niedziela, 12 lutego 2017

28. Przyszłość.

Wychodząc z dużego jeepa, razem z Emmą na szpitalny parking, od razu zauważyłam Justina, który dreptał w miejscu z papierosem w dłoni. Westchnęłam cicho ale nie zamierzałam robić mu wyrzutów. Palił od roku, a dzisiejsza sytuacja widocznie go przerosła i przysporzyła masę nerwów.
- Może Justin coś wie – mruknęłam w kierunku Emmy i dałam jej znak, żeby się mnie trzymała. Parking był śliski, a ja nie chciałam, żeby upadła. Wolno dreptałyśmy w stronę Justina, który odwrócony był do nas plecami.
- Cieszę się, że do siebie wróciliście. – Brunetka uśmiechnęła się delikatnie, kiedy na nią spojrzałam. – Nie wiem co Ryanowi odbiło – westchnęła. – Strasznie przeżywał to jak Justin się załamał.
Poczułam ukłucie w sercu, wyobrażając sobie jak Justin musiał się czuć. Ja też nie tryskałam szczęściem, ale szatyn nie ukrywał tego, że obwinia się za nasze rozstanie.
- Jak on…
- Ciężko z nim było. – Ściągnęła brwi, patrząc uważnie pod nogi, żeby nie stracić równowagi. – Nie chciał w ogóle wychodzić z mieszkania. Chcieliśmy…
- Emma. – Przerwał nam szatyn. Podszedł do nas nadal trzymając papieros w dłoni. Widząc jak skupiłam na nim swoją uwagę, szybko rzucił go na ziemię przydeptując butem. – Przepraszam – wyjąkał zażenowany. – Nie wiem co we mnie wstąpiło. – Przetarł nerwowo czoło, jakby chciał pozbierać myśli.
- Wyjaśnicie to sobie z Ryanem. – Pokręciła przecząco głową. – Wiadomo już coś?
- Ocknął się w aucie. Teraz wzięli go na tomografie głowy i będą prześwietlać bark. Mówili coś o wstrząśnieniu mózgu, ale nic nie wiadomo. – Wzruszył ramionami. Uśmiechnęłam się, kiedy nasze spojrzenia się spotkały, na co przecząco pokręcił głową.
- Gdzie jest? – Brunetka zadała kolejne pytanie.
- Sam dokładnie nie wiem, musisz zapytać się pielęgniarki czy już wrócił z tomografii bo miał być zawieziony do sali.
- Zostańcie tu, poradzę sobie sama. – Pogładziła mnie po ramieniu i ścisnęła dłoń Justina. – Sama bym mu przywaliła – zachichotała, kiedy odchodziła. Justin tylko westchnął na jej słowa. Obserwowaliśmy ją do momentu aż nie weszła do środka. Spojrzeliśmy na siebie w jednej chwili, a ja splotłam nasze dłonie.
- Super początek – jęknął. – Przepraszam za tę fajkę.
- Nie gniewam się. – Położyłam jego dłonie na swojej talii, a sama wspięłam się na palce obejmując szyję szatyna. Pocałowałam go delikatnie i pogładziłam po policzku.
- To strasznie trudne kiedy przyjaciel mówi ci takie rzeczy – mruknął, spoglądając do góry. – Ale nie słuchaj go, okej?
- Okej. – Pokiwałam głową, kiedy spojrzał na mnie pytająco. – Dziękuję, że stanąłeś w mojej obronie. – Nadal gładziłam dłonią jego włosy.
- Przestraszyłem cię.
- Bałam się, że zrobisz mu krzywdę. – W mojej głowie pojawił się obraz Justina idącego w stronę swojego przyjaciela z zaciśniętymi pięściami i nie reagującego na moje prośby. Patrzyłam w jego mleczne oczy i jedyne co w nich widziałam to smutek. – Wszystko okej Justin. – Dałam mu szybkiego buziaka i oparłam nasze czoła o siebie. – Nadal tutaj jestem. – Westchnął cicho i schował twarz w mojej szyi lekko całując moją żuchwę. Staliśmy tak chwilę aż w końcu szatyn zaczął mnie całować.
- Wyjedźmy gdzieś – szepnął w moje usta. – Jutro albo w poniedziałek. – Spojrzał na mnie prosząco. Zaśmiałam się na jego propozycję.
- Ja mam pracę. Nie mogę sobie od tak wyjechać.
- To weź wolne – jęknął. – Proszę. – Widać było, że strasznie mu zależy. Też chciałam spędzić z nim kilka dni sam na sam. Tęskniłam za nim tak strasznie mocno, że obecność Justina wydawała mi się nierealna, jakbym żyła w innej czasoprzestrzeni.
- Pójdę w poniedziałek i zobaczę co da się zrobić – westchnęłam. – Sam wiesz co się dzieje w firmie na początku roku – mruknęłam. – Muszę dopilnować całego działu, rozpoczynamy kilka projektów do tego muszę podsumować cały zeszły rok biorąc pod uwagę działania poprzedniego dyrektora…
- Zaraz. – Przerwał mi moją wyliczankę. – Jesteś dyrektorem? – Uniósł do góry brwi w zdziwieniu.
- Działu handlowego – zaśmiałam się. Szatyn jeszcze przez kilka chwil patrzył na mnie w szoku. – No co? – Zapytałam, zdziwiona jego reakcją.
- Po prostu jestem z ciebie dumny. – Uśmiechnął się szeroko. – Naprawdę dumny – mruknął do mojego ucha i pocałował mnie w skroń. – Dzisiaj wieczorem otworzę mojego najlepszego szampana, żeby uczcić twój sukces.
- Justin – zaśmiałam się. – Przecież to nic wielkiego. – Odepchnęłam go od siebie ciągnąc w stronę szpitala. – Zostaw szampana na jakąś lepszą okazję. – Powiedziałam przez ramię.
- Na przykład? – Dogonił mnie i położył dłoń na biodrze, kiedy weszliśmy do budynku. Od razu podeszliśmy do wind, a Justin nacisnął guzik przywołujący.
- Nie wiem. – Wzruszyłam ramionami. – Coś co będzie dla ciebie ważne.
- Ty jesteś dla mnie ważna. – Powiedział, kiedy weszliśmy do wnętrza. Uśmiechnęłam się na jego słowa, ale nie ciągnęłam tematu. Pewnie za chwilę zaczęlibyśmy rozmawiać o ślubie lub dzieciach, a to wszystko jeszcze było za świeże.
Zaczęłam się zastanawiać jak zareagowałabym w tej chwili na oświadczyny Justina. Nie potrafiłabym mu odmówić, ale czy powinnam mówić tak jeżeli nie znał całej prawdy?
Wysiedliśmy na czwartym piętrze, gdzie znajdowała się sala z której pacjenci byli przydzielani do poszczególnych oddziałów. Od razu zauważyłam Emmę, która rozmawiała z lekarzem. Kiedy uśmiechnęła się do mężczyzny, gdy ten odszedł, poczułam jak mięśnie Justina się rozluźniają.
- Ryan dzisiaj wyjdzie. – Uśmiechnęła się do nas, kiedy podeszła. – Ma wstrząśnienie mózgu pierwszego stopnia, jest trochę poobijany i nic więcej. – Wzruszyła ramionami.
- Rozmawiałaś z nim? – Justin spojrzał pytająco na brunetkę.
- Chce się z tobą widzieć. – Spojrzała na mnie wesoło. – Ale najpierw chce z tobą porozmawiać. – Zwróciła się do Justina. Ten pocałował mnie w czoło i ruszył w kierunku, który pokazała mu brunetka. Usiadłam z ciężarną na kanapie, która stała w niewielkiej wnęce i obserwowałam mijające nas osoby.
- Emma. – Zaczęłam, ale szybko zamilkłam, nie wiedząc jak powinnam ująć to wszystko w słowa. – Jak Justin… No wiesz, po waszym weselu – mruknęłam zawstydzona. Wpatrywałam się w swoje dłonie, nerwowo skubiąc skórki.
- Ryan u niego przesiadywał – mruknęła. – Przełożyliśmy naszą podróż poślubną, nie chciał go zostawić samego. Z tego co mi mówił potrafił wypalić dwie paczki dziennie i wypić butelkę whisky. – Czułam jak oczy zachodzą mi łzami. Nie chciałam, żeby tak się czuł, nie przeze mnie kiedy udawałam szczęśliwą u boku Jeremiha. – Hej, nie przejmuj się. – Pogładziła mnie po ramieniu.
- Ja nawet nie byłam zakochana w Jeremih. – Spojrzałam na Emmę, a na jej twarzy malował się szok. – Myślałam, że pozwoli mi wrócić do normalnego życia, potem sam ze mną zerwał bo widział jak reaguję na każdą wzmiankę o Justinie. – Przewróciłam oczami, na samo wspomnienie tego jak rozchwiana emocjonalnie byłam. – Potem obiecałam sobie, że pójdę do Justina, ale było to cholernie trudne. Wiedziałam, że sam do mnie nie przyjdzie bo mi to obiecał – westchnęłam.
- Dziwiłam mu się. Tyle razy go przekonywałam, żeby do ciebie poszedł. – Chwyciła moją dłoń, chcąc mnie pocieszyć. – Już nie mogę się doczekać waszych dzieci. – Zaśmiałam się na jej słowa.
- Dzisiaj rano sama mówiłaś, że ciąża nie jest super. – Wytknęłam jej, na co uśmiechnęła się szeroko.
- Po prostu lubię wkurzać Ryana, nawet nie wiesz jak cudownie jest czuć ruchy dziecka. – Powiedziała rozmarzona.
- Wiesz jaka będzie płeć dziecka?
- Chłopczyk. – Uśmiechnęła się i pogładziła po brzuchu, a ja nie zadawałam więcej pytań bo zauważyłam Justina, który wyszedł z jednego z pokoi i szedł w naszym kierunku.
- O czym rozmawiacie? – Stanął na przeciwko nas, chowając dłonie w kieszeniach dresowych spodni.
- O waszych przyszłych dzieciach. – Emma wypaliła, a Justin spojrzał na mnie zszokowany. Poczułam jak oblewa mnie rumieniec, więc wlepiłam wzrok w czubki moich butów, chcąc je ukryć.
- Mogę już iść do Ryana? – wymamrotałam. Serio, wolałam przebywać w towarzystwie faceta, który najchętniej wyrzuciłby mnie przez okno niż rozmawiać na temat rodziny z Justinem.
- Jasne. – Szybko wyminęłam szatyna i niemal pobiegłam w stronę sali w której był Ryan. Zapukałam trzy razy i bez zaproszenia weszłam do środka. Mężczyzna siedział na łóżku w swoich ubraniach, oparty o ścianę. Spojrzał na mnie zmieszany i szybko opuścił wzrok, kiedy podeszłam bliżej.
- Hej. – Musiałam jakoś zacząć rozmowę, ale oboje z blondynem byliśmy tak zażenowani, że najchętniej wtopilibyśmy się w ściany.
- Adeline. – Spojrzał na mnie po kilku sekundach. – Przepraszam – wydusił. – Widziałem jak Bieber cierpiał przez ten rok i wszystko zwaliłem na ciebie, a kiedy zobaczyłem cię u niego to po prostu wybuchłem – westchnął ciężko. – Nie myślę tak, na prawdę.
- Okej. – Uśmiechnęłam się, chcąc zrzucić z niego część winy. – Tak jakby Justin ci za mnie oddał.
- Ta – zaśmiał się. – Należało mi się. – Przerwała nam pielęgniarka, która przyszła z wypisem dla Ryana. Wyszłam razem z nim i podeszłam do Emmy, która poinformowała mnie, że Justin czeka w aucie, a po nich przyjedzie kierowca. Pożegnałam się z i wychodząc ze szpitala od razu podjechał po mnie Jacob z Justinem w środku. Uśmiechnęłam się nerwowo bo miałam nadzieję, że dostanę dwie chwile więcej na przemyślenie tego co chcę powiedzieć Justinowi gdyby zaczął rozmowę o dzieciach. Wsiadłam do środka, spoglądając na szatyna.
- I jak z Ryanem? – Przyglądał mi się badawczo.
- Przeprosił mnie. – Szatyn pokiwał głową na moje słowa, przejeżdżając językiem po wewnętrznej stronie policzka. Chwycił moją dłoń i splótł nasze palce, jednak nie odezwał się. Drogę pokonaliśmy w ciszy. Chciałam jeszcze na chwilę wejść do mojego mieszkania po kilka ubrań na jutrzejszy dzień oraz poniedziałek. Poprosiłam Justina aby w tym czasie pojechał do piekarni i kupił pieczywo czosnkowe, które uwielbiałam i dałam sobie jednocześnie czas na przemyślenia.
Chciałam mieć dzieci? Justin na pewno, ale czy ja tego chciałam. Moim największym problemem było to jaką byłabym matką. Czy mogłabym wychować swoje dzieci tak, żeby ich nie skrzywdzić. Bałam się macierzyństwa, ale nie mogłam być niepewna. Tego nie można spróbować bo czasu nie można cofnąć.
- Adeline. – Usłyszałam za plecami głos Justina. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się delikatnie, kiedy usiadł obok mnie na łóżku. Westchnął i opuścił głowę między ramiona. – Dlaczego rozmawiałaś z Emmą o ciąży? – wymruczał.
- To nie tak. Ona rzuciła coś, że powinniśmy mieć jak najszybciej dzieci. – Szybko się usprawiedliwiłam. – Ja chyba nie wiem czy chcę – mruknęłam, nerwowo przygryzając wargę.
- Nie chcesz mieć dzieci? – Szatyn spojrzał na mnie zszokowany. Był wyraźnie spanikowany i przestraszony.
Cholera, zależy mu.
- Justin. – Zaczęłam, chcąc powiedzieć wszystko w taki sposób, żeby go nie wystraszyć czy zasmucić. – Nie powiedziałam, że nie chcę mieć dzieci, tylko że nie wiem czy chcę. – Wzruszyłam ramionami.
- Chyba w najbliższej przyszłości powinnaś się zdecydować – mruknął, wstając z łóżka. – Zaczekam na ciebie w aucie. – Powiedział przez ramie, zamykając drzwi wejściowe z hukiem. Skryłam twarz w dłoniach, zmęczona tą całą sytuacją. Wzięłam kilka uspokajających oddechów i z niewielką torbą zeszłam do auta Justina. Szatyn przez całą drogę siedział zamyślony, uparcie wpatrując się w okno. W apartamencie zaszył się w łazience i nie wychodził z niej od ponad pół godziny.
- Justin? – Odetchnęłam, kiedy nie zakluczył za sobą drzwi. Siedział na stołku obok prysznica, pochylony na swoich ramionach, które oparte miał o kolana. Uniósł wzrok na kilka sekund, a potem znowu go opuścił. Podeszłam do niego i splotłam nasze dłonie. Wyprostował się, a ja usiadłam na jego kolanach, opierając głowę na ramieniu. – Nie gniewaj się. – Powiedziałam cicho. – Wczoraj wróciliśmy do siebie po roku. Mam w głowie mętlik i jedyne o czym mogę cię zapewnić to to, że cię kocham. – Szatyn długo nic nie odpowiadał, tylko przeplatał nasze palce.
- A gdybyś teraz zaszła w ciążę? – mruknął.
- Nie jestem w ciąży.
- Ale możesz być. Wpadki się zdarzają. – Poruszył się niespokojnie. Tym razem to ja zamilkłam.
- Urodziłabym to dziecko, chociaż strasznie bym się bała. – Justin chwycił mnie za biodra i przesunął do tyłu, dając mi znak, żebym usiadła na nim okrakiem. Oparłam dłonie na jego ramionach, a on położył swoje na mojej talii, uważnie mi się przypatrując.
- Dlaczego byś się bała? – Ściągnął brwi.
- Nie wiem – mruknęłam. – Nie wiem jaką byłabym matką. – Powiedziałam zgodnie z prawdą.
- Ja też nie wiem jakim byłbym ojcem. – Uśmiechnął się delikatnie. Wtuliłam się w niego i przysłuchiwałam biciu serca. Jakimi bylibyśmy rodzicami? Nasze dzieci niemiałyby dziadków. – Byłabyś wspaniałą matką. Na pewno twoi rodzice byli dla ciebie cudownym przykładem. – Zesztywniałam na chwilę, a potem poruszyłam się niespokojnie. W myślach przeklinałam Emmę, która pobudziła u Justina chęć zakładania rodziny, jednocześnie chcąc odgonić nachodzące mnie wspomnienia. On nie zdawał sobie sprawy z tego jak wiele nie wie.
- Justin jestem głodna. – Szybko wstałam z jego kolan. – Nie chcę teraz rozmawiać na takie tematy – mruknęłam i wyszłam z łazienki, zostawiając go tam samego. Nadal miałam na sobie jeansy i koszulkę z wczoraj, więc postanowiłam założyć mój strój z rana. Usłyszałam jak Justin wychodzi z łazienki i szybko opuszcza pokój, nie odzywając się nawet słowem. Byłam jednocześnie zła na siebie i na Justina. Kochałam go i nie wyobrażałam sobie życia z kimś innym ale on naprawdę chciał zostać ojcem, a ja kompletnie nie wiedziałam czy nadaję się na matkę. Na dodatek wróciliśmy do siebie wczoraj, a on zadawał takie pytania jakbyśmy spędzili miniony rok razem.
Zeszłam na dół i zastałam Justina w kuchni, podgrzewającego obiad przygotowany przez Helen. Podeszłam do niego i przytuliłam się do jego pleców, całując go w kark. Nie zareagował tylko nałożył porcję łososia z warzywami na talerze.
- Chodźmy zjeść. – Wzięłam swój talerz i sztućce od szatyna. Przyglądałam się mu, ale ten nawet nie zareagował na mój natarczywy wzrok. Zjedliśmy w salonie w zupełnej ciszy, która ciążyła między nami.
- Obejrzymy jakiś film? – Zaproponowałam, mając nadzieję, że wywiąże się między nami rozmowa.
- Wybierz coś, ja idę zapalić – mruknął i zniknął na balkonie. Odrzuciłam głowę do tyłu, czując ogarniającą mnie bezwładność. Dałam sobie kilka sekund i zaniosłam naczynia do zmywarki. Włączyłam telewizor, a następnie weszłam w multimedialną wypożyczalnię filmów chcąc znaleźć coś fajnego. Wybrałam „Whiplash” i siedziałam zniecierpliwiona na kanapie, aż Justin wróci. W końcu usiadł na fotelu, a ja rzuciłam mu pytające spojrzenie.
- Nie mam ochoty na film. – Spojrzał na mnie, dając mi jasno do zrozumienia, że w tej chwili chce być sam. Dałam mu nieme pozwolenie, a szatyn szybko zniknął w swoich biurze. Włączyłam film i przez cały czas walczyłam ze łzami, które napływały do moich oczu. Kiedy skończyłam go oglądać było kilka minut po ósmej. Justin nadal nie opuścił swojego gabinetu, więc włączyłam „Forrest Gump”. Kolejne dwie godziny minęły mi na przemyśleniach. Film miał dać wrażenie, że się czymś zajmuję i kiedy szatyn przyszedł do kuchni udawałam zainteresowaną. Poszedł na górę, a ja walczyłam ze sobą żeby dotrwać do końca. Niemal wbiegłam do sypialni, chcąc zobaczyć co robi Justin. Stał przed oknem z dłońmi w dresowych spodniach, tyłem do mnie i przyglądał się miastu.
- Nie ignoruj mnie. – Powiedziałam płaczliwie. – Justin – wyszeptałam, kiedy już nie mogłam utrzymać wewnątrz siebie swoich emocji. – Zrozum mnie, chcę sobie to wszystko ułożyć. W tej chwili nie jestem pewna niczego, nawet samej siebie. – Podszedł do mnie blisko, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam, gdy mnie przytulił. Wplótł palce w moje włosy i przyciągnął do swojej klatki piersiowej.
- Chciałbym założyć rodzinę. – Powiedział cicho. – Nawet nie wiesz jak zazdroszczę Ryanowi. Kiedy dowiedziałem się o ciąży Emmy myślałem, że zwariuję z bólu.
- Nie mów tak. – Napomniałam go. – Ja…
- Wiem, to za szybko – westchnął. – Po prostu mam trzydzieści lat i wszyscy moi znajomi zaczynają się chwalić swoimi dziećmi albo żonami w ciąży. Chciałbym nosić na serdecznym palcu dowód tego, że jestem ci oddany Adeline. – Powiedział mi prosto w oczy, a mnie zaparło dech w piersi. Cholernie mu na tym zależało.
- Nie wiem co powiedzieć – wydusiłam, a szatyn się uśmiechnął. Przyciągnął mnie do siebie i oparł usta o moją skroń.
- Nie musisz nic mówić – wymruczał. – Wystarczy, że jesteś tutaj ze mną. – Zamknęłam oczy, czując nową falę łez. Byłabym największą idiotką gdybym go odrzuciła.
- Justin…
- Weźmy kąpiel. – Przerwał mi, a ja zagryzłam usta. Ku mojemu zdziwieniu wanna była napełniona wodą. Spojrzałam pytająco na szatyna, na co ten się zaśmiał. – Myślisz, że odpuściłbym sobie z tobą kąpiel? – Na jego twarzy wymalowany był łobuzerski uśmieszek. Zaśmiałam się na jego reakcję i szybko rozebrałam, wskakując do wody, a Justin zaraz za mną. Usiadłam do niego bokiem, opierając twarz na zgiętych kolanach, przyglądając się mu. – Byłem na pogrzebie twojej babci. – Powiedział niepewnie, a ja mimowolnie zamknęłam oczy, czując nagłą tęsknotę. To nie jest tak, że zapomniałam o babci. Po prostu po takim czasie, przyzwyczaiłam się do tęsknoty za nią.
- Wiem – mruknęłam. – Widziałam cię. – Mimo wszystko się uśmiechnęłam. – To było miłe, babcia cię uwielbiała. To dobrze, że nie wiedziała o naszym rozstaniu – westchnęłam.
- Też tak myślałem. – Zacisnął wargi. – Przykro mi. – Spojrzał na mnie smutno.
- Już jest okej. – Wzruszyłam ramionami. Szatyn już nic nie powiedział, tylko przyciągnął mnie do siebie. – Wtedy, myślałam, że zawalił się świat. Pożegnałam się z babcią i obiecałam jej, że się podniosę.
- Dałaś radę. – Zacieśnił uścisk na moim ramieniu.
- Dopiero wczoraj.
***
Leżałam obok Justina i wodziłam palcem po jego umięśnionym ramieniu. Zastanawiałam się jak powiedzieć mu to, że jest dla mnie facetem mojego życia i byłam głupią idiotką, zachowując się w taki, a nie inny sposób.
- Grosik za twoje myśli. – Odgarnął włosy z mojej twarzy. Uśmiechnęłam się na jego słowa.
- Myślałam o tobie. – Dalej wodziłam palcem po jego ramieniu. – A raczej o nas. Justin – położyłam się na brzuchu, wspierając na ramionach, żeby móc mieć na szatyna dobry widok; ten położył się na plecach, kładąc dłoń pod głowę – ja kocham cię jak nikogo innego. Babcia miała co do ciebie rację. – Mężczyzna ściągnął brwi, nie wiedząc o czym mówię. – Jesteś moim aniołem. – Nerwowo bawiłam się brzegiem poduszki. – Nie wiem dlaczego miałam takie głupie przemyślenia – mruknęłam. Czekałam na odpowiedź szatyna, ale ten milczał jak grób. – No powiedz coś. – Szturchnęłam go zabawnie łokciem, a ten uśmiechnął się szeroko.
- Kocham cię i na pewno nie jestem aniołem. – Przerzucił mnie na plecy i zawisł nade mną. – To ty nim jesteś. – Cmoknął moje usta, a ja się roześmiałam.
- Wydaje ci się – pisnęłam, kiedy zaczął łaskotać nosem moją szyję. Odepchnęłam go od siebie i zmusiłam, żeby usiadł. Miał na sobie tylko bokserki, które uwypuklały jego męskość. Szybko wdrapałam się na niego i usiadłam okrakiem na udach. – Nigdy nie myślałam o tym, że będę z kimś myśleć o przyszłości – mruknęłam i spojrzałam w jego oczy. Patrzył na mnie badawczo.
Powiedz mu teraz.
Nie.
Tak.
Nie.
- Dlaczego? – Pogładził mnie po dłoni, nie chcąc spłoszyć.
- Bo myślałam, że nigdy nie wyjdę na prostą. – Wzruszyłam ramionami i wpiłam się w jego usta, chcąc ukryć fakt, że znowu wszystko przed nim zataiłam.
Jęknął i odepchnął mnie od siebie. Sapnęłam zaskoczona na co zachichotał. Chwycił za brzeg mojej jedwabnej koszuli nocnej co chwila zerkając na mnie, gdy wodził po niej palcami.
- Uwielbiam kiedy nosisz koszule nocne. – Zaczęłam szybciej oddychać, kiedy palcem okrążał moje sutki. – Wstań – poinstruował. Spojrzałam na niego zdziwiona, kiedy podał mi dłoń, ale chwyciłam ją. Stanęłam obok łóżka, ale szatyn pociągnął mnie w stronę drzwi wyjściowych. Byłam jeszcze bardziej zdziwiona, kiedy zeszliśmy na dół do salonu.
- Co my tutaj robimy? – Uniosłam do góry brew, kiedy Justin zostawił mnie samą po środku salonu. – Justin? – Powiedziałam głośno, gdy jego kroki zaczęły się oddalać.
- Nie ruszaj się. – Odpowiedział, a ja jęknęłam przeciągle. Wrócił szybko z niewielkim pakunkiem w dłoni. Spojrzałam na niego zszokowana. W mojej głowie zaświecił się wielki neon PIERŚCIONEK ZARĘCZYNOWY. – Przecież nie klękam przed tobą. – Uśmiechnął się. Przewróciłam oczami na jego słaby żart. Otworzył pudełeczko i zobaczyłam cudowne kolczyki. – Kupiłem je na święta – mruknął przestępując z nogi na nogę. Westchnęłam orientując się, że nie zdążył mi ich dać. – Podobają ci się? – Uniósł pytająco brew. Jeszcze raz spojrzałam na kolczyki, które były w kształcie kilku kokardek nałożonych na siebie, do których przyczepiona była niewielka, diamentowa łezka.
- Są śliczne. – Rzuciłam się szatynowi na szyję. – Dziękuję. – Wpiłam się w jego usta, całując namiętnie. Mężczyzna rzucił pudełeczko na kanapę i wziął mnie na ręce, wkładając dłonie pod koszulę nocną.
- Muszę ci częściej kupować prezenty – wymruczał w moje usta, na co zachichotałam.
- Nie przyzwyczajaj mnie – mruknęłam, kiedy wchodził po schodach. Uśmiechnął się i spojrzał na mnie czule.
- Pójdziesz ze mną na randkę? – Zapytał, kiedy zatrzasnął drzwi sypialni i ściągnął ze mnie koszulę.
- Pytasz mnie o to w takiej chwili? – Spojrzałam na niego rozbawiona. – Kiedy stoję przed tobą w połowie naga?
- Nigdy nie byliśmy na randce. – Wzruszył ramionami i podrapał się zmieszany po głowie. Uśmiechnęłam się szeroko i pocałowałam go czule.
- Oczywiście, że pójdę z tobą na randkę.
- Jutro? – Ponownie się zaśmiałam, słysząc jego zniecierpliwienie.
- Jutro. – Potwierdziłam. Justin położył mnie na łóżku, całując moją szyję, a później piersi. Wiłam się pod jego dotykiem, kiedy ten nagle zaprzestał swoich tortur. – Jesteś niemożliwy – jęknęłam, rozbawiona. Szatyn usiadł obok mnie i przyglądał mi się.
- Przeprowadź się do mnie.
CO?!
Czułam jak cała atmosfera namiętności pryska niczym bańka mydlana, kiedy jak oparzona pobiegłam po leżącą na podłodze koszulę nocną i wciągałam ją pośpiesznie na siebie.
- Adeline, przeprowadź się do mnie. – Powtórzył, kiedy stałam odwrócona do niego tyłem i próbowałam się odnaleźć w tej sytuacji. – Adeline. – Stanął za mną i położył dłonie na moich ramionach delikatnie je masując. – Chcę cię mieć przy sobie każdej nocy. I tak będziemy spędzać masę czasu albo u ciebie albo tutaj, jeśli nie każdej nocy. Jeśli chcesz, możesz nadal wynajmować mieszkanie, mogę je nawet dla ciebie kupić. – Wtulił twarz w moje włosy. Jego oddech na mojej szyi w ogóle nie pomagał mi w podjęciu decyzji.
- Kiedy mogę się przeprowadzić? – wypaliłam, nawet się jakoś specjalnie nad tym nie zastanawiając. Nie wiedzieć skąd w myślach zobaczyłam moją babcię, która niemal wiwatuje z radości.
- Zgadzasz się? – Justin obrócił mnie do siebie i objął moją twarz.
- Ale chcę zachować mieszkanie. – Powiedziałam pewnie, a szatyn mocno mnie do siebie przytulił.

- Wszystko czego pragniesz.

1 komentarz: