Ściągnęłam brwi, kiedy usłyszałam
jakieś konspiracyjne szepty między Justinem, a Jacobem. Na palcach podbiegłam
do ściany i wychyliłam się zza niej. Ochroniarz podał mojemu chłopakowi
obszerną torbę i ulotnił się z mieszkania.
- Co tam masz? – Zagrodziłam
Justinowi drogę. Zaśmiałam się, kiedy prawie podskoczył ze strachu.
- To miała być niespodzianka –
westchnął. – To dla ciebie. – Podał mi torbę. Zajrzałam do niej i zobaczyłam
pudełko z butami.
- Buty? – Ruszyłam w stronę kanapy.
Usiadłam na niej, a szatyn zniknął na chwilę w gabinecie. Wrócił z kolejną
torbą, którą położył obok mnie.
- To na dzisiejszą randkę. – Usiadł
obok. – Chciałbym żebyś to założyła. – Przyłożył zaciśniętą pięść do ust i
przyglądał mi się zniecierpliwiony. Czułam się jak mała dziewczynka odpakowując
te paczki.
Położyłam na kolanach pudełko z
logiem Jimmy Choo. Kiedy je otworzyłam pisnęłam jak dziecko. Spojrzałam na Justina,
który uśmiechał się szeroko.
- Są cudowne – wyszeptałam.
Wyciągnęłam czarne szpilki w szpic, które miały przynajmniej
dziesięciocentymetrowy obcas. Do całego buta przyczepione były dość duże
kryształy o różnym kształcie. – Justin naprawdę nie potrzebuję takich rzeczy. –
Zagryzłam zawstydzona wargi. – Nie chcę, żebyś myślał, że oczekuję od ciebie
prezentów – mruknęłam, kiedy odłożyłam na bok buty i wdrapałam się na kolana
szatyna.
- Chcę ci dawać prezenty. – Cmoknął
mnie w usta. – Nawet nie wiesz jak się cieszę, że ci się podobają. – Trącił
swoim nosem o mój. – Zobacz sukienkę – wyszeptał. Chwyciłam papierową torbę z
logo Dolce&Gabbana. Wyciągnęłam czarną sukienkę na cienkich ramiączkach,
która będzie sięgać mi za kolano. Była prosta, dopasowana, a jedyną jej ozdobą
było rozcięcie z tyłu, które będzie mi pozwalać stawiać kroki. – I jak? –
Spojrzałam na mężczyznę, który wyraźnie się niecierpliwił. Uśmiechnęłam się
szeroko i odłożyłam sukienkę na bok, żeby się nie pogniotła.
- Jest cudowna – zaśmiałam się. –
Naprawdę nie musiałeś.
- Chciałem, żebyś się czuła dzisiaj
wyjątkowo – mruknął. Złączył nasze usta w pocałunku i zacisnął mocno dłonie na
mojej talii. – Chcę ci to wszystko wynagrodzić – westchnął. Spojrzałam na niego
zmieszana. Sam nie wiedział o mnie wielu rzeczy, kiedy to on uważał się za
winnego. Co w takim razie będę musiała zrobić, kiedy dowie się o mnie
wszystkiego? Sprzedać diabłu duszę?
Już
to zrobiłaś.
- Dawno mi to wszystko wynagrodziłeś
z nawiązką. – Pogładziłam go po policzku. Uśmiechnął się delikatnie i dał mi
znać żebym wstała. Splótł nasze dłonie i pociągnął mnie do kuchni, gdzie
gotowała się zupa buraczkowa.
- Jestem głodny – mruknął siadając na
wysokim krześle. – Kobieto daj mi jeść – jęknął, a ja zachichotałam.
- Mam nadzieję, że to będzie można
przełknąć. – Podałam mu talerz zupy z uśmiechem. Zagryzłam zdenerwowana usta,
kiedy wziął pierwszą łyżkę, czekając na reakcję.
- Nie jesz? – Spojrzał na mnie
zdziwiony. Wzruszyłam ramionami i wzięłam porcję dla siebie. Usiadłam obok i
stwierdziłam, że wyszło mi całkiem nieźle. Po skończonym obiedzie włożyłam
naczynia do zmywarki i dołączyłam do Justina, który siedział w salonie
oglądając wiadomości. Spojrzałam na prezenty od niego i westchnęłam z
zachwytem.
- Gdzie mnie zabierasz? – Położyłam
dłoń na jego udzie, gdy usiadłam obok.
- Na kolację. – Objął mnie ramieniem.
– Około dziewiętnastej wyjedziemy.
- Myślałam, że pójdziemy do kina –
zachichotałam.
- Ja… - Szatyn się zmieszał. – Nie
wiedziałem, że wolisz kino – mruknął.
- Jest mi to obojętne. – Cmoknęłam go
w policzek. – Następnym razem pójdziemy do kina bo dzisiaj chcę koniecznie
założyć tę cudowną sukienkę. – Justin spojrzał na mnie czule i bawił się
końcówkami moich włosów. Co chwila zerkał na moją dłoń, która gładziła jego
udo. Chwycił ją i pocałował każdy knykieć, przez co zachichotałam, a on
wciągnął mnie do siebie na kolana. Oparłam głowę na jego ramieniu, przymykając
oczy, kiedy mocno mnie objął. – Nie chcę iść jutro do pracy – mruknęłam. – Chcę
spędzić cały dzień z tobą. – Usłyszałam jak chichocze przez moje dziecinne
zachowanie.
- Postaraj się dostać wolne, a
będziesz mogła spędzić ze mną tyle czasu ile tylko zapragniesz. – Wyprostowałam
się, żeby móc spojrzeć mu w oczy. – Chciałabyś jutro zacząć przeprowadzkę? – Zapytał,
gładząc mnie po policzku. Spojrzałam na niego niepewnie i dostrzegłam strach w
jego oczach. Widocznie nie takiej reakcji spodziewał się z mojej strony. Sama
chciałabym teraz być pewną samej siebie, ale targały mną sprzeczne emocje.
- Jeżeli dostanę wolne to we wtorek
nas już nie będzie na miejscu, a samo pakowanie zajmie mi wieki – mruknęłam.
- Przecież są od tego firmy. –
Skrzywiłam się na myśl, że jakieś obce osoby grzebałyby w moich rzeczach i
układały wszystko tak jak oni tego zapragną.
- Chciałabym to zrobić sama. – Szatyn
kiwnął głową na znak, że rozumie. – Pójdę się szykować. – Cmoknęłam go szybko
na pożegnanie i ruszyłam do sypialni. Miałam kilka kosmetyków, które zabrałam
ze sobą wczoraj i to musiało mi wystarczyć. Wzięłam szybki prysznic i stałam
przed lusterkiem susząc włosy, kiedy Justin wszedł do łazienki i oparł się o
blat przodem do mnie. Przyglądał się mi, a ja posłałam mu pytające spojrzenie.
- Coś się stało? – Ściągnęłam brwi,
kiedy odłożyłam suszarkę na bok i od razu poczułam jak mężczyzna oplata mnie w
talii i przyciąga do siebie. Zaśmiałam się, kiedy złożył długi pocałunek na
moim czole.
- Musiałem cię zobaczyć – powiedział
cicho. – Cholernie cię kocham. – Nie odpowiedziałam tylko pocałowałam go w
szyję, żuchwę, policzek, a potem w usta. Kiedy już miałam zakończyć pocałunek,
szatyn go pogłębił, a ja jęknęłam zadowolona gdy wsunął swój język do moich
ust. Odchylił mój szlafrok dłonią i bawił się sutkiem jednej piersi, gdy
przeszedł pocałunkami na moją szyję.
- Justin – powiedziałam cicho sapiąc.
– Spóźnimy się przez ciebie na kolację – jęknęłam bo posadził mnie na
marmurowym blacie, chwycił mój sutek między wargi i delikatnie go przygryzł.
- Zamówię catering – mruknął, kiedy
przeszedł pocałunkami na drugą pierś. Czułam wilgoć zbierającą się między moimi
udami i wiedziałam, że nie chcę tego zakończyć.
- Po prostu zróbmy to szybko. –
Szatyn spojrzał na mnie, a na jego twarzy malował się uśmieszek. Chwyciłam go
za koszulkę i przyciągnęłam do siebie, łącząc nasze usta. Oplotłam nogami jego
biodra, a dłońmi zjechałam na gumkę bokserek. Zsunęłam je w dół i chwyciłam
jego twardniejącą męskość. Zaczęłam ją masować, a palce szatyna powędrowały do
zwieńczenia moich nóg. Nacisnął na moją łechtaczkę, a ja niekontrolowanie
zadrżałam. Nie chcąc dłużej czekać, nakierowałam go na moje wejście. – Wejdź we
mnie – jęknęłam. – Proszę. – Szatyn odsunął się ode mnie i chwycił swoją
męskość w dłoń. Czubkiem jeździł po mojej kobiecości w górę i w dół, a całe
moje podniecenie zaczęło przejmować nade mną kontrolę. Oparłam się o oszkloną
ścianę za mną, zaciskając palce na krańcach blatu.
- Prosiłaś mnie o coś? – Jak przez
mgłę słyszałam spokojny głos Justina, kiedy nadal podrażniał czubkiem penisa
moją łechtaczkę.
- Chcę cię poczuć – wysapałam. –
Błagam. – Wtedy mężczyzna chwycił mocno moje biodra i gwałtownie wsunął się w
moje wnętrze. Krzyknęłam z powodu uczucia nagłego rozpierania, które przeszyło
moje podbrzusze. Poruszał się we mnie mocno, a ja chwyciłam jego ramiona i
wbiłam w nie paznokcie. Justin syknął i zsunął mnie z blatu, odwrócił do siebie
plecami i położył dłoń na kręgosłupie, zmuszając żebym się pochyliła. Wszedł we
mnie od tyłu, a ja mogłam poczuć go teraz głębiej i dokładniej. Jego penis
wsuwał się po samą podstawę. Przyciągnął mnie do siebie, tak że moje plecy
przylegały do jego klatki piersiowej.
- Otwórz oczy – warknął do mojego
ucha i na moment przestał się poruszać. Mruknęłam niezadowolona i niechętnie
wykonałam jego rozkaz. Nasze oczy spotkały się w lustrze, a ja bezwiednie
oblizałam wargi na widok naszego odbicia. Stałam z wypchniętymi do tyłu
biodrami, rozchylonym szlafrokiem ukazującym moje piersi. Justin oplatał mnie
mocno w pasie jedną dłonią, a drugą trzymał na biodrze mocno je ściskając. Miał
zaciśniętą szczękę, a jego warga drżała z podniecenia. Wyglądał tak idealnie,
że nie mogłam oderwać od niego wzroku. – Widzisz to? – Pokiwałam głową,
drepcząc w miejscu. Czułam jak jego penis pulsuje wewnątrz mnie od nadmiaru
podniecenia. – Powiedz to. – Szarpnął mnie za biodro przyciskając do siebie.
- Widzę – wysapałam. Pchnął jeden
raz, a ja krzyknęłam sfrustrowana. – Justin…
- Powiedz to – mruknął, przejeżdżając
kciukiem między moimi piersiami. Okrążył jeden sutek i delikatnie go zrolował.
– Powiedz, że jesteś moja.
- Twoja. – Odpowiedziałam bez
zastanowienia. – Jestem tylko twoja. – Powtórzyłam, a wtedy on zaczął się
ponownie poruszać. Znowu pochylił mnie do przodu, mocno dociskając do blatu.
Pieprzył mnie, pieprzył mnie cholernie mocno, a ja chciałam więcej. Czułam jak
trzęsą mi się nogi gdy zalewała mnie fala orgazmu. Krzyczałam imię szatyna,
czując jego natarczywe ruchy gdy wbijał się w moją kobiecość. Czułam jak jego
podniecenie zalewa moje wnętrze i opadłam policzkiem na blat.
- Kochanie. – Justin pocałował mnie w
kark i przyciągnął do siebie. Trzymał mnie mocno bo moje nogi nadal nie
funkcjonowały tak jak powinny. Zaczął mnie czule całować, a ja leniwie
oddawałam jego pocałunki. – Jesteś cudowna. – Odgarnął włosy z mojej twarzy i
posadził na blacie. Zachichotałam gdy potarł nasze nosy o siebie. – Jesteś
moja. – Oblizał wargi, a ja policzkiem oparłam się o jego ramie.
- Wiem o tym. – Objęłam dłonią jego
szyję. – A ty jesteś mój. – Pocałowałam go w żuchwę. Cholera, on nawet nie
zdawał sobie sprawy z tego do jakiego stanu mnie doprowadzał. Było mi ciężko z
tym, że moje zachowanie mogło mu dawać mylne wyobrażenie o mnie. Ja sama na
jego miejscu pewnie myślałabym, że mam co do niego wątpliwości, ale jedyną
osobą, której nie byłam pewna to ja sama. – Kocham cię Justin – powiedziałam mu
prosto w oczy. Moje serce zabiło szybciej, gdy szatyn uśmiechnął się szeroko. –
Jutro zaczniemy przeprowadzkę, kupimy pudła i inne potrzebne rzeczy. Zrobię
wszystko, żeby dostać ten cholerny urlop, mogę się nawet zwolnić. – Wyrzuciłam
dłonie do góry. – Chcę być z tobą zawsze i wszędzie. – Pogładziłam mężczyznę po
policzku, a on pocałował środek mojej dłoni.
- Nie masz wyjścia – zachichotał. –
Zrobimy jak chcesz. A teraz – odsunął się ode mnie, wcześniej zakrywając mnie
szlafrokiem i szybko zakładając bokserki razem ze spodniami na swój tyłek – masz
godzinę do wyjścia. Będę czekał na ciebie na dole. – Cmoknął mnie ostatni raz
zanim wyszedł.
Westchnęłam i zeskoczyłam z blatu.
Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze i zachichotałam, widząc mój rozmarzony
wyraz twarzy i zaróżowione policzki. Szybko się odświeżyłam, ułożyłam włosy i
zrobiłam makijaż. Miałam ze sobą ciemną kredkę, którą zrobiłam smokey eye,
mocno wytuszowałam rzęsy, podkreśliłam brwi, nałożyłam podkład, bronzer i róż.
Usta pociągnęłam jedynie błyszczykiem. W samym szlafroku skierowałam się do
garderoby. W jednej z szuflad znajdowała się moja bielizna, którą Justin kupił
rok temu. Ucieszyłam się gdy znalazłam tam cieliste pończochy samonośne i
czarne, seksowne figi. Sukienka nie wymagała założenia stanika z racji tego, że
miała usztywniane miseczki, które zbierały i podnosiły biust. Założyłam
kolczyki, które dostałam od Justina, sukienkę i wysokie szpilki. Spojrzałam na
swoje odbicie w lustrze i uśmiechnęłam się szeroko. Wyglądałam fenomenalnie.
Zeszłam po schodach na dół, a Justin słysząc stukot moich szpilek wyszedł z
kuchni. Uśmiechnął się szeroko i stanął na końcu schodów trzymając dłonie w
kieszeniach swoich wąskich, czarnych spodni od garnituru. Widząc go, zagryzłam
wargę. Miał na sobie białą koszulę i szarą, wełnianą marynarkę. Włosy zaczesał
do tyłu, a śnieżnobiały uśmiech powalał z nóg. Gdy stanęłam obok niego, objął
mnie w talii i cmoknął w usta.
- Masz teraz błyszczyk na ustach –
zachichotałam, gdy wydął swoje wargi, a ja palcem wytarłam klejącą maź.
- Chcesz mi powiedzieć, że nie mogę
cię całować? – mruknął niezadowolony.
- Na razie nie. – Wzruszyłam
ramionami. – Muszę pamiętać, żeby kupić antycałuśne szminki.
- Antycałuśne?
- Nie będą cię brudzić – zaśmiałam
się z jego niewiedzy. Zastanawiał się nad czymś przez chwilę, ale widocznie
puścił to w niepamięć bo pociągnął mnie za rękę w stronę wyjścia. Podał mi
płaszcz, którego wcześniej nie widziałam na oczy. Sięgał mi za kolano, był
szary, zapinany w pasie na klamrę, a kołnierz ozdabiało sztuczne futro. – To
nie mój płaszcz.
- Niespodzianka – powiedział radosnym
tonem. Jęknęłam niezadowolona, a Justin posłał mi karcące spojrzenie. – Nie
przestanę ci kupować czegoś w czym wyglądasz jak bogini. – Weszliśmy do windy i
zjechaliśmy na sam dół. Nie komentowałam więcej zakupu pewnie horrendalnie
drogiego płaszcza, kiedy poczułam jak jest cudownie miękki i ciepły. Wyszliśmy
na główny hol, a nie do garażu jak zawsze. Zdziwiłam się, gdy czekała na nas
limuzyna.
- Wynająłeś limuzynę? – spytałam
zaskoczona. Justin zaśmiał się, kiedy Jacob wysiadł zza kierownicy żeby
otworzyć nam drzwi.
- Nie wynajmuję aut. – Wzruszył
ramionami. Pomógł mi wsiąść, a później szybko zajął miejsce obok. Złączył nasze
dłonie i opuścił przyciemnianą szybę między nami, a kierowcą.
- Jesteś szalony – zachichotałam. –
Po co ci limuzyna?
- Na specjalne okazje. – Wzruszył
ramionami. – Pierwsza randka to chyba specjalna okazja.
- Jestem tego pewna.
Resztę drogi spędziliśmy na rzucaniu
sobie krótkich spojrzeń, albo czułości. Co chwila się śmiałam albo wpatrywałam
w profil szatyna gdy opowiadał mi coś z przejęciem. Cholernie za nim tęskniłam.
Nie zorientowałam się nawet gdy auto zatrzymało się pod restauracją. Jacob
otworzył nam drzwi. Justin pomógł mi wysiąść i rzucił do mężczyzny krótkie
„będziemy w kontakcie”, a ja pożegnałam się z nim uśmiechem.
W restauracji od razu zabrano od nas
płaszcze i zaprowadzono do stolika. Justin pomógł mi usiąść, a później zajął
miejsce naprzeciwko.
- Jak ci się podoba? – Nachylił się,
kiedy kelner, który przyniósł nam karty, odszedł. Rozejrzałam się dookoła i
uśmiechnęłam, widząc piękne bukiety kwiatów.
- Jest pięknie – westchnęłam. –
Dzisiaj zdecydowanie nadużywam tego słowa. – Skupiłam swój wzrok na karcie dań
i starałam się wybrać coś odpowiedniego. Czułam na sobie wzrok Justina i za
każdym razem, kiedy na niego spoglądałam, ten udawał, że czyta kartę.
Zachichotałam na jego nastoletnie zachowanie i odłożyłam z nim równocześnie
menu na bok. Oboje zamówiliśmy kolację, a Justin wybrał wino. Gdy nasze
kieliszki były pełne, nasze spojrzenia znowu się spotkały na kilka sekund
dłużej.
- Musisz jak najszybciej kupić
antycałuśne pomadki. – Powiedział, unosząc kieliszek z czerwonym winem do ust.
- Czyżbyś chciał coś zrobić? –
zamruczałam i potarłam stopą jego łydkę pod stołem, przez co nerwowo zachłysnął
się powietrzem. – Bardzo lubię ten błyszczyk. – Wydęłam wargi.
- Adeline. – Złapał czubek swojego
nosa. – Jeśli zaraz nie przestaniesz…
- Nie wiem o czym mówisz –
zachichotałam. Udawałam głupią, opierając brodę na splecionych dłoniach.
Ściągnęłam but i wodziłam stopą po wewnętrznej stronie uda Justina,
niebezpiecznie blisko krocza. Byliśmy na uboczu, w dodatku obrusy były długie
do samej ziemi, więc nie obawiałam się o naszą prywatność. – Co do moich
szminek – zaczęłam jednocześnie zmieniając pod stołem nogę, wodząc po drugim
udzie Justina – to jak myślisz… Będzie mi bardziej pasować czerwień czy róż?
- Wiem co chcesz zrobić – warknął. –
I zaraz przerzucę cię przez ramię i wyniosę z tej restauracji, a później
przelecę w limuzynie nie zważając na to czy Jacob usłyszy twoje jęki – syknął.
Zarumieniłam się pod jego wzrokiem, kiedy kelner przyniósł nasze przystawki.
Szatyn nawet na niego nie spojrzał, kiedy postawił przed nim talerz. Szybko
odnalazłam pod stołem moje buty i założyłam je na stopy, chcąc skupić się na
posiłku. – Uważam, że lepiej będzie ci w różowym. – Justin uśmiechnął się
zwycięsko i posłał mi oczko. Nie odzywałam się do niego, aż nie skończyłam
swojej przystawki. – Zrobiłaś się strasznie małomówna – mruknął zwycięsko.
Jęknęłam zirytowana. Nie lubiłam przegrywać, nie w taki sposób. Musiałam się
odegrać na szatynie.
Okazja nadarzyła się chwilę później,
kiedy podano dania główne. Kelner wyglądający na jakieś dwadzieścia pięć lat,
wyraźnie zerkał na mnie zbyt często.
- To dla pani. – Pochylił się, stawiając
przede mną talerz. Dotknęłam jego przedramienia, a kiedy skupił na mnie swój
wzrok uśmiechnęłam się i odgarnęłam włosy, ukazując piersi podkreślone przez
sukienkę.
- Przepraszam – powiedziałam
zalotnie. – Ale czy my się skądś nie znamy?
- Nie zapomniałbym tak pięknej
kobiety. – Szybko wyczuł moje intencje. Zachichotałam, zakrywając usta dłonią.
- Dziękuję.
- Nie ma za co. – Ukłonił się i
odszedł od stolika. Jakby nigdy nic, zaczęłam jeść swoje danie, nie zwracając
uwagi na szatyna, który kipiał ze złości jednak wzrok wlepiony miał w talerz z
jedzeniem. Uśmiechnęłam się tryumfalnie i czekałam z niecierpliwością na deser.
Jęknęłam z przyjemności gdy wzięłam pierwszy kęs czekoladowego torciku. Byłam
dopiero w połowie, a Justin skończył swoją porcję. Wyraźnie się niecierpliwił,
a ja celowo przedłużałam swój posiłek. Co chwila pojękiwałam cicho, komentując
pyszny deser. Justin jednocześnie wściekły i zirytowany seksualnie.
Chyba
mamy remis.
Razem z ostatnim kęsem, Justin rzucił
na stolik cztery banknoty i podał mi dłoń na znak, że wychodzimy. Zachowując
resztki przyzwoitości, pokonaliśmy restaurację w normalnym tempie. Nie
zdziwiłam się gdy Jacob czekał na nas już przed budynkiem. Ku mojemu
zdziwieniu, mężczyzna przez całą drogę się do mnie nie odzywał.
- Pod windę – rzucił od niechcenia po
naciśnięciu guzika, który łączył z kierowcą. Jacob, zgodnie z oczekiwaniami
szatyna, nie zatrzymał się pod apartamentowcem, tylko wjechał do podziemnego
parkingu. Kiedy wysiadłam auta, Justin położył dłoń na moich lędźwiach i pchnął
w stronę windy. Widziałam jak niespokojnie przebiera nogami w czasie jazdy,
przez co na mojej twarzy wymalowany był uśmieszek. Wchodząc do penthouse,
odwiesiłam mój płaszcz do garderoby i odnalazłam wzrokiem Justina, który
podszedł do barku i nalał sobie pół szklaneczki whisky, którą od razu wypił.
Wolnym krokiem pokonałam dzielącą nas odległość i stanęłam naprzeciwko niego,
opierając się o ścianę.
- Jesteś zły. – Chwyciłam jego dłoń i
przyciągnęłam delikatnie. Dał krok w moim kierunku, jednak nadal na mnie nie
patrzył. – Justin to była tylko zabawa – jęknęłam.
- Po prostu – przerwał, pocierając
twarz – jestem zirytowany. Nie wypaliłem dzisiaj ani jednej fajki. – Położyłam
dłonie na jego karku i przyciągnęłam do siebie. – Miałem ochotę zabić tego
kelnera – mruknął, a ja zachichotałam. Niespodziewanie zaczął mnie całować, od
razu wsuwając język do moich ust. Jęknęłam przeciągle gdy podwinął moją
sukienkę i przyparł do ściany, ściskając mocno moje pośladki. – Chyba muszę ci
przypomnieć do kogo należysz. – Powiedział wprost do moich ust. Pociągnął mnie
za włosy, zmuszając żebym odsłoniła mu szyję. Jego pocałunki były cholernie
intensywne i namiętne. Dał mi mocnego klapsa, a ja jęczałam z rozkoszy. –
Jesteś kurwa moja – warknął rozdzierając moje figi. Oddawałam się mu cała. Moje
ciało wyginało się w stronę jego dotyku, a każdy jego rodzaj sprawiał mi
przyjemność. Jeszcze rok temu bałam się agresywnego seksu. Teraz sprawiał mi
przyjemność, mimo całej tej otoczki, czułam, że Justin się o mnie troszczy i że
nie chce mi sprawić krzywdy.
Sapnęłam gdy poczułam go wewnątrz
siebie. Oboje mieliśmy na sobie ubrania, jednak to nie przeszkodziło nam w
osiągnięciu orgazmu. Zaraz potem szatyn oparł mnie o kanapę i wziął od tyłu tak
jak kilka godzin wcześniej. Przylgnęłam wilgotnym policzkiem do miękkiej
poduszki gdy kolejna fala orgazmu opuściła moje ciało. Justinowi jednak nie
przeszkadzał mój półświadomy stan bo przylgnął ustami do mojej nabrzmiałej
łechtaczki. Moje biodra zadrżały, jednak mężczyzna mocno je trzymał nie
pozwalając uciec. Głośno sapiąc po intensywnych doznaniach, zsunęłam się z
kanapy w ramiona Justina, siedzącego na podłodze. Wsunął palce pod mój
podbródek i złączył nasze usta w czułym pocałunku. Nasze ubrania kleiły się od
potu, a moje ciało było bezwładne i co chwila drżało.
- Jestem twoja – szepnęłam.
- Wiem. – Justin uśmiechnął się i
wziął mnie na ręce. Skierował się do łazienki na dole, gdzie znajdowała się
wanna z hydromasażem. Zachichotał gdy postawił mnie na podłodze, a nogi się
pode mną ugięły. – Chyba cię wymęczyłem.
- Troszeczkę – mruknęłam gdy już
złapałam balans, a szatyn ściągnął ze mnie resztki pończoch i sukienkę. Wytarł
moją twarz wilgotną chusteczką pozbywając się resztek makijażu i zachichotałam
gdy trącił swoim nosem o mój. Weszłam przy jego pomocy do wanny, która
napełniała się ciepłą wodą. Szatyn wyszedł z łazienki i wrócił z naszymi
ubraniami do spania. Dla mnie przygotował jedynie kusą koszulę nocną i majtki,
jednak nie zwróciłam na to uwagi bo moja głowa opadała ze zmęczenia. Zajął
miejsce za mną i włączył delikatny masaż. Oparłam się o jego klatkę piersiową i
pozwoliłam sobą zająć oddając się rozkoszy. Nie zorientowałam się nawet gdy
zaniósł mnie do łóżka i mocno przytulił całując na dobranoc w usta. Zamknęłam
oczy, miarowo oddychając jednak nie mogłam zasnąć bo wdychanie zapachu Justina
było o wiele przyjemniejsze.
- Jesteś kobietą mojego życia Adeline
– wyszeptał, odgarniając włosy z mojej twarzy. Pewnie był pewien, że śpię bo
nie dawałam żadnych świadomych znaków. – Oddałbym wszystko za pewność, że
przyjmiesz moje oświadczyny. – Zamarłam. Czy to oznaczało, że Justin ma zamiar
się mi oświadczyć w najbliższym czasie?
Cholera.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz