piątek, 24 lutego 2017

30. Wyspa.

Wychodząc z gabinetu szefa niemal pisnęłam z radości. Tak jak się spodziewałam, kiedy wpłynął do niego mój wniosek o urlop od razu mnie do siebie wezwał. Po długich negocjacjach niemal wybłagałam u niego całe dwa tygodnie.
Ja: Udało się! Od jutra mam wolne :)
Wysłałam w windzie wiadomość do Justina i głośno westchnęłam. Zdawałam sobie sprawę z tego, że będę teraz czujna i przewrażliwiona bo szatyn planował mi się oświadczyć, a ja nie wiedziałam czy jestem w stanie mu wyznać całą prawdę.
Może nigdy się jej nie dowie?
Szybko wyrzuciłam sobie ten beznadziejny pomysł z mojej głowy. Chociaż na świecie można znaleźć miliony małżonków którzy ukrywają przed sobą wiele ważnych spraw.
Miałaś taka nie być.
Justin: Jutro rano wylecimy. Zostanę w pracy do późna, nie czekaj na mnie.
Przemierzając długi korytarz do mojego biura, odczytałam wiadomość. Wchodząc do działu handlowego, szybko ogarnęłam wzrokiem pracowników i na szczęście każdy robił to co do niego należało. Musiałam wszystko zostawić dzisiaj w idealnym porządku, żeby mieć jak najmniej pracy po powrocie.
Ja: Zacznę pakować swoje rzeczy w mieszkaniu. Jeżeli nie zastaniesz mnie w mieszkaniu, nie martw się :) Najprawdopodobniej padłam zmęczona na kanapie.
Odłożyłam telefon i zaczęłam przeglądać nadsyłane mi na bieżąco raporty. Rozesłałam też wiadomości do moich najbliższych pracowników, planując im pracę na kolejne dwa tygodnie i zaznaczając, że mogą się ze mną kontaktować tylko w nagłych wypadkach.
Justin: Może Jacob ci pomoże? Nie chcę spać bez ciebie.
Uśmiechnęłam się na jego słowa.
Ja: Nie fatyguj go. Obiecuję ci, że wrócę.
Justin: To rozumiem :) Gdyby coś się działo, zawsze możesz do mnie zadzwonić kochanie. Odbiorę każdy twój telefon i przyjadę jak najszybciej.
Mimowolnie przewróciłam oczami na jego troskę. Widocznie miał chwilę przerwy bo od razu odpisywał na moje wiadomości.
Ja: Będę pakować pudła, a nie budować dom. Nie martw się o mnie.
Justin: Zawsze się o ciebie martwię.
Nie odpisałam. Wpadłam w wir pracy i nawet nie zauważyłam, kiedy minęła moja pora lunchu. Kupiłam jedną z ostatnich kanapek w sklepiku na dole, gdy burczenie w brzuchu nie dawało mi spokoju. Wracając do biura odebrałam kilka ważnych papierów i wiadomości od recepcjonistki na dole. Do końca pracy pozostały dwie godziny, a ja miałam wrażenie, że z każdą chwilą przybywa obowiązków. Potarłam skronie, popijając kawę z mlekiem, starając się znaleźć błąd w cyferkach na ekranie.
- Przesyłka do pani. – Moja asystentka weszła bez pukania do środka. Spojrzałam na nią zdziwiona, a ona jakby czytając mi w myślach, wzruszyła ramionami. – Nie wiem od kogo.
- Dziękuję. – Chwyciłam ją, kiedy położyła mi na biurku. Obejrzałam z każdej strony, a gdy kobieta wyszła, zaczęłam ją odpakowywać. Chwyciłam niewielką karteczkę, która leżała na wierzchu i od razu rozpoznałam pismo Justina.
Mogę ci kupować prezenty, kiedy tylko zapragnę.
Zagryzłam wargi, kiedy rozdzierałam papier. Moim oczom ukazała się gustowna, czerwona bielizna. Odruchowo zacisnęłam uda przypominając sobie wczorajszy wieczór z Justinem. Dla pewności schowałam ją do torebki, żeby ustrzec przed wścibskimi spojrzeniami.
Wyjątkowo wyszłam z pracy punktualnie o piątej. Rzadko mi się to zdarzało na początku tygodnia. Przeważnie musiałam zostawać po czasie z powodu nadmiaru obowiązków. W drodze do domu pojechałam do marketu. Kupiłam kilka papierowych i plastikowych pudeł oraz trochę produktów na dzisiejszą kolację. W mieszkaniu zrzuciłam z siebie szpilki i opadłam zmęczona na kanapę. Przebrałam się w dresy i przygotowałam szybki posiłek. Przypomniało mi się o prezencie Justina i tym razem postanowiłam do niego zadzwonić. Odebrał po kilku sygnałach.
- Jesteś zajęty? – Powiedziałam pierwsza. Usłyszałam jakieś głosy, które szybko ucichły.
- Coś się stało? – Coś trzasnęło, a później zaszumiało. Tak jakby wchodził albo wychodził z pomieszczenia.
- Chciałam ci tylko podziękować za prezent. – Zagryzłam wargi. – Jest śliczna.
- Po prostu chcę cię w niej zobaczyć – jęknął. Poczułam jak na mojej twarzy pojawiają się rumieńce. – Przyjadę dzisiaj po ciebie do mieszkania. Nie chcę żebyś wracała sama w taką pogodę. – Na dworze zaczął padać śnieg i jego obawy były uzasadnione. Bezpieczniejsza będzie podróż wielkim jeepem niż moim małym autem.
- Będę na ciebie czekać. Przygotować ci coś do jedzenia? – Zaśmiałam się na myśl, że zaczynam się zachowywać jak moja babcia.
- Siebie. – Wypalił, a ja mimowolnie jęknęłam. – Chyba ktoś tutaj jest napalony – zachichotał.
- Zamknij się – warknęłam. – Zobaczymy kto będzie się śmiał za osiem dni.
- A co będzie za osiem dni?
- Okres. – Mimowolnie wzruszyłam ramionami. Usłyszałam przeciągły jęk Justina. – Jeden zero dla mnie.
- Przez tydzień nie wyjdę z ciebie. Bądź gotowa – mruknął.
Chyba przegrałam.
- Nie masz przypadkiem czegoś do roboty?
- Właśnie trwa spotkanie z którego wyszedłem bo do mnie zadzwoniłaś – zaśmiał się. – Powinienem już wracać.
- Czekam na ciebie. – Rozłączyłam się. Oddychałam ciężko przez rozmowę z erotycznym podtekstem. Jego obietnica sprawiła, że gdyby teraz tutaj wszedł już od razu zadbałabym o to, żeby nie wychodził ze mnie od dzisiaj.
Zostawiłam dla Justina porcję kurczaka z warzywami i zabrałam się za pakowanie. Westchnęłam ciężko bo kompletnie nie wiedziałam co ze sobą zabrać.
Ja: Dokąd lecimy?
Stukałam nerwowo w podłogę oczekując na odpowiedź Justina.
Justin: Niespodzianka ;)
Ja: Nie wiem co zabrać…
Justin: Przygotuj się na dość wysokie temperatury.
Zaśmiałam się z jego dwuznacznej odpowiedzi. Czyli jechaliśmy gdzieś gdzie będzie ciepło. Spakowałam kilka sukienek letnich, koszulki i krótkie spodenki jednak wzięłam też trochę cieplejszych i eleganckich ubrań. Kiedy wpakowałam kosmetyki i buty zaczęłam przekładać kolejne rzeczy do pudeł. Ku mojemu zdziwieniu, spakowałam wszystko co chciałam zabrać do mieszkania Justina. Na sam koniec przełożyłam wszystkie papiery do jednego plastikowego pudła i w kuchni czekałam na mężczyznę. Zastanawiałam się czy moja przeprowadzka do niego to dobry pomysł. Miałam zachować swoje mieszkanie, jednak wspólne życie to pewnego rodzaju deklaracja.
Prawie jak oświadczyny.
Umyłam naczynia, aby pozbyć się kpiących ze mnie samej myśli. Punkt o dziesiątej dwadzieścia ktoś zadzwonił do drzwi. Spojrzałam przez wizjer i mimowolnie się uśmiechnęłam widząc Justina. Szatyn wszedł do mieszkania i zaraz po zamknięciu drzwi, złączył nasze usta. Smakował gumą do żucia i tytoniem co bardzo mi się podobało.
- Musiałem zapalić bo inaczej wybiłbym cały zarząd. – Oparł swoje czoło o moje, kiedy wsunęłam dłonie pod jego rozpięty płaszcz.
- Odgrzeję ci kurczaka z warzywami. – Pociągnęłam go za rękę do kuchni. Podgrzałam danie w piekarniku i postawiłam przed nim, sama udając się do sypialni. Wzięłam niewielką torbę z ubraniami i kosmetykami na jutro oraz walizkę.
- Już wszystko spakowałaś? – Justin stał przy górze pudeł, która piętrzyła się w rogu mieszkania. Postawiłam walizkę razem z torbą przy drzwiach wyjściowych i podeszłam do mężczyzny, przytulając się do jego boku. Byłam strasznie zmęczona dzisiejszym dniem i marzyłam o śnie.
- Kiedy wrócimy możemy to wszystko zabrać. Zostało kilka rzeczy, ale pewnie nie będą mi potrzebne. – Wzruszyłam ramionami.
- Poproszę Jacoba żeby to przewiózł. – Podeszliśmy do wieszaka i szatyn pomógł założyć mi puchową kurtkę.
- Nie fatyguj go – mruknęłam, kiedy rozbawiony obwijał moją szyję szalikiem. – Sami sobie damy radę.
- Przesadzasz Adeline – westchnął niezadowolony. – Płacę mu za takie rzeczy, musisz przywyknąć, że pewnych rzeczy nie musisz już robić. – Chwycił moją torbę i walizkę. Zeszliśmy na dół, gdzie zaparkował jeepa.
- Czuję się jakbym go wykorzystywała.
- Nie wykorzystujesz. – Odjechał spod mojego mieszkania. Na drodze nie było zbyt wiele aut, pewnie ze względu na kiepską pogodę. – Płacę mu. Poza tym – przerwał, kiedy zatrzymał się na skrzyżowaniu, żeby upewnić się, że nic nie jedzie – czy ty byś się czuła wykorzystywana, gdybyś była moją sekretarką i poprosił cię o kawę? – Uniósł jedną brew do góry i spojrzał na mnie przelotnie.
- Nie wiem. – Wzruszyłam ramionami. – Raczej nie.
- No właśnie.
Resztę drogi rozmawialiśmy o jutrzejszym planie dnia. Nasz lot miał trwać prawie dziewiętnaście godzin co nieco mnie przeraziło. Szatyn oczywiście nie chciał zdradzić gdzie mnie zabiera. W penthouse Justin wykonał jeszcze kilka telefonów, a ja w tym czasie brałam prysznic. Po wyjściu z łazienki znalazłam go w garderobie gdy pakował swoją walizkę. Oparłam się o framugę drzwi, a kiedy ziewnęłam przeciągle, Justin uniósł swój wzrok na mnie. Wstał i podszedł do mnie. Objął moją twarz dłońmi i cmoknął mnie w usta, delikatnie się uśmiechając.
- Idź spać, miałaś ciężki dzień. – Pogładził skórę pod moimi oczami. Mimowolnie się w niego wtuliłam bo nie potrafiłam tego nie robić gdy stał trzydzieści centymetrów ode mnie.
- Poczekam na ciebie – mruknęłam w jego koszulę. Poczułam jak jego klatka piersiowa wibruje od śmiechu.
- Jesteś uparta jak cholera, wiesz? – Zmusił mnie, żebym na niego spojrzała. Zignorowałam jego rozbawienie i podeszłam do walizki, obok której leżało kilka ubrań. Miał już spakowaną bieliznę i kosmetyki oraz kilka par spodni i koszulek. – Co ty robisz? – Usiadł na podłodze obok mnie, przyglądając się mi jak składam jego błękitną koszulę i wkładam do walizki.
- Pakuję cię. – Wzruszyłam ramionami. – Idź się umyć, ja dokończę. – Napotkałam jego wzrok i niemal zachłysnęłam się powietrzem, widząc wyraz jego twarzy. Patrzył się na mnie z taką miłością jak nikt nigdy w moim życiu.
- Jesteś pierwszą osobą, która mnie pakuje – zachichotał i przeniósł swój wzrok na podłogę, chcąc ukryć swoje zawstydzenie. – Nawet jako dziecko nie pozwalałem nikomu tego robić.
- Dlaczego? – Odłożyłam ubrania na bok i chwyciłam dłonie szatyna.
- Nie wiem. – Ściągnął brwi intensywnie myśląc. – Chyba byłem wtedy zbyt perfekcyjny. Bałem się, że coś nie będzie leżało tam gdzie ja chcę. – Pokręcił głową dając mi jasny znak, że nie chce kontynuować tej rozmowy. – Wezmę prysznic – oznajmił i wyszedł z garderoby. Zagryzłam zawstydzona wargę tym, że on bez problemu się przede mną otwiera. Wiedziałam o jego tajemnicach, ojcu i przeszłości, a on nie wiedział o mnie nic. Nie byłam wobec niego fair nawet przez sekundę od mojego powrotu tutaj.
Skończyłam pakowanie i położyłam się do łóżka. Justin szybko dołączył do mnie, oplatając swoje dłonie wokół mojej talii i cmokając w ramie.
***
Coś wybudziło mnie ze snu, ale przez kilka dobrych sekund nie potrafiłam zlokalizować bodźca. Dopiero gdy otworzyłam oczy, zorientowałam się, że to Justin gładzi mój policzek. Uśmiechnął się i nachylił, żeby pocałować mnie w usta.
- Dzień dobry.
- Nie umyłam zębów. – Skrzywiłam się, a szatyn wtulił twarz w moją szyję, składając tam drobne pocałunki. – Justin – jęknęłam – spóźnimy się na samolot.
- Mamy czas. – Nie przerwał swoich czynności. Wsunął dłonie pod moją koszulę nocną i bawił się gumką majtek.
- Chcę wziąć prysznic. – Powiedziałam ostro i złapałam go za nadgarstki. Spojrzał na mnie w szoku, a ja jęknęłam, kiedy uświadomiłam sobie jak sukowato się zachowałam. – Przepraszam. – Zagryzłam wargę zawstydzona. Usiadłam i zarzuciłam dłonie na ramiona Justina, całując go w policzek. – Zachowałam się jak małpa.
- Nie mów tak o sobie. – Objął mnie dłonią w talii i odgarnął włosy z twarzy. – Chcesz najpierw zjeść śniadanie? Mogę tu przynieść.
- Wezmę prysznic i zejdę na dół. – Ponownie pocałowałam go w policzek gdy wyswobodziłam się z jego uścisku i podeszłam do torby w której były moje ubrania. – Kiedy mamy samolot?
- Za dwie i pół godziny mamy być na lotnisku. – Skierował się w stronę wyjścia. – Jestem na dole. – Gdy zamknął za sobą drzwi, wypuściłam nagromadzone powietrze w płucach. Byłam zirytowana przez moje wcześniejsze zachowanie. Justin nie zasłużył sobie na takie traktowanie.
Boisz się oświadczyn.
Cholernie się boję. Nie będę potrafiła mu odmówić bo to złamie mu serce.
Gdy się dowie, że go okłamywałaś, też złamiesz mu serce.
Nerwowo przeczesałam włosy i weszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, założyłam czarne, dresowe spodnie, białą koszulkę na ramiączkach, szarą bluzę i czarny pikowany bezrękawnik. Włosy zostawiłam rozpuszczone, nie robiłam też makijażu ze względu na długą podróż.
Justin stał oparty o blat kuchennej szafki i czytał coś na smartfonie. Pocierał brodę i zagryzał wargę, nie zwracając na mnie uwagi. Wzięłam porcję owsianki, która stała na blacie, dodałam orzechów i suszonych owoców. Nie chciałam mu przerywać lektury, więc w milczeniu zajęłam miejsce na stołku barowym i zaspokoiłam swój głód. Justin schował swój telefon do kieszeni spodni, gdy skończyłam jeść śniadanie. Podeszłam do niego i cmoknęłam go w usta na co mruknął zadowolony.
- Kocham cię – szepnęłam, chcąc wynagrodzić mu… sama nie wiem co. Obdarzył mnie czułym spojrzeniem, a we mnie wezbrało poczucie winy. – Zdążę wypić kawę? – Szybko chciałam znaleźć zastępczy temat niż nasze uczucia. Justin spojrzał na zegarek na swoim nadgarstku, który wskazywał kilka minut po ósmej.
- Masz pól godziny do wyjazdu. – Uśmiechnęłam się zadowolona i przygotowałam dla siebie kawę pół na pół z mlekiem. Wypiłam ją w milczeniu, siedząc obok szatyna i oglądając poranne wydanie wiadomości. Widziałam jak mężczyzna sprawdza w telefonie pogodę, więc z zaciekawieniem zerknęłam na smartfon przez jego ramię.
- Unawatuna? – Spojrzałam zdziwiona na Justina nim ten zdążył wyłączyć wyświetlacz. Jęknął niezadowolony, że jego niespodzianka wyszła na światło dzienne. – Jedziemy na Sri Lankę? – Uniosłam brwi zaskoczona.
- Nie cieszysz się? – Zagryzł policzek. Jechaliśmy do Azji, miejsca o którym nawet nie marzyłam, a on wątpi w to, że się cieszę.
- Ja… Myślałam, że polecimy do Europy i… - przerwałam, widząc, że mina Justina rzednie coraz bardziej. – Jak możesz myśleć, że się nie cieszę! – pisnęłam, rzucając się na szatyna, przez co położył się na kanapie. Wpiłam się w jego usta, a on jęknął przeciągle. Ścisnął moje pośladki, a ja zachichotałam gdy dał mi klapsa.
- Kiedyś dostanę przez ciebie palpitacji serca – mruknął, dając mi znak żebym z niego zeszła. Usiadłam obok, a szatyn wstał z kanapy. – Musimy już jechać. – Zerknął na zegarek, a ja z podekscytowania klasnęłam w dłonie. Założyłam trampki na które Justin spojrzał niezadowolony, ale nie komentował swojego wyboru bo sam na stopach miał adidasy.
Wjechaliśmy osobnym wjazdem na płytę lotniska, gdzie stał prywatny samolot szatyna. Przywitał się z pilotem i razem ze mną wszedł na pokład. Była to miła odmiana od ostatniego razu, gdy ignorował moją osobę, a my spędziliśmy lot nie tak jak bym tego chciała. Gdy zajęliśmy miejsca obok siebie od razu podeszła do nas wysoka stewardesa proponując coś do jedzenia. Razem z Justinem nie byliśmy głodni, więc ta szybko się ulotniła.

Justin’s POV
Spojrzałem na Adeline, która wygodnie drzemała w swoim fotelu. Przed nami jeszcze ponad dwanaście godzin lotu, a ja nudziłem się jak cholera. Chodziłem po pokładzie w jedną i drugą stronę co chwila zerkając na niebo. Stresowałem się jak cholera, chciałem, żeby wszystko wypadło jak najlepiej. Nie wiedziałem czy domek spodoba się Adeline. Może wolałaby pokój w hotelu?
Nadal nie wierzyłem, że jest obok. Chciałem ją mieć dla siebie już teraz. Cholera, pierścionek zaręczynowy ciążył w mojej kieszeni jakby ważył sto kilo. Nie wiedziałem czy to odpowiedni moment na oświadczyny, czy to wszystko nie będzie dla niej zbyt szybko, ale musiałem spróbować. Czekałem tylko na odpowiedni moment.
- Zaraz wydepczesz dziurę. – Odwróciłem się gwałtownie, słysząc jej chichot. Podszedłem do niej nie mogąc się powstrzymać. Kucnąłem przed nią i pocałowałem obie dłonie. Patrzyła na mnie z delikatnie rozchylonymi wargami, mrugając wolno powiekami, będąc wciąż zaspaną.
- Masz na coś ochotę? – Ściągnęła brwi niezadowolona gdy zająłem miejsce obok niej.
- Nie jestem głodna. – Szybko znalazła się na moich kolanach, wodząc palcem po kawałku odsłoniętego torsu przez koszulkę w serek. – Ale mam ochotę na ciebie – wymruczała wprost do moich ust. Zassała dolną wargę, spoglądając na mnie spod rzęs.
Czysta perfekcja.
Jęknąłem gdy zaczęła kręcić swoim tyłkiem, chcąc pobudzić mojego przyjaciela do życia. Niczego bardziej nie żałowałem jak tego, że przy zamówieniu tego samolotu nie kazałem zrobić oddzielnego pomieszczenia z sypialnią.
- W każdej chwili tutaj może ktoś wejść – jęknąłem, gdy krew zaczynała pulsować w moim kutasie. Blondyna usiadła na mnie okrakiem, a jej ruchy stały się bardziej posuwiste.
- I tak przychodzą tylko wtedy, kiedy ich zawołasz – mruknęła, wsuwając dłonie pod moją koszulkę. – Poza tym – zakręciła biodrami w taki sposób, że samej sobie sprawiła przyjemność, a jej ciało przeszedł dreszcz – nie zaszkodzi gdy zmyję z twarzy tej czarnej uśmieszek gdy na ciebie spogląda. – Przejechała językiem po mojej szyi i zassała płatek.
- Jesteś zazdrosna – zaśmiałem się.
- Troszeczkę – mruknęła. Spojrzałem na jej sterczące sutki przez materiał opinającej koszulki. Akurat kurwa dzisiaj musiała założyć koronkowy stanik.
- Masz być cicho. – Wziąłem ją na ręce i rzuciłem na kanapę, która była ustawiona wzdłuż samolotu. Zachichotała gdy niemal zszarpałem spodnie z jej nóg. Przylgnąłem ustami do kobiecości blondyny i zamknąłem oczy rozkoszując się smakiem. Chciałem z nią pogrywać tak jak ona robiła to ze mną, dlatego za każdym razem gdy była blisko przechodziłem pocałunkami na jej brzuch.
- Justin – jęknęła. – Proszę. – Mój kutas zapulsował na dźwięk jej skomlenia. Spojrzałem na jej zaróżowione policzki, które były prawie takiego samego koloru jak jej cipka.
Słabe porównanie Bieber.
Przywarłem do ust Adeline i wyciągnąłem swojego przyjaciela. Westchnąłem zadowolony gdy znalazłem się w jej wilgotnym wnętrzu. Poruszałem się szybko chcąc dorównać jej zbliżającemu się orgazmowi. Kurczyła się na mnie coraz bardziej intensywnie i doszedłem niemal w tej samej chwili gdy jej ciało przeszły spazmy przyjemności.
- Jesteś niewyżyta – zachichotałem gdy doprowadziłem najpierw siebie, a później ją do porządku. Pocałowała mnie w ramie uśmiechając się.
- Po prostu musiałam spełnić moją senną fantazję jak pieprzysz mnie na tej kanapie. – Zagryzła policzek, a mój kutas niemal ponownie obudził się do życia, gdy z jej ust padło pieprzyć się. – Czasami jestem niegrzeczną dziewczynką – wyszeptała do mojego ucha gdy stewardessa weszła do pomieszczenia z dwoma talerzami spaghetti. – Dziękuję. – Adeline zwróciła się do kobiety, a ja nadal siedziałem w zupełnym szoku na kanapie.
Czy to ta sama nieśmiała blondyna? Wyhodowałeś sobie seksualne zwierzę Bieber.
- Zamawiałaś jedzenie? – Ściągnąłem brwi zdzwiony.
- Kiedy byłeś w toalecie. – Wzruszyła ramionami. – Ten lot sprawił, że jestem głodna – powiedziała, unosząc prowokacyjnie brew. Nie odpowiedziałem, tylko w ciszy zjedliśmy posiłek. Przez resztę lotu oglądaliśmy filmy, albo rozmawialiśmy o jakiś błahych sprawach.
Po wyjściu z samolotu, przywitało nas pełne słońce i temperatura bliska trzydziestu stopni.
- Ale tutaj jest pięknie! – Adeline klasnęła w dłonie, rozglądając się dookoła. Miała rację, widok stąd był przepiękny. Mieliśmy doskonały widok na dzikie jezioro, które otoczone było przez gęsty las. Punktualnie podjechało pod nas zamówione auto, które miało zawieść nas do wynajętego domku.
Po godzinie drogi zatrzymaliśmy się obok białego domku na odludziu. Mieliśmy doskonały widok na morze Lakkadiwskie. Chwyciłem nasze walizki, które po chwili przechwycił ode mnie lokaj. W domku czekała na nas misa świeżych owoców i butelka mojego ulubionego szampana  Krug Clos d'Ambonnay.
Uśmiechnąłem się widząc zachwyt na twarzy mojej kobiety. Podszedłem do niej i przyciągnąłem do siebie. Uśmiech rozpromieniał jej twarz, kiedy patrzyła na krajobraz za oknem.
- Podoba ci się? – Dopiero po dłuższej chwili skupiła na mnie swój wzrok.
- Jest cudownie – westchnęła. Położyła dłoń na moim policzku i czule pocałowała w usta. Zamknąłem oczy chcąc napawać się tym uczuciem. Nadal nie wierzyłem w to, że jest obok. Nie wierzyłem, że mogę ją w każdej chwili objąć i pocałować.
- Wszystko dla ciebie skarbie – powiedziałem wprost do jej ust. Spojrzałem na lokaja, który zrozumiał moją aluzję bez słów i ulotnił się z domku. Zacząłem całować ją łapczywie nie pozwalając zaczerpnąć tchu. Musiałem ją posiąść w tej chwili.

Adeline’s POV
Obudziłam się obolała po kilku rundach seksu z Justinem, kiedy słońce zachodziło. Właśnie jego promienie mnie obudziły, więc jak najszybciej zasłoniłam rolety chcąc uchronić szatyna przed natarczywym światłem. Wzięłam szybki prysznic i założyłam krótką, zieloną sukienkę na cienkich ramiączkach z dość głębokim dekoltem. Nałożyłam delikatny makijaż i wiązane sandałki na stopy. Szatyn kręcił się w kuchni ubrany w beżowe spodenki, biały podkoszulek i błękitną koszulę. Na stopach miał japonki. Uśmiechnął się do mnie, kiedy wyszłam z łazienki.
- Wyglądasz cudownie. – Cmoknął mnie w usta. – Nie masz stanika? – Spojrzał niezadowolony na moje piersi, kiedy usiadłam na stołku barowym.
- Nie potrzebuję go do tej sukienki. – Wzruszyłam ramionami.
- Chcesz tak wyjść na miasto? – Wymachiwał jabłkiem, które trzymał w dłoni.
- Jesteś zazdrosny? – Założyłam dłonie na piersiach, jeszcze bardziej podkreślając brak biustonosza.
- Nie mam ochoty patrzeć jak inny faceci molestują cię wzrokiem – mruknął, wychodząc obrażony w kuchni. Zatrzymał się dopiero na tarasie, który wychodził na plażę. Stał oparty o barierkę, wpatrując się w zachód słońca.
- Jesteś zazdrosny – zaśmiałam się przyklejając się do jego boku. – Ale nie zmienię sukienki. Tylko w taki upał moje piersi mogą być swobodne. – Zaczęłam go przedrzeźniać.
- Twoje piersi mogą być swobodne w naszym łóżku, a nie na ulicy. – Spojrzał wymownie na mój dekolt.
- Wiesz o tym, że nie założę biustonosza? – Uniosłam brwi do góry. Justin westchnął ciężko, oplatając ramiona wokół mnie.
- Wiem. – Spojrzał w górę. – Ale nie zdziw się gdy na każdym kroku będę podkreślał, że jesteś moja.
- Ale ja lubię kiedy podkreślasz, że jestem twoja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz