. Hej – poruszył ramieniem, dając mi znać żebym na niego spojrzała – nie jestem zły. Chciałaś żyć normalnie, ja też bym tak postąpił, ale nie chcę cię przy sobie trzymać na siłę.
Szumiało mi w głowie. Dalej mówił, ale już nie zwracając uwagi na jego słowa, mocno go przytuliłam.
- Przepraszam. – Płakałam w jego ramię. – Nie zasługiwałeś na takie traktowanie.
- Nie traktowałaś mnie źle. – Pogładził mnie po głowie. – Traktowałaś jak najlepiej potrafiłaś.
- Kocham cię jak brata, ale…
- Nie mogę trzymać przy sobie kobiety, która kocha innego. Poza tym Bieber też za tobą tęskni. – Puścił do mnie oczko i wytarł dłońmi moje policzki. – Ale pójdziemy jutro na kawę?
- Jasne – zaśmiałam się. Szczerze. Pierwszy raz od dziewięciu miesięcy.
***
- Jak to zerwaliście?! – Olaf wyrzucił dłonie do góry. Mike siedział na kanapie zamyślony.
- Uspokój się. – Przewróciłam oczami. – Ja go nie kochałam, miałam go bardziej za przyjaciela niż chłopaka. – Wzruszyłam ramionami. – Znajdzie sobie dziewczynę, która oszaleje na jego punkcie.
- Tak jak ty na punkcie Biebera? – Rzucił przez ramię.
- Tak jak ja na punkcie Biebera. – Potwierdziłam jego słowa.
- Jesteś idiotką…
- Uspokój się. – Mike podszedł do blondyna. – Serio tego nie widzisz?
- Tak, Adeline jest idiotką…
- Och zamknij się – jęknął zirytowany jego wtrącaniem się w słowo. – Nie widzisz tego, że jedno i drugie wegetuje? Serio jesteś tak ślepy? Widzisz Biebera codziennie i za każdym razem wypytuje cię o samopoczucie Adeline. Kiedy mu powiedziałeś, że jest z Jeremihem to pierwsze o co zapytał to czy jest szczęśliwa. Ja się wtedy bardziej spodziewałem, że rozwali cały bar na drobny mak, a nie odpowie ze stoickim spokojem, że liczy się jej szczęście. – Patrzyłam się na Mike zszokowana. Nie miałam w ogóle pojęcia o takiej sytuacji.
- Zdążył to przetrawić kiedy usłyszał rozmowę telefoniczną. – Olaf wzruszył ramionami.
- Po której też cię zapytał czy jest szczęśliwa – wytknął mu.
- Zaraz po tym, kiedy prawie mnie zabił bo powiedziałem, że jej nie kocha, a on…
- Słucham? – przerwałam mu zszokowana. – Justin… On…
- Kocha cię. – Mike uśmiechnął się do mnie. – Używając jego słów to kocha cię tak jak nic innego na tym pierdolonym świecie.
- Olaf ty świnio! – krzyknęłam w stronę przyjaciela. Teraz to on był w szoku. – Dlaczego mi nic nie powiedziałeś?
- Żebyś uciekała od tego dziwkarza jak najdalej. – Wzruszył ramionami.
- Jesteś debilem – jęknęłam, opadając na kanapę. – Skończonym idiotom – mruknęłam. – Myślałam, że ma mnie gdzieś, kiedy…
- Przestań się rozwodzić nad tym wszystkim, tylko do niego leć. On myśli, że go nienawidzisz.
- Nie Mike – mruknęłam, odgarniając włosy z ramiona. – Muszę to sobie wszystko ułożyć.

cztery miesiące później
Wychodząc z firmy w piątkowy wieczór, uśmiechnęłam się do siebie. Przede mną całe dwa dni wolnego, gdzie nie musiałam martwić się skokami na giełdzie czy tym w jakim humorze będzie pan prezes.
Odnalazłam na parkingu swoje auto i wyjechałam na ulicę Nowego Jorku. Chciałam jak najszybciej wejść do mojego ciepłego mieszkania ale jak zwykle ponad pół godziny stałam w korku, przez co usiadłam na mojej kanapie kilka minut przed szóstą.
Mike: Chodź na imprezę stara małpo ;)
Uśmiechnęłam się na widok wiadomości od przyjaciela. Rozstali się z Olafem, kiedy ten przyjął awans i został przeniesiony do Chicago razem z całym działem marketingu. Mógł tutaj zostać na swojej starej posadzie jako pomocnik głównego księgowego i szczerze nie wiem dlaczego zostawił swojego chłopaka. Próbowali związku na odległość, ale zrezygnowali po miesiącu, a raczej to Mike zrezygnował.
Ja: Idź sam, nie mam ochoty znowu trafić do gejowskiego klubu.
Rzuciłam komórkę na łóżko, kiedy poszłam wyciągnąć z komody świeżą bieliznę. Chciałam się odświeżyć po całym dniu pracy i nerwów. Rozpoczęcie nowego roku było dla firmy niezwykle trudne. Jak co dzień przytuliłam się do bluzy Justina, która leżała w szufladzie. Westchnęłam cicho, zdając sobie sprawę ile już trwa moje „układanie sobie wszystkiego w głowie”.
Wysuszyłam włosy i założyłam na siebie dresy. Wychodząc z łazienki w oczy rzuciła mi się brązowa koperta. Podeszłam do niej ostrożnie jakby miało z niej wyskoczyć niebezpieczne zwierzę, chociaż wiedziałam doskonale co jest w środku.
Po raz setny przeliczyłam pieniądze znajdujące się w kopercie. Trzydzieści tysięcy. Udało mi się uzbierać te pieniądze w dość krótkim czasie. Liczne premie i nagrody oraz awans na stanowisko dyrektora dało mi duże możliwości materialne. Skrupulatnie odkładałam pieniądze, dzięki czemu mogłam spłacić dług Justina i zakupić auto. Pieniądze dla Justina wypłaciłam jeszcze w listopadzie, półtorej miesiąca temu.
Dzisiaj pojadę mu je oddać.
Podeszłam do szafy, chcąc wybrać jakieś ubrania. Przecież nie mogłam jechać w dresach. I znowu spanikowałam. Gapiłam się w ścianę, zastanawiając co mu powiem. Lepsze byłoby „Hej, tutaj masz pieniądze, które ci ukradłam, kocham cię” czy może „Hej kocham cię, tutaj masz pieniądze, które ci ukradłam”? Boże, byłam żałosna. Usiadłam na łóżku wtulając się w koc wydziergany przez babcię. Co jeśli już kogoś ma? Jeśli wejdę do mieszkania, a on z kimś tam będzie?
Przyłożyłam twarz do poduszki i zaczęłam krzyczeć. Przetarłam twarz, ponownie podchodząc do szafy. Założyć coś w stylu bierz mnie czy może nie zależy mi? Postawiłam w końcu na czarne jeansy i białą, luźną koszulkę z dekoltem w kształcie litery v. Włosy rozpuściłam i nie nakładałam żadnego makijażu. Założyłam swoją beżową ramoneskę z kożuszkiem, wielki, wełniany szalik i czarne kozaki za kolano. Chwyciłam kopertkę, przygryzając przy tym wargę.
Dasz radę.
Wzięłam kilka głębokich wdechów zanim odpaliłam auto. Śnieg zakrył ulice, przez co droga zajęła mi prawie czterdzieści minut ze względu na korki spowodowane przez wypadki. Nadal nie rozumiałam dlaczego w Ameryce nie panuje zwyczaj zmieniania opon na zimowe, chociaż sama tego nie zrobiłam, tylko używałam opon całorocznych. Szukałam miejsca parkingowego w okolicy penthouse Justina, ale wszystko było zajęte. Musiałam wjechać na podziemny parking wieżowca. Przeklęłam pod nosem, kiedy przed wjazdem zatrzymał mnie mężczyzna.
- Pani godność? – spytał, schylając się do otwartego okna. Serce mi przyspieszyło, a żołądek zaczął robić salta.
- Adeline Gavi. – Przełknęłam nerwowo ślinę. Mężczyzna zaczął stukać w ekran tabletu prawdopodobnie wpisując moje nazwisko.
- Mogę prosić o jakiś dowód tożsamości? – Zaczęłam grzebać w schowku auta skąd wyciągnęłam prawo jazdy. Drżącą ręką pokazałam je na co mężczyzna kiwnął głową. – Jest pani na liście gości, nie muszę powiadamiać o pani przybyciu. Proszę na lewo. – Uśmiechnął się przyjaźnie. Czyli… Justin wpisał mnie na listę gości? Nie wymazał mnie?
Zaparkowałam na wolnym miejscu przeznaczonym dla gości głęboko oddychając. Było kilka minut przed dziewiątą, kiedy wysiadłam z auta trzymając grubą kopertę w dłoni. Miałam w niej trzy paczuszki banknotów studolarowych po sto sztuk. Stojąc przed windą, starałam sobie przypomnieć czterocyfrowy kod. Zamknęłam oczy, wizualizując każdą sytuację, kiedy go wpisywałam.
Siedem, cztery, jeden, trzy.
Uśmiechnęłam się, kiedy wpisałam ciąg cyfr poprawnie. Gdy drzwi windy się za mną zamknęły, czułam jak ręce mi się trzęsą. Kiedy stałam przed drzwiami wejściowymi dygotałam już cała.
- Panna Gavi? – Podskoczyłam na głos Jacoba. – Co pani tutaj… - zaczął zszokowany.
- Jest Justin? – Uśmiechnęłam się nerwowo.
- Jest. – Kiwnął głową. – Nie będę w takim razie przeszkadzał. – Wrócił do niewielkiego mieszkania przeznaczonego dla niego i Helen.
Na wdechu nacisnęłam klamkę.
Teraz albo nigdy.
Przymknęłam oczy czując znajomy zapach. Dałam pierwszy krok i zamknęłam za sobą drzwi. Szłam na palcach, a kiedy go zobaczyłam, zapomniałam jak się oddycha. Stał zwrócony do mnie tyłem. Przyglądał się panoramie miasta przez przeszkloną ścianę. Ręce trzymał w kieszeniach. Miał podwinięte rękawy koszuli i spodnie od garnituru. Na jego stopach nadal znajdowały się idealnie wypastowane pantofle.
Chciałam coś powiedzieć, ale za każdym razem tylko otwierałam usta. W końcu to on odwrócił się pierwszy, a kiedy spojrzał na mnie, zatrzymał się. Przyglądał mi się, jednak nie mogłam przyjrzeć się dokładnie jego mimice ze względu na panujący w mieszkaniu półmrok. Oświetlały je jedynie dwie lampy obok kanapy.
- Adeline? – wychrypiał. Ledwo złapałam oddech słysząc jego łamiący się głos. Dał niepewny krok do przodu, jakby nie wiedząc co zrobić.
- Cześć – szepnęłam. Znowu zapanowała cisza. Nie widziałam go od ośmiu miesięcy, moje ciało wręcz błagało o jego dotyk. – Ja… - zaczęłam, ale nie wiedziałam jak skończyć. Nadal tam stał i mi się przyglądał. – Obiecałam.
Nie wiem, kiedy w końcu do mnie podszedł. Stanął naprzeciwko, zachowując odpowiednią odległość. Podałam mu kopertę, a Justin ściągnął brwi, nie wiedząc co w niej jest. Zajrzał do środka, a później na mnie.
- To…
- Trzydzieści tysięcy. – Zacisnęłam usta. Musiałam zrobić pierwszy krok. Cholera. Opuściłam głowę, kiedy czułam jak łzy zaczynają spływać po moich policzkach.
- Adeline… - powiedział nerwowo. – Adeline, nie płacz. – Widziałam jak zaciska pięści. Chciał mnie dotknąć bo co chwila cofał ramiona. Chciałam mu tyle powiedzieć, a stałam jak ostatnia idiotka i płakałam.
- Nie jestem szczęśliwa Justin – jęknęłam, kiedy podniosłam wzrok i zobaczyłam smutek na jego twarzy. – Nie potrafię być szczęśliwa bez ciebie. – Przestał na chwilę oddychać, a koperta wypadła mu z rąk. Bez ostrzeżenia rzuciłam się na szatyna, wtulając się z całej siły w jego ciało. Objął mnie w talii prostując się, przez co moje nogi zawisły w powietrzu. Oplotłam je wokół jego bioder, chcąc być jeszcze bliżej. Czułam jak cały drży. Miał przyspieszony oddech, a bicie serca mogłam wyczuć nawet kiedy ubrana byłam w kurtkę. Schowałam twarz w jego szyi, a on przycisnął usta do mojej skroni. Ciągle płakałam nie mogąc się uspokoić.
- Nie odchodź – wychrypiał do mojego ucha. – Jeśli teraz cię stracę…
- Nie chcę odchodzić. – Spojrzałam w jego oczy. Objęłam jego twarz, patrząc w te piękne oczy. – Drżysz – mruknęłam już spokojniej. Przejechałam dłonią po jego przedramionach, wyczuwając na nich gęsią skórkę. – Jest ci zimno? – Ściągnęłam brwi znowu patrząc w jego oczy.
- To przez ciebie. – Uśmiechnął się delikatnie. – Boże jak ja za tobą tęskniłem – jęknął, kiedy ponownie zamknął mnie w swoich ramionach. Poczułam spokój i pierwszy raz od bardzo dawna bezpieczna.
- Justin… - zaczęłam niepewnie. – Muszę wracać – posmutniał.
- Jeremih.
- Nie jestem z nim. – Przerwałam mu szybko. – Spotkajmy się jutro.
- Nie możesz wrócić do domu – mruknął.
- Ja naprawdę muszę ochłonąć, czuję się jak jedna wielka kulka emocji.
- Zamknęli drogi. – Wskazał na okno.
- Justin ja… - zatrzymałam się na chwilę przetwarzając jego słowa. Podeszłam za nim do okna i spojrzałam w dół widząc migające światła służb.
- Możesz zająć jeden z pokoi gościnnych. Oboje musimy ochłonąć. – Uśmiechnął się ciepło. – Wezmę twoją kurtkę. – Wyciągnął do mnie dłoń, a ja podałam mu szalik razem z ramoneską. Ściągnęłam również moje długie kozaki i postawiłam je pod szafą na płaszcze, gdzie Justin powiesił moje okrycie. Usiadłam na kanapie, rozglądając się po mieszkaniu. Kiedy szatyn wrócił miał na sobie dresowe spodnie i czarną podkoszulkę.
- Adeline – zaczął gdy usiadł obok mnie, ale przerwałam mu wdrapując się na jego kolana. Oplotłam jego szyję ramionami i przyglądając się jego twarzy. – Boże, nie wierzę, że tutaj jesteś.
- Ja też – odpowiedziałam z uśmiechem i oparłam głowę na jego ramieniu. Jedną ręką gładził moje udo, a drugą trzymał na talii.
- Przepraszam Adeline – powiedział cicho. – Nie powinno cię tu być, zraniłem cię.
- Wiem, że już tego nie zrobisz. – Spojrzałam w jego oczy. – Zeznawałam w sprawie tych…
- Domyślam się. – Przerwał mi, ratując mnie od wymienienia ich imion.
- Dużo ryzykowałeś.
- Chciałem, żeby zapłaciły za wszystko co ci zrobiły. – Poruszył się niespokojnie. – Chciałem wiedzieć, że nikt ci nie zagraża.
- A Jessica?         
- Widuję się z nią czasami – mruknął, a ja skrzywiłam się. Musiał poczuć moją nagłą zmianę nastroju bo zacieśnił swój uścisk. – Ona i ja… To był tylko jeden raz. Jeszcze kilka lat temu, zaraz po śmierci rodziców, sypialiśmy regularnie. Pomagała opanować mi moją złość – westchnął. – A potem kiedy ty… Skończyliśmy. Nie spałem z nią od tej nocy, kiedy cię skrzywdziłem. Musisz mi uwierzyć, ja naprawdę. – Podniosłam się i objęłam jego twarz, a Justin przestał mówić. Zamknął na moment oczy biorąc głęboki oddech.
- Wierzę. – Uśmiechnęłam się delikatnie. – Chociaż nie obiecuję ci, że będę z nią plotkować przy kawie. – Szatyn zaśmiał się opuszczając wzrok. – Od teraz mówimy sobie tylko i wyłącznie prawdę Justin. – Oblizał usta, kiwając głową.

- Tylko prawda. – Szybko się do niego przytuliłam, nie chcąc patrzeć w jego oczy. Nawet nie zdawał sobie sprawy ile o mnie nie wiedział.

1 komentarz: