Wychodząc z dużego jeepa, razem z
Emmą na szpitalny parking, od razu zauważyłam Justina, który dreptał w miejscu
z papierosem w dłoni. Westchnęłam cicho ale nie zamierzałam robić mu wyrzutów.
Palił od roku, a dzisiejsza sytuacja widocznie go przerosła i przysporzyła masę
nerwów.
- Może Justin coś wie – mruknęłam w
kierunku Emmy i dałam jej znak, żeby się mnie trzymała. Parking był śliski, a
ja nie chciałam, żeby upadła. Wolno dreptałyśmy w stronę Justina, który
odwrócony był do nas plecami.
- Cieszę się, że do siebie
wróciliście. – Brunetka uśmiechnęła się delikatnie, kiedy na nią spojrzałam. –
Nie wiem co Ryanowi odbiło – westchnęła. – Strasznie przeżywał to jak Justin
się załamał.
Poczułam ukłucie w sercu, wyobrażając
sobie jak Justin musiał się czuć. Ja też nie tryskałam szczęściem, ale szatyn
nie ukrywał tego, że obwinia się za nasze rozstanie.
- Jak on…
- Ciężko z nim było. – Ściągnęła
brwi, patrząc uważnie pod nogi, żeby nie stracić równowagi. – Nie chciał w
ogóle wychodzić z mieszkania. Chcieliśmy…
- Emma. – Przerwał nam szatyn.
Podszedł do nas nadal trzymając papieros w dłoni. Widząc jak skupiłam na nim
swoją uwagę, szybko rzucił go na ziemię przydeptując butem. – Przepraszam – wyjąkał
zażenowany. – Nie wiem co we mnie wstąpiło. – Przetarł nerwowo czoło, jakby
chciał pozbierać myśli.
- Wyjaśnicie to sobie z Ryanem. – Pokręciła
przecząco głową. – Wiadomo już coś?
- Ocknął się w aucie. Teraz wzięli go
na tomografie głowy i będą prześwietlać bark. Mówili coś o wstrząśnieniu mózgu,
ale nic nie wiadomo. – Wzruszył ramionami. Uśmiechnęłam się, kiedy nasze
spojrzenia się spotkały, na co przecząco pokręcił głową.
- Gdzie jest? – Brunetka zadała
kolejne pytanie.
- Sam dokładnie nie wiem, musisz
zapytać się pielęgniarki czy już wrócił z tomografii bo miał być zawieziony do
sali.
- Zostańcie tu, poradzę sobie sama. –
Pogładziła mnie po ramieniu i ścisnęła dłoń Justina. – Sama bym mu przywaliła –
zachichotała, kiedy odchodziła. Justin tylko westchnął na jej słowa.
Obserwowaliśmy ją do momentu aż nie weszła do środka. Spojrzeliśmy na siebie w
jednej chwili, a ja splotłam nasze dłonie.
- Super początek – jęknął. –
Przepraszam za tę fajkę.
- Nie gniewam się. – Położyłam jego
dłonie na swojej talii, a sama wspięłam się na palce obejmując szyję szatyna.
Pocałowałam go delikatnie i pogładziłam po policzku.
- To strasznie trudne kiedy
przyjaciel mówi ci takie rzeczy – mruknął, spoglądając do góry. – Ale nie
słuchaj go, okej?
- Okej. – Pokiwałam głową, kiedy
spojrzał na mnie pytająco. – Dziękuję, że stanąłeś w mojej obronie. – Nadal
gładziłam dłonią jego włosy.
- Przestraszyłem cię.
- Bałam się, że zrobisz mu krzywdę. –
W mojej głowie pojawił się obraz Justina idącego w stronę swojego przyjaciela z
zaciśniętymi pięściami i nie reagującego na moje prośby. Patrzyłam w jego
mleczne oczy i jedyne co w nich widziałam to smutek. – Wszystko okej Justin. –
Dałam mu szybkiego buziaka i oparłam nasze czoła o siebie. – Nadal tutaj jestem.
– Westchnął cicho i schował twarz w mojej szyi lekko całując moją żuchwę.
Staliśmy tak chwilę aż w końcu szatyn zaczął mnie całować.
- Wyjedźmy gdzieś – szepnął w moje
usta. – Jutro albo w poniedziałek. – Spojrzał na mnie prosząco. Zaśmiałam się
na jego propozycję.
- Ja mam pracę. Nie mogę sobie od tak
wyjechać.
- To weź wolne – jęknął. – Proszę. –
Widać było, że strasznie mu zależy. Też chciałam spędzić z nim kilka dni sam na
sam. Tęskniłam za nim tak strasznie mocno, że obecność Justina wydawała mi się
nierealna, jakbym żyła w innej czasoprzestrzeni.
- Pójdę w poniedziałek i zobaczę co
da się zrobić – westchnęłam. – Sam wiesz co się dzieje w firmie na początku
roku – mruknęłam. – Muszę dopilnować całego działu, rozpoczynamy kilka
projektów do tego muszę podsumować cały zeszły rok biorąc pod uwagę działania
poprzedniego dyrektora…
- Zaraz. – Przerwał mi moją wyliczankę.
– Jesteś dyrektorem? – Uniósł do góry brwi w zdziwieniu.
- Działu handlowego – zaśmiałam się.
Szatyn jeszcze przez kilka chwil patrzył na mnie w szoku. – No co? – Zapytałam,
zdziwiona jego reakcją.
- Po prostu jestem z ciebie dumny. –
Uśmiechnął się szeroko. – Naprawdę dumny – mruknął do mojego ucha i pocałował
mnie w skroń. – Dzisiaj wieczorem otworzę mojego najlepszego szampana, żeby
uczcić twój sukces.
- Justin – zaśmiałam się. – Przecież
to nic wielkiego. – Odepchnęłam go od siebie ciągnąc w stronę szpitala. –
Zostaw szampana na jakąś lepszą okazję. – Powiedziałam przez ramię.
- Na przykład? – Dogonił mnie i
położył dłoń na biodrze, kiedy weszliśmy do budynku. Od razu podeszliśmy do
wind, a Justin nacisnął guzik przywołujący.
- Nie wiem. – Wzruszyłam ramionami. –
Coś co będzie dla ciebie ważne.
- Ty jesteś dla mnie ważna. – Powiedział,
kiedy weszliśmy do wnętrza. Uśmiechnęłam się na jego słowa, ale nie ciągnęłam
tematu. Pewnie za chwilę zaczęlibyśmy rozmawiać o ślubie lub dzieciach, a to
wszystko jeszcze było za świeże.
Zaczęłam się zastanawiać jak
zareagowałabym w tej chwili na oświadczyny Justina. Nie potrafiłabym mu
odmówić, ale czy powinnam mówić tak
jeżeli nie znał całej prawdy?
Wysiedliśmy na czwartym piętrze,
gdzie znajdowała się sala z której pacjenci byli przydzielani do poszczególnych
oddziałów. Od razu zauważyłam Emmę, która rozmawiała z lekarzem. Kiedy
uśmiechnęła się do mężczyzny, gdy ten odszedł, poczułam jak mięśnie Justina się
rozluźniają.
- Ryan dzisiaj wyjdzie. – Uśmiechnęła
się do nas, kiedy podeszła. – Ma wstrząśnienie mózgu pierwszego stopnia, jest
trochę poobijany i nic więcej. – Wzruszyła ramionami.
- Rozmawiałaś z nim? – Justin
spojrzał pytająco na brunetkę.
- Chce się z tobą widzieć. – Spojrzała
na mnie wesoło. – Ale najpierw chce z tobą porozmawiać. – Zwróciła się do
Justina. Ten pocałował mnie w czoło i ruszył w kierunku, który pokazała mu
brunetka. Usiadłam z ciężarną na kanapie, która stała w niewielkiej wnęce i
obserwowałam mijające nas osoby.
- Emma. – Zaczęłam, ale szybko
zamilkłam, nie wiedząc jak powinnam ująć to wszystko w słowa. – Jak Justin… No
wiesz, po waszym weselu – mruknęłam zawstydzona. Wpatrywałam się w swoje
dłonie, nerwowo skubiąc skórki.
- Ryan u niego przesiadywał –
mruknęła. – Przełożyliśmy naszą podróż poślubną, nie chciał go zostawić samego.
Z tego co mi mówił potrafił wypalić dwie paczki dziennie i wypić butelkę
whisky. – Czułam jak oczy zachodzą mi łzami. Nie chciałam, żeby tak się czuł,
nie przeze mnie kiedy udawałam szczęśliwą u boku Jeremiha. – Hej, nie przejmuj
się. – Pogładziła mnie po ramieniu.
- Ja nawet nie byłam zakochana w
Jeremih. – Spojrzałam na Emmę, a na jej twarzy malował się szok. – Myślałam, że
pozwoli mi wrócić do normalnego życia, potem sam ze mną zerwał bo widział jak
reaguję na każdą wzmiankę o Justinie. – Przewróciłam oczami, na samo
wspomnienie tego jak rozchwiana emocjonalnie byłam. – Potem obiecałam sobie, że
pójdę do Justina, ale było to cholernie trudne. Wiedziałam, że sam do mnie nie
przyjdzie bo mi to obiecał – westchnęłam.
- Dziwiłam mu się. Tyle razy go
przekonywałam, żeby do ciebie poszedł. – Chwyciła moją dłoń, chcąc mnie
pocieszyć. – Już nie mogę się doczekać waszych dzieci. – Zaśmiałam się na jej
słowa.
- Dzisiaj rano sama mówiłaś, że ciąża
nie jest super. – Wytknęłam jej, na co uśmiechnęła się szeroko.
- Po prostu lubię wkurzać Ryana,
nawet nie wiesz jak cudownie jest czuć ruchy dziecka. – Powiedziała rozmarzona.
- Wiesz jaka będzie płeć dziecka?
- Chłopczyk. – Uśmiechnęła się i
pogładziła po brzuchu, a ja nie zadawałam więcej pytań bo zauważyłam Justina,
który wyszedł z jednego z pokoi i szedł w naszym kierunku.
- O czym rozmawiacie? – Stanął na przeciwko
nas, chowając dłonie w kieszeniach dresowych spodni.
- O waszych przyszłych dzieciach. –
Emma wypaliła, a Justin spojrzał na mnie zszokowany. Poczułam jak oblewa mnie
rumieniec, więc wlepiłam wzrok w czubki moich butów, chcąc je ukryć.
- Mogę już iść do Ryana? –
wymamrotałam. Serio, wolałam przebywać w towarzystwie faceta, który najchętniej
wyrzuciłby mnie przez okno niż rozmawiać na temat rodziny z Justinem.
- Jasne. – Szybko wyminęłam szatyna i
niemal pobiegłam w stronę sali w której był Ryan. Zapukałam trzy razy i bez
zaproszenia weszłam do środka. Mężczyzna siedział na łóżku w swoich ubraniach,
oparty o ścianę. Spojrzał na mnie zmieszany i szybko opuścił wzrok, kiedy
podeszłam bliżej.
- Hej. – Musiałam jakoś zacząć
rozmowę, ale oboje z blondynem byliśmy tak zażenowani, że najchętniej wtopilibyśmy
się w ściany.
- Adeline. – Spojrzał na mnie po
kilku sekundach. – Przepraszam – wydusił. – Widziałem jak Bieber cierpiał przez
ten rok i wszystko zwaliłem na ciebie, a kiedy zobaczyłem cię u niego to po
prostu wybuchłem – westchnął ciężko. – Nie myślę tak, na prawdę.
- Okej. – Uśmiechnęłam się, chcąc
zrzucić z niego część winy. – Tak jakby Justin ci za mnie oddał.
- Ta – zaśmiał się. – Należało mi
się. – Przerwała nam pielęgniarka, która przyszła z wypisem dla Ryana. Wyszłam
razem z nim i podeszłam do Emmy, która poinformowała mnie, że Justin czeka w
aucie, a po nich przyjedzie kierowca. Pożegnałam się z i wychodząc ze szpitala
od razu podjechał po mnie Jacob z Justinem w środku. Uśmiechnęłam się nerwowo
bo miałam nadzieję, że dostanę dwie chwile więcej na przemyślenie tego co chcę
powiedzieć Justinowi gdyby zaczął rozmowę o dzieciach. Wsiadłam do środka,
spoglądając na szatyna.
- I jak z Ryanem? – Przyglądał mi się
badawczo.
- Przeprosił mnie. – Szatyn pokiwał
głową na moje słowa, przejeżdżając językiem po wewnętrznej stronie policzka.
Chwycił moją dłoń i splótł nasze palce, jednak nie odezwał się. Drogę
pokonaliśmy w ciszy. Chciałam jeszcze na chwilę wejść do mojego mieszkania po
kilka ubrań na jutrzejszy dzień oraz poniedziałek. Poprosiłam Justina aby w tym
czasie pojechał do piekarni i kupił pieczywo czosnkowe, które uwielbiałam i dałam
sobie jednocześnie czas na przemyślenia.
Chciałam mieć dzieci? Justin na
pewno, ale czy ja tego chciałam. Moim największym problemem było to jaką
byłabym matką. Czy mogłabym wychować swoje dzieci tak, żeby ich nie skrzywdzić.
Bałam się macierzyństwa, ale nie mogłam być niepewna. Tego nie można spróbować
bo czasu nie można cofnąć.
- Adeline. – Usłyszałam za plecami
głos Justina. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się delikatnie, kiedy usiadł
obok mnie na łóżku. Westchnął i opuścił głowę między ramiona. – Dlaczego
rozmawiałaś z Emmą o ciąży? – wymruczał.
- To nie tak. Ona rzuciła coś, że
powinniśmy mieć jak najszybciej dzieci. – Szybko się usprawiedliwiłam. – Ja
chyba nie wiem czy chcę – mruknęłam, nerwowo przygryzając wargę.
- Nie chcesz mieć dzieci? – Szatyn
spojrzał na mnie zszokowany. Był wyraźnie spanikowany i przestraszony.
Cholera,
zależy mu.
- Justin. – Zaczęłam, chcąc
powiedzieć wszystko w taki sposób, żeby go nie wystraszyć czy zasmucić. – Nie
powiedziałam, że nie chcę mieć dzieci, tylko że nie wiem czy chcę. – Wzruszyłam
ramionami.
- Chyba w najbliższej przyszłości
powinnaś się zdecydować – mruknął, wstając z łóżka. – Zaczekam na ciebie w
aucie. – Powiedział przez ramie, zamykając drzwi wejściowe z hukiem. Skryłam
twarz w dłoniach, zmęczona tą całą sytuacją. Wzięłam kilka uspokajających
oddechów i z niewielką torbą zeszłam do auta Justina. Szatyn przez całą drogę
siedział zamyślony, uparcie wpatrując się w okno. W apartamencie zaszył się w
łazience i nie wychodził z niej od ponad pół godziny.
- Justin? – Odetchnęłam, kiedy nie
zakluczył za sobą drzwi. Siedział na stołku obok prysznica, pochylony na swoich
ramionach, które oparte miał o kolana. Uniósł wzrok na kilka sekund, a potem
znowu go opuścił. Podeszłam do niego i splotłam nasze dłonie. Wyprostował się,
a ja usiadłam na jego kolanach, opierając głowę na ramieniu. – Nie gniewaj się.
– Powiedziałam cicho. – Wczoraj wróciliśmy do siebie po roku. Mam w głowie mętlik
i jedyne o czym mogę cię zapewnić to to, że cię kocham. – Szatyn długo nic nie
odpowiadał, tylko przeplatał nasze palce.
- A gdybyś teraz zaszła w ciążę? –
mruknął.
- Nie jestem w ciąży.
- Ale możesz być. Wpadki się zdarzają.
– Poruszył się niespokojnie. Tym razem to ja zamilkłam.
- Urodziłabym to dziecko, chociaż
strasznie bym się bała. – Justin chwycił mnie za biodra i przesunął do tyłu,
dając mi znak, żebym usiadła na nim okrakiem. Oparłam dłonie na jego ramionach,
a on położył swoje na mojej talii, uważnie mi się przypatrując.
- Dlaczego byś się bała? – Ściągnął
brwi.
- Nie wiem – mruknęłam. – Nie wiem
jaką byłabym matką. – Powiedziałam zgodnie z prawdą.
- Ja też nie wiem jakim byłbym ojcem.
– Uśmiechnął się delikatnie. Wtuliłam się w niego i przysłuchiwałam biciu
serca. Jakimi bylibyśmy rodzicami? Nasze dzieci niemiałyby dziadków. – Byłabyś
wspaniałą matką. Na pewno twoi rodzice byli dla ciebie cudownym przykładem. – Zesztywniałam
na chwilę, a potem poruszyłam się niespokojnie. W myślach przeklinałam Emmę,
która pobudziła u Justina chęć zakładania rodziny, jednocześnie chcąc odgonić
nachodzące mnie wspomnienia. On nie zdawał sobie sprawy z tego jak wiele nie
wie.
- Justin jestem głodna. – Szybko
wstałam z jego kolan. – Nie chcę teraz rozmawiać na takie tematy – mruknęłam i
wyszłam z łazienki, zostawiając go tam samego. Nadal miałam na sobie jeansy i
koszulkę z wczoraj, więc postanowiłam założyć mój strój z rana. Usłyszałam jak
Justin wychodzi z łazienki i szybko opuszcza pokój, nie odzywając się nawet
słowem. Byłam jednocześnie zła na siebie i na Justina. Kochałam go i nie
wyobrażałam sobie życia z kimś innym ale on naprawdę chciał zostać ojcem, a ja
kompletnie nie wiedziałam czy nadaję się na matkę. Na dodatek wróciliśmy do
siebie wczoraj, a on zadawał takie pytania jakbyśmy spędzili miniony rok razem.
Zeszłam na dół i zastałam Justina w
kuchni, podgrzewającego obiad przygotowany przez Helen. Podeszłam do niego i
przytuliłam się do jego pleców, całując go w kark. Nie zareagował tylko nałożył
porcję łososia z warzywami na talerze.
- Chodźmy zjeść. – Wzięłam swój
talerz i sztućce od szatyna. Przyglądałam się mu, ale ten nawet nie zareagował
na mój natarczywy wzrok. Zjedliśmy w salonie w zupełnej ciszy, która ciążyła
między nami.
- Obejrzymy jakiś film? – Zaproponowałam,
mając nadzieję, że wywiąże się między nami rozmowa.
- Wybierz coś, ja idę zapalić –
mruknął i zniknął na balkonie. Odrzuciłam głowę do tyłu, czując ogarniającą
mnie bezwładność. Dałam sobie kilka sekund i zaniosłam naczynia do zmywarki.
Włączyłam telewizor, a następnie weszłam w multimedialną wypożyczalnię filmów
chcąc znaleźć coś fajnego. Wybrałam „Whiplash” i siedziałam zniecierpliwiona na
kanapie, aż Justin wróci. W końcu usiadł na fotelu, a ja rzuciłam mu pytające
spojrzenie.
- Nie mam ochoty na film. – Spojrzał
na mnie, dając mi jasno do zrozumienia, że w tej chwili chce być sam. Dałam mu
nieme pozwolenie, a szatyn szybko zniknął w swoich biurze. Włączyłam film i
przez cały czas walczyłam ze łzami, które napływały do moich oczu. Kiedy
skończyłam go oglądać było kilka minut po ósmej. Justin nadal nie opuścił
swojego gabinetu, więc włączyłam „Forrest Gump”. Kolejne dwie godziny minęły mi
na przemyśleniach. Film miał dać wrażenie, że się czymś zajmuję i kiedy szatyn
przyszedł do kuchni udawałam zainteresowaną. Poszedł na górę, a ja walczyłam ze
sobą żeby dotrwać do końca. Niemal wbiegłam do sypialni, chcąc zobaczyć co robi
Justin. Stał przed oknem z dłońmi w dresowych spodniach, tyłem do mnie i
przyglądał się miastu.
- Nie ignoruj mnie. – Powiedziałam
płaczliwie. – Justin – wyszeptałam, kiedy już nie mogłam utrzymać wewnątrz
siebie swoich emocji. – Zrozum mnie, chcę sobie to wszystko ułożyć. W tej
chwili nie jestem pewna niczego, nawet samej siebie. – Podszedł do mnie blisko,
a ja mimowolnie się uśmiechnęłam, gdy mnie przytulił. Wplótł palce w moje włosy
i przyciągnął do swojej klatki piersiowej.
- Chciałbym założyć rodzinę. – Powiedział
cicho. – Nawet nie wiesz jak zazdroszczę Ryanowi. Kiedy dowiedziałem się o
ciąży Emmy myślałem, że zwariuję z bólu.
- Nie mów tak. – Napomniałam go. –
Ja…
- Wiem, to za szybko – westchnął. –
Po prostu mam trzydzieści lat i wszyscy moi znajomi zaczynają się chwalić swoimi
dziećmi albo żonami w ciąży. Chciałbym nosić na serdecznym palcu dowód tego, że
jestem ci oddany Adeline. – Powiedział mi prosto w oczy, a mnie zaparło dech w
piersi. Cholernie mu na tym zależało.
- Nie wiem co powiedzieć – wydusiłam,
a szatyn się uśmiechnął. Przyciągnął mnie do siebie i oparł usta o moją skroń.
- Nie musisz nic mówić – wymruczał. –
Wystarczy, że jesteś tutaj ze mną. – Zamknęłam oczy, czując nową falę łez.
Byłabym największą idiotką gdybym go odrzuciła.
- Justin…
- Weźmy kąpiel. – Przerwał mi, a ja
zagryzłam usta. Ku mojemu zdziwieniu wanna była napełniona wodą. Spojrzałam
pytająco na szatyna, na co ten się zaśmiał. – Myślisz, że odpuściłbym sobie z
tobą kąpiel? – Na jego twarzy wymalowany był łobuzerski uśmieszek. Zaśmiałam się
na jego reakcję i szybko rozebrałam, wskakując do wody, a Justin zaraz za mną.
Usiadłam do niego bokiem, opierając twarz na zgiętych kolanach, przyglądając
się mu. – Byłem na pogrzebie twojej babci. – Powiedział niepewnie, a ja
mimowolnie zamknęłam oczy, czując nagłą tęsknotę. To nie jest tak, że
zapomniałam o babci. Po prostu po takim czasie, przyzwyczaiłam się do tęsknoty
za nią.
- Wiem – mruknęłam. – Widziałam cię.
– Mimo wszystko się uśmiechnęłam. – To było miłe, babcia cię uwielbiała. To
dobrze, że nie wiedziała o naszym rozstaniu – westchnęłam.
- Też tak myślałem. – Zacisnął wargi.
– Przykro mi. – Spojrzał na mnie smutno.
- Już jest okej. – Wzruszyłam
ramionami. Szatyn już nic nie powiedział, tylko przyciągnął mnie do siebie. –
Wtedy, myślałam, że zawalił się świat. Pożegnałam się z babcią i obiecałam jej,
że się podniosę.
- Dałaś radę. – Zacieśnił uścisk na
moim ramieniu.
- Dopiero wczoraj.
***
Leżałam obok Justina i wodziłam
palcem po jego umięśnionym ramieniu. Zastanawiałam się jak powiedzieć mu to, że
jest dla mnie facetem mojego życia i byłam głupią idiotką, zachowując się w
taki, a nie inny sposób.
- Grosik za twoje myśli. – Odgarnął
włosy z mojej twarzy. Uśmiechnęłam się na jego słowa.
- Myślałam o tobie. – Dalej wodziłam
palcem po jego ramieniu. – A raczej o nas. Justin – położyłam się na brzuchu,
wspierając na ramionach, żeby móc mieć na szatyna dobry widok; ten położył się
na plecach, kładąc dłoń pod głowę – ja kocham cię jak nikogo innego. Babcia
miała co do ciebie rację. – Mężczyzna ściągnął brwi, nie wiedząc o czym mówię. –
Jesteś moim aniołem. – Nerwowo bawiłam się brzegiem poduszki. – Nie wiem
dlaczego miałam takie głupie przemyślenia – mruknęłam. Czekałam na odpowiedź
szatyna, ale ten milczał jak grób. – No powiedz coś. – Szturchnęłam go zabawnie
łokciem, a ten uśmiechnął się szeroko.
- Kocham cię i na pewno nie jestem
aniołem. – Przerzucił mnie na plecy i zawisł nade mną. – To ty nim jesteś. – Cmoknął
moje usta, a ja się roześmiałam.
- Wydaje ci się – pisnęłam, kiedy
zaczął łaskotać nosem moją szyję. Odepchnęłam go od siebie i zmusiłam, żeby
usiadł. Miał na sobie tylko bokserki, które uwypuklały jego męskość. Szybko
wdrapałam się na niego i usiadłam okrakiem na udach. – Nigdy nie myślałam o
tym, że będę z kimś myśleć o przyszłości – mruknęłam i spojrzałam w jego oczy.
Patrzył na mnie badawczo.
Powiedz
mu teraz.
Nie.
Tak.
Nie.
- Dlaczego? – Pogładził mnie po
dłoni, nie chcąc spłoszyć.
- Bo myślałam, że nigdy nie wyjdę na
prostą. – Wzruszyłam ramionami i wpiłam się w jego usta, chcąc ukryć fakt, że
znowu wszystko przed nim zataiłam.
Jęknął i odepchnął mnie od siebie.
Sapnęłam zaskoczona na co zachichotał. Chwycił za brzeg mojej jedwabnej koszuli
nocnej co chwila zerkając na mnie, gdy wodził po niej palcami.
- Uwielbiam kiedy nosisz koszule
nocne. – Zaczęłam szybciej oddychać, kiedy palcem okrążał moje sutki. – Wstań –
poinstruował. Spojrzałam na niego zdziwiona, kiedy podał mi dłoń, ale chwyciłam
ją. Stanęłam obok łóżka, ale szatyn pociągnął mnie w stronę drzwi wyjściowych.
Byłam jeszcze bardziej zdziwiona, kiedy zeszliśmy na dół do salonu.
- Co my tutaj robimy? – Uniosłam do
góry brew, kiedy Justin zostawił mnie samą po środku salonu. – Justin? – Powiedziałam
głośno, gdy jego kroki zaczęły się oddalać.
- Nie ruszaj się. – Odpowiedział, a
ja jęknęłam przeciągle. Wrócił szybko z niewielkim pakunkiem w dłoni.
Spojrzałam na niego zszokowana. W mojej głowie zaświecił się wielki neon
PIERŚCIONEK ZARĘCZYNOWY. – Przecież nie klękam przed tobą. – Uśmiechnął się. Przewróciłam
oczami na jego słaby żart. Otworzył pudełeczko i zobaczyłam cudowne kolczyki. –
Kupiłem je na święta – mruknął przestępując z nogi na nogę. Westchnęłam
orientując się, że nie zdążył mi ich dać. – Podobają ci się? – Uniósł pytająco
brew. Jeszcze raz spojrzałam na kolczyki, które były w kształcie kilku kokardek
nałożonych na siebie, do których przyczepiona była niewielka, diamentowa łezka.
- Są śliczne. – Rzuciłam się
szatynowi na szyję. – Dziękuję. – Wpiłam się w jego usta, całując namiętnie.
Mężczyzna rzucił pudełeczko na kanapę i wziął mnie na ręce, wkładając dłonie
pod koszulę nocną.
- Muszę ci częściej kupować prezenty
– wymruczał w moje usta, na co zachichotałam.
- Nie przyzwyczajaj mnie – mruknęłam,
kiedy wchodził po schodach. Uśmiechnął się i spojrzał na mnie czule.
- Pójdziesz ze mną na randkę? – Zapytał,
kiedy zatrzasnął drzwi sypialni i ściągnął ze mnie koszulę.
- Pytasz mnie o to w takiej chwili? –
Spojrzałam na niego rozbawiona. – Kiedy stoję przed tobą w połowie naga?
- Nigdy nie byliśmy na randce. – Wzruszył
ramionami i podrapał się zmieszany po głowie. Uśmiechnęłam się szeroko i
pocałowałam go czule.
- Oczywiście, że pójdę z tobą na
randkę.
- Jutro? – Ponownie się zaśmiałam,
słysząc jego zniecierpliwienie.
- Jutro. – Potwierdziłam. Justin
położył mnie na łóżku, całując moją szyję, a później piersi. Wiłam się pod jego
dotykiem, kiedy ten nagle zaprzestał swoich tortur. – Jesteś niemożliwy –
jęknęłam, rozbawiona. Szatyn usiadł obok mnie i przyglądał mi się.
- Przeprowadź się do mnie.
CO?!
Czułam jak cała atmosfera namiętności
pryska niczym bańka mydlana, kiedy jak oparzona pobiegłam po leżącą na podłodze
koszulę nocną i wciągałam ją pośpiesznie na siebie.
- Adeline, przeprowadź się do mnie. –
Powtórzył, kiedy stałam odwrócona do niego tyłem i próbowałam się odnaleźć w
tej sytuacji. – Adeline. – Stanął za mną i położył dłonie na moich ramionach delikatnie
je masując. – Chcę cię mieć przy sobie każdej nocy. I tak będziemy spędzać masę
czasu albo u ciebie albo tutaj, jeśli nie każdej nocy. Jeśli chcesz, możesz
nadal wynajmować mieszkanie, mogę je nawet dla ciebie kupić. – Wtulił twarz w
moje włosy. Jego oddech na mojej szyi w ogóle nie pomagał mi w podjęciu
decyzji.
- Kiedy mogę się przeprowadzić? –
wypaliłam, nawet się jakoś specjalnie nad tym nie zastanawiając. Nie wiedzieć
skąd w myślach zobaczyłam moją babcię, która niemal wiwatuje z radości.
- Zgadzasz się? – Justin obrócił mnie
do siebie i objął moją twarz.
- Ale chcę zachować mieszkanie. – Powiedziałam
pewnie, a szatyn mocno mnie do siebie przytulił.
- Wszystko czego pragniesz.
woho xd dzieje sie
OdpowiedzUsuń