Wychodząc z gabinetu szefa niemal
pisnęłam z radości. Tak jak się spodziewałam, kiedy wpłynął do niego mój
wniosek o urlop od razu mnie do siebie wezwał. Po długich negocjacjach niemal
wybłagałam u niego całe dwa tygodnie.
Ja: Udało się! Od jutra mam wolne :)
Wysłałam w windzie wiadomość do
Justina i głośno westchnęłam. Zdawałam sobie sprawę z tego, że będę teraz
czujna i przewrażliwiona bo szatyn planował mi się oświadczyć, a ja nie
wiedziałam czy jestem w stanie mu wyznać całą prawdę.
Może
nigdy się jej nie dowie?
Szybko wyrzuciłam sobie ten
beznadziejny pomysł z mojej głowy. Chociaż na świecie można znaleźć miliony
małżonków którzy ukrywają przed sobą wiele ważnych spraw.
Miałaś
taka nie być.
Justin: Jutro rano wylecimy. Zostanę w pracy do późna, nie
czekaj na mnie.
Przemierzając długi korytarz do
mojego biura, odczytałam wiadomość. Wchodząc do działu handlowego, szybko
ogarnęłam wzrokiem pracowników i na szczęście każdy robił to co do niego
należało. Musiałam wszystko zostawić dzisiaj w idealnym porządku, żeby mieć jak
najmniej pracy po powrocie.
Ja: Zacznę pakować swoje rzeczy w mieszkaniu. Jeżeli nie
zastaniesz mnie w mieszkaniu, nie martw się :) Najprawdopodobniej padłam
zmęczona na kanapie.
Odłożyłam telefon i zaczęłam
przeglądać nadsyłane mi na bieżąco raporty. Rozesłałam też wiadomości do moich
najbliższych pracowników, planując im pracę na kolejne dwa tygodnie i
zaznaczając, że mogą się ze mną kontaktować tylko w nagłych wypadkach.
Justin: Może Jacob ci pomoże? Nie chcę spać bez ciebie.
Uśmiechnęłam się na jego słowa.
Ja: Nie fatyguj go. Obiecuję ci, że wrócę.
Justin: To rozumiem :) Gdyby coś się działo, zawsze możesz
do mnie zadzwonić kochanie. Odbiorę każdy twój telefon i przyjadę jak
najszybciej.
Mimowolnie przewróciłam oczami na
jego troskę. Widocznie miał chwilę przerwy bo od razu odpisywał na moje
wiadomości.
Ja: Będę pakować pudła, a nie budować dom. Nie martw się
o mnie.
Justin: Zawsze się o ciebie martwię.
Nie odpisałam. Wpadłam w wir pracy i
nawet nie zauważyłam, kiedy minęła moja pora lunchu. Kupiłam jedną z ostatnich
kanapek w sklepiku na dole, gdy burczenie w brzuchu nie dawało mi spokoju.
Wracając do biura odebrałam kilka ważnych papierów i wiadomości od
recepcjonistki na dole. Do końca pracy pozostały dwie godziny, a ja miałam
wrażenie, że z każdą chwilą przybywa obowiązków. Potarłam skronie, popijając
kawę z mlekiem, starając się znaleźć błąd w cyferkach na ekranie.
- Przesyłka do pani. – Moja
asystentka weszła bez pukania do środka. Spojrzałam na nią zdziwiona, a ona
jakby czytając mi w myślach, wzruszyła ramionami. – Nie wiem od kogo.
- Dziękuję. – Chwyciłam ją, kiedy
położyła mi na biurku. Obejrzałam z każdej strony, a gdy kobieta wyszła, zaczęłam
ją odpakowywać. Chwyciłam niewielką karteczkę, która leżała na wierzchu i od
razu rozpoznałam pismo Justina.
Mogę ci kupować prezenty, kiedy tylko zapragnę.
Zagryzłam wargi, kiedy rozdzierałam
papier. Moim oczom ukazała się gustowna, czerwona bielizna. Odruchowo
zacisnęłam uda przypominając sobie wczorajszy wieczór z Justinem. Dla pewności
schowałam ją do torebki, żeby ustrzec przed wścibskimi spojrzeniami.
Wyjątkowo wyszłam z pracy punktualnie
o piątej. Rzadko mi się to zdarzało na początku tygodnia. Przeważnie musiałam
zostawać po czasie z powodu nadmiaru obowiązków. W drodze do domu pojechałam do
marketu. Kupiłam kilka papierowych i plastikowych pudeł oraz trochę produktów
na dzisiejszą kolację. W mieszkaniu zrzuciłam z siebie szpilki i opadłam
zmęczona na kanapę. Przebrałam się w dresy i przygotowałam szybki posiłek.
Przypomniało mi się o prezencie Justina i tym razem postanowiłam do niego
zadzwonić. Odebrał po kilku sygnałach.
- Jesteś zajęty? – Powiedziałam
pierwsza. Usłyszałam jakieś głosy, które szybko ucichły.
- Coś się stało? – Coś trzasnęło, a
później zaszumiało. Tak jakby wchodził albo wychodził z pomieszczenia.
- Chciałam ci tylko podziękować za
prezent. – Zagryzłam wargi. – Jest śliczna.
- Po prostu chcę cię w niej zobaczyć
– jęknął. Poczułam jak na mojej twarzy pojawiają się rumieńce. – Przyjadę dzisiaj
po ciebie do mieszkania. Nie chcę żebyś wracała sama w taką pogodę. – Na dworze
zaczął padać śnieg i jego obawy były uzasadnione. Bezpieczniejsza będzie podróż
wielkim jeepem niż moim małym autem.
- Będę na ciebie czekać. Przygotować
ci coś do jedzenia? – Zaśmiałam się na myśl, że zaczynam się zachowywać jak
moja babcia.
- Siebie. – Wypalił, a ja mimowolnie
jęknęłam. – Chyba ktoś tutaj jest napalony – zachichotał.
- Zamknij się – warknęłam. –
Zobaczymy kto będzie się śmiał za osiem dni.
- A co będzie za osiem dni?
- Okres. – Mimowolnie wzruszyłam
ramionami. Usłyszałam przeciągły jęk Justina. – Jeden zero dla mnie.
- Przez tydzień nie wyjdę z ciebie.
Bądź gotowa – mruknął.
Chyba
przegrałam.
- Nie masz przypadkiem czegoś do
roboty?
- Właśnie trwa spotkanie z którego
wyszedłem bo do mnie zadzwoniłaś – zaśmiał się. – Powinienem już wracać.
- Czekam na ciebie. – Rozłączyłam
się. Oddychałam ciężko przez rozmowę z erotycznym podtekstem. Jego obietnica
sprawiła, że gdyby teraz tutaj wszedł już od razu zadbałabym o to, żeby nie
wychodził ze mnie od dzisiaj.
Zostawiłam dla Justina porcję
kurczaka z warzywami i zabrałam się za pakowanie. Westchnęłam ciężko bo
kompletnie nie wiedziałam co ze sobą zabrać.
Ja: Dokąd lecimy?
Stukałam nerwowo w podłogę oczekując
na odpowiedź Justina.
Justin: Niespodzianka ;)
Ja:
Nie wiem co zabrać…
Justin: Przygotuj się na dość wysokie temperatury.
Zaśmiałam się z jego dwuznacznej
odpowiedzi. Czyli jechaliśmy gdzieś gdzie będzie ciepło. Spakowałam kilka
sukienek letnich, koszulki i krótkie spodenki jednak wzięłam też trochę
cieplejszych i eleganckich ubrań. Kiedy wpakowałam kosmetyki i buty zaczęłam
przekładać kolejne rzeczy do pudeł. Ku mojemu zdziwieniu, spakowałam wszystko
co chciałam zabrać do mieszkania Justina. Na sam koniec przełożyłam wszystkie
papiery do jednego plastikowego pudła i w kuchni czekałam na mężczyznę.
Zastanawiałam się czy moja przeprowadzka do niego to dobry pomysł. Miałam
zachować swoje mieszkanie, jednak wspólne życie to pewnego rodzaju deklaracja.
Prawie
jak oświadczyny.
Umyłam naczynia, aby pozbyć się
kpiących ze mnie samej myśli. Punkt o dziesiątej dwadzieścia ktoś zadzwonił do
drzwi. Spojrzałam przez wizjer i mimowolnie się uśmiechnęłam widząc Justina.
Szatyn wszedł do mieszkania i zaraz po zamknięciu drzwi, złączył nasze usta.
Smakował gumą do żucia i tytoniem co bardzo mi się podobało.
- Musiałem zapalić bo inaczej
wybiłbym cały zarząd. – Oparł swoje czoło o moje, kiedy wsunęłam dłonie pod
jego rozpięty płaszcz.
- Odgrzeję ci kurczaka z warzywami. –
Pociągnęłam go za rękę do kuchni. Podgrzałam danie w piekarniku i postawiłam
przed nim, sama udając się do sypialni. Wzięłam niewielką torbę z ubraniami i
kosmetykami na jutro oraz walizkę.
- Już wszystko spakowałaś? – Justin
stał przy górze pudeł, która piętrzyła się w rogu mieszkania. Postawiłam
walizkę razem z torbą przy drzwiach wyjściowych i podeszłam do mężczyzny,
przytulając się do jego boku. Byłam strasznie zmęczona dzisiejszym dniem i
marzyłam o śnie.
- Kiedy wrócimy możemy to wszystko
zabrać. Zostało kilka rzeczy, ale pewnie nie będą mi potrzebne. – Wzruszyłam
ramionami.
- Poproszę Jacoba żeby to przewiózł.
– Podeszliśmy do wieszaka i szatyn pomógł założyć mi puchową kurtkę.
- Nie fatyguj go – mruknęłam, kiedy
rozbawiony obwijał moją szyję szalikiem. – Sami sobie damy radę.
- Przesadzasz Adeline – westchnął
niezadowolony. – Płacę mu za takie rzeczy, musisz przywyknąć, że pewnych rzeczy
nie musisz już robić. – Chwycił moją torbę i walizkę. Zeszliśmy na dół, gdzie
zaparkował jeepa.
- Czuję się jakbym go wykorzystywała.
- Nie wykorzystujesz. – Odjechał spod
mojego mieszkania. Na drodze nie było zbyt wiele aut, pewnie ze względu na
kiepską pogodę. – Płacę mu. Poza tym – przerwał, kiedy zatrzymał się na
skrzyżowaniu, żeby upewnić się, że nic nie jedzie – czy ty byś się czuła
wykorzystywana, gdybyś była moją sekretarką i poprosił cię o kawę? – Uniósł
jedną brew do góry i spojrzał na mnie przelotnie.
- Nie wiem. – Wzruszyłam ramionami. –
Raczej nie.
- No właśnie.
Resztę drogi rozmawialiśmy o
jutrzejszym planie dnia. Nasz lot miał trwać prawie dziewiętnaście godzin co
nieco mnie przeraziło. Szatyn oczywiście nie chciał zdradzić gdzie mnie
zabiera. W penthouse Justin wykonał jeszcze kilka telefonów, a ja w tym czasie
brałam prysznic. Po wyjściu z łazienki znalazłam go w garderobie gdy pakował
swoją walizkę. Oparłam się o framugę drzwi, a kiedy ziewnęłam przeciągle,
Justin uniósł swój wzrok na mnie. Wstał i podszedł do mnie. Objął moją twarz
dłońmi i cmoknął mnie w usta, delikatnie się uśmiechając.
- Idź spać, miałaś ciężki dzień. –
Pogładził skórę pod moimi oczami. Mimowolnie się w niego wtuliłam bo nie
potrafiłam tego nie robić gdy stał trzydzieści centymetrów ode mnie.
- Poczekam na ciebie – mruknęłam w
jego koszulę. Poczułam jak jego klatka piersiowa wibruje od śmiechu.
- Jesteś uparta jak cholera, wiesz? –
Zmusił mnie, żebym na niego spojrzała. Zignorowałam jego rozbawienie i
podeszłam do walizki, obok której leżało kilka ubrań. Miał już spakowaną
bieliznę i kosmetyki oraz kilka par spodni i koszulek. – Co ty robisz? – Usiadł
na podłodze obok mnie, przyglądając się mi jak składam jego błękitną koszulę i
wkładam do walizki.
- Pakuję cię. – Wzruszyłam ramionami.
– Idź się umyć, ja dokończę. – Napotkałam jego wzrok i niemal zachłysnęłam się
powietrzem, widząc wyraz jego twarzy. Patrzył się na mnie z taką miłością jak
nikt nigdy w moim życiu.
- Jesteś pierwszą osobą, która mnie
pakuje – zachichotał i przeniósł swój wzrok na podłogę, chcąc ukryć swoje
zawstydzenie. – Nawet jako dziecko nie pozwalałem nikomu tego robić.
- Dlaczego? – Odłożyłam ubrania na
bok i chwyciłam dłonie szatyna.
- Nie wiem. – Ściągnął brwi
intensywnie myśląc. – Chyba byłem wtedy zbyt perfekcyjny. Bałem się, że coś nie
będzie leżało tam gdzie ja chcę. – Pokręcił głową dając mi jasny znak, że nie
chce kontynuować tej rozmowy. – Wezmę prysznic – oznajmił i wyszedł z
garderoby. Zagryzłam zawstydzona wargę tym, że on bez problemu się przede mną
otwiera. Wiedziałam o jego tajemnicach, ojcu i przeszłości, a on nie wiedział o
mnie nic. Nie byłam wobec niego fair nawet przez sekundę od mojego powrotu
tutaj.
Skończyłam pakowanie i położyłam się
do łóżka. Justin szybko dołączył do mnie, oplatając swoje dłonie wokół mojej
talii i cmokając w ramie.
***
Coś wybudziło mnie ze snu, ale przez
kilka dobrych sekund nie potrafiłam zlokalizować bodźca. Dopiero gdy otworzyłam
oczy, zorientowałam się, że to Justin gładzi mój policzek. Uśmiechnął się i
nachylił, żeby pocałować mnie w usta.
- Dzień dobry.
- Nie umyłam zębów. – Skrzywiłam się,
a szatyn wtulił twarz w moją szyję, składając tam drobne pocałunki. – Justin –
jęknęłam – spóźnimy się na samolot.
- Mamy czas. – Nie przerwał swoich
czynności. Wsunął dłonie pod moją koszulę nocną i bawił się gumką majtek.
- Chcę wziąć prysznic. – Powiedziałam
ostro i złapałam go za nadgarstki. Spojrzał na mnie w szoku, a ja jęknęłam,
kiedy uświadomiłam sobie jak sukowato się zachowałam. – Przepraszam. –
Zagryzłam wargę zawstydzona. Usiadłam i zarzuciłam dłonie na ramiona Justina,
całując go w policzek. – Zachowałam się jak małpa.
- Nie mów tak o sobie. – Objął mnie
dłonią w talii i odgarnął włosy z twarzy. – Chcesz najpierw zjeść śniadanie?
Mogę tu przynieść.
- Wezmę prysznic i zejdę na dół. –
Ponownie pocałowałam go w policzek gdy wyswobodziłam się z jego uścisku i
podeszłam do torby w której były moje ubrania. – Kiedy mamy samolot?
- Za dwie i pół godziny mamy być na
lotnisku. – Skierował się w stronę wyjścia. – Jestem na dole. – Gdy zamknął za
sobą drzwi, wypuściłam nagromadzone powietrze w płucach. Byłam zirytowana przez
moje wcześniejsze zachowanie. Justin nie zasłużył sobie na takie traktowanie.
Boisz
się oświadczyn.
Cholernie się boję. Nie będę
potrafiła mu odmówić bo to złamie mu serce.
Gdy
się dowie, że go okłamywałaś, też złamiesz mu serce.
Nerwowo przeczesałam włosy i weszłam
do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, założyłam czarne, dresowe spodnie, białą
koszulkę na ramiączkach, szarą bluzę i czarny pikowany bezrękawnik. Włosy
zostawiłam rozpuszczone, nie robiłam też makijażu ze względu na długą podróż.
Justin stał oparty o blat kuchennej szafki
i czytał coś na smartfonie. Pocierał brodę i zagryzał wargę, nie zwracając na
mnie uwagi. Wzięłam porcję owsianki, która stała na blacie, dodałam orzechów i
suszonych owoców. Nie chciałam mu przerywać lektury, więc w milczeniu zajęłam
miejsce na stołku barowym i zaspokoiłam swój głód. Justin schował swój telefon
do kieszeni spodni, gdy skończyłam jeść śniadanie. Podeszłam do niego i
cmoknęłam go w usta na co mruknął zadowolony.
- Kocham cię – szepnęłam, chcąc
wynagrodzić mu… sama nie wiem co. Obdarzył mnie czułym spojrzeniem, a we mnie
wezbrało poczucie winy. – Zdążę wypić kawę? – Szybko chciałam znaleźć zastępczy
temat niż nasze uczucia. Justin spojrzał na zegarek na swoim nadgarstku, który
wskazywał kilka minut po ósmej.
- Masz pól godziny do wyjazdu. –
Uśmiechnęłam się zadowolona i przygotowałam dla siebie kawę pół na pół z
mlekiem. Wypiłam ją w milczeniu, siedząc obok szatyna i oglądając poranne
wydanie wiadomości. Widziałam jak mężczyzna sprawdza w telefonie pogodę, więc z
zaciekawieniem zerknęłam na smartfon przez jego ramię.
- Unawatuna? – Spojrzałam zdziwiona
na Justina nim ten zdążył wyłączyć wyświetlacz. Jęknął niezadowolony, że jego
niespodzianka wyszła na światło dzienne. – Jedziemy na Sri Lankę? – Uniosłam
brwi zaskoczona.
- Nie cieszysz się? – Zagryzł
policzek. Jechaliśmy do Azji, miejsca o którym nawet nie marzyłam, a on wątpi w
to, że się cieszę.
- Ja… Myślałam, że polecimy do Europy
i… - przerwałam, widząc, że mina Justina rzednie coraz bardziej. – Jak możesz
myśleć, że się nie cieszę! – pisnęłam, rzucając się na szatyna, przez co
położył się na kanapie. Wpiłam się w jego usta, a on jęknął przeciągle. Ścisnął
moje pośladki, a ja zachichotałam gdy dał mi klapsa.
- Kiedyś dostanę przez ciebie
palpitacji serca – mruknął, dając mi znak żebym z niego zeszła. Usiadłam obok,
a szatyn wstał z kanapy. – Musimy już jechać. – Zerknął na zegarek, a ja z
podekscytowania klasnęłam w dłonie. Założyłam trampki na które Justin spojrzał
niezadowolony, ale nie komentował swojego wyboru bo sam na stopach miał adidasy.
Wjechaliśmy osobnym wjazdem na płytę
lotniska, gdzie stał prywatny samolot szatyna. Przywitał się z pilotem i razem
ze mną wszedł na pokład. Była to miła odmiana od ostatniego razu, gdy ignorował
moją osobę, a my spędziliśmy lot nie tak jak bym tego chciała. Gdy zajęliśmy
miejsca obok siebie od razu podeszła do nas wysoka stewardesa proponując coś do
jedzenia. Razem z Justinem nie byliśmy głodni, więc ta szybko się ulotniła.
Justin’s POV
Spojrzałem na Adeline, która wygodnie
drzemała w swoim fotelu. Przed nami jeszcze ponad dwanaście godzin lotu, a ja
nudziłem się jak cholera. Chodziłem po pokładzie w jedną i drugą stronę co
chwila zerkając na niebo. Stresowałem się jak cholera, chciałem, żeby wszystko
wypadło jak najlepiej. Nie wiedziałem czy domek spodoba się Adeline. Może
wolałaby pokój w hotelu?
Nadal nie wierzyłem, że jest obok.
Chciałem ją mieć dla siebie już teraz. Cholera, pierścionek zaręczynowy ciążył
w mojej kieszeni jakby ważył sto kilo. Nie wiedziałem czy to odpowiedni moment
na oświadczyny, czy to wszystko nie będzie dla niej zbyt szybko, ale musiałem
spróbować. Czekałem tylko na odpowiedni moment.
- Zaraz wydepczesz dziurę. –
Odwróciłem się gwałtownie, słysząc jej chichot. Podszedłem do niej nie mogąc
się powstrzymać. Kucnąłem przed nią i pocałowałem obie dłonie. Patrzyła na mnie
z delikatnie rozchylonymi wargami, mrugając wolno powiekami, będąc wciąż
zaspaną.
- Masz na coś ochotę? – Ściągnęła
brwi niezadowolona gdy zająłem miejsce obok niej.
- Nie jestem głodna. – Szybko
znalazła się na moich kolanach, wodząc palcem po kawałku odsłoniętego torsu
przez koszulkę w serek. – Ale mam ochotę na ciebie – wymruczała wprost do moich
ust. Zassała dolną wargę, spoglądając na mnie spod rzęs.
Czysta
perfekcja.
Jęknąłem gdy zaczęła kręcić swoim tyłkiem,
chcąc pobudzić mojego przyjaciela do życia. Niczego bardziej nie żałowałem jak
tego, że przy zamówieniu tego samolotu nie kazałem zrobić oddzielnego
pomieszczenia z sypialnią.
- W każdej chwili tutaj może ktoś
wejść – jęknąłem, gdy krew zaczynała pulsować w moim kutasie. Blondyna usiadła
na mnie okrakiem, a jej ruchy stały się bardziej posuwiste.
- I tak przychodzą tylko wtedy, kiedy
ich zawołasz – mruknęła, wsuwając dłonie pod moją koszulkę. – Poza tym –
zakręciła biodrami w taki sposób, że samej sobie sprawiła przyjemność, a jej
ciało przeszedł dreszcz – nie zaszkodzi gdy zmyję z twarzy tej czarnej
uśmieszek gdy na ciebie spogląda. – Przejechała językiem po mojej szyi i
zassała płatek.
- Jesteś zazdrosna – zaśmiałem się.
- Troszeczkę – mruknęła. Spojrzałem
na jej sterczące sutki przez materiał opinającej koszulki. Akurat kurwa dzisiaj
musiała założyć koronkowy stanik.
- Masz być cicho. – Wziąłem ją na
ręce i rzuciłem na kanapę, która była ustawiona wzdłuż samolotu. Zachichotała
gdy niemal zszarpałem spodnie z jej nóg. Przylgnąłem ustami do kobiecości blondyny
i zamknąłem oczy rozkoszując się smakiem. Chciałem z nią pogrywać tak jak ona
robiła to ze mną, dlatego za każdym razem gdy była blisko przechodziłem
pocałunkami na jej brzuch.
- Justin – jęknęła. – Proszę. – Mój
kutas zapulsował na dźwięk jej skomlenia. Spojrzałem na jej zaróżowione
policzki, które były prawie takiego samego koloru jak jej cipka.
Słabe
porównanie Bieber.
Przywarłem do ust Adeline i
wyciągnąłem swojego przyjaciela. Westchnąłem zadowolony gdy znalazłem się w jej
wilgotnym wnętrzu. Poruszałem się szybko chcąc dorównać jej zbliżającemu się
orgazmowi. Kurczyła się na mnie coraz bardziej intensywnie i doszedłem niemal w
tej samej chwili gdy jej ciało przeszły spazmy przyjemności.
- Jesteś niewyżyta – zachichotałem
gdy doprowadziłem najpierw siebie, a później ją do porządku. Pocałowała mnie w
ramie uśmiechając się.
- Po prostu musiałam spełnić moją
senną fantazję jak pieprzysz mnie na tej kanapie. – Zagryzła policzek, a mój
kutas niemal ponownie obudził się do życia, gdy z jej ust padło pieprzyć się. – Czasami jestem
niegrzeczną dziewczynką – wyszeptała do mojego ucha gdy stewardessa weszła do
pomieszczenia z dwoma talerzami spaghetti. – Dziękuję. – Adeline zwróciła się
do kobiety, a ja nadal siedziałem w zupełnym szoku na kanapie.
Czy
to ta sama nieśmiała blondyna? Wyhodowałeś sobie seksualne zwierzę Bieber.
- Zamawiałaś jedzenie? – Ściągnąłem
brwi zdzwiony.
- Kiedy byłeś w toalecie. – Wzruszyła
ramionami. – Ten lot sprawił, że jestem głodna – powiedziała, unosząc
prowokacyjnie brew. Nie odpowiedziałem, tylko w ciszy zjedliśmy posiłek. Przez
resztę lotu oglądaliśmy filmy, albo rozmawialiśmy o jakiś błahych sprawach.
Po wyjściu z samolotu, przywitało nas
pełne słońce i temperatura bliska trzydziestu stopni.
- Ale tutaj jest pięknie! – Adeline
klasnęła w dłonie, rozglądając się dookoła. Miała rację, widok stąd był
przepiękny. Mieliśmy doskonały widok na dzikie jezioro, które otoczone było
przez gęsty las. Punktualnie podjechało pod nas zamówione auto, które miało
zawieść nas do wynajętego domku.
Po godzinie drogi zatrzymaliśmy się
obok białego domku na odludziu. Mieliśmy doskonały widok na morze Lakkadiwskie.
Chwyciłem nasze walizki, które po chwili przechwycił ode mnie lokaj. W domku
czekała na nas misa świeżych owoców i butelka mojego ulubionego szampana Krug Clos d'Ambonnay.
Uśmiechnąłem się widząc zachwyt na
twarzy mojej kobiety. Podszedłem do niej i przyciągnąłem do siebie. Uśmiech
rozpromieniał jej twarz, kiedy patrzyła na krajobraz za oknem.
- Podoba ci się? – Dopiero po
dłuższej chwili skupiła na mnie swój wzrok.
- Jest cudownie – westchnęła.
Położyła dłoń na moim policzku i czule pocałowała w usta. Zamknąłem oczy chcąc
napawać się tym uczuciem. Nadal nie wierzyłem w to, że jest obok. Nie
wierzyłem, że mogę ją w każdej chwili objąć i pocałować.
- Wszystko dla ciebie skarbie –
powiedziałem wprost do jej ust. Spojrzałem na lokaja, który zrozumiał moją
aluzję bez słów i ulotnił się z domku. Zacząłem całować ją łapczywie nie
pozwalając zaczerpnąć tchu. Musiałem ją posiąść w tej chwili.
Adeline’s POV
Obudziłam się obolała po kilku
rundach seksu z Justinem, kiedy słońce zachodziło. Właśnie jego promienie mnie
obudziły, więc jak najszybciej zasłoniłam rolety chcąc uchronić szatyna przed
natarczywym światłem. Wzięłam szybki prysznic i założyłam krótką, zieloną
sukienkę na cienkich ramiączkach z dość głębokim dekoltem. Nałożyłam delikatny
makijaż i wiązane sandałki na stopy. Szatyn kręcił się w kuchni ubrany w beżowe
spodenki, biały podkoszulek i błękitną koszulę. Na stopach miał japonki.
Uśmiechnął się do mnie, kiedy wyszłam z łazienki.
- Wyglądasz cudownie. – Cmoknął mnie
w usta. – Nie masz stanika? – Spojrzał niezadowolony na moje piersi, kiedy
usiadłam na stołku barowym.
- Nie potrzebuję go do tej sukienki.
– Wzruszyłam ramionami.
- Chcesz tak wyjść na miasto? –
Wymachiwał jabłkiem, które trzymał w dłoni.
- Jesteś zazdrosny? – Założyłam
dłonie na piersiach, jeszcze bardziej podkreślając brak biustonosza.
- Nie mam ochoty patrzeć jak inny
faceci molestują cię wzrokiem – mruknął, wychodząc obrażony w kuchni. Zatrzymał
się dopiero na tarasie, który wychodził na plażę. Stał oparty o barierkę,
wpatrując się w zachód słońca.
- Jesteś zazdrosny – zaśmiałam się
przyklejając się do jego boku. – Ale nie zmienię sukienki. Tylko w taki upał
moje piersi mogą być swobodne. – Zaczęłam go przedrzeźniać.
- Twoje piersi mogą być swobodne w
naszym łóżku, a nie na ulicy. – Spojrzał wymownie na mój dekolt.
- Wiesz o tym, że nie założę
biustonosza? – Uniosłam brwi do góry. Justin westchnął ciężko, oplatając
ramiona wokół mnie.
- Wiem. – Spojrzał w górę. – Ale nie
zdziw się gdy na każdym kroku będę podkreślał, że jesteś moja.
- Ale ja lubię kiedy podkreślasz, że jestem twoja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz