piątek, 17 lutego 2017

29. Randka.

Ściągnęłam brwi, kiedy usłyszałam jakieś konspiracyjne szepty między Justinem, a Jacobem. Na palcach podbiegłam do ściany i wychyliłam się zza niej. Ochroniarz podał mojemu chłopakowi obszerną torbę i ulotnił się z mieszkania.
- Co tam masz? – Zagrodziłam Justinowi drogę. Zaśmiałam się, kiedy prawie podskoczył ze strachu.
- To miała być niespodzianka – westchnął. – To dla ciebie. – Podał mi torbę. Zajrzałam do niej i zobaczyłam pudełko z butami.
- Buty? – Ruszyłam w stronę kanapy. Usiadłam na niej, a szatyn zniknął na chwilę w gabinecie. Wrócił z kolejną torbą, którą położył obok mnie.
- To na dzisiejszą randkę. – Usiadł obok. – Chciałbym żebyś to założyła. – Przyłożył zaciśniętą pięść do ust i przyglądał mi się zniecierpliwiony. Czułam się jak mała dziewczynka odpakowując te paczki.
Położyłam na kolanach pudełko z logiem Jimmy Choo. Kiedy je otworzyłam pisnęłam jak dziecko. Spojrzałam na Justina, który uśmiechał się szeroko.
- Są cudowne – wyszeptałam. Wyciągnęłam czarne szpilki w szpic, które miały przynajmniej dziesięciocentymetrowy obcas. Do całego buta przyczepione były dość duże kryształy o różnym kształcie. – Justin naprawdę nie potrzebuję takich rzeczy. – Zagryzłam zawstydzona wargi. – Nie chcę, żebyś myślał, że oczekuję od ciebie prezentów – mruknęłam, kiedy odłożyłam na bok buty i wdrapałam się na kolana szatyna.
- Chcę ci dawać prezenty. – Cmoknął mnie w usta. – Nawet nie wiesz jak się cieszę, że ci się podobają. – Trącił swoim nosem o mój. – Zobacz sukienkę – wyszeptał. Chwyciłam papierową torbę z logo Dolce&Gabbana. Wyciągnęłam czarną sukienkę na cienkich ramiączkach, która będzie sięgać mi za kolano. Była prosta, dopasowana, a jedyną jej ozdobą było rozcięcie z tyłu, które będzie mi pozwalać stawiać kroki. – I jak? – Spojrzałam na mężczyznę, który wyraźnie się niecierpliwił. Uśmiechnęłam się szeroko i odłożyłam sukienkę na bok, żeby się nie pogniotła.
- Jest cudowna – zaśmiałam się. – Naprawdę nie musiałeś.
- Chciałem, żebyś się czuła dzisiaj wyjątkowo – mruknął. Złączył nasze usta w pocałunku i zacisnął mocno dłonie na mojej talii. – Chcę ci to wszystko wynagrodzić – westchnął. Spojrzałam na niego zmieszana. Sam nie wiedział o mnie wielu rzeczy, kiedy to on uważał się za winnego. Co w takim razie będę musiała zrobić, kiedy dowie się o mnie wszystkiego? Sprzedać diabłu duszę?
Już to zrobiłaś.
- Dawno mi to wszystko wynagrodziłeś z nawiązką. – Pogładziłam go po policzku. Uśmiechnął się delikatnie i dał mi znać żebym wstała. Splótł nasze dłonie i pociągnął mnie do kuchni, gdzie gotowała się zupa buraczkowa.
- Jestem głodny – mruknął siadając na wysokim krześle. – Kobieto daj mi jeść – jęknął, a ja zachichotałam.
- Mam nadzieję, że to będzie można przełknąć. – Podałam mu talerz zupy z uśmiechem. Zagryzłam zdenerwowana usta, kiedy wziął pierwszą łyżkę, czekając na reakcję.
- Nie jesz? – Spojrzał na mnie zdziwiony. Wzruszyłam ramionami i wzięłam porcję dla siebie. Usiadłam obok i stwierdziłam, że wyszło mi całkiem nieźle. Po skończonym obiedzie włożyłam naczynia do zmywarki i dołączyłam do Justina, który siedział w salonie oglądając wiadomości. Spojrzałam na prezenty od niego i westchnęłam z zachwytem.
- Gdzie mnie zabierasz? – Położyłam dłoń na jego udzie, gdy usiadłam obok.
- Na kolację. – Objął mnie ramieniem. – Około dziewiętnastej wyjedziemy.
- Myślałam, że pójdziemy do kina – zachichotałam.
- Ja… - Szatyn się zmieszał. – Nie wiedziałem, że wolisz kino – mruknął.
- Jest mi to obojętne. – Cmoknęłam go w policzek. – Następnym razem pójdziemy do kina bo dzisiaj chcę koniecznie założyć tę cudowną sukienkę. – Justin spojrzał na mnie czule i bawił się końcówkami moich włosów. Co chwila zerkał na moją dłoń, która gładziła jego udo. Chwycił ją i pocałował każdy knykieć, przez co zachichotałam, a on wciągnął mnie do siebie na kolana. Oparłam głowę na jego ramieniu, przymykając oczy, kiedy mocno mnie objął. – Nie chcę iść jutro do pracy – mruknęłam. – Chcę spędzić cały dzień z tobą. – Usłyszałam jak chichocze przez moje dziecinne zachowanie.
- Postaraj się dostać wolne, a będziesz mogła spędzić ze mną tyle czasu ile tylko zapragniesz. – Wyprostowałam się, żeby móc spojrzeć mu w oczy. – Chciałabyś jutro zacząć przeprowadzkę? – Zapytał, gładząc mnie po policzku. Spojrzałam na niego niepewnie i dostrzegłam strach w jego oczach. Widocznie nie takiej reakcji spodziewał się z mojej strony. Sama chciałabym teraz być pewną samej siebie, ale targały mną sprzeczne emocje.
- Jeżeli dostanę wolne to we wtorek nas już nie będzie na miejscu, a samo pakowanie zajmie mi wieki – mruknęłam.
- Przecież są od tego firmy. – Skrzywiłam się na myśl, że jakieś obce osoby grzebałyby w moich rzeczach i układały wszystko tak jak oni tego zapragną.
- Chciałabym to zrobić sama. – Szatyn kiwnął głową na znak, że rozumie. – Pójdę się szykować. – Cmoknęłam go szybko na pożegnanie i ruszyłam do sypialni. Miałam kilka kosmetyków, które zabrałam ze sobą wczoraj i to musiało mi wystarczyć. Wzięłam szybki prysznic i stałam przed lusterkiem susząc włosy, kiedy Justin wszedł do łazienki i oparł się o blat przodem do mnie. Przyglądał się mi, a ja posłałam mu pytające spojrzenie.
- Coś się stało? – Ściągnęłam brwi, kiedy odłożyłam suszarkę na bok i od razu poczułam jak mężczyzna oplata mnie w talii i przyciąga do siebie. Zaśmiałam się, kiedy złożył długi pocałunek na moim czole.
- Musiałem cię zobaczyć – powiedział cicho. – Cholernie cię kocham. – Nie odpowiedziałam tylko pocałowałam go w szyję, żuchwę, policzek, a potem w usta. Kiedy już miałam zakończyć pocałunek, szatyn go pogłębił, a ja jęknęłam zadowolona gdy wsunął swój język do moich ust. Odchylił mój szlafrok dłonią i bawił się sutkiem jednej piersi, gdy przeszedł pocałunkami na moją szyję.
- Justin – powiedziałam cicho sapiąc. – Spóźnimy się przez ciebie na kolację – jęknęłam bo posadził mnie na marmurowym blacie, chwycił mój sutek między wargi i delikatnie go przygryzł.
- Zamówię catering – mruknął, kiedy przeszedł pocałunkami na drugą pierś. Czułam wilgoć zbierającą się między moimi udami i wiedziałam, że nie chcę tego zakończyć.
- Po prostu zróbmy to szybko. – Szatyn spojrzał na mnie, a na jego twarzy malował się uśmieszek. Chwyciłam go za koszulkę i przyciągnęłam do siebie, łącząc nasze usta. Oplotłam nogami jego biodra, a dłońmi zjechałam na gumkę bokserek. Zsunęłam je w dół i chwyciłam jego twardniejącą męskość. Zaczęłam ją masować, a palce szatyna powędrowały do zwieńczenia moich nóg. Nacisnął na moją łechtaczkę, a ja niekontrolowanie zadrżałam. Nie chcąc dłużej czekać, nakierowałam go na moje wejście. – Wejdź we mnie – jęknęłam. – Proszę. – Szatyn odsunął się ode mnie i chwycił swoją męskość w dłoń. Czubkiem jeździł po mojej kobiecości w górę i w dół, a całe moje podniecenie zaczęło przejmować nade mną kontrolę. Oparłam się o oszkloną ścianę za mną, zaciskając palce na krańcach blatu.
- Prosiłaś mnie o coś? – Jak przez mgłę słyszałam spokojny głos Justina, kiedy nadal podrażniał czubkiem penisa moją łechtaczkę.
- Chcę cię poczuć – wysapałam. – Błagam. – Wtedy mężczyzna chwycił mocno moje biodra i gwałtownie wsunął się w moje wnętrze. Krzyknęłam z powodu uczucia nagłego rozpierania, które przeszyło moje podbrzusze. Poruszał się we mnie mocno, a ja chwyciłam jego ramiona i wbiłam w nie paznokcie. Justin syknął i zsunął mnie z blatu, odwrócił do siebie plecami i położył dłoń na kręgosłupie, zmuszając żebym się pochyliła. Wszedł we mnie od tyłu, a ja mogłam poczuć go teraz głębiej i dokładniej. Jego penis wsuwał się po samą podstawę. Przyciągnął mnie do siebie, tak że moje plecy przylegały do jego klatki piersiowej.
- Otwórz oczy – warknął do mojego ucha i na moment przestał się poruszać. Mruknęłam niezadowolona i niechętnie wykonałam jego rozkaz. Nasze oczy spotkały się w lustrze, a ja bezwiednie oblizałam wargi na widok naszego odbicia. Stałam z wypchniętymi do tyłu biodrami, rozchylonym szlafrokiem ukazującym moje piersi. Justin oplatał mnie mocno w pasie jedną dłonią, a drugą trzymał na biodrze mocno je ściskając. Miał zaciśniętą szczękę, a jego warga drżała z podniecenia. Wyglądał tak idealnie, że nie mogłam oderwać od niego wzroku. – Widzisz to? – Pokiwałam głową, drepcząc w miejscu. Czułam jak jego penis pulsuje wewnątrz mnie od nadmiaru podniecenia. – Powiedz to. – Szarpnął mnie za biodro przyciskając do siebie.
- Widzę – wysapałam. Pchnął jeden raz, a ja krzyknęłam sfrustrowana. – Justin…
- Powiedz to – mruknął, przejeżdżając kciukiem między moimi piersiami. Okrążył jeden sutek i delikatnie go zrolował. – Powiedz, że jesteś moja.
- Twoja. – Odpowiedziałam bez zastanowienia. – Jestem tylko twoja. – Powtórzyłam, a wtedy on zaczął się ponownie poruszać. Znowu pochylił mnie do przodu, mocno dociskając do blatu. Pieprzył mnie, pieprzył mnie cholernie mocno, a ja chciałam więcej. Czułam jak trzęsą mi się nogi gdy zalewała mnie fala orgazmu. Krzyczałam imię szatyna, czując jego natarczywe ruchy gdy wbijał się w moją kobiecość. Czułam jak jego podniecenie zalewa moje wnętrze i opadłam policzkiem na blat.
- Kochanie. – Justin pocałował mnie w kark i przyciągnął do siebie. Trzymał mnie mocno bo moje nogi nadal nie funkcjonowały tak jak powinny. Zaczął mnie czule całować, a ja leniwie oddawałam jego pocałunki. – Jesteś cudowna. – Odgarnął włosy z mojej twarzy i posadził na blacie. Zachichotałam gdy potarł nasze nosy o siebie. – Jesteś moja. – Oblizał wargi, a ja policzkiem oparłam się o jego ramie.
- Wiem o tym. – Objęłam dłonią jego szyję. – A ty jesteś mój. – Pocałowałam go w żuchwę. Cholera, on nawet nie zdawał sobie sprawy z tego do jakiego stanu mnie doprowadzał. Było mi ciężko z tym, że moje zachowanie mogło mu dawać mylne wyobrażenie o mnie. Ja sama na jego miejscu pewnie myślałabym, że mam co do niego wątpliwości, ale jedyną osobą, której nie byłam pewna to ja sama. – Kocham cię Justin – powiedziałam mu prosto w oczy. Moje serce zabiło szybciej, gdy szatyn uśmiechnął się szeroko. – Jutro zaczniemy przeprowadzkę, kupimy pudła i inne potrzebne rzeczy. Zrobię wszystko, żeby dostać ten cholerny urlop, mogę się nawet zwolnić. – Wyrzuciłam dłonie do góry. – Chcę być z tobą zawsze i wszędzie. – Pogładziłam mężczyznę po policzku, a on pocałował środek mojej dłoni.
- Nie masz wyjścia – zachichotał. – Zrobimy jak chcesz. A teraz – odsunął się ode mnie, wcześniej zakrywając mnie szlafrokiem i szybko zakładając bokserki razem ze spodniami na swój tyłek – masz godzinę do wyjścia. Będę czekał na ciebie na dole. – Cmoknął mnie ostatni raz zanim wyszedł.
Westchnęłam i zeskoczyłam z blatu. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze i zachichotałam, widząc mój rozmarzony wyraz twarzy i zaróżowione policzki. Szybko się odświeżyłam, ułożyłam włosy i zrobiłam makijaż. Miałam ze sobą ciemną kredkę, którą zrobiłam smokey eye, mocno wytuszowałam rzęsy, podkreśliłam brwi, nałożyłam podkład, bronzer i róż. Usta pociągnęłam jedynie błyszczykiem. W samym szlafroku skierowałam się do garderoby. W jednej z szuflad znajdowała się moja bielizna, którą Justin kupił rok temu. Ucieszyłam się gdy znalazłam tam cieliste pończochy samonośne i czarne, seksowne figi. Sukienka nie wymagała założenia stanika z racji tego, że miała usztywniane miseczki, które zbierały i podnosiły biust. Założyłam kolczyki, które dostałam od Justina, sukienkę i wysokie szpilki. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze i uśmiechnęłam się szeroko. Wyglądałam fenomenalnie. Zeszłam po schodach na dół, a Justin słysząc stukot moich szpilek wyszedł z kuchni. Uśmiechnął się szeroko i stanął na końcu schodów trzymając dłonie w kieszeniach swoich wąskich, czarnych spodni od garnituru. Widząc go, zagryzłam wargę. Miał na sobie białą koszulę i szarą, wełnianą marynarkę. Włosy zaczesał do tyłu, a śnieżnobiały uśmiech powalał z nóg. Gdy stanęłam obok niego, objął mnie w talii i cmoknął w usta.
- Masz teraz błyszczyk na ustach – zachichotałam, gdy wydął swoje wargi, a ja palcem wytarłam klejącą maź.
- Chcesz mi powiedzieć, że nie mogę cię całować? – mruknął niezadowolony.
- Na razie nie. – Wzruszyłam ramionami. – Muszę pamiętać, żeby kupić antycałuśne szminki.
- Antycałuśne?
- Nie będą cię brudzić – zaśmiałam się z jego niewiedzy. Zastanawiał się nad czymś przez chwilę, ale widocznie puścił to w niepamięć bo pociągnął mnie za rękę w stronę wyjścia. Podał mi płaszcz, którego wcześniej nie widziałam na oczy. Sięgał mi za kolano, był szary, zapinany w pasie na klamrę, a kołnierz ozdabiało sztuczne futro. – To nie mój płaszcz.
- Niespodzianka – powiedział radosnym tonem. Jęknęłam niezadowolona, a Justin posłał mi karcące spojrzenie. – Nie przestanę ci kupować czegoś w czym wyglądasz jak bogini. – Weszliśmy do windy i zjechaliśmy na sam dół. Nie komentowałam więcej zakupu pewnie horrendalnie drogiego płaszcza, kiedy poczułam jak jest cudownie miękki i ciepły. Wyszliśmy na główny hol, a nie do garażu jak zawsze. Zdziwiłam się, gdy czekała na nas limuzyna.
- Wynająłeś limuzynę? – spytałam zaskoczona. Justin zaśmiał się, kiedy Jacob wysiadł zza kierownicy żeby otworzyć nam drzwi.
- Nie wynajmuję aut. – Wzruszył ramionami. Pomógł mi wsiąść, a później szybko zajął miejsce obok. Złączył nasze dłonie i opuścił przyciemnianą szybę między nami, a kierowcą.
- Jesteś szalony – zachichotałam. – Po co ci limuzyna?
- Na specjalne okazje. – Wzruszył ramionami. – Pierwsza randka to chyba specjalna okazja.
- Jestem tego pewna.
Resztę drogi spędziliśmy na rzucaniu sobie krótkich spojrzeń, albo czułości. Co chwila się śmiałam albo wpatrywałam w profil szatyna gdy opowiadał mi coś z przejęciem. Cholernie za nim tęskniłam. Nie zorientowałam się nawet gdy auto zatrzymało się pod restauracją. Jacob otworzył nam drzwi. Justin pomógł mi wysiąść i rzucił do mężczyzny krótkie „będziemy w kontakcie”, a ja pożegnałam się z nim uśmiechem.
W restauracji od razu zabrano od nas płaszcze i zaprowadzono do stolika. Justin pomógł mi usiąść, a później zajął miejsce naprzeciwko.
- Jak ci się podoba? – Nachylił się, kiedy kelner, który przyniósł nam karty, odszedł. Rozejrzałam się dookoła i uśmiechnęłam, widząc piękne bukiety kwiatów.
- Jest pięknie – westchnęłam. – Dzisiaj zdecydowanie nadużywam tego słowa. – Skupiłam swój wzrok na karcie dań i starałam się wybrać coś odpowiedniego. Czułam na sobie wzrok Justina i za każdym razem, kiedy na niego spoglądałam, ten udawał, że czyta kartę. Zachichotałam na jego nastoletnie zachowanie i odłożyłam z nim równocześnie menu na bok. Oboje zamówiliśmy kolację, a Justin wybrał wino. Gdy nasze kieliszki były pełne, nasze spojrzenia znowu się spotkały na kilka sekund dłużej.
- Musisz jak najszybciej kupić antycałuśne pomadki. – Powiedział, unosząc kieliszek z czerwonym winem do ust.
- Czyżbyś chciał coś zrobić? – zamruczałam i potarłam stopą jego łydkę pod stołem, przez co nerwowo zachłysnął się powietrzem. – Bardzo lubię ten błyszczyk. – Wydęłam wargi.
- Adeline. – Złapał czubek swojego nosa. – Jeśli zaraz nie przestaniesz…
- Nie wiem o czym mówisz – zachichotałam. Udawałam głupią, opierając brodę na splecionych dłoniach. Ściągnęłam but i wodziłam stopą po wewnętrznej stronie uda Justina, niebezpiecznie blisko krocza. Byliśmy na uboczu, w dodatku obrusy były długie do samej ziemi, więc nie obawiałam się o naszą prywatność. – Co do moich szminek – zaczęłam jednocześnie zmieniając pod stołem nogę, wodząc po drugim udzie Justina – to jak myślisz… Będzie mi bardziej pasować czerwień czy róż?
- Wiem co chcesz zrobić – warknął. – I zaraz przerzucę cię przez ramię i wyniosę z tej restauracji, a później przelecę w limuzynie nie zważając na to czy Jacob usłyszy twoje jęki – syknął. Zarumieniłam się pod jego wzrokiem, kiedy kelner przyniósł nasze przystawki. Szatyn nawet na niego nie spojrzał, kiedy postawił przed nim talerz. Szybko odnalazłam pod stołem moje buty i założyłam je na stopy, chcąc skupić się na posiłku. – Uważam, że lepiej będzie ci w różowym. – Justin uśmiechnął się zwycięsko i posłał mi oczko. Nie odzywałam się do niego, aż nie skończyłam swojej przystawki. – Zrobiłaś się strasznie małomówna – mruknął zwycięsko. Jęknęłam zirytowana. Nie lubiłam przegrywać, nie w taki sposób. Musiałam się odegrać na szatynie.
Okazja nadarzyła się chwilę później, kiedy podano dania główne. Kelner wyglądający na jakieś dwadzieścia pięć lat, wyraźnie zerkał na mnie zbyt często.
- To dla pani. – Pochylił się, stawiając przede mną talerz. Dotknęłam jego przedramienia, a kiedy skupił na mnie swój wzrok uśmiechnęłam się i odgarnęłam włosy, ukazując piersi podkreślone przez sukienkę.
- Przepraszam – powiedziałam zalotnie. – Ale czy my się skądś nie znamy?
- Nie zapomniałbym tak pięknej kobiety. – Szybko wyczuł moje intencje. Zachichotałam, zakrywając usta dłonią.
- Dziękuję.
- Nie ma za co. – Ukłonił się i odszedł od stolika. Jakby nigdy nic, zaczęłam jeść swoje danie, nie zwracając uwagi na szatyna, który kipiał ze złości jednak wzrok wlepiony miał w talerz z jedzeniem. Uśmiechnęłam się tryumfalnie i czekałam z niecierpliwością na deser. Jęknęłam z przyjemności gdy wzięłam pierwszy kęs czekoladowego torciku. Byłam dopiero w połowie, a Justin skończył swoją porcję. Wyraźnie się niecierpliwił, a ja celowo przedłużałam swój posiłek. Co chwila pojękiwałam cicho, komentując pyszny deser. Justin jednocześnie wściekły i zirytowany seksualnie.
Chyba mamy remis.
Razem z ostatnim kęsem, Justin rzucił na stolik cztery banknoty i podał mi dłoń na znak, że wychodzimy. Zachowując resztki przyzwoitości, pokonaliśmy restaurację w normalnym tempie. Nie zdziwiłam się gdy Jacob czekał na nas już przed budynkiem. Ku mojemu zdziwieniu, mężczyzna przez całą drogę się do mnie nie odzywał.
- Pod windę – rzucił od niechcenia po naciśnięciu guzika, który łączył z kierowcą. Jacob, zgodnie z oczekiwaniami szatyna, nie zatrzymał się pod apartamentowcem, tylko wjechał do podziemnego parkingu. Kiedy wysiadłam auta, Justin położył dłoń na moich lędźwiach i pchnął w stronę windy. Widziałam jak niespokojnie przebiera nogami w czasie jazdy, przez co na mojej twarzy wymalowany był uśmieszek. Wchodząc do penthouse, odwiesiłam mój płaszcz do garderoby i odnalazłam wzrokiem Justina, który podszedł do barku i nalał sobie pół szklaneczki whisky, którą od razu wypił. Wolnym krokiem pokonałam dzielącą nas odległość i stanęłam naprzeciwko niego, opierając się o ścianę.
- Jesteś zły. – Chwyciłam jego dłoń i przyciągnęłam delikatnie. Dał krok w moim kierunku, jednak nadal na mnie nie patrzył. – Justin to była tylko zabawa – jęknęłam.
- Po prostu – przerwał, pocierając twarz – jestem zirytowany. Nie wypaliłem dzisiaj ani jednej fajki. – Położyłam dłonie na jego karku i przyciągnęłam do siebie. – Miałem ochotę zabić tego kelnera – mruknął, a ja zachichotałam. Niespodziewanie zaczął mnie całować, od razu wsuwając język do moich ust. Jęknęłam przeciągle gdy podwinął moją sukienkę i przyparł do ściany, ściskając mocno moje pośladki. – Chyba muszę ci przypomnieć do kogo należysz. – Powiedział wprost do moich ust. Pociągnął mnie za włosy, zmuszając żebym odsłoniła mu szyję. Jego pocałunki były cholernie intensywne i namiętne. Dał mi mocnego klapsa, a ja jęczałam z rozkoszy. – Jesteś kurwa moja – warknął rozdzierając moje figi. Oddawałam się mu cała. Moje ciało wyginało się w stronę jego dotyku, a każdy jego rodzaj sprawiał mi przyjemność. Jeszcze rok temu bałam się agresywnego seksu. Teraz sprawiał mi przyjemność, mimo całej tej otoczki, czułam, że Justin się o mnie troszczy i że nie chce mi sprawić krzywdy.
Sapnęłam gdy poczułam go wewnątrz siebie. Oboje mieliśmy na sobie ubrania, jednak to nie przeszkodziło nam w osiągnięciu orgazmu. Zaraz potem szatyn oparł mnie o kanapę i wziął od tyłu tak jak kilka godzin wcześniej. Przylgnęłam wilgotnym policzkiem do miękkiej poduszki gdy kolejna fala orgazmu opuściła moje ciało. Justinowi jednak nie przeszkadzał mój półświadomy stan bo przylgnął ustami do mojej nabrzmiałej łechtaczki. Moje biodra zadrżały, jednak mężczyzna mocno je trzymał nie pozwalając uciec. Głośno sapiąc po intensywnych doznaniach, zsunęłam się z kanapy w ramiona Justina, siedzącego na podłodze. Wsunął palce pod mój podbródek i złączył nasze usta w czułym pocałunku. Nasze ubrania kleiły się od potu, a moje ciało było bezwładne i co chwila drżało.
- Jestem twoja – szepnęłam.
- Wiem. – Justin uśmiechnął się i wziął mnie na ręce. Skierował się do łazienki na dole, gdzie znajdowała się wanna z hydromasażem. Zachichotał gdy postawił mnie na podłodze, a nogi się pode mną ugięły. – Chyba cię wymęczyłem.
- Troszeczkę – mruknęłam gdy już złapałam balans, a szatyn ściągnął ze mnie resztki pończoch i sukienkę. Wytarł moją twarz wilgotną chusteczką pozbywając się resztek makijażu i zachichotałam gdy trącił swoim nosem o mój. Weszłam przy jego pomocy do wanny, która napełniała się ciepłą wodą. Szatyn wyszedł z łazienki i wrócił z naszymi ubraniami do spania. Dla mnie przygotował jedynie kusą koszulę nocną i majtki, jednak nie zwróciłam na to uwagi bo moja głowa opadała ze zmęczenia. Zajął miejsce za mną i włączył delikatny masaż. Oparłam się o jego klatkę piersiową i pozwoliłam sobą zająć oddając się rozkoszy. Nie zorientowałam się nawet gdy zaniósł mnie do łóżka i mocno przytulił całując na dobranoc w usta. Zamknęłam oczy, miarowo oddychając jednak nie mogłam zasnąć bo wdychanie zapachu Justina było o wiele przyjemniejsze.
- Jesteś kobietą mojego życia Adeline – wyszeptał, odgarniając włosy z mojej twarzy. Pewnie był pewien, że śpię bo nie dawałam żadnych świadomych znaków. – Oddałbym wszystko za pewność, że przyjmiesz moje oświadczyny. – Zamarłam. Czy to oznaczało, że Justin ma zamiar się mi oświadczyć w najbliższym czasie?

Cholera.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz